Wywiady
"Spróbujmy w końcu załatwić coś sami"
Jest jednym z najbardziej lubianych polskich aktorów. Jako rodowity góral często i chętnie mówi też o swojej wierze. 9. grudnia był gościem krakowskiego seminarium w ramach cyklu " Ich areopag wiary". Z Piotrem Cyrwusem rozmawia Michał Henkel.
M.H.: Podobno na Podhalu nie ma niewierzących.
P.C.: Chyba tak… no chyba ze, chyba ze (śmiech). Nie chciałbym jednak oceniać wiary innych, bo też w pewnym momencie swojego życia zrozumiałem, że ta wiara to jestem ja i Pan Bóg. Nikt mnie nie będzie oceniał, z żadnym wujkiem Staszkiem nie pójdę do Pana Boga po śmierci, żeby mnie tam wybielił. Czasem pewnie wydaje się nam, że będziemy się do nieba dostawać hurtowo ale nie, to we mnie jest cząstka Boga, z którą wierzę, że kiedyś się połączę.
M.H. Pytam, bo przecież wiara górali jest „modelowa” i tradycjna.
P.C.: I taka też musi być, dlatego podziwiam ludzi, którzy mają właśnie taką religijność. Pamiętam, gdy jako młody ministrant służyłem do siedmiu Mszy św. w tygodniu a potem do trzech w niedzielę i jeszcze gdzieś tam po drodze były nieszpory czy Gorzkie Żale. Kiedyś śmiałem się, że już nadrobiłem bardzo dużo tych mszy, bo taki był układ, nasz ksiądz zapisywał i do dziś mam w uszach ten poranny śpiew osób, które przychodziły do mojej rodzinnej parafii w Waksmundzie. Nigdy nie zastanawiałem się jaka jest jakość ich wiary, dziś jednak wiem, że była ona bardzo głęboka.
M.H. W czym wiara pomaga aktorowi?
P.C.: Pomaga mi znaleźć jakąś platformę, przede wszystkim ze sobą kiedy musze się zmagać z różnymi opcjami literackimi, wyobraźnią twórców. Ta wiara pozwala mi przyjść do domu, poczytać Pismo Święte, pomyśleć o tym, wprowadza pewną normalność, że jestem tu na miejscu.
M.H.: Katolik powinien codziennie czytać Pismo Święte?
P.C.: Staram się zaglądać do niego raz dziennie choć nie zawsze tak było, kiedyś, gdy jeździłem na Oazy, to często bawiliśmy się z kolegami, by zagiąć naszych księży w jakichś nieścisłościach Biblii, jej absurdzie czy braku logiki. Po prostu tego nie rozumieliśmy, ale też chyba trafialiśmy na dobrych kapłanów, którzy pomimo głupich pytań zadawanych po raz setny, cierpliwie na nie odpowiadali.
M.H.: Piotr Cyrwus modli się przed wyjściem na scenę?
P.C.: Jak piłkarz przed wyjściem na boisko, od pewnego czasu mam coś takiego, że w czasie premiery jeśli dobrze przepracowałem ten czas kosztem rodziny czy bliskich mówię: Panie Boże tyle straciłem, to teraz mi pomóż, żeby ta premiera wyszła.
M.H.: Doświadczył Pan Bożego Miłosierdzia?
P.C.: Mam już 54 lata więc doświadczam go wielokrotnie, jeżeli wierzę i chodzę do spowiedzi, to każde odpuszczenie grzechów już jest doświadczeniem Bożego Miłosierdzia. Bóg odpuszcza mi grzechy bezgranicznie. Któryś ksiądz na rekolekcjach powiedział kiedyś, że wymazuje je gumką. To my długo nie możemy sobie poradzić z naszymi przewinieniami wobec bliźnich i Pana Boga. Myślę, że to bardzo ważne szczególnie dla młodych ludzi, bo wtedy człowiek wiele rzeczy postrzega bardzo radykalnie, czarno-biało i często młodzi ludzie nie potrafią sobie wybaczyć. Tym, którzy wierzą, może jest łatwiej ale też niekoniecznie.
M.H.: Czyli chce Pan zaapelować do młodych o miłosierdzie?
P.C.: Nie chciałbym być jakimś mentorem, bo od momentu, gdy zgodziłem się na to spotkanie modlę się do Ducha Świętego bym przypadkiem nie wygłosił żadnej herezji (śmiech). Taka jest też moja wiara i zawsze w takich momentach mówię: Duchu Święty powiem to co powiem, mam nadzieję, że nikt przeze mnie nie straci wiary, a wspaniale by było jakby ktoś się w niej umocnił.
M.H.: Co tak naprawdę znaczy dziś: świadczyć o wierze?
P.C.: To właśnie jest najtrudniejsze, tym bardziej jeżeli jest się człowiekiem popularnym. Ks. prof. Tischner często narzekał, że gdy jest na bankiecie zawsze robią mu zdjęcia na tle kieliszków. Niestety takie są czasy, że jeżeli ja pochwalę się, że jestem wierzący to zaraz gdzieś poluje się na mnie, by mi udowodnić, że jednak się potknąłem i cierpię z tego powodu, że przez każde moje potknięcie oddalam się od Pana Boga i czasem krzywdzę innych ludzi. Myślę, że w dzisiejszych czasach ważne jest to, by nie być tym młyńskim kołem, które ciągnie drugiego człowieka do złego ale starać się pokazać, że na świecie jest dobro.
M.H.: Dobro i wiara nie są dziś zbyt medialne.
P.C.: Dlaczego? Jeśli będziecie mówić, że nie są, to nie będą, a ja właśnie uważam, że są. Nie pamiętacie czasów, gdy naprawdę były niemedialne. To my mamy czynić je medialnymi, nikt za nas tego nie zrobi, żaden rząd ani minister kultury, to nasze zadanie, choć jest ciężkie. Pamiętam gdy z jednym z wydawnictw robiliśmy spektakl o św. Faustynie, to nie zainteresował się nim żaden ksiądz! Świeccy, którzy go oglądali byli zachwyceni no i na tym to polega, że my katolicy lubimy nawracać wierzących i narzekamy, że nikt nam nic nie załatwi. Spróbujmy w końcu załatwić coś sami i powoli, nie przerażajmy się, że to nie jest „światowe”. To już z kolei nie nasze zadanie.