Pod oknem
Abp Marek Jędraszewski w 100. rocznicę urodzin św. Jana Pawła II: prośmy o siłę wznoszenia naszej polskiej ziemi ku Bogu
– O siłę wznoszenia naszej polskiej ziemi ku Bogu, o nieustanne wzrastanie w nas miłości, która przerasta nienawiść, o niezłomność w zwyciężaniu zła dobrem prośmy teraz gorąco Najlepszego Ojca za przyczyną św. Jana Pawła Wielkiego – modlił się metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski w Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie w dniu 100. rocznicy urodzin Karola Wielkiego.
Uroczystą Mszę św. w papieskim sanktuarium na Białych Morzach w Krakowie abp Marek Jędraszewski koncelebrował z biskupami pomocniczymi Archidiecezji Krakowskiej. Na początku homilii metropolita stwierdził, że dokładnie 100 lat temu między siedemnastą a osiemnastą przyszedł na świat w Wadowicach Karol Józef Wojtyła. O tej porze 58 lat później w Kaplicy Sykstyńskiej na Watykanie został wybrany papieżem, a 13 maja o 17:19 miał miejsce zamach na jego życie. Arcybiskup powiedział, że dla ludzi wierzących w Bożą Opatrzność nie jest to zbieżność zdarzeń. – Jest to rzeczywistość, która „daje nam [wiele] do myślenia” o naszych najnowszych dziejach, a przede wszystkim o nim – największym i najbardziej znakomitym z rodu Polaków. Karol Józef Wojtyła – św. Jan Paweł II Wielki. Człowiek niezwykle głęboko zanurzony w czas i w historię, a równocześnie przedziwnie dotykający wieczności i wielkich Bożych spraw – powiedział metropolita.
Wskazał, że w młodości Karol Wojtyła spoglądając z okna wadowickiego domu widział zegar z napisem „Czas ucieka, wieczność czeka”, który przypominał o odejściu ukochanych osób: matki i brata.
W 1974 roku w poemacie „Myśląc Ojczyzna” Karol Wojtyła pisał o tym, że słaby lud godzi się z klęską. Klęski tej doświadczył po agresji wojsk niemieckich, wkroczeniu wojsk sowieckich a także po ustaleniach konferencji jałtańskiej. W obliczu eksterminacji polskiej inteligencji uważał, że należy budować nowe pokolenie ludzi, którzy staną się intelektem, sumieniem i sercem Polski. Młody Karol był zainteresowany literaturą i teatrem, jednak po śmierci ojca postanowił zostać kapłanem.
Jego postawa przyjęła postać czuwania, które po wyborze na papieża przyjęło kształt nauczania o Chrystusie. Wzywał do odwagi: – Nie bójcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! – wołał na Placu Świętego Piotra. W Gnieźnie mówił, że Duch Święty rozrządza, by papież-Słowianin odsłonił duchową jedność chrześcijańskiej Europy. Wielcy tego świata chcieli zagłuszyć to wołanie i doszło do zamachu na jego życie. Św. Jan Paweł II Wielki przyczynił się do upadku imperium zła. Benedykt XVI mówił, że jego moc wiary okazała się siłą.
Metropolita wskazał, że wieczne zmagania dobra ze złem nadal trwają i Jan Paweł II dostrzegał wzrastającą falę zagrożeń. Bronił rodzin i ofiarował za nie swoją pracę, modlitwę i cierpienie. – Odchodząc, pozostawił nam nadzieję: to ostatecznie Boża Opatrzność wyznacza miarę złu. Kiedyś ono upadnie. Najważniejsze, by zwyciężało w nas dobro, zakorzenione w Bożej Dobroci. Najbardziej istotne jest to, aby zło dobrem zwyciężać – stwierdził arcybiskup i dodał, że na tym polega tajemnica paschalna i nowy sens ludzkich zmagań o dobro. – O tę siłę wznoszenia naszej polskiej ziemi ku Bogu, o nieustanne wzrastanie w nas miłości, która przerasta nienawiść, o niezłomność w zwyciężaniu zła dobrem prośmy teraz gorąco Najlepszego Ojca za przyczyną św. Jana Pawła Wielkiego – zakończył.
We Mszy św. wzięli udział: para prezydencka Andrzej Duda i Agata Kornhauser-Duda, premier Mateusz Morawiecki, wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, ministrowie rządu, parlamentarzyści i władze samorządowe z Małopolski. Po Eucharystii w kościele wysłuchano koncertu „Santo Subito – prorok naszych czasów”.
Publikujemy pełną treść homilii abp. Marka Jędraszewskiego:
Gdy sprawujemy dzisiaj tę Przenajświętszą Ofiarę, właśnie teraz: między godziną siedemnastą a osiemnastą, dokładnie 100 lat temu, 18 maja 1920 roku, w Wadowicach, w domu przy ul. Kościelnej, przychodził na świat Karol Józef Wojtyła.
O tej samej porze, 58 lat później, w Kaplicy Sykstyńskiej na Watykanie wybrano kardynała Karola Wojtyłę na papieża. Ostatnia notatka w Księdze czynności biskupich Metropolity Krakowskiego, uczyniona jego własną ręką, brzmi bowiem: „Około godz. 17.15 – Jan Paweł II”.
O tej też porze, niemal dokładnie 3 lata później, 13 maja 1981 roku, o godz. 17.19, na Placu św. Piotra Mehmet Ali Agca skierował w stronę Papieża śmiercionośne kule. Jan Paweł II przeżył zamach na swoje życie w sposób prawdziwie cudowny.
Dla nas, ludzi wierzących w Bożą Opatrzność, nie jest to zwykła zbieżność zdarzeń i losowych przypadków. Jest to rzeczywistość, która „daje nam [wiele] do myślenia” o naszych najnowszych dziejach, a przede wszystkim o nim – największym i najbardziej znakomitym z rodu Polaków. Karol Józef Wojtyła – św. Jan Paweł II Wielki. Człowiek niezwykle głęboko zanurzony w czas i w historię, a równocześnie przedziwnie dotykający wieczności i wielkich Bożych spraw.
Pierwsze spotkanie tych dwóch rzeczywistości przeżywał już w latach dziecięcych i młodzieńczych. Patrząc z okna swego wadowickiego domu, Karol Wojtyła widział słoneczny zegar, znajdujący się na ścianie parafialnego kościoła, po drugiej stronie wąskiej ulicy. Na zegarze widnieje napis: „Czas ucieka, wieczność czeka”.
Ten napis mówił mu wtedy przede wszystkim o przemijaniu. Przypominał bolesne odejścia najbliższych mu osób – najpierw matki Emilii, a następnie ukochanego brata Edmunda. Ten napis mówił także o przepaści istniejącej między dwoma porządkami – między czasem a wiecznością. O przepaści, która może być pokonana jedynie przez modlitwę i przez nadzieję. To właśnie wyraził w napisanym w 1939 roku wierszu, który zadedykował swojej matce.
Bieg dalszych wydarzeń sprawił, że owo przecinanie się ludzkiego czasu z wiecznością nabrało dla niego jeszcze bardziej głębokich wymiarów. Dał temu wyraz w napisanym w 1974 roku poemacie Myśląc Ojczyzna…, w którym możemy znaleźć również klucz do zrozumienia jego przyszłości – choć on tej przyszłości nie mógł jeszcze znać.
Pisał: „Słaby jest lud, jeśli godzi się ze swoją klęską”. Tej klęski polskiego ludu doświadczył we wrześniu 1939 roku: po agresji wojsk niemieckich, która nastąpiła 1. września, najpierw uciekając wraz z ojcem na wschód, a po wtargnięciu wojsko sowieckich, 17. września, wracając do Krakowa. Klęską dla tego ludu były również ustalenia konferencji jałtańskiej w 1945 roku i jej konsekwencje w postaci ateistycznego i materialistycznego systemu sowieckiego, który zapanował w Polsce i w innych krajach Środkowo-Wschodniej Europy. Całym sercem czuł się cząstką tego ludu – ale cząstką szczególną: tą, która nie „godzi się ze swoją klęską”. W obliczu eksterminacji polskiej inteligencji w czasie drugiej wojny światowej, dokonywanej przez obydwa totalitarne systemy: brunatny i czerwony, uważał, że za wszelką cenę, dla dobra Ojczyzny, trzeba tworzyć nowe pokolenie tych, którzy staną się jej intelektem, sumieniem i sercem. Stąd jego ciągłe zainteresowanie literaturą, twórczość poetycka, czynny udział w Teatrze Rapsodycznym Mieczysława Kotlarczyka. Jednak po śmierci ojca w 1941 roku zrozumiał, że największą moc ducha osiąga człowiek wtedy, gdy złączy się z mocą samego Chrystusa w sakramencie kapłaństwa. Wstępując w 1942 roku do tajnego Seminarium Duchownego w Krakowie w pełni świadomie szedł „uczestniczyć w Eucharystii światów”, by jej mocą schodzić ku ziemi właśnie po to, aby ją „poszerzyć (…) we wszystkich ludziach”.
Odtąd jego postawa przyjęła postać czuwania. Nie godził się z klęską, więc nie zapominał, „że został posłany, by czuwać, aż przyjdzie jego godzina” – a wszystko dlatego, że „czuwanie jest słowem Pana i słowem Ludu”. Ta jego godzina wybiła 16 października 1978 roku o 17.15. Odtąd jego czuwanie, będące czuwaniem Piotra naszych czasów i trwające prawie 27 lat, przybrało kształt słowa o Panu kierowanego do Ludu – do Kościoła, do Polski, do całego świata. Czynił to z wielką mocą i odwagą – i do odwagi też wzywał innych. „Nie bójcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!” – brzmiało jego potężne wołanie na Placu św. Piotra w dniu 22 października 1978 roku, powtarzane następnie na wszystkich areopagach świata. Było to wołanie człowieka, który miał pełną świadomość powierzonej mu przez Boga misji. „Czyż Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten papież-Polak, papież-Słowianin, właśnie teraz odsłonił duchową jedność chrześcijańskiej Europy, na którą składają się dwie wielkie tradycje: Zachodu i Wschodu?” – wołał z gnieźnieńskiego Wzgórza Lecha 3 czerwca 1979 roku, w uroczystość Zesłania Ducha Świętego.
Wielcy tego świata za wszelką cenę chcieli położyć kres temu wielkiemu wołaniu. Dlatego doszło do zamachu na jego życie w dniu 13 maja 1981 roku. A wtedy okazało się, że Maryja, której się całkowicie oddał, wyrażając to między innymi poprzez literę „M”, wypisaną na jego biskupim, a następnie papieskim herbie, stała się jego Tarczą, która go swym matczynym płaszczem potężnie osłania i broni. „Czyjaś ręka strzelała, ale inna Ręka prowadziła kulę” – powiedział później.
W sposób decydujący przyczynił się do upadku „imperium zła”. Jego „moc wiary okazała się siłą – pisał o nim kilka dni temu papież-emeryt Benedykt XVI – która na koniec w roku 1989 wytrąciła z równowagi sowiecki system siły i umożliwiła nowy początek. Nie ulega wątpliwości, że wiara papieża stanowiła istotny element w przełamaniu sił. I z pewnością także tutaj widoczna jest owa wielkość, która ujawniła się w przypadku Leona I i Grzegorza I”. Michaił Gorbaczow, wspominając swoje spotkanie z Ojcem Świętym z grudnia 1989 roku, pod koniec „Jesieni narodów” naszej części Europy, stwierdził: „Jan Paweł II jest człowiekiem, który przyczynił się do uszlachetniania naszych czasów, do zakorzenienia w nich zasad takich, jak dobro, sprawiedliwość i solidarność. I to nie zostanie zapomniane”.
Jednakże upadek komunistycznego „imperium zła” bynajmniej nie położył kresu odwiecznych zmagań dobra ze złem. Wynika to zresztą z przesłania zwartego w Apokalipsie św. Jana Apostoła. Od początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku Jan Paweł II dostrzegał wzrastającą falę zagrożeń skierowanych przeciwko instytucjom małżeństwa i rodziny – i to o charakterze globalnym. Broniąc rodziny jako podstawowej struktury społecznej, już w 1994 roku ofiarowywał Bogu nie tylko swoją tytaniczną pracę i żarliwą modlitwę, ale także coraz bardziej przenikające go cierpienie – zgodnie z nauką św. Pawła Apostoła, łącząc je z cierpieniami Chrystusa „dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (por. Kol 1, 24). W swojej ostatniej książce Pamięć i tożsamość pisał wprost o nowej „ideologii zła”, która „w pewnym sensie [jest jeszcze] głębsza i bardziej ukryta, usiłująca wykorzystać nawet prawa człowieka przeciwko człowiekowi oraz przeciwko rodzinie” (s. 20).
Jednakże odchodząc, pozostawił nam nadzieję: to ostatecznie Boża Opatrzność wyznacza miarę złu. Kiedyś ono upadnie. Najważniejsze, by zwyciężało w nas dobro, zakorzenione w Bożej Dobroci. Najbardziej istotne jest to, aby zło dobrem zwyciężać (por. Rz 12, 21). Na tym polega tajemnica paschalna – tajemnica zwycięstwa Chrystusa nad złem, grzechem, śmiercią i szatanem – której uczestnikami staliśmy się od chwili Chrztu. Z tego wynika nowy, eschatologiczny sens ludzkich zmagań o dobro, o którym pisał w poemacie Myśląc Ojczyzna…: „Ucząc się nowej nadziei, idziemy poprzez ten czas ku ziemi nowej”. W imię tej nowej nadziei wyznawał: „wznosimy ciebie, ziemio dawna, jak owoc miłości pokoleń” – jako owoc tej miłości, która „przerosła nienawiść” i która w imię Chrystusa ciągle tę nienawiść przerasta.
O tę siłę wznoszenia naszej polskiej ziemi ku Bogu, o nieustanne wzrastanie w nas miłości, która przerasta nienawiść, o niezłomność w zwyciężaniu zła dobrem prośmy teraz gorąco Najlepszego Ojca za przyczyną św. Jana Pawła Wielkiego. Amen.