Imieniny: Adelii, Klemensa, Felicyty

Wydarzenia: Dzień Licealisty

Komentarze

Bratanica Matki Teresy wspomina przyszłą świętą

matka teresa z kalkuty fot. Robert Pérez Palou / wikipedia.org

Cały Kościół oczekuje na planowaną 4 września kanonizację Matki Teresy z Kalkuty. Naprawdę niezwykłe znaczenie wydarzenie to ma jednak dla żyjącej jeszcze rodziny błogosławionej. Mieszkająca na Sycylii bratanica założycielki Zgromadzenia Misjonarek Miłości, Agi Bojaxhiu, wspominała swoją ciotkę w rozmowie z Radiem Watykańskim.

 

„Emanowała pewnym pokojem. Za każdym razem, gdy ją spotykałam, przynajmniej jeśli chodzi o moje doświadczenia, nasze rozmowy były takie, jakich nie udawało mi się prowadzić z nikim innym. I dodatkowo dawała mi to uspokojenie  – mówiła Agi Bojaxhiu. – Po prostu nadzwyczajna. Sprawiała, że wszyscy czuli się przy niej na miejscu, była do dyspozycji każdego, zawsze potrafiła powiedzieć rzeczy właściwe we właściwym momencie. I także z nami tak się zachowywała: była moją ciotką, ale nie mieściła się w klasycznym typie ciotki… Była ciotką i była Matką Teresą: mieszanką, której nie da się zdefiniować”.

Zapytana z kolei o odnoszenie się błogosławionej z Kalkuty do innych, jej bratanica wskazała na charakterystyczne poczucie humoru.

„Wszyscy, a raczej wielu myśli, że Matka Teresa zawsze chodziła taka poważna, zamyślona… A ona właśnie lubiła żartować! Czasem odpowiadała w sposób nie sarkastyczny, ale na pewno trochę ironiczny. Muszę powiedzieć prawdę: miała dobre poczucie humoru. Nie była świętoszką – jeśli tak to mogę ująć” – stwierdziła Agi Bojaxhiu.

Do Rzymu przybyli już pierwsi pielgrzymi, na ulicach coraz częściej można spotkać, ubrane w charakterystyczne biało-niebieskie stroje, siostry z założonego przez przyszłą świętą zgromadzenia.

Wśród tych, którzy osobiście spotkali kilkakrotnie Matkę Teresę, jest ks. Dariusz Drążek, rektor Papieskiego Kolegium Polskiego w Rzymie. W rozmowie z Radiem Watykańskim ze wzruszeniem wspominał on pierwsze spotkanie, do którego doszło w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia.

„Matka Teresa przyjechała do Rzymu będąc przejazdem, jak się okazało, do strefy działań wojennych w Iraku. Jej pragnieniem było pojechać tam do ludzi, którzy cierpieli. Zamieszkała u swoich Sióstr Miłosierdzia, które mają dom opodal Koloseum. Nie wiedziałem o tym, ale odwiedzałem to miejsce, gdyż siostry chętnie otwierały drzwi swojego domu, by wpuścić gościa na chwilę do swej kaplicy. Zapukałem do bram klasztoru, otworzyła mi siostra ubrana w charakterystyczny strój zgromadzenia Matki Teresy. Przyjęła skromny dar, który miałem dla nich, i powiedziała: «Proszę wejść do kaplicy, by chwilę się pomodlić, a ja w tym czasie poinformuję Matkę, która zaraz wyjdzie. Matka życzyła sobie, żeby poinformować ją o przyjściu kogokolwiek, chce się z każdym przywitać». Po chwili wyszła sama Matka Teresa z Kalkuty. Byłem rozradowany i oniemiałem. Ucałowałem serdecznie jej dłoń, ona zwróciła się do mnie po angielsku: «I go to Iraq» (Jadę do Iraku). I wówczas podarowała mi maleńką karteczkę złożoną na dwie części. Z jednej strony jest jej zdjęcie z osobistym autografem i słowami «Niech Bóg Ci błogosławi», a z drugiej krótka myśl o modlitwie: «W ciągu dnia szukaj często chwili na modlitwę. Troszcz się o modlitwę, bo ona powiększa ludzkie serce do takich rozmiarów, by mogło przyjąć tego, który obdarzył nas istnieniem i miłością: samego Boga. Kochaj modlitwę»” – powiedział ks. Drążek.

Źródło:
;