Pod oknem
Abp Marek Jędraszewski: Jest czas zmagania
- Myśmy się nie poddali jako Kościół, jako wspólnota ludzi wierzących, która czuje się odpowiedzialna za Polskę rozumianą na różnych płaszczyznach (...). Jeśli Kościół w Polsce będzie strażnikiem wartości i będzie ich bronił, narażając się także na cierpienia i prześladowania, to nie dojdzie do tego tragicznego zerwania więzów, które ma miejsce między Kościołem a innymi narodami w Europie - mówił podczas spotkania w „Polach Dialogu" przy ul. Stradomskiej abp Marek Jędraszewski w ramach wydarzeń organizowanych przez krakowski oddział Pomocy Kościołowi w Potrzebie.
Spotkanie prowadził redaktor tygodnika „Gość Niedzielny" Bogdan Gancarz oraz opiekun duchowy krakowskiego oddziału tego pisma ks. Ireneusz Okarmus. Początkowe pytania skierowane do metropolity krakowskiego dotyczyły pierwszego roku jego posługi w Kościele krakowskim: które z planów duszpasterskich udało się zrealizować i jakie nadzieje metropolita żywi na przyszłość?
W odpowiedzi arcybiskup wspomniał, że wielokrotnie był i jest pytany o plany i zamierzenia duszpasterskie z jakimi przyjechał do krakowskiego Kościoła, tak jakby miał mieć dokładnie nakreślony scenariusz działania i wyznaczoną dokładną rolę do odegrania.
- A przecież trudno przychodzić do Kościoła, o którym się tylko trochę wie (...). Trudno przychodzić z zewnątrz, mając nakreślony plan działania, a nie znając tego Kościoła od wewnątrz. To jest pewien proces wchodzenia w Kościół, odkrywania jego specyfiki, jego tożsamości, ale także tych wszystkich spraw, które wiążą się z jego codziennym życiem. To jest pewien proces rozumienia nowego Kościoła i znajdowania takich dróg w działalności duszpasterskiej, które sprawią, że ten Kościół będzie żywym Kościołem w ramach Kościoła katolickiego w Polsce, ale przede wszystkim w ramach Kościoła powszechnego. Zatem nie miałem planów, poza jedną rzeczą, żeby jak najszybciej ten Kościół móc poznać i żeby wprowadzić się w jego tradycję a potem, odkrywając jego tożsamość i tradycję, prowadzić ten Kościół tak jak Duch Święty tego oczekuje.
Arcybiskup Jędraszewski zapytany także o diagnozę Kościoła krakowskiego po kilku miesiącach poznawania go stwierdził, że w Polsce nie ma drugiego tak brzemiennego w wydarzenia wielkiej rangi Kościoła jak ten krakowski i to się dzieje ciągle. Zaznaczył, że niewątpliwie do takich wydarzeń zalicza się niedługa beatyfikacja Hanny Chrzanowskiej, a więc wydarzenie nie tylko diecezjalne i ogólnopolskie, ale ważne dla całego Kościoła powszechnego. Metropolita podkreślił zarazem, że w związku z tym istnieje pewne niebezpieczeństwo, mianowicie można by ulec wrażeniu, że wszystko jest wspaniale, Kościół aktywny, żywy i że nie ma żadnych problemów, a to nieprawda. Kościół krakowski ma swoje bogactwo, osiągnięcia, ale i swoje problemy.
Następnie arcybiskup krótko przypomniał historię Polski począwszy od zaborów i podkreślił ogromną rolę Kościoła w tych trudnych czasach niewoli, który był strażnikiem polskiej tożsamości, mowy ojczystej i historii. Podobnie było w czasie wojen światowych i PRL-u.
- To wszystko każe nam z wielkim namysłem patrzeć, jaka powinna być rola Kościoła dzisiaj, kiedy świętujemy stulecie odzyskania niepodległości i kiedy w systemie Polski jako państwa demokratycznego nie może zabraknąć głosu Kościoła jako strażnika moralności i wiary, ale także strażnika polskiej tożsamości.
Prowadzący pytali dalej arcybiskupa Jędraszewskiego na ile zna już naszą diecezję i co za tym idzie, co można by zrobić, żeby pomóc mu jeszcze lepiej tę diecezję poznawać. Metropolita powiedział, że posiada ograniczone możliwości czasowe, bo doba ma tylko 24 godziny. Wspomniał, że prowadzi liczne spotkania z osobami duchownymi i nie tylko. Wyznał także, że coraz częściej jest upominany, że się nie oszczędza i że nie są to już upomnienia żartobliwe.
- Niewątpliwie wielkim wyzwaniem jest problem właściwej opieki nad dziećmi i młodzieżą. Żeby ta duszpasterska opieka ze strony Kościoła nie ograniczała się tylko do nauki dzieci i młodzieży w szkole. Jest paradoksem to, że dwa lata temu były tu Światowe Dni Młodzieży i była ogromna praca z młodzieżą i to wyzwanie Ojca św. Franciszka, żeby założyć buty wyczynowe i zejść ze swojej kanapy, a z drugiej strony już od pierwszych miesięcy mojego pobytu tutaj dochodziły do mnie głosy ze strony młodzieży, która mówiła, że w swojej takiej czy innej parafii drzwi probostwa są zamknięte, że nie ma spotkań, że księża nie mają dla nich czasu. Zatem z jednej strony poważne sygnały, których absolutnie lekceważyć nie można, a z drugiej ta sytuacja domaga się zbiorowego namysłu ze strony księży i katechetów, ale także odpowiedniego działania, by dla młodych mieć czas i serce.
Arcybiskup wspomniał także ostatnie „Dialogi u św. Anny", których tematem było powołanie. W zaprezentowanej sondzie ulicznej nie tylko młode osoby pytane o powołanie mówiły wyłącznie o sobie: liczę się ja i moje marzenia, a powołanie jest sposobem samorealizacji i jeśli po jakimś czasie uznam, że to nie jest moja droga - wybieram następną. Metropolita wyraził niepokój, który wzbudziły w nim te wypowiedzi. - To oczywiście związane jest ze współczesną kulturą indywidualizmu, pewnego egotyzmu, pojawiło także dość modne słowo „selfizmu". Ale pojawia się problem jak to przełamać, by młodzi ludzie usłyszeli głos Boga wołającego do służby drugiemu człowiekowi czy to w małżeństwie czy w życiu kapłańskim, zakonnym czy także poprzez powołanie do życia w samotności będące także życiem w służbie, jak w przypadku Hanny Chrzanowskiej.
Zaznaczył, że w tym miejscu tkwi wielkie wyzwanie duszpasterskie, mające również charakter kulturowy związany z problemem relatywizmu, który zakłada, że każdy sam decyduje o wartościach, które powinny obowiązywać w świecie. Metropolita zwrócił uwagę także na obojętnych ludzi na ulicach, o obojętnym spojrzeniu, ze słuchawkami w uszach. - Pytanie jak do nich dotrzeć z obiektywną a nie subiektywną prawdą, bo obiektywną prawdą jest prawda Ewangelii. Jak mówić im o Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym i to jeszcze tak, żeby oni to zechcieli przyjąć, co więcej mieli odwagę według tego żyć i tworzyć nie atomy w Kościele, ale wspólnotę.
Nawiązując do powyższych słów arcybiskupa, ks. Ireneusz Okarmus wspomniał o problemie występującym na katechezie, gdzie przekaz Ewangelii często spotyka się z odpowiedzią ze strony młodego człowieka: „Ja uważam inaczej. Ja mam inne zdanie i nie będę odbierał niczego, co jest mi narzucone." Niezwykle trudno jest się przez taką postawę przebić. - Całkowicie się z tym zgadzam, ale byłoby błędem sądzić, że wyłącznie ci młodzi są winni temu, że tak myślą i co więcej, że mają odwagę to powiedzieć - podkreślił arcybiskup.
Zwrócił także uwagę, że od jakiegoś czasu wyśmiewane jest w szkole podejście, w ramach którego jego pokolenie było edukowane: „co autor miał na myśli, mówiąc to i to..". - Nie muszę się z nim zgadzać, ale musze starać się zrozumieć, co ten autor chciał powiedzieć, by móc sformułować na to jakąś sensowną odpowiedź. Tymczasem to się ucina. Nieważne co oni chcieli powiedzieć, powiedz co ty w związku z tą wypowiedzią myślisz albo jak ci się wydaje. Jest to destrukcyjne. A robi się z tego pewien ideał demokracji.
Kolejne z pytań dotyczyło tego, jak metropolita ocenia pomoc Kościoła w Polsce na rzecz prześladowanych chrześcijan. Bogdan Gancarz wspomniał także o stereotypowym patrzeniu na tę sprawę przez pryzmat uchodźców, w świetle którego pomoc polskich katolików jest odbierana w niewłaściwy sposób.
Odpowiedź na to pytanie arcybiskup rozpoczął od wyrażenia wielkiego uznania dla pracy i zaangażowania ks. prof. dra hab. Waldemara Cisło dyrektora sekcji polskiej Pomocy Kościołowi w Potrzebie. - Jestem głęboko przekonany, że ksiądz profesor jest wyjątkowo odważnym świadkiem pewnej prawdy o rzeczywistości. Ma odwagę iść przeciwko dyktaturze relatywizmu i temu co się dzisiaj częstokroć nazywa narracją. Nie liczą się fakty obiektywnie sprawdzalne, liczą się pewne narracje, pewne próby narzucenia ludziom jakiejś wizji, wizji budowanej na emocjach, uprzedzeniach, lękach, poprawności politycznej itd. I to sprawia, że z jednej strony mamy uchodźców, którzy przychodzą do nas i u nas szukają zbawienia dla siebie, a równocześnie przeżywają gehennę tej wędrówki ze swoich krajów do Europy. A kolejna narracja, że są takie kraje Europy zupełnie obojętne na ich los, zapatrzone w siebie, w swój egoizm, które nie chcą dostrzec tego, co się naprawdę dzieje. A tymczasem to, co się naprawdę dzieje to jest problem tego, co ma miejsce w Syrii i w Sudanie i w innych krajach, gdzie dochodzi do wojen i niesprawiedliwości.
Metropolita podkreślił, że dzięki temu, że pomoc dociera do potrzebujących na miejscu, obejmuje ona swoim zasięgiem więcej osób. Dodał także, że w świecie nie bierze się pod uwagę głosu miejscowych biskupów, którzy apelują, by nie doprowadzać do ucieczki chrześcijan z tamtych krajów.
Ks. prof. Waldemar Cisło podziękował arcybiskupowi za jego postawę i wyczucie wobec sprawy pomocy poszkodowanym przez wojny i sprawy uchodźców. Potwierdził, że tworzące się korytarze uchodźców przynoszą ogromne zyski pieniężne, a także fakt, że prawie połowa przebywających w obozach dla uchodźców osób deklaruje chęć powrotu do domu, jeśli ktoś pomoże im go odbudować.
Kolejne pytanie związane było z rozważaniem słów kard. Roberta Saraha, który stwierdził, że najbardziej prześladowani w Kościele są chrześcijanie Europy zachodniej, bo zabija się w nich wiarę i wartości. Metropolita, odnosząc się do tej wypowiedzi podkreślił, że na życie człowieka nie można patrzeć w perspektywie życia ziemskiego, ale w perspektywie wieczności. - Jeśli zabija się w ludziach odniesienie do Chrystusa, to w gruncie rzeczy zamyka się im drogę do wieczności. I to jest zbrodnia. Pozbawia się ich nadziei na życie wieczne, w ogóle nadziei jakiegoś sensownego życia, bo jeśli Boga nie ma, to, można powtórzyć za Dostojewskim, wszystko wolno. To jest oczywiście jedna część tej prawdy. Ale jeśli wtłacza się ludziom to, że nie ma Boga i że wszystko kończy się śmiercią to (...) prawdą jest to, co wyraził już w 1943 roku J.P. Sartre „absurdem jest żeśmy się urodzili i absurdem, że pomrzemy". Wszystko jest absurdem. Bez Boga nie ma jakiegokolwiek sensu życia już tutaj na ziemi. I jeżeli tak jest, a tak jest, to nie dziwmy się, że ludzie szukają jakiś elementów zastępczych, które dla nich stają się idolami, bożkami z jednej strony, a z drugiej nie dziwmy się temu, że ludzie pozbawieni nadziei chcą jakby zapomnieć o niełatwej rzeczywistości (...) i dlatego alkohol, narkotyki, ucieczka od rzeczywistości tego świata i jakaś przerażająca pochwała śmierci zadawanej drugiemu człowiekowi w imię racji humanitarnej.
W dalszej części spotkania arcybiskup Marek Jędraszewski poproszony został o raport o stanie wiary w Polsce oraz ocenę odległości, jaka w tej kwestii wciąż dzieli nas od krajów zachodu.
Metropolita powiedział, że nie wiemy, co ostatecznie się stanie z wiarą Polaków, ale jedna rzecz nie ulega wątpliwości. - Jest czas zmagania. Myśmy się nie poddali jako Kościół, jako wspólnota ludzi wierzących, która czuje się odpowiedzialna za Polskę rozumianą na różnych płaszczyznach (...). Tutaj wchodzi w grę to, co jest niezwykle specyficzne dla dziejów naszego narodu, często powtarzał to Karol Wojtyła, a później papież Jan Paweł II, otóż w roku 966 miało miejsce oficjalne pojawienie się krzyża w dziejach naszej ojczyzny, ale razem z chrześcijaństwem zrodził się naród polski i polskie państwo. Te trzy elementy były ze sobą i ciągłe są nierozerwalnie związane. (...) Jeśli Kościół w Polsce będzie strażnikiem tych wartości i będzie ich bronił, narażając się także na cierpienia i prześladowania, to nie dojdzie do tego tragicznego zerwania więzów, które ma miejsce między Kościołem a innymi narodami w Europie.
Prowadzący przywołali także fragment tekstu młodego profesora Jozefa Ratzingera dotyczącego Kościoła w Niemczech, mówiący o pogaństwie „osiadłym w samym Kościele". Czy i w Polsce nie ma już symptomów tej choroby ducha, która trawi mieszkańców Europy zachodniej? Jak temu zaradzić, czy istnieje lekarstwo?
W odpowiedzi arcybiskup przypomniał, że ten głos młodego teologa został odebrany bardzo negatywnie również przez biskupów. Tymczasem on zobaczył, że wśród ludzi zaczyna dominować mentalność bez Boga. - Kiedyś ludzie o coś Boga prosili (...), teraz na skutek procesu cywilizacyjnego, nowych osiągnięć zwłaszcza w medycynie, możemy Pana Boga odsunąć jako kogoś niepotrzebnego, bo sami potrafimy różnego rodzaju problemy załatwić.
Metropolita przypomniał także, że w latach publikacji tekstu Ratzingera Niemcy gwałtownie wysunęły się na pozycję potęgi ekonomicznej. A powodzenie i dobrobyt sprawiły, że Pan Bóg przestał być potrzebny. To zbiegło się także z wieloma wypaczeniami reform soborowych i zaczęła dominować wizja człowieka, który Pana Boga nie potrzebował. W tym kontekście metropolita odniósł się także do sytuacji Polski. - Przemiany które miały miejsce w Polsce po ‘89 roku (...) zachodziły przy mniej lub bardziej świadomym odchodzeniu od zasad Dekalogu. Proszę zwrócić uwagę na geniusz duszpasterski Jana Pawła II, który w 1991 roku, u samych początków tego procesu przemian przybywa po raz pierwszy do Polski i uczy Polaków Dekalogu. (...) Zaczęły się wtedy pewne procesy destrukcyjne. One w połowie 2015 roku dosięgły także sfery moralnej w najbardziej fundamentalnych wymiarach, łącznie z lansowanym wówczas wielkim programem in-vitro, gender, homoseksualizmem i innymi problemami. W bardzo krótkim czasie próbowano nadać temu kształt jak najbardziej prawny w imię tzw. państwa prawa. Dużo złego dokonało się w tym okresie od roku 1989 do dostatnich czasów. To jest przynajmniej jedno pokolenie, które zostało poddane bardzo głębokiej presji pozbawiania wartości nie tylko wprost religijnych, ale także odnoszących się do tego, czym jest człowiek w swej istocie, jaka jest prawda o człowieku.
Metropolita stwierdził wreszcie, że w obliczu tych działań nie należy dziwić się, że mamy do czynienia z rodzajem neopogaństwa. Polska jest wolna od krwawych prześladowań chrześcijan, ale o krok od tego, by chrześcijanie zaczęli być coraz mocniej ograniczani w swych prawach.
Ostatnie pytanie prowadzących dotyczyło niedawnych wydarzeń - odwołania konferencji na UJ, odwołania spotkań z działaczami pro-life. Czy można już nazwać to prześladowaniem w białych rękawiczkach?
Arcybiskup odpowiedział, że uznałby to raczej za przejaw marginalizacji chrześcijan, a nie prześladowanie. Sam pytał zarazem co to za uniwersytet, który odrzuca to, co nauka mówi o początkach życia. Co to za uniwersytet, który ustępuje z tego, o czym mówi nauka współczesna w imię ideologii. To wynika z postawy lęku. - Głównym zadaniem Kościoła jest to, żeby nauczyć ludzi podnieść głowy. Żeby mówili: „To my mamy rację! To ludzie niewierzący powinni się wstydzić że nie wierzą w Boga, bo czegoś im brakuje. Dlaczego ze swojego kalectwa duchowego mają robić regułę dla wszystkich?". (...) Nie wolno nam się bać. Nie ma innej drogi, nie tylko dla Polski, ale dla Europy i świata do odzyskania siebie w najbardziej głębokiej, ludzkiej tożsamości, niż droga powrotu do Chrystusa.
Pierwsze z dwóch pytań od osób zebranych dotyczyło sprawy Alfiego Evansa. Dlaczego tak się dzieje? - Dlaczego oni tak postępują, możemy się tylko domyślać - mówił arcybiskup. - Uznanie wartości życia tego dziecka oznaczałoby konieczność uznania podobnej wartości życia innych osób, innych dzieci dotkniętych głębokim kalectwem a tego nie chce się czynić.
Metropolita podkreślił, że do tego samego dąży lansowana opieka nad kobietą w stanie błogosławionym, kiedy nawet przy podejrzeniu kalectwa dziecka można je zabić. - Jeśli rezygnujemy z eschatologicznego wymiaru życia ludzkiego, jeśli to lekceważymy, to w konsekwencji także lekceważmy wymiar życia drugiego człowieka ujmowanego w kategoriach czysto ziemskich. Przykładem tego były systemy totalitarne (...) i to samo, w białych rękawiczkach, ale to samo, ma miejsce dzisiaj i można to nazwać totalitaryzmem biologicznym, bo kryteria biologiczne są dla kogoś podstawą czy możemy uznać kogoś za człowieka i dać mu prawo przeżycia czy nie.
Ostatnie pytanie dotyczyło adhortacji „Amoris laetitia" i tego, czy powstałe po jej ogłoszeniu zamieszanie jest sygnałem do kolejnych zmian w patrzeniu przez Kościół na małżeństwo? Arcybiskup Jędraszewski wyjaśnił, że patrzenie na małżeństwo to nie jest problem „Amoris laetitia", ale pojawił się już dużo wcześniej, przy „Humnae vitae". Metropolita podkreślił, że dokument wymaga głębokiego namysłu, a papież Franciszek zwraca w nim uwagę na towarzyszenie ludziom, co wymaga rozeznania. Media pomijają ten fakt, a skupiają się na czymś, czego w tym dokumencie po prostu nie ma.
Na zakończenie spotkania arcybiskup Marek Jędraszewski przyjął od prowadzących i zebranych życzenia imieninowe.