Felietony
Łaska pańska
…na pstrym koniu jeździ. Któż nie słyszał o tym przysłowiu? Łaska pańska, rzecz jasna, jest do bólu konkretna - inaczej nikt nie zawracałby sobie nią głowy. Wiąże się z nią słodycz przywilejów, smak apanaży i grantów, intratne stanowiska, zaproszenia do studiów telewizyjnych i dobre recenzje w największych tytułach prasowych. Mało kogo stać na to, aby nią wzgardzić - pokazać, że ma się zasady.
Ceną, jaką trzeba zapłacić za „łaskę pańską”, jest giętki kręgosłup (aby oddać hołd komu potrzeba, a zarazem nie zginać go w sytuacji, gdy jest to niepoprawne politycznie lub w danym momencie niepożądane), dobry wzrok i słuch (aby z daleka dostrzec i usłyszeć, gdzie można zyskać profity i z kim warto trzymać), no i oczywiście posiadanie chorągiewki, która pozwoli szybko zorientować się, skąd wieje wiatr. Tak naprawdę zasada dotyczy wszystkich, nie tylko wybrańców narodu, celebrytów czy artystów - ma zastosowanie do wielkich i małych, młodych i starych, świeckich i duchownych. Jest stara jak świat. Dwór był zawsze. Pragnienia sławy, pieniędzy, zaszczytów, znaczenia stawały się usprawiedliwieniem wszelkich łajdactw. Problemem dzisiejszych czasów jest to, iż owe odwieczne przywary natury ludzkiej dziś przybrały postać zorganizowanej struktury.
Szambo się rozlało
Kilka dni temu fala krytyki dosięgła Natalię Niemen za jej występ na konwencji wyborczej Andrzeja Dudy, kandydata PiS na urząd prezydenta RP. Zabolało! Ponieważ zabrakło argumentów merytorycznych, tradycyjnie rozpoczął się zmasowany hajt „ad personam”. Czegóż tam nie było! Zarzucono jej, że jako upadająca gwiazdka chce się polansować politycznie, jest „nawiedzoną wariatką”, „wypowiada się w tonie kaznodziei”, jest dewotką, ma „mózg zlasowany ideologią religijną”. Jak sama powiedziała, przyjmując zaproszenie, zaryzykowała. Dlaczego? Nie identyfikuje się z żadną partią, ale ma poglądy konserwatywne i tradycyjne. Sama zresztą mówiła o tym w trakcie wywiadu udzielonego stacji ATM: „Jesteśmy tutaj, bo wspieramy osoby, które całym sercem swoim słowem, postępowaniem i swoimi, jak sądzę, zamierzeniami serca pragną, aby w naszej Polsce cały czas trwały, nie umierały, kwitły, wzrastały wartości tradycyjne. Wartości takie, jak Bóg. Ale żywy Bóg, nie tylko taki, który jest (jak) namalowany obrazek przed kościołem. Ale Ten, który naprawdę mieszka w sercu. Jeśli człowiek mu na to pozwoli, Bóg zamieszka w sercu - nie inaczej. Rodzina - drugi punkt. Cóż jeszcze? Honor. W takiej kolejności. A wtedy ojczyzna jest pełna piękna, dobra i tej siły, której na świecie pomalutku, pomalutku zaczyna brakować”.
Tego krytycy, piejący na co dzień z zachwytu nad twórczymi wynurzeniami Czesława Mozila, Marii Peszek czy Macieja Maleńczuka, nie byli już w stanie zdzierżyć. Ich fani również. Szambo się rozlało. Dostało się Natalii Niemen nie tylko za udział w konwencji, ale też za występy na koncertach muzyki religijnej, za to, że dzieli się swoją wiarą, doświadczeniem mocy Bożego słowa, pokazuje jak Jezus ją zmienił. Za krytykę pomysłów adopcji dzieci przez homoseksualistów, równościowych programów edukacyjnych , pigułki „dzień po”, nihilizmu w kulturze europejskiej. Nawet za słynny już koncert w opolskim amfiteatrze w 2013 r., kiedy zaśpiewała piosenkę „Dziwny jest ten świat” - przy pomocy elektronicznego kolażu - ze swoim ojcem Czesławem Niemenem.
Zabolało, że swój występ na konwencji PiS zakończyła słowami: „Zostańcie z Bogiem! I pamiętajcie, człowiek bez Jezusa Chrystusa w sercu zawsze będzie na straconej pozycji! Chrystusa w sercu wam życzę”. Dla wielu to była niewyobrażalna potwarz i ciemnogród do kwadratu!
Człowiek pogryzł psa!
Ciekawe, że kiedy krytykowano Natalię Niemen za naruszenie granicy sztuka - polityka, zapanowała powszechna amnezja w kwestii udziału znanych osób w politycznych manifestacjach w całkiem nieodległej przeszłości. Jakoś nikomu nie przeszkadzała tam obecność Andrzeja Wajdy (i jego szczere wyznanie nt. „zaprzyjaźnionych z partią rządzącą mediów”), Daniela Olbrychskiego, Andrzeja Grabowskiego. - Ale oni byli po słusznej stronie - zauważą Państwo. I będziecie mieli stuprocentową rację! Natalia Niemen stanęła po niewłaściwej stronie. I jeszcze ośmieliła się mówić o zasadach. Tego mainstream tak łatwo nie przebacza! Ekspiacja jest możliwa (czytelnicy zapewne pamiętają kajania osób, którym zdarzyło się coś nieopatrznie „chlapnąć” np. na gejów, a potem na kolanach - na wizji! - przepraszać za swoją nielewomyślność), ale wymaga wielkiej pokory i pełnego „nawrócenia” na polityczną poprawność.
Zasady nie są dziś w modzie. Człowiek z zasadami pachnie naftaliną. Jest śmieszny, „nie nadąża”, ma „mózg zlasowany ideologią religijną”. Po prostu średniowiecze i „wąsaty Janusz z Podkarpacia!” Takich się do studiów telewizyjnych nie zaprasza, nie napisze o nich „Pudelek”, nie sadza się ich przed kamerami w telewizji śniadaniowej. Nie są atrakcyjni. Nie jest ciekawy facet, który 30 lat żyje z jedną żoną (i jest z nią szczęśliwi), a tym bardziej odrazą napawa kobieta, która realizuje się jako matka, gospodyni - opiekunka domowego ogniska. Są do bólu przewidywalni i nie czują, skąd wieje wiatr. Bee! Niczym nie są wstanie zaskoczyć przeciętnego przeżuwacza popkultury! A przecież o to dziś chodzi najbardziej. W szkołach dziennikarskich uczy się m.in. takiego konstruowania informacji, które przyciągną widzów/słuchaczy. Np. czy informacja: „Pies pogryzł człowieka!” jest w stanie zatrzymać czyjąkolwiek uwagę? Bzdura. Codziennie setki psów gdzieś na świecie gryzą ludzi. A inna: „Człowiek pogryzł psa?!” To jest to! No więc szuka się takich osób, które „pogryzą” każdego, jeśli choć przez chwilę będą się mogli pogrzać w blasku fleszy. Naplują na orła, krzyż, historię. Flagę wetkną w psią kupę. Wzburzą, wygenerują emocje, ośmieszą, naruszą tabu. A zasady? Komu to jeszcze dziś potrzebne? Czy na pewno?
Duma i honor!
Ktoś ma normalną rodzinę. Jest szczęśliwy, nie podąża za koniunkturą, ale kieruje się w życiu zasadami, w które wierzy: wiernością, szlachetnością, honorem, prawdą. Mówi o nich innym. Czy taki nudziarz skupi na sobie uwagę innych? Wątpię. Może pogardzanych „prawicowych” oszołomów. Ale ci są „pod kreską”, czemu niedawno dało wyraz ministerstwo kultury, totalnie ignorując (podczas przyznawania dotacji) kilka konserwatywnych pism i jednocześnie nobilitując lewaków. Rzecz w tym, że ludzi z zasadami jest dużo. Ale w powszechnym przekazie są niewidzialni. Jakaś (niestety znaczna) część populacji, wychowywana w bezideowych szkołach, w rodzinach, które skupiły się na gonitwie za kasą, potrzebną do spłacania niespłacalnych „frankowych” kredytów, pozostająca na poziomie medialnego analfabetyzmu, nie czytająca książek i niezdolna do analizy rzeczywistości wykraczającej swoimi ramami poza treść „niusów” lokowanych na przesuwających się żółtych paskach telewizji informacyjnych, powoli dorasta do wizji świata, gdzie zasad nie ma. Dlatego takim szokiem były proste słowa Natalii Niemen. Może nawet wyrzutem sumienia! Cieszy fakt, że medialni hajterzy zostali „przykryci czapkami” przez ludzi, dla których stały się one ważne. O czymś istotnym przypomniały. To daje nadzieję.
Zamiast pointy
Chętnych do tego, aby wrzucić g… w wentylator, nie zabraknie. Sikających swego czasu do zniczy na Krakowskim Przedmieściu zapraszano potem do tefałenowskich studiów i przystrajano w glorię bohaterów. Z tego jest kasa. Plujący na groby bohaterów, „matka małej Madzi”, „artyści” znani z tego, że są znani, reżyserzy i aktorzy w pogoni za uznaniem i nagrodami bezczeszczący pamięć Polaków, obrotowi politycy, duchowni, co to są gotowi palić Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek przychodzą i znikają tak nagle, jak się pojawili. Nigdy nie dorosną do klasy Danuty Szaflarskiej, która niedawno świętowała swoje setne urodziny, formatu rotmistrza Pileckiego czy „Inki”, odwagi ks. Popiełuszki. Ci ostatni oddali życie za to, że mieli zasady - i nie sprzedali się, wzgardzili „łaską pańską”, choć musieli za to zapłacić najwyższą cenę. Wierzę mocno, że ich pamięć przetrwa. I że w ostatecznym rozrachunku to ich dziedzictwo zadecyduje, jaka będzie Polska.