Solidarność
14 kwietnia – Dzień Osób Bezdomnych
Pani Dominika po latach tułaczki dziś mocno stąpa po ziemi i stwierdza „Jestem panią siebie”. Pan Krzysztof skończył dwa kierunki studiów, a o mieszkaniach wspieranych Dzieła mówi „wybawienie”. Pan Staszek zaczął pracę jako gospodarczy. Łączy ich brak dachu nad głową i to, że w Dziele Pomocy św. Ojca Pio odnaleźli siły, by o siebie zawalczyć. 14 kwietnia obchodzimy ich dzień: Dzień Ludzi Bezdomnych.
To nieformalne święto obchodzono po raz pierwszy w 1996 roku, by zwrócić uwagę społeczeństwa na problemy tych, którym w życiu najtrudniej i przełamać stereotypy krążące wokół osób bez domu. Jak pokazują najnowsze badania Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (luty 2017), w naszym kraju ponad 33 tys. osób nie ma domu – 16,5% tej grupy stanowią kobiety (5497 osób), a 83,5% mężczyźni (27911 osób). Przyczyny bezdomności są różne. Do głównych należy eksmisja, konflikty rodzinne i uzależnienie, do utraty dachu nad głową prowadzi również zły stan zdrowia, zadłużenia, brak pracy czy przemoc domowa. Najwięcej osób bezdomnych jest w przedziale wiekowym 41-60 lat (16 029 osób, w tym kobiety 2 044, mężczyźni 13 985).
14 kwietnia to dobry moment, by podjąć próbę zmierzenia się z krzywdzącymi stereotypami na temat bezdomności i nie oceniać pochopnie, co… – Nie zawsze jest łatwe – przyznaje br. Piotr Kuczaj, posługujący w łaźni Dzieła Pomocy św. Ojca Pio. – Musimy jednak pamiętać, jaką przeszłość mają osoby, które zwracają się do nas o pomoc. Często ich rodzinne domy były pełne przemocy. One nie miały nigdy prawdziwego przyjaciela. Nigdy nie wiesz, jakie małe piekło nosi w sobie twój ubogi brat... – tłumaczy. Warto zatem pamiętać, że:
Bezdomność nie jest wyborem, bo każdy człowiek pragnie mieć dom! STEREOTYP: Bezdomność to wybór.
Alkohol może być jednym z powodów bezdomności, ale NIGDY nie jest jedynym.
STEREOTYP: Wszyscy bezdomni to alkoholicy.
Wiele osób bezdomnych ma pracę! – niestety sezonową i niskopłatną, na tak zwanych „umowach śmieciowych”.
STEREOTYP: Bezdomni nie pracują.
Bezdomność dotyka także osób z wykształceniem średnim, a nawet wyższym.
STEREOTYP: Bezdomni są niewykształceni.
Każda bezdomność to historia, za którą stoi CZŁOWIEK… – Udzielając pomocy osobie bezdomnej pomagamy czyjemuś ojcu, matce, bratu, warto o tym pamiętać – mówi Iwona Surmaj kierownik działu socjalnego Dzieła Pomocy św. Ojca Pio. – Pamiętajmy również, że pomoc to danie MOCY drugiemu człowiekowi... mocy do zmiany, a możliwość zmiany rodzi się wtedy, gdy człowiek ma czas, by przy drugim człowieku się zatrzymać, posłuchać go i spróbować zrozumieć – dodaje.
W Krakowie przebywa ponad 2000 osób bezdomnych. Większość z nich dobrze zna Dzieło Pomocy św. Ojca Pio, które powstało z myślą o ludziach bez domu w 2004 roku. Dzieło prowadzi dwa Centra kompleksowej pomocy. Łaźnia i pralnia w nich działająca, to jedyne miejsce w Krakowie, gdzie najubożsi mogą wziąć ciepły prysznic czy wyprać swoje ubrania. Tu trafiają osoby doświadczające tej najtrudniejszej formy bezdomności – bezdomności ulicznej. I choć czasem chciałoby się pomóc szybko i już – terapia, praca, wynajęcie pokoju to jednak wszystko zależy od tego na co w danym momencie czuje się gotowy człowiek przekraczający próg Dzieła. To osoby bezdomne wyznaczają rytm zmiany. – Zachęcam osoby do nas przychodzące, aby dały sobie pomóc – mówi br. Piotr. – W Dziele prowadzimy osoby bez domu metodą „małych kroków”. Chodzi o proste rzeczy: gdy ktoś przychodzi do łaźni, proszę, aby od razu zapisał się na kolejną kąpiel i dotrzymał terminu. Mówię, że czekam na niego i będę się cieszył, kiedy go znów zobaczę – dodaje. Osoba bezdomna z powodu swoich doświadczeń nie od razu jest zdolna do przyjęcia całego pakietu pomocy oferowanej przez Dzieło. Metodą małych kroków często udaje się przekonać podopiecznych do wizyty u pracownika socjalnego, psychoterapeuty czy doradcy zawodowego, na których pomoc osoby bezdomne również mogą liczyć w Dziele.
Dzięki małym krokom na przód udało się wyjść na życiową prostą między innymi pani Dominice, panu Krzysztofowi i panu Staszkowi:
Skończyłam dobre liceum i studia, zajmowałam wysokie stanowiska. Miałam też rodzinę. Ale wszystko poszło w niepamięć, gdy zostawił mnie mąż. Wtedy pogrążyłam się w depresji. By nie czuć smutku wieczorami wypijałam kilka piw. Powoli, niepostrzeżenie wpadałam w nałóg.
Po rozwodzie nie miałam się gdzie podziać – mieszkanie w którym mieszkałam wcześniej z mężem i dzieckiem należało do rodziny męża. W końcu córka zamieszkała z ojcem, a ja zostałam sama. Bez nadziei, bez wsparcia najbliższych trafiłam na melinę, gdzie nie było prądu ani normalnej łazienki. I tak przez kilka lat trwałam letargu – były dni, kiedy tylko piłam i patrzyłam w okno. Marzyłam, by się stamtąd wyrwać, nie miałam jednak pojęcia dokąd pójść, jakie podjąć kroki. W końcu zdecydowałam się na terapię odwykową. Ale na nic taka terapia, gdy potem wraca się w to samo miejsce, do tych samych ludzi.
Pierwszym światełkiem było prowadzone przez siostry przytulisko, gdzie trafiłam dzięki znajomemu z AA. Znów podjęłam terapię, tym razem skuteczną. W końcu miałam miejsce, do którego mogłam wrócić – gdzie jest prąd, woda i ktoś, komu na mnie zależy.
Siostry skierowały mnie do Dzieła Pomocy św. Ojca Pio. Na początku przychodziłam tylko po lekarstwa antydepresyjne, aż przy kolejnym spotkaniu br. Mariusz podpowiedział mi, jaką jeszcze pomoc można uzyskać w Dziele. I tak spotkałam się z panią Gosią – pracownikiem socjalnym. Za jej poradą zostałam uczestnikiem CIS-u i, co najważniejsze, otrzymałam miejsce w mieszkaniu wspieranym.
Pamiętam, jak po pierwszej nocy spędzonej w nowym miejscu do pokoju wpadło słońce. Wstałam, zrobiłam sobie kawę. Zaczęłam szykować się do pracy. Jak normalny człowiek. Z kranu popłynęła ciepła woda. I wtedy poczułam się naprawdę szczęśliwa.
To niesamowite uczucie, gdy po paru latach tułaczki nareszcie ma się normalny dom! Mając gdzie mieszkać, mogę krok po kroku realizować plan przygotowany na terapii: znaleźć lepszą pracę, starać się o mieszkanie socjalne, na nowo nawiązać relację z córką. Oraz podać dalej otrzymane dobro. W końcu jestem panią samej siebie!
Dominika
Jestem bezdomny od października 2015 roku. Wtedy zostałem eksmitowany z mieszkania… Część mebli nadal czeka na mnie w prowizorycznym magazynie. Nic nie zapowiadało, że moje życie tak się potoczy...
Skończyłem dwa kierunki studiów, pracowałem w działce inwestycyjnej, miałem żonę. W naszym małżeństwie dobrze się układało, doczekaliśmy się syna. Żona niedługo po porodzie wróciła do pracy, a opiekę nad dzieckiem przejąłem ja. Prałem, przewijałem, gotowałem, tak przez 4 lata…
Aż któregoś dnia moja żona oznajmiła, że chce się rozwieść. Zabrała syna i wyprowadziła się, bez podania adresu. Dopiero z pomocą policji udało mi się ustalić, gdzie mieszka mój syn, zacząłem go odwiedzać. Nasze małżeństwo się rozpadło, dostaliśmy rozwód, a ja otrzymałem ustalony przez sąd grafik odwiedzin syna. Niedługo potem stałem się niewypłacalny, komornik zajął moje mieszkanie, znalazłem się na ulicy. Wkrótce po tym miałem poważny wypadek, którego konsekwencją było to, że dostałem orzeczenie o niepełnosprawności.
Po eksmisji jakiś czas zatrzymałem się w domu rodzinnym, ale że mieści się daleko od Krakowa i trudno mi było odwiedzać syna - wróciłem. Przez kilka miesięcy pomieszkiwałem u znajomego, ale wiedziałem, że nie mogę nadużywać jego gościnności. Przeniosłem się do schroniska dla bezdomnych mężczyzn. Trudno mi było się tam odnaleźć… bo stroniłem od używek…
Gdy w lipcu 2016 roku trafiłem do prowadzonego przez Dzieło mieszkania chronionego to było jak wybawienie. Zyskałem spokój psychiczny i czas na unormowanie spraw prawnych i zawodowych. Dziś z panią Kamilą – doradcą zawodowym Dzieła – intensywnie szukam pracy. Dodatkowo staram się o mieszkanie socjalne i wierzę, że kiedyś odświeżę swoje meble z magazynu i je w tym mieszkaniu postawię.
Krzysztof
Kiedy w 2007 roku zmarła moja mama, życie mi się załamało. Miałem wtedy 47 lat a matka była mi najbliższą osobą… Mieszkaliśmy razem i to ja się nią opiekowałem. Po jej śmierci, mówiąc wprost, „popłynąłem”. Przez alkohol straciłem pracę, wkrótce potem dostałem eksmisję. Wylądowałem na ulicy…
Dość szybko udało mi się znaleźć schronienie w noclegowni dla bezdomnych mężczyzn, ale nawet tu sobie podpijałem… Któregoś dnia zostałem „przyłapany” i otrzymałem zakaz pobytu na 2 miesiące, a był to czas Świąt... Wtedy coś we mnie drgnęło. Pomyślałem: „nie może być tak, że ja Święta spędzam na ulicy”. Zacząłem powoli się podnosić. Rok temu trafiłem do Dzieła
Na początku było mi wstyd, bo miałem w pamięci, co „nawywijałem”. Trudno mi było się odnaleźć, bo towarzystwo w Dziele jest inne, przede wszystkim niepijące. To i mnie zmobilizowało do zmiany – od roku nie piję! Co więcej, w Dziele zaproponowano mi udział w Centrum Integracji Społecznej, w którym małymi krokami zacząłem przysposabiać się do podjęcia pracy. Dziś jestem zatrudniony jako pracownik gospodarczy, a po „robocie” wracam do prowadzonego przez Dzieło mieszkania chronionego. Dawni znajomi nie dowierzają w moją przemianę, a ja patrzę w przód, bo przecież, jak wyszło jedno, to następne też się kiedyś uda.
Stanisław