Wywiady
Był Chrystusem dla innych
Z dr hab. Izabellą Parowicz, związaną naukowo z Europejskim Uniwersytetem Viadrina we Frankfurcie nad Odrą, zajmującą się promowaniem w Polsce osoby i nauczania abp. Fultona J. Sheena, rozmawia Kinga Ochnio.
W jakich okolicznościach poznała Pani postać sługi Bożego abp. Fultona Sheena?
Po raz pierwszy zetknęłam się z postacią arcybiskupa po lekturze jego krótkiego biogramu umieszczonego na blogu Breviarium. Autor dosłownie w kilku akapitach zdołał do tego stopnia zafrapować mnie postacią abp. Sheena, że od razu zamówiłam kilka książek, które przeczytałam jednym tchem i zapragnęłam od razu sięgnąć po następne (na szczęście napisał ich aż 66), by jak najwięcej czerpać z jego wiary i mądrości, by móc uświęcać się jego nauczaniem.
Abp Sheen jest w Polsce osobą mało znaną. Tymczasem w latach 60 w Stanach Zjednoczonych jego audycje radiowe i programy telewizyjne biły rekordy popularności. Jego program „Warto żyć” ponoć miał większą oglądalność niż nadawane w tym samym czasie koncerty Franka Sinatry... Co tak przyciągało słuchaczy i widzów?
To prawda, programy telewizyjne abp. Sheena nadawane były równocześnie z występami Sinatry oraz programami rozrywkowymi Miltona Berle, powszechnie uważanego za ojca amerykańskiej telewizji. Trudno było uwierzyć, że półgodzinny program katechetyczny katolickiego arcybiskupa może rywalizować z dwiema gwiazdami popkultury. A jednak już w ciągu kilku miesięcy dorównał im oglądalnością. We wtorkowe wieczory, w które nadawane były jego programy, amerykańskie ulice dosłownie się wyludniały. Był niesłychanie utalentowanym oratorem, miał fenomenalny głos, przenikliwe oczy, które zdawały się zaglądać do wnętrza duszy widza, nie bez znaczenia był jego strój - występował zawsze w doskonale skrojonej sutannie, w pasie biskupim i piusce, w pektorale oraz w ferioli - amarantowej pelerynie biskupiej. Mawiał o kapłanach: „Ubieramy się dla Boga. Jesteśmy Jego przedstawicielami”. I faktycznie słuchacze widzieli w nim ambasadora Jezusa Chrystusa.
Abp Sheen otrzymał prestiżową nagrodę Emmy za najlepszy program USA. Odbierając ją, powiedział: „Dziękuję swoim scenarzystom: Mateuszowi, Markowi, Janowi i Łukaszowi”. Znalazł się także na okładce „Time’a”... Na czym polegał jego fenomen?
Zacytowane przez Panią podziękowania są idealną ilustracją tegoż fenomenu - komu innemu udałoby się z równym urokiem okrasić głęboką wiarę szczyptą humoru? Właśnie w ten sposób docierał do ludzi - i to nie tylko katolików, którzy według szacunków stanowili ok. 40% jego publiczności; pozostałymi, regularnymi słuchaczami byli protestanci, Żydzi i ateiści. Nie idąc na żaden kompromis w kwestii wiary katolickiej, abp Sheen zawsze budował swoje telewizyjne wykłady na sprawach wspólnych dla wszystkich ludzi - i w ten sposób poruszał serca, nawet te najbardziej zatwardziałe - sprawiając, że osoby, które go słuchały, po prostu chciały być lepsze, chciały zmieniać swoje życie, odkrywając przy tym piękno Kościoła katolickiego i prawdę o nim - prawdę, którą nierzadko przesłaniały im wieloletnie uprzedzenia i fałszywe wyobrażenia.
Dlaczego mówi się o nim, że to biskup, który zmienił Amerykę?
Między II wojną światową a Soborem Watykańskim II liczba katolików w USA podwoiła się. Nie sposób zliczyć dusz nawróconych osobiście przez abp. Sheena lub pod wpływem jego nauczania, jego programów radiowych i telewizyjnych, lecz niektórzy szacują, że mogło być ich kilkaset tysięcy lub ponad milion. Pozostawił po sobie bardzo bogate nauczanie, z którego również współcześni Amerykanie, katolicy i niekatolicy mogą czerpać pełnymi garściami.
Jakim tematom abp Sheen poświęcał najwięcej uwagi?
Trudno wymienić zagadnienie, któremu nie poświęcił uwagi. Oczywiście najbardziej zajmowała go dusza człowieka, chciał w niej rozbudzić miłość do Pana Jezusa, do Matki Najświętszej, do Kościoła. Ale czynił to często poprzez dotykanie codziennych problemów, bolączek i rozterek ludzkiego życia, starał się zgłębić ludzką psychikę i sumienie. Są to kwestie ponadczasowe, dlatego współczesny czytelnik często porażony jest trafnością stwierdzeń abp. Sheena, napisanych nawet 60-90 lat temu.
Mocnym akcentem potwierdzającym wartość jego działań było spotkanie z Janem Pawłem II w październiku 1979 r. Papież był wtedy z pielgrzymką w USA. Co abp Sheen usłyszał od Papieża Polaka?
Św. Jan Paweł II jeszcze jako młody biskup uczył się języka angielskiego właśnie na podstawie książek abp. Sheena, bardzo go cenił i szanował. Gdy wkrótce po wyborze na Stolicę Piotrową przybył do Nowego Jorku, abp Sheen był już bardzo schorowany; były to ostatnie miesiące jego życia. Podczas Mszy św. sprawowanej w katedrze św. Patryka w Nowym Jorku doszło do owego pamiętnego spotkania; abp Sheen chciał uklęknąć przed papieżem, na co Jan Paweł II nie pozwolił - uścisnął arcybiskupa i wyszeptał do jego uszu błogosławieństwo i słowa: „Dobrze pisałeś i mówiłeś o naszym Panu, Jezusie Chrystusie; jesteś wiernym synem Kościoła”. Było to najpiękniejsze podsumowanie życia i posługi kapłańskiej abp. Sheena, jakie można było sobie wyobrazić, wypowiedziane w dodatku przez następcę św. Piotra. Zdjęcie upamiętniające ów uścisk zostało podpisane przez Fultona Sheena w jakże charakterystyczny dla niego sposób; przesyłając je swoim krewnym, dołączył wyrazy błogosławieństwa od „Skały i kamyczka”.
Proces beatyfikacyjny abp. Sheena, toczący się od dłuższego czasu, nie bazuje jedynie na powodzeniu hierarchy w przekaźnikach różnego rodzaju. Pomimo szumu wokół własnej osoby potrafił pozostać człowiekiem prostym i wiernym Bogu. Jak sam pisał, nie jest to w takiej sytuacji łatwe. Jak wyglądała jego działalność duszpasterska?
Proces beatyfikacyjny abp. Sheena jest obecnie wstrzymany. Oficjalną przyczyną, jaka została podana do wiadomości publicznej, jest to, że zaistniał spór między archidiecezją nowojorską, w której arcybiskup został pochowany, a diecezją Peoria, która prowadzi jego proces beatyfikacyjny. Spór dotyczy wydania ciała arcybiskupa, które musi zostać przebadane, aby proces mógł się toczyć. Miejmy nadzieję, że wkrótce zostanie wznowiony.
Abp Sheen zawsze starał się żyć tym, co głosił. Jeśli komuś pomagał (a pomagał często) - czynił to osobiście, nie wysługując się innymi. Dbał o ubogich, chorych, troszczył się o dzieci, niestrudzenie wychodził na poszukiwanie zaginionej owcy i zawsze przepełniony był troską o misje. Starał się być Chrystusem dla innych.
Zajmuje się Pani popularyzacją osoby abp. Sheena także z osobistych powodów. Pani rodzina doznała cudu za sprawą tego sługi Bożego...
W 2011 r. mój wujek zapadł na chorobę nowotworową migdałków. Lekarze od początku mówili, że jest to wyjątkowo źle rokujący typ raka, którego leczenie jest bardzo trudne. Wtedy „powiedziałam” abp. Sheenowi: „będę się modlić za twoim wstawiennictwem przez 30 dni o całkowite uzdrowienie wujka. Jeśli wyprosisz mi tę łaskę, spróbuję cię spopularyzować w Polsce”. Modliłam się przez 30 dni słowami nowenny, nie wspominając o tym nikomu. Ostatniego dnia wujek do mnie zatelefonował (co samo w sobie było dziwne, bo zwykle miał kontakt telefoniczny z moimi rodzicami) i powiedział: „Jesteś pierwszą osobą, do której dzwonię. Właśnie wróciłem ze specjalistycznych badań i w moim organizmie nie ma ani jednej komórki rakowej”. Byłam uradowana tą wiadomością, ale jednocześnie wstrząśnięta jej koincydencją z ostatnim dniem modlitwy. Ponieważ abp Sheen dotrzymał swojej części „umowy”, staram się wypełniać złożoną obietnicę, prowadząc profil na facebooku, na którym regularnie publikuję jego myśli, jak również blog, na którym umieszczam dłuższe wypowiedzi arcybiskupa. Przetłumaczyłam na język polski kilka jego książek - ok. 11 grudnia nakładem Wydawnictwa Diecezji Sandomierskiej ukaże się „Kapłan nie należy do siebie” - cudowna lektura, którą polecam wszystkim polskim księżom, ale i wiernym świeckim. Na początku przyszłego roku ukaże się wreszcie film biograficzny „Arcybiskup Fulton J. Sheen - sługa wszystkich”, do którego dodałam polskie napisy. Będzie on dodatkiem do zbioru myśli abp. Sheena na każdy dzień roku. Dodam, że mój wujek wciąż jest onkologicznie zdrowy, dzięki Bogu i wstawiennictwu abp. Sheena!
Dziękuję za rozmowę.
Doprowadził do nawróceń
Nakładem wydawnictwa Esprit ukazała się właśnie książka abp. Fultona Sheena „Warto żyć!”. To zapis niezwykłych show, za sprawą których arcybiskup trafiał do domów milionów Amerykanów. Jego programy robiły furorę. Emitowane przez lata, odmieniły serca widzów. Duchowny miał wysoką oglądalność - jego błyskotliwe katechezy, podczas których rozrysowywał najważniejsze myśli na czarnych tablicach, okazały się strzałem w dziesiątkę! Programy, których treść znalazła się w książce „Warto żyć”, doprowadziły do licznych nawróceń, czego dowodem są świadectwa, jakie otrzymywał abp Sheen. Zapytany kiedyś, ile mniej więcej osób mogło się nawrócić za sprawą jego medialnej aktywności, duchowny odpowiedział z właściwym sobie poczuciem humoru: „nie chcę nawet liczyć, bo wtedy mógłbym uwierzyć, że to ja, a nie Pan Bóg działał”. Książka „Warto żyć!” to niezwykle żywy język, pełen humoru i błyskotliwości. Ale to przede wszystkim odpowiedź na wiele pytań nurtujących niemal każdego wierzącego człowieka, ale także tego, który poszukuje tego, co w życiu najważniejsze.