Imieniny: Adelii, Klemensa, Felicyty

Wydarzenia: Dzień Licealisty

Wywiady

 fot. Materiały prasowe

Niedawno ukazała się najnowsza książka o. Augustyna Pelanowskiego pt. „Testament duchowy. Gdy noc staje się jaśniejsza niż dzień”. Z autorem rozmawiamy o samym dziele, o tym dlaczego w życiu człowieka ważna jest Eucharystia i jak zadbać o prawdziwą zażyłość z Bogiem.

Łukasz Kaczyński: Jakie główne przesłanie płynie z Ojca nowej książki? Co czytelnicy powinni z niej wyczytać?

O. Augustyn Pelanowski: Pewien francuski kanonik Francis Trochu, w dawno temu napisanej biografii świętego Franciszka Salezego podał taki szczegół z jego życia, iż ktokolwiek w ciągu dnia zapytał go, co robi, odpowiadał tak samo: "Przygotowuje się do Mszy świętej”. Gdybym chciał ująć w jedną krótką myśl główne przesłanie tej książki, ująłbym ją podobnie: przygotowuj się cały dzień do najważniejszej chwili dnia: do Eucharystii, ponieważ świat czyni wszystko, byś w swojej świadomości uznał ją za zbędny margines. Wtedy nie zdziw się, że i twoja wieczność może okazać się równie marginalna dla Boga, który obdarowuje szczęściem.

Ł.K.: Czy w tej książce ludzie znajdą pocieszenie w przeżywanych cierpieniach czy raczej motywacje do dalszej pracy nad sobą?

O.A.P.: Na takie pytanie nie mogę odpowiedzieć, bo każdy znajdzie to, czego mu najbardziej będzie potrzeba. Chciałem uczynić ten zbiór tekstów bardzo urozmaicony, by był dostępny dla różnych osobowości z niepowtarzalnymi historiami. Nie chciałem uczynić z pocieszania głównego motywu, raczej być adwokatem Biblii, by nie była traktowana jak lekarstwo, które jest bez ulotki, bez hepangelii – czyli opisu działania lekarstwa. Bywało, że po zakupie lekarstwa, próbowałem przeczytać taką hepangelię i z trudem przedzierałem się przez fachowe nazewnictwo, niewiele z tego wynosząc. Można się od tego rozchorować! Starałem się więc być jak najbardziej w swych komentarzach zrozumiały, by nie nadymać się arogancko fachowością (nie jestem przecież biblistą profesjonalnym), odpychając od Biblii czytelników, a z drugiej strony unikać języka rustykalnego, motywującego na sposób coachingu, narracji z małej, nieświętej orkiestry. Taką miałem skromną intencję. Mam nadzieję, że w jakiejś mierze przyniesie ona oczekiwany przez Boga cel.

Ł.K.: W takim razie jak w dzisiejszych czasach żyć Ojcze, by nie stracić wiary? Jak skutecznie przekazać ją kolejnym pokoleniom?

O.A.P.: Czasy się zmieniają, ale wiara zawsze potrzebuje tych samych punktów zaczepienia: Biblii, sakramentów, modlitwy, adoracji i zażyłości z Chrystusem i Jego Matką. Każde pokolenie musi odkrywać na nowo ten sam fundament, mimo wichury czasu, bo jeśli spróbuje budować na czymś innym, to efekt będzie taki jak budowa na piasku. Skała jest tylko jedna: Kościół, taki jakim go dał nam Chrystus, a nie taki, jaki się podoba światu, zmodyfikowany w swych paradygmatach na potrzeby belgijskiego aeropagu.

Ł.K.: Da się jeszcze usłyszeć głos Boga w zamęcie codzienności?

O.A.P.: On zawsze mówi: przez Biblię, przez adorację, przez modlitwę, przez Eucharystię, przez natchnienia, wreszcie przez sumienie, przez dobrych ludzi, przez aniołów, a nawet przez znaki, wydarzenia, nie mówiąc o ponad dwustu objawieniach Maryj. Problem braku komunikacji z Bogiem nie polega na tym, że Bóg nie umie języka ludzi, to raczej ludzie czynią wszystko, by się okaleczyć w swych możliwościach usłyszenia Boga, czego ekstremalnym, ale też flagowym przykładem jest Eric Yeiner Hincapié Ramírez z Kolumbii, który odciął sobie uszy i nos, bo chciał wyglądać jak „żywy trup”. Ten 22-latek dokonał okaleczającej zmiany w wyglądzie i jeszcze chwali się swoją metamorfozą na Instagramie i gdzie się da w Internecie. To nie Jezus nie miał języka w ustach, to mieszkaniec Dekapolu nie mówił i nie słyszał! Teraz to jest modne! Jak z kimś takim się dogadać, zastanawia się zapewne Bóg? A co będzie, kiedy noszenie uszu nie będzie w modzie? Wyrośnie pokolenie Van Goghów? Nie sądzę. Nasze pokolenie coraz bardziej przypomina człowieka, który chcąc zatamować toczącą się krew z nosa założył sobie opaskę uciskową na krtań wokół szyi i się udusił.

Ł.K.: Czy zatem świat zmierza ku apokalipsie?

O.A.P.: To słowo pochodzi z greki i można ją tłumaczyć jako „objawianie” albo „odsłonięcie” czegoś, czyli po prostu ujawnienie. Wyobraźmy sobie epokę, w której wszystko staje się jawne… nie ma tajemnic, nie ma intymności, nikt nie może już liczyć na prywatność, a z każdego kąta spozierają na nas oczodoły monitoringu i skanują nasze tęczówki. Wszędzie panuje system kontroli społecznej. Czy to nie jest Apokalipsa? Zgodnie z Biblią, Sąd Ostateczny zacznie się od Domu Bożego, czyli od Kościoła, ale na tym się nie skończy. Dotknie wszystkich – ale najgorzej będzie z tymi, którzy oskarżają, a nie osądzają.

Ł.K.: Jaka jest różnica?

O.A.P.: Oskarżenie od osądu różni się mniej więcej tym, czym różni się herezja od dogmatu. Osąd, zdrowy osąd, to odczyt rzeczywistości taką, jaka jest, a oskarżenie, to próba narzucenia rzeczywistości swojej intencjonalnie złośliwej projekcji. Apokaliptyczne „trzęsienia ziemi” być może nie mają nic wspólnego z sejsmografami, a może bardziej ze skandalami, ale one zatrzasną niebawem wszystkimi ludźmi. Współczuć należy tym, którzy nadzieję położyli w swych bankowych kontach.

Ł.K.: Jak w takim razie postępować na co dzień, by trwać w tej zażyłości z Bogiem, o której wspomniał Ojciec i nie dać się zwariować podszeptom świata?

Zdać się na wolę Boga, bo to synonim wiary. Jeśli ktoś nie chce zdać się na Jego wolę, to Mu nie wierzy, a jeśli Mu nie wierzy, to w ogóle nie wierzy w Boga. Słuszne decyzje zawsze powinny być efektem uzgodnienia naszej woli z wolą Boga, a nie efektem ankiet społecznych, badań nastrojów środowiskowych, demokratycznych wyborów, talk-show, opinii medialnych, trendów mody, diagnoz, sondaży czy kwerend… prawda nie jest wynikiem dialogu i kompromisów, prawda jest z góry, od Boga! Decyzje nieuzgodnione z Bogiem są po prostu nieprawdziwe, stąd jeśli ktoś nie ma zawierzania Bogu, to też zwyczajnie nie ma wiary i relacji z Nim.

 

Oceń treść:
Źródło:
;