Wywiady
„Walczyli o każdego człowieka do końca"
Polscy franciszkanie będą mieć nowych błogosławionych. Decyzją Papieża Franciszka do chwały ołtarzy już niedługo wyniesieni zostaną Słudzy Boży Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski - męczennicy zamordowani w roku 1991 w Peru. Z Ojcem Janem Marią Szewkiem z krakowskiej prowincji franciszkanów rozmawia Michał Henkel.
M.H.: Wielka radość zapanowała chyba w całej rodzinie braci mniejszych? To już pewne, mamy 2 nowych błogosławionych.
J.SZ.: Wielka radość dla franciszkanów, polskich franciszkanów, krakowskich franciszkanów i dla mnie osobiście, ponieważ O. Zbigniew Strzałkowski był moim katechetą i wicedyrektorem mojej szkoły.
M.H.: To nie onieśmiela?
J.SZ.: Ten dzień ma dla mnie ogromne znaczenie, bo Jana Pawła II, którego czcimy już jako świętego znałem jedynie z telewizyjnego ekranu albo z pielgrzymek we Wrocławiu, Kielcach, Krakowie, Skoczowie a tu będzie wyniesiony na ołtarze człowiek, którego znałem osobiście. To naprawdę coś niesłychanego, tym bardziej, że znała go też moja mama, pamiętam, gdy moja babcia ciężko zachorowała, mama już wtedy przywoływała Sługę Bożego O. Zbigniewa Strzałkowskiego prosząc go o wstawiennictwo. To zachęca, daje jeszcze większą nadzieję na wyproszenie łask.
M.H.: Kim byli O. Zbiegniew Strzałkowski i O. Michał Tomaszek?
J.SZ.: Młodymi misjonarzami, którzy zaledwie 2 lata pracowali w Polsce po święceniach kapłańskich a potem wyjechali do Peru. W wieku zaledwie 31 i 33 lat ponieśli śmierć męczeńską, to naprawdę było coś niesłychanego, że ci, którzy pojechali z Dobrą Nowiną zginęli za to, że głosili Ewangelię Jezusa Chrystusa. Jako franciszkanie pamiętali jednak o tym, że człowiek to istota cielesno-duchowa. Dbali więc o to, by miejscowi ludzie mieli co jeść, rozprowadzali żywność, którą wraz z Caritas udało się sprowadzić w Andy. Próbowali też uczyć profilaktyki, bo ludzie umierali na cholerę, dbali o ujęcia wody, kanalizację, agregat prądotwórczy, który uruchomili w Pariacoto. Stąpali więc na dwóch nogach, troszcząc się o duszę i ciało każdego człowieka, do którego zostali posłani.
M.H.: Mieszkańcy Pariacoto darzyli ich niezwykłą miłością, dali temu wyraz na pogrzebie obydwu zakonników.
J.SZ.: Tak i myślę, że obaj byli już takimi nieoficjalnymi patronami O. Zbigniew - chorych, a O. Michał - dzieci, obaj najmocniej troszczyli się właśnie o nich, a warto zaznaczyć, że w trójkę działali na terenie równym powierzchni Tatr i Podhala! Obsługiwali 72 placówki, czasem docierali do nich na pieszo, bo znajdowały się wysoko w Andach. To byli ludzie, którzy całym sercem i duszą oddali się na służbę Kościołowi i człowiekowi.
M.H.: Dziś wiemy, że takie świadectwo wiary w tamtym regionie było potrzebne.
J.SZ.: Tak, a jeszcze bardziej uświadomili nam to ich zabójcy - terroryści, którzy zostali schwytani, przesłuchani i osądzeni. Oni przyznali dlaczego ich zabili, tłumaczyli, że głosząc pokój, Ewangelię, miłość Boga i do człowieka usypiali rewolucję, tak że miejscowi nie chcieli się do niej dołączyć. Paradoksalnie potwierdzili nam więc to, o czym sami wiedzieliśmy już od dawna, że nasi bracia zginęli za wiarę.
M.H.: Jakich patronów zyskują dziś bracia mniejsci i cały Kościół Powszechny?
J.SZ.: Orędowników u Boga, ale przede wszystkim przykłady do naśladowania, zachętę byśmy tak samo ofiarnie kochali Boga i człowieka, byśmy byli gotowi pójść z Ewangelią nawet tam, gdzie można zginąć. Oni się nie bali, co więcej, gdy terroryści wtargnęli do naszego klasztoru i pojmali naszych braci, chcieli również zabrać postulantów, którzy stawiali tam dopiero pierwsze kroki. O. Zbigniew i O. Michał nie pozwolili na to, bo wiedzieli, że grozi im śmierć. Walczyli o każdego człowieka do końca nie patrząc na siebie, to dla nas kolejny przykład bezinteresownej, ofiarnej miłości.
M.H.: Będą to również pierwsi męczennicy w historii Peru.
J.SZ.: Peru miało już świętych i błogosławionych, byli to spowiednicy, dziewice i męczennice ale wszyscy zmarli śmiercią naturalną. Będą to więc pierwsi peruwiańscy męczennicy, choć polskiego pochodzenia. Dla mieszkańców Peru będzie to również bardzo ważne świadectwo, że Bogu trzeba mówić "Tak" do końca.
M.H.: Papież Franciszek upoważnił Kongregację do wydania dekretu o męczeństwie, co dalej?
J.SZ.: Teraz już czekamy tylko na ogłoszenie terminu beatyfikacji. Bardzo ważne będzie spotkanie naszego prowincjała O. Jarosława Zachariasza, postulatora generalnego franciszkanów Angelo Paleri oraz O. Jarosława Wysoczańskiego z biskupem Chimbote 13-go lutego w celu ustalenia ceremonii beatyfikacji. Cały czas czekamy więc na termin, a później na czas, gdy będziemy już mogli wspominać naszych męczenników. Istotny jest jeszcze jeden wymiar tego wydarzenia, bo oprócz naszych współbraci na ołtarze ma zostać wyniesiony również ks. Alessandro Dordi, który również zginął w Peru z rąk terrosytów. Oprócz tego Ojciec Święty zezwolił także na beatyfikację Sługi Bożego Oscara Arnolfo Romero Gokdamez, Arcybiskupa San Salvador, który jest symbolem walki o prawa człowieka w całej Ameryce Łacińskiej. To jeszcze bardziej podkreśla rangę decyzji Papieża Franciszka.