Wywiady
„Samarytanie żyją wśród nas"
To ukłon w stronę tych, którzy patrzą sercem. W Archidiecezji Krakowskiej rusza kolejny konkurs z cyklu „Miłosierny Samarytanin roku 2014". Plebiscyt organizowany przez Stowarzyszenie Wolontariat św. Eliasza odbędzie się już po raz jedenasty. Z jego pomysłodawcą, ojcem Stanisławem Wysockim rozmawia Michał Henkel
M.H.: W czasach, kiedy zewsząd bombardowani jesteśmy negatywnymi informacjami, miłosierdziu chyba ciężko się przebić.
S.W.: Chyba tak, powoli zaczyna mijać ten trend cytowania wszędzie św. Jana Pawła II. Przed beatyfikacją, kanonizacją wygodnie było wyciągać różnego rodzaju cytaty. On w zasadzie całe swoje życie poświęcił miłosierdziu, zarówno w codzinnym życiu, jak i poprzez propragowanie naszego Sanktuarium w Łagiewnikach. W "Salvicisi Doloris" cały siódmy rozdział poświęca właśnie postawie samarytańskiej. Mówi też konkretnie, że każdy człowiek, nie tylko wierzący, choć raz w życiu powinien na nowo napisać przypowieść o Miłosiernym Samarytaninie, czyli bezinteresownie zatrzymać się przy cierpieniu, nieszczęściu drugiego człowieka. Dzisiaj, kiedy propaguje się to, co przyjemne, cielesne i materialne wyobraźnia miłosierdzia wymaga więcej. Niemniej jednak jest potężna rzesza ludzi żyjących pośród nas, którzy zasługują na tego typu wyróżnienie, bo są ludźmi szlachetnymi i miłosiernego serca.
M.H.: Miłosierdzie nie jest ani lekkie ani łatwe.
S.W.: Na pewno, to nie jest rzucenie bezdomnemu tej przysłowiowej złotówki, bo to najprostszy sposób, by poczuć się "dobrym" i mieć czyste sumienie. Tu chodzi o zaangażowanie się. I to jest prawdziwe miłosierdzie, ten prawdziwy odruch konkretnej pomocy drugiemu człowiekowi. W czasie świąt zwykle jesteśmy bombardowani akcjami, zbiórkami i koncertami na rzecz biednych i chorych, modna jest filantropia, a przecież miłosierdzie relizuje się każdego dnia, bez świateł reflektorów.
M.H.: Gdzie w takim razie szukać prawdziwych miłosiernych samarytan?
S.W.: Zwracamy się do ludzi, którzy chcą właśnie w ten sposób współpracować z młodzieżą i naszym wolontariatem poszukując miłosiernych samarytan. Kiedy tylko ogłaszamy konkurs z całej Polski naprawdę zaczynają się sypać zgłoszenia, choć teraz po jedenastu latach zależy nam już bardziej na jakości, a nie ilości, chodzi nam o bardziej wymowne gesty. Bo takich sytuacji, że ktoś np. pomaga swojemu sąsiadowi, ufunduje mu paczkę na święta jest naprawdę mnóstwo. To znaczy, że ludzi dobrych mieszkających wokół nas jest naprawdę wielu. Gdy czytam nadsyłane zgłoszenia człowiek się zwyczajnie raduje. Wiadomo, że wybrać możemy tylko jednego, wprawdzie są wyróżnienia, ale statuetka jest tylko jedna, na tym też polega jej prestiż. Do tej pory wręczyliśmy ich zaledwie 22.
M.H.: Sami laureaci uznania jednak nie oczekują.
S.W.: Nie, są autentycznie zaskoczeni i wręcz zawstydzeni, że nagle ni stąd ni zowąd jest wokół nich tyle szumu, mówią, że nie zasłużyli, że to po prostu ich styl życia. Świadectwa, które dają wzruszają całą salę, chyba nawet najtwardszym gdzieś tam łezka popłynie. Gesty miłosierdzia są przeróżne np. Pani Eugenia, która pod swój dach przygarnęła studentkę w ciąży, której wyrzekła się rodzina. W końcu zostawia jej swoje mieszkanie, a sama wyjeżdża na wieś do małej komóreczki. Miłosierdzie nie ma konretnej nazwy czy formy, to są odruchy serca i znajdą ujście, wystarczy tylko rozejrzeć się wokół, bo to ludzie, którzy patrzą sercem.
M.H.: Wyróżnienia przyznawane są w dwóch kategoriach.
S.W.: Pomysł powstał w szpitalu im. Dietla w Krakowie, po to, by pokazać, że ciągle narzekamy na lekarzy, pielęgniarki i służbę zdrowia, a pracując w szpitalu zobaczyłem, że ci ludzie naprawdę się angażują. Czasami struktura i system jest chory i wymaga leczenia, ale nie jego pracownicy. Powstał więc pomysł, by to chorzy pośród personelu szpitala wybierali kogoś, kto swoją pracę traktuje bardziej jak powołanie niż tylko czysty zarobek. Zawsze ktoś może jednak powiedzieć, że lekarz po prostu wykonuje swój zawód, więc rozszerzyliśmy to też na ludzi niezwiązanych z żadną organizacją charytatywną czy wolontariatem, którzy pomagają z odruchu serca jak prawdziwi chrześcijanie. Nie patrzymy jednak na etykiety czy homologacje, wśród laureatów mieliśmy już np. prawosławnego księdza Mitrata z Wrocławia, jak również świeckich, którzy są naprawdę wielkimi społecznikami.
M.H.: Bywa, że nazwiska nominowanych powtarzają się z roku na rok?
S.W.: Tak i to udowadnia nam i kapitule, że swoje świadectwa ludzie napisali poprawnie, bo skoro po pięciu latach wciąż przychodzą zgłoszenia na pierwszego "Miłosiernego Samarytanina" to dowód na to, że ten człowiek nie spoczął na laurach. To jeszcze bardziej utwierdza nas w przekonaniu, że być miłosiernym to styl życia, nie tylko w niedzielę i od święta. To wartości na których to moje życie realizuję i opieram w codzienności trudnej tak, jak dla wszystkich innych. Zgłoszenia się powtarzają, oczywiście nie możemy ponownie przyznać statuetki osobie, która już ją otrzymała, ale kto wie, może za 15 lat wydamy jakiś album, który pokazuje wszystkich laureatów? Młodzież ma wiele pomysłów, zobaczymy.
Jednorazowo można głosować nawet na kilku kandydatów. Zgłoszenia należy przesyłać do 15 lutego na adres: biuro@eliasz.org.pl lub telefoniczne pod numerem (0-12) 263 61 56.