Wywiady
„Trzeba być komandosem Kościoła"
30 sierpnia Salezjański Wolontariat Misyjny Młodzi Światu zaprasza na "Misyjny Dzień Wdzięczności". A jest za co dziękować, w tym roku organizacja świętuje swoje 18- urodziny. Z jej prezesem księdzem Adamem Parszywką rozmawia Michał Henkel.
M.H.: Kiedy w roku 1997 powstawał SWM nikt pewnie nie spodziewał się jak bardzo się rozrośnie.
A.P.: Rzeczywiście, wtedy wydawało się, że to porywanie się z motyką na słońce, że podjęcie takiego wyzwania szczególnie dla młodych jest trochę przesadzone, okazuje się jednak, że młodym trzeba podnosić poprzeczkę wysoko. Młody człowiek lubi wyzwania, w Kościele nie powinniśmy więc bać się powierzyć mu odpowiedzialność, bo nawet jeśli sam pełnię rolę szefa, to tak naprawdę im towarzyszę, to moje zadanie. W wielu dziedzinach mocno mnie przewyższają i podejmują inicjatywę, więc jako salezjanin powinienem uwierzyć, że Duch Święty przemawia przez młodych i osoby świeckie. Wierzyć, że chce, by w Kościele realizowali takie marzenia, które kiedyś wydawały się być zarezerwowane dla osób konsekrowanych-zakonników, zakonnic czy odważnych księży. Okazuje się, że tak nie jest o czym świadczy ponad 360 osób, które wyjechało na misje. Również "Wioski Świata" - projekt, który już na dobre zaaklimatyzował się w Krakowie.
M.H.: Czyli wcale nie tak ciężko przekonać kogoś, by zostawił wszystko i poszedł za Chrystusem.
A.P.: Ciężej było przekonać osoby, które miały im towarzyszyć, najczęściej rodzicom, przekonać ich że to w ogóle jest możliwe, że ich dziecko może zostać misjonarzem. Ciężej było przekonać kapłanów, by uwierzyli, że nawet w mniejszym wymiarze to misja całego Kościoła. Czasami bardzo trudno wyjść z pewnych stereotypów myślenia, które ukształtowało się przez długie lata, że misje są wyłącznie dla supermanów. Oczywiście trudne było również uzyskanie wsparcia finansowego, wiemy, że ludzie młodzi nie dysponują pokaźnym portfelem, ale też pozyskiwanie funduszy stało się częścią formacji. To trudne wyzwanie i z jednej strony starałem się od tego uciekać ale z dugiej strony to oczyszcza intencje, bo człowiek w końcu przekonuje się, że to wcale nie taka łatwa sprawa.
M.H.: Zetknięcie się z zupełnie inną rzeczywistością musi być jednak szokiem.
A.P.: Jest za każdym razem, bo to co widzimy nawet w najlepszych reportażach okazuje się być czymś zupełnie innym. Okazuje się, że często trzeba sobie radzić samemu, trzeba poruszać się w tej rzeczywistości, nawiązywać realne relacje z tymi ludźmi. Mało tego wpływać na zmianę ich myślenia, by ich życie zmieniać na lepsze. Dlatego czasami mówię, że, by podejmować takie wyzwania trzeba być komandosem Kościoła i dobroci. Muszę jednak powiedzieć, że nigdy nie zawiodłem się na młodych ludziach, na ich entuzjaźmie, za co jestem im ogromnie wdzięczny. W Polsce mamy bardzo zdolną i dobrą młodzież, trzeba tylko dać jej odpowiednie pole do działania.
M.H. Przez ten okres SWM zdążył sobie wychować wolontariuszy.
A.P.: Z przyjemnością obserwuję nawet dzieci naszych wolontariuszy, czasami są to rodziny, które powstały i poznały się właśnie w wolontariacie. Dzisiaj już ze swoimi dziećmi przyjeżdżają pewnie z tęsknoty, czy "odgrzewania" pozytywnych marzeń, które było im dane zrealizować. Myślę tutaj między innymi o małżeństwie lekarzy z którymi byłem w Ugandzie w 2001 roku, dziś mają czwórkę dzieci czy Oktawiuszu - ojcu dwójki pociech, było mi dane błogosławić ich związek, chrzcić ich potomstwo. Wierzę, że ich dzieci to nasi najmłodsi wolontariusze, którzy w pewnym momencie do nas zawitają, by kontynuować to zaangażowanie swoich rodziców.
M.H.: Dla nich salezjanie organizują "Misyjny Dzień Wdzięczności".
A.P.: Jest za co dziękować, czasami mówię, że ten, kto dziękuje ten dwa razy prosi, ale chodzi przede wszystkim o wzmacnianie relacji, o to byśmy w tym dniu mogli się nacieszyć sobą. Bardzo często jest tak, że w tym samym czasie ktoś wyjeżdża na misje do Nigerii, inni do Sudanu Południowego, jeszcze inni w kraju pomagają udźwignąć ten ciężar finansowo wspierając misjonarzy. To taka miłość dalekiego zasięgu i to jest piękne, bo to moment kiedy możemy podziękować Bogu za to, że jest nam dane robić coś dobrego. Za to, że możemy, pochylać się nad drugim człowiekiem w myśl Ewangelii, że możemy realizować kolejne plany, studnie czy pomoc dla dzieci, to dla nas największa łaska.
M.H.: Atrakcji będzie co niemiara.
A.P.: Centrum dnia jest oczywiście Eucharystia. Następnie mamy wspólny obiad i koncertowanie, wystąpi zespół New Day i Rafał Boniźniak. Wszystko oczywiście w "Wioskach Świata". Wierzę, że pogoda będzie dobra ale i tak mamy wariant B w razie gdyby zerwała sie jakaś burza. Zapraszam wszystkich tych, którzy kiedyś choćby w najmniejszym stopniu chcieli włączyć się w nasze działania, ale z jakiegoś powodu nie udało im się zaangażować. Wszystkich ludzi dobrej woli, którzy chcą dowiedzieć się jak wygląda praca misyjna osób świeckich.
M.H.: Misji będzie można również posmakować.
A.P.: Zarówno w muzyce jak i potrawach, przede wszystkim afrykańskich. W "Wioskach Świata" organizowany będzie "Globalny Piknik Edukacyjny", będą gry i zabawy dla całej rodziny, również dla najmłodszych - malowanie twarzy w wiosce indiańskiej, gra na bębnach w wiosce afrykańskiej. Będzie też można spotkać salezjańskich wolontariuszy, nie chciałbym jednak zdradzać wszystkiego, bo chcemy też zaskoczyć naszych gości. Na Tynieckiej trzeba się po prostu pojawić.
Szczegółowy program wydarzenia dostępny jest na stronie www.swm.pl lub facebookowym profilu Wolontariatu.