Wywiady
"Tylko Chrystus może nas pocieszyć"
Tego dnia stykamy się z inną Boską rzeczywistością. Bo choć pochylamy się nad tajemnicą śmierci, myślimy o życiu wiecznym. Do tego skłania nas uroczystość Wszystkich Świętych. Z ks. Stanisławem Basistą, kapelanem Cmentarza Rakowickiego w Krakowie rozmawia Michał Henkel
M.H.: Wiara w życie po śmierci obecna jest praktycznie w każdej religii świata, mimo to śmierć wciąż napawa nas przerażeniem.
S.B.: Wszystkie religie w jakiś sposób dają odpowiedź na życie po śmierci, nawet religie pierwotne często zajmowały się duszami zmarłych, które np. według animizmu pozostają w tym świecie w różnych przedmiotach i zjawiskach. Boimy się śmierci, bo to wielka niewiadoma. Wiele spośród przedstawień pochowków zmarłych w rozmaitych religiach świadczy jednak o tym, że człowiek miał, ma i pewnie będzie miał do końca przekonanie, że istnieje życie po śmierci, że nie jest tak, że z chwilą śmierci wszystko się absolutnie kończy i rozpada.
M.H.: Chrześcijanin wierzy w zmartwychwstanie, a mimo to nawet jeśli słyszy, że zmarły jest teraz szczęśliwy, to nie do końca chce się z tym zgodzić.
S.B.: Tak, dlatego, że przeżycie śmierci dla bliskich czy nawet dla znajomych jest czymś absolutnie wyjątkowym. Często nasze zachowania nie świadczą o tym, że to nas nie obchodzi, natomiast wypieramy to. Jest z tym związanych tak wiele trudnych przeżyć, z którymi rodzina musi się uporać, że to wszystko zasłania nam całą istotę. Już św. Paweł mówił, że widzimy jakby niejasno. Łaską Boską jest to, że dawniej ludzie przygotowywali się do śmierci i rzeczywiście pożądaną śmiercią była ta, z pożegnaniem najbliższych i uporządkowaniem spraw doczesnych. Dzisiaj często jest tak, że ludzie wolą śmierć nagłą, a często jest tak, że wtedy to najbliżsi najbardziej cierpią, bo żałoba jest zawsze w nas wpisana. Możemy nie nosić jej zewnętrznych oznak, ale do ludzi powraca pustka po stracie i trwa czasem wiele lat.
M.H.: Do wszystkich Jezus mówi jednak: "W domu Ojca mego jest mieszkań wiele."
S.B.: Stosunek Chrystusa do śmierci i tych, którzy przeżywają żałobę jest jednoznaczny, widziemy jak pociesza matkę opłakującą śmierć syna, ale i wskrzesza Łazarza. Wpierw pociesza jednak siostry opłakujące brata. Jezus przychodzi nie w momencie, w którym mógłby zapobiec jego śmierci, ale żeby mógł dokonać się ten wielki znak. Wszystkie cuda są znakami jego mocy, ale nie są na zawołanie, tylko po to, żeby pokazać, że jest Panem śmierci. Często w modlitwie wiernych modlimy się za tych, którzy zostają tu na ziemi, bo tak naprawdę tylko Jezus może ich pocieszyć. Dlatego też coraz częściej ludzie w czasie pogrzebów proszą o nieskładanie konodolencji, bo pocieszenia szukają w Chrystusie. On też uwalnia od lęku przed śmiercią i może to uczynić, choć nie zdejmie z nas wszystkiego, bo sam przeszedł drogę konania. To coś co nas pociąga a równocześnie budzi lęk, to tajemnica, której w tym życiu nie jesteśmy w stanie zgłębić.
M.H.: Tego dnia modlimy się również do tych, którzy już zostali zbawieni, prosimy o ich wstawienictwo.
S.B.: Właściwie prosimy Boga, poprzez tych, którzy osiągnęli już pełnię przewidzianą dla człowieka. Nasi bracia protestanci dają za wzór świętych jako doskonałych, żyjących wiarą, a u nas jest jeszcze intercessio - wstawiennictwo, i w to wierzymy. Stąd do kanonizacji jest wymagany cud, czyli widoma, wyraźna interwencja Boga poprzez osobę świętą.
M.H.: Nad grobami naszych bliskich myślami uciekamy chyba jednak głównie do nich.
S.B.: W tych dniach nasza pamięć kieruje się ku tym, których losu jeszcze do końca nie znamy. Kościół mówi, że człowiek po śmierci może być, albo od razu zbawiony, albo musi być oczyszczony w ogniu Bożej miłości. Stąd nasza modlitwa za zmarłych. W taki naturalny sposób święci trochę nam schodzą na bok, bo choć mamy przyjaciół wśród świętych, to myślimy o naszych najbliższych, którzy już nie żyją; rodzicach, braciach, siostrach. Czasami przyjdzie nam na myśl ktoś, kto potrzebuje naszej modlitwy. Są takie sytuacje jak u słynnego trapisty - Thomasa Mertona. Wspominał, że jego zmarły ojciec stanął w pokoju i choć nic nie powiedział, to jego obecność prześwietliła całe jego życie i była impulsem do nawrócenia. Po ludzku są nam bliżsi ci, którzy niedawno odeszli, bo to wszystko wciąż jest świeże.
M.H.: Wielu z nas o swoich bliskich zmarłych mówi, że byli święci już za życia, choć przecież nie trafili na ołtarze.
S.B.: Oczywiście, bo wszystkich nie można kanonizować. Fizycznie dla Kościoła byłoby to niemożliwe. Protestatnci od początku są przekonani o zbawieniu tych, których żegnają, dlatego nie mają szczególnej modlitwy za zmarłych. W Kościele prawosławnym kanonizacje również są rzadsze i raczej spontaniczne. W Kościele katolickim wielu starożytnych świętych po soborze zostało trochę zapomnianych. Za czasów Jana Pawła II pojawiło się jednak bardzo wielu nowych świętych i to ze wszystkich stanów - mamy świętych małżonków, samotnych jak Edmund Bojanowski. Każdy może zatem znaleźć sobie swoich orędowników, ale wszystkich do chwały ołtarzy nie wyniesiemy i chyba dobrze, że tak jest.