Imieniny: Alberta, Janusza, Konrada

Wydarzenia: Światowy Dzień Telewizji

Świadkowie wiary

 fot. Fotolia.com

Bóg kocha nas miłością totalną i nigdy nikogo nie opuszcza. On wyprowadza dobro nawet z największych trudności - przekonuje por. Karol Cierpica. Swoją opowieść zaczyna od słów: - Jestem żołnierzem Chrystusa. 

 

Dziś mieszka w Krakowie. Ma żonę i dwóch synów. Niedawno zakończył służbę w 6 Brygadzie Powietrznodesantowej i przeszedł do rezerwy. Służył m.in. jako dowódca plutonu szturmowego. 

- Urodziłem się w normalnej chrześcijańskiej rodzinie. Byłem nawet ministrantem. Mam pięcioro rodzeństwa. Rodzice bardzo się kochali. Dorastałem na Kielecczyźnie - wyjaśnia K. Cierpica. - Z opowiadań dziadka i ojca dowiedziałem się o walkach partyzanckich, jakie miały miejsce w tamtym regionie. Słuchając niezwykłych historii, marzyłem, by zostać żołnierzem. Udało mi się spełnić pragnienia. Zostałem spadochroniarzem, instruktorem spadochronowym i wspinaczki wysokogórskiej. Uczestniczyłem też w kilku misjach wojskowych w Bośni i Afganistanie. To była niesamowita przygoda - wspomina porucznik. Swoją historią dzieli się, jeżdżąc po Polsce i świecie. W maju odwiedził parafię św. Michała Archanioła w Białej Podlaskiej. Pomysłodawcą jego wizyty był wikariusz ks. Arkadiusz Śledź. 

 

Życie po mojemu

Aktywne życie wojskowe nie szło jednak w parze z życiem duchowym. - Coraz bardziej odchodziłem od Boga. Wierzyłem w Jezusa, wiedziałem, że On istnieje, jednak żyłem po swojemu. To ja byłem najważniejszy. Uważałem, że wszystko zależy ode mnie. Po kolei łamałem wszelkie Boże zasady. Nie liczyłem się z ludźmi. Mówiłem do innych, ale nikogo nie słuchałem. Miałem złe relacje z najbliższymi, nie stroniłem od alkoholu i innych używek, wpadłem w nieczystość. Wprawdzie nie negowałem istnienia Boga, uważałem Go jednak jedynie za jeden z elementów mojego życia. On nie był w centrum. To ja byłem na tronie. To ja decydowałem o wszystkim, nie dopuszczając do siebie myśli, że On może chcieć i chce ode mnie czegoś innego - opowiada K. Cierpica. 

Punktem zwrotnym w jego życiu była ostatnia misja w Afganistanie. Łącznie spędził tam dwa lata. 28 sierpnia 2013 r. na bazę w Ghazni napadli rebelianci. Najpierw pokonali ogrodzenie, potem zaczęli detonować ładunki wybuchowe. Sytuacja była bardzo poważna. 

 

Gdyby nie on…

- To była jedna z największych bitew. Baza została zaatakowana kompleksowo z różnych kierunków. Złapałem za karabin, w biegu nałożyłem hełm i ochronną kamizelkę. Zostałem ranny w nogę. Wycofałem się, aby ocenić rany, ale moje obrażenia, mimo że byłem cały we krwi, na szczęście okazały się niezbyt poważne. Postanowiłem wrócić na pole walki. Dołączył do mnie 24-letni amerykański sierżant Michael H. Ollis. Nie znaliśmy się. Wymieniliśmy spojrzenia. Walczyliśmy ramię w ramię, osłaniając jeden drugiego. Kiedy on był za moimi plecami, jeden z terrorystów odpalił ładunek. W wyniku eksplozji zostałem ranny w drugą nogę. Sierż. M. Ollis upadł nieprzytomny na ziemię. Ewakuowano nas do szpitala polowego i położono obok siebie. Mój towarzysz broni zmarł. Wiem, że zawdzięczam mu życie. Gdyby nie on, nie byłoby mnie już na tym świecie, a do Polski wróciłaby kolejna trumna przykryta biało-czerwoną flagą - zaznacza porucznik. Dodaje: - Po śmierci sierżanta odwiedzili mnie jego koledzy z amerykańskiego plutonu. Prosiłem, by po powrocie do domu przekazali rodzinie, że Michael uratował mi życie, że był to prawdziwy bohater. 

K. Cierpica zaznacza też, że przez ostatnią dekadę na misjach w Afganistanie zginęło 44 polskich żołnierzy, zaś ponad 860 zostało rannych. 

 

Niezwykłe spotkanie

Po kilku tygodniach od tamtego wydarzenia por. K. Cierpica został zaproszony do Stanów Zjednoczonych. W nowojorskim konsulacie miał spotkać się z rodzicami poległego kolegi. Wiózł ze sobą Gwiazdę Afganistanu i Złoty Medal Wojska Polskiego, które zostały przyznane pośmiertnie sierż. M. Ollisowi przez Prezydenta RP oraz Ministra Obrony Narodowej. 

- Odznaczenia miałem wręczyć jego rodzicom. Bałem się tego spotkania. Nie wiedziałem, jak zareagują na mój widok. Tymczasem tato Michaela przytulił mnie i powiedział: „Dziękuję ci za twoją służbę. Witaj w rodzinie! Witaj nasz nowy przyjacielu!”. Michael był ich jedynym synem. 

Potem spotkaliśmy się w Polsce. A kiedy trzy i pół roku temu Bóg dał mi drugie dziecko - syna, otrzymał on imię mojego towarzysza broni. Od rodziców Michaela usłyszałem wówczas: „Bóg nie pozostawił nam pustki po stracie syna. Dał nam Karola, jego żonę Basię i dwóch polskich wnuków”. Państwo Ollis są bardzo wierzącymi ludźmi. Po tragedii, jaka ich dotknęła, nie zamknęli się na Boga, na innych ludzi ani na środowisko wojskowe - podkreśla K. Cierpica. 

Niestety, dramatyczne wydarzenia w Afganistanie pociągnęły za sobą także negatywne konsekwencje. Porucznik po powrocie z misji zachorował na depresję. - To był bardzo mroczny czas. Przez około osiem miesięcy w ogóle nie mogłem spać. Miałem myśli samobójcze. Brałem leki, spotykałem się z psychologami i psychiatrami, chodziłem na terapie, ale nic mi nie pomagało. Miałem fobię społeczną, wszystkiego się bałem. Czułem, że moje życie popada w ruinę. Wiedziałem, że muszę odejść ze służby, bo w takim stanie nie nadawałem się do pracy. Zastanawiałem się, co będę robił dalej - opowiada żołnierz.

 

Uzdrowienie i nowe zadanie

Bóg przyszedł przez drugiego człowieka. - Od przyjaciela z pracy usłyszałem o Mszach św. z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie. Poszedłem na Eucharystię. Ten człowiek pokazał mi, jak wygląda prawdziwa wiara; przekonały mnie jego czyny i świadectwo, a nie słowa. Przyszedłem do Jezusa. Dopiero wtedy namacalnie odczułem, że On jest żywym Bogiem. Powiedziałem Mu: „Jezu, tylko Ty możesz zmienić moje życie. Nikt inny tego nie potrafi. Jeśli Ty tego nie zrobisz, to mnie już nie będzie”. Dziś wiem, że Jezus czeka na takie szczere wołanie i na odrobinę ufności. Z mojej strony nie była to jakaś wielka modlitwa. Zawierzyłem Mu całe moje życie. Prosiłem, by się mną zajął. Wtedy rozpoczął się proces uzdrowienia. Mój stan powoli się poprawiał. Mając to na uwadze, odszedłem ze służby. Miałem świadomość, że pozostanie na stanowisku byłoby nielojalnością wobec innych. Nie chciałem tego ciągnąć w nieskończoność. Szybko trafiłem do Szkoły Nowej Ewangelizacji i wspólnoty modlitewno-ewangelizacyjnej „Redemptor” przy kościele Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Krakowie - mówi pan Karol.

 

Chcę mówić o Bogu!

- Podczas rekolekcji Bóg dał mi odczuć swoją miłość. Pokazał, że jestem Jego ukochanym dzieckiem, że moje imię wyrył na swoich rękach. Powiedział mi: „idź i głoś”. Na początku nie rozumiałem tego polecenia. Przecież całe życie biegałem z karabinem. Żołnierzem byłem, jestem i pozostanę do końca życia. Dziś służę jednak Jezusowi Chrystusowi i chcę się tym dzielić. Chcę dawać świadectwo mojej wiary, pragnę mówić o Bogu, który działa w moim życiu. Chcę opowiadać, jak mnie kształtował, przekonywał do siebie, jak płakał krwawymi łzami, gdy grzeszyłem. On oddał za nas życie i nie robi nam wyrzutów, ale ciągle mówi o swojej miłości. Dziś wiem, że żadne problemy nie oddzielą nas od Boga. Mówię o tym, jeżdżąc po Polsce i poza jej granicami. Byłem m.in. w Irlandii, Francji i Stanach Zjednoczonych. Dziś moją zbroją jest wiara, a mieczem słowo Boże. Teraz to ono mnie kształtuje. Zasypiam i budzę się z Biblią. Ostatnią rzeczą, jaką robię przed snem, jest otwarcie Pisma Świętego - zaznacza K. Cierpica.

 

Wiara to walka

Żołnierz przekonuje, że po uzdrowieniu i nawróceniu jego życie zmieniło się całkowicie. - Przez ponad 20 lat służby często byłem gościem w domu. Nie brałem udziału w wychowaniu starszego syna. Moje relacje z pierwszym dzieckiem były trudne. Dziś, dzięki modlitwie i łasce Bożej, poznaję swojego 17-letniego syna i buduję z nim więź. Na nowo zakochałem się też w mojej żonie i aktywnie uczestniczę w wychowaniu drugiego synka Michaela - wylicza.

Przynależąc od dwóch lat do SNE i wspólnoty ewangelizacyjnej, K. Cierpica angażuje się w prowadzenie rekolekcji (w formie kursów). Podkreśla, że ma też honor i zaszczyt brać udział w programie „Młodzi na Progu”, w ramach którego organizowane są zajęcia dla młodzieży przygotowującej się do sakramentu bierzmowania. - Podejmuję się także wielu innych posług. Za najważniejszą z nich uważam głoszenie Dobrej Nowiny i dzielenie się doświadczeniem Bożej miłości. Szczególnie ważne są dla mnie też spotkania z osadzonymi w więzieniach - tłumaczy porucznik. 

Podkreśla, że przemiana i nawrócenie to proces. Spytany o reakcję środowiska na zmiany, jakie zaszły w jego życiu, odpowiada: - Ludzi reagowali w różny sposób. Najważniejszym otoczeniem jest dla mnie rodzina, ukochana żona i synowie, którymi obdarzył mnie Bóg. Z całych sił staram się zostawiać po sobie takie wrażenie, aby bliscy mogli kiedyś powiedzieć, że moja przemiana była zmianą na plus. Obecnie na wszystko patrzę przez pryzmat wiary. Wszystko oddałem Bogu. Dziś wiem, że On niczego nie zabiera, nie zniewala. Chrześcijaństwo nie jest łatwe, to walka, ale warto pamiętać, że wojna została wygrana już 2 tys. lat temu przez Jezusa na Golgocie. Bycie z Bogiem wymaga wewnętrznej walki. Będziemy upadać do końca, nigdy nie staniemy się idealni. Ważne, by w tym wszystkim trwać przy Bogu i Mu ufać. Oddaj Mu swoje życie, a On będzie cię prowadzić - przekonywał zgromadzonych.

Oceń treść:
Źródło:
;