Pod oknem
Co dało mi duszpasterstwo? 95-lecie Duszpasterstwa św. Anny
Absolwentki i były duszpasterz Duszpasterstwa św. Anny w Krakowie opowiadają o czasie spędzonym przy kolegiacie.
Na 95 lat Duszpasterstwa św. Anny składają się historie tysięcy ludzi. Odkrywali oni powołanie i umacniali się już w tym wybranym, nawiązywali relacje, podejmowali odpowiedzialność, uczyli się współpracy i organizacji, rozwijali talenty, formowali się oraz pogłębiali relację z Bogiem. Teraz w działalność duszpasterstwa wpisują się kolejne pokolenia, które aktywnie budują tę wspólnotę. A absolwenci z uśmiechem wspominają czas swojego zaangażowania i przekonują, że zdobyte doświadczenia pomagają im nawet po latach.
Najlepszy okres w kapłańskim życiu, młodość, żywiołowość, autentyzm
To pierwsze skojarzenia ks. Piotra Iwanka, obecnie proboszcza parafii św. Wojciecha BM w Krzeczowie, związane z krakowskim duszpasterstwem. Posługiwał wśród studentów w latach 1999-2009. Postrzega ten czas jako niezwykle budujący.
Kapłan wspomina nagrywanie katechez na kasety, które następnie były odsłuchiwane na spotkaniach komórek. Dodaje, że już wtedy można było zauważyć, że młodzi nie chcieli trwale angażować się we wspólnotę. Choć kolegiata w niedzielną Mszę o 19:30 była zapełniona po same brzegi. – Gdy były rekolekcje albo Msza o błogosławieństwo w sesji, to „św. Anna” była pełna. Msza o 19:30 zawsze była największa i pełna młodzieży. Widać, że tego szukali, ale jeśli chodzi o głębszą formację, wejście we wspólnotę – z tym był problem. Z góry zakładaliśmy, że to nie będzie masówka – mówi ks. Iwanek.
Nowi członkowie dołączali do duszpasterstwa m.in. po wrześniowym wyjeździe integracyjnym, który zawsze odbywał się w Murzasichle. – Zaproszenie adresowaliśmy przede wszystkim do studentów UJ i AGH. Kto się tam dostał, razem z papierami z uczelni otrzymywał naszą ulotkę. W Murzasichle były wycieczki, zapoznanie z duszpasterstwem, a także z uczelniami, bo były tam osoby, które przekazywały przydatne informacje związane ze studiami – opowiada ksiądz. Również kawiarenka Stuba, prowadzona przez studentów z Bratniej Pomocy Akademickiej, która znajdowała się na dziedzińcu, przyciągała studentów do kolegiaty. Oprócz dobrego miejsca na spotkania, smacznych kaw i herbat, działało tam także biuro kwater. Wynajmujący wpisywali do specjalnej księgi adres, a następnie zainteresowani studenci kontaktowali się z nimi. – Z tego korzystali różni studenci, i my przy okazji. Przychodzili szukać kwater też ci, którzy z Kościołem nie mieli nic wspólnego, więc jak się odpowiednio udekorowało podwórze, opowiedziało się, jak duszpasterstwo działa, to być może niektórzy się zainteresowali – wyjaśnia ks. Iwanek
Wspomnienia
Wspomnienia z tego czasu, które na długo zostaną w pamięci byłego duszpasterza, to organizacja pożegnania Jana Pawła II pod Oknem Papieskim 2 kwietnia 2005 r. i Mszy na Błoniach oraz przygotowanie spotkania młodzieży z Benedyktem XVI na Błoniach w 2006 r.
Ks. Iwanek przywołuje obrazy z ul. Franciszkańskiej: ludzie zatrzymujący się na dłużej na modlitwę, współpraca z duszpasterstwami i wspólnotami podczas czuwań i odmawiany różaniec – tajemnica zmartwychwstania – w momencie śmierci Ojca Świętego.
Jak przyznaje kapłan, niektórzy byli przeciwni, by Eucharystia w przeddzień pogrzebu Ojca Świętego odbywała się na Błoniach. Dlatego napisał on wiadomość do kard. Macharskiego, który był już wtedy w Watykanie. – Napisałem krótkiego SMS-a, że chcemy pożegnać papieża na Błoniach i prosimy o zgodę. Od razu przyszła odpowiedź „Jak najbardziej, zgoda” – dzieli się. W Mszy uczestniczyło kilkaset tysięcy ludzi, co przerosło wszelkie oczekiwania.
Również spotkanie z Benedyktem XVI przyniosło wiele emocji. – Telewizja pomogła nam nakręcić trzy reportaże o współczesnych problemach młodzieży, m.in. narkomanii. Pamiętam do dziś, jak wiele osób mówiło, że nie wypada przy papieżu o takich rzeczach opowiadać. A my uparliśmy się, żeby młodzież, która żywiołowo przywita Ojca Świętego, po tym materiale zrozumiała, że nie przyszła tylko po to, żeby sobie pośpiewać i powiwatować, ale żeby też zastanowić się nad konkretnymi sprawami – tłumaczy kapłan i wspomina drugą historię. – Zaproponowaliśmy, by młodzi przynieśli podpisane kamienie, które zostaną wmurowane w fundamenty powstającego Centrum Jana Pawła II. To wymowny znak, że młodzież również tworzy to miejsce. Pamiętam, jak BOR i policja chwytali się za głowy, że zapraszamy kilkaset tysięcy ludzi z kamieniami. Przy wejściach stały duże kontenery, gdzie można było je wrzucać – opowiada ks. Iwanek.
Co dało mi duszpasterstwo?
– Jak się jest cały czas wśród młodych ludzi, to i samemu się czuje młodym. To też nieustanne wyzwanie, co bardzo mi odpowiadało i do dzisiaj to zostało. W parafii próbuję stworzyć dyskusyjną grupę młodzieżową – dzieli się ks. Iwanek. – Młodzież stawia bardzo wysokie wymagania, również intelektualne. Podczas spotkań były poruszane różne problemy. Czasami trzeba było wertować książki czy podręczniki. Zawsze uważałem, że nie ma co ściemniać, i mówiłem, że o czymś nie mam pojęcia, ale że się przygotuję, wy też, i podyskutujemy na ten temat. To zostało i próbuję tutaj to realizować – mówi. Parafialna grupa o nazwie „Stowarzyszenie poszukujących sensu” (w skrócie Spes, czyli nadzieja) jest w fazie organizacyjnej.
Ks. Iwanek zwraca uwagę, że młodzi 20+ mają mnóstwo pytań, ale nie mają komu ich zadać. Potrzebna jest zatem przestrzeń, gdzie każdy może przyjść i podyskutować w większym gronie. Kapłan dodaje, że dzięki takim rozmowom poznaje problemy i wątpliwości ludzi, co pomaga też tworzyć odpowiednie kazania.
– Duszpasterstwo św. Anny jest dla duszpasterza wymagające. Przychodzą do niego ludzie, którzy mają swój punkt widzenia, i dyskusje nie kończą się na tym, że mam argumenty i od razu wszystkich przekonuję. Piękne w tym wszystkim jest też to, że nie można było spocząć na laurach, że już jest jakaś wspólnota i ona sobie będzie działać. To ciągłe wyzwanie i poszukiwanie nowych ludzi – wyznaje ks. Iwanek.
Radość, energia, wspólnota
Aleksandra Baliga rozpoczęła przygodę z duszpasterstwem od… akademickiej grupy charytatywnej. Komórka, do której chciała dołączyć nie powstała, dlatego formację w ramach DA zaczęła od następnego roku.
Spotkania w komórkach odbywały się co tydzień. Składały się na nie wspólna modlitwa, dzielenie się działaniem Boga w życiu oraz praca z konferencjami ks. Iwanka. Nie brakowało także rozmów i dyskusji. Podział na mniejsze grupy sprawiał, że wszyscy jej członkowie mogli się wypowiedzieć. Również wspólne zadania, np. przygotowanie oprawy Mszy świętej lub kolacji realizowane były z zaangażowaniem.
Wyjazdy weekendowe, niedzielne kolacje po Mszy, spotkania świąteczne i spontaniczne wyjścia bardzo integrowały wspólnotę. Choć wydarzenia duszpasterstwa nie zawsze były do pogodzenia z akcjami z grupy charytatywnej. – Zabieraliśmy osoby z niepełnosprawnościami poruszające się na wózkach na Mszę o 19:30. Jednak nie mogliśmy iść z nimi na kolacje, bo musieliśmy zawieźć ich do DPS-u i następnie położyć. Kiedy kończyliśmy, już było po kolacji. To po prostu coś za coś, tak wybraliśmy – opowiada absolwentka. – Zdarzało się też, że bal dla niepełnosprawnych kolidował nam z wyjazdem, więc dojeżdżaliśmy na samą niedzielę. Wtedy byliśmy mocno zaangażowani w grupkę i te aktywności były dla nas priorytetem – wyznaje.
Dołączając do grupy charytatywnej, Aleksandra nie wiedziała, czego się spodziewać. Motywowała ją potrzeba działania, a czasu i przestrzeni do tego bynajmniej nie brakowało. – Na początku nie było łatwo. Po pierwszej wizycie w DPS-ie na ul. Nowaczyńskiego bardzo zastanawiałam się, czy chcę w to wchodzić. To był taki inny świat, a ja miałam swój poukładany: studia, nauka, imprezy. Zdarzało mi się też myśleć nad poziomem zaangażowania, by studia za bardzo na tym nie ucierpiały. Tam każda ilość czasu i energii mogła być zagospodarowana, więc te granice trzeba było samemu sobie ustalać. Ale to był super czas, którego doświadczyłam dzięki duszpasterstwu – opowiada i dodaje, że wraz ze studentami z różnych uczelni udzielała się również w domu dziecka, w którym pomagała dzieciakom odrabiać lekcje.
Oprócz wszystkich zajęć w ramach duszpasterstwa i grupki, Aleksandra odwiedzała również panią Adelę – samotną wdowę, sybiraczkę, poruszającą się na wózku, która mieszkała w swoim domu. Jak wspomina absolwentka, nie była to łatwa relacja, ale cenna. Historie, które pani Adela opowiadała o swoim życiu, były bardzo ciekawe i pozwalały poznać 20-latce inną perspektywę. Niestety nie zdążyła zaprosić jej na swój ślub.
Wspomnienia
– Widzę ks. Iwanka, który wychodzi na środek, by głosić kazanie i w taki swój specyficzny sposób się kiwa. Na pewno słyszę też scholę, która zawsze pięknie śpiewała. Czuję tę atmosferę bycia blisko; z jednej strony jest to nasza Msza, a z drugiej przychodzą też ludzie z zewnątrz i na czas Eucharystii tworzymy wielką wspólnotę. Następnie idziemy na kolację, czyli „co tu wymyślić na 50 czy więcej osób ze studenckiego budżetu” – wspomina A. Baliga. – Spotkania komórki przy świeczkach i czas modlitwy, która wtedy wydawała się za długa. Uczenie się cierpliwości i słuchania siebie nawzajem. Czasem było trudno wysłuchać czyjegoś dzielenia, bo miało się wrażenie, że ktoś długo mówi, a mieliśmy zasadę, że sobie nie przerywamy. To też pierwsza nauka aktywnego słuchania bez oceniania, komentowania i przyjmowanie tego, co ktoś chce wnieść – wyjaśnia.
Co dało mi duszpasterstwo?
– To był mój pierwszy kontakt z osobami z niepełnosprawnościami. Przełamywałam bariery w kontakcie, w pomocy w czynnościach higienicznych. To było duże doświadczenie, czasochłonne i męczące, ale bardzo się z niego cieszę. To był inny kawałek życia, widziałam ich cierpienie, jak sobie radzili, ich niesamowitą religijność. Dużo to zmieniło nawet w kwestii wdzięczności za to, co się ma. Poznałam też super ludzi. To był wyjątkowy czas – opowiada absolwentka.
Podkreśla też, że duszpasterstwo akademickie uczy otwartości, ponieważ co roku dołączają nowe osoby, więc nie można pozamykać się w komórkach. To również nauka pożegnań i przyzwyczajania się do zmian, które są częściami życia każdej wspólnoty. Jak przyznaje Aleksandra, jubileusz duszpasterstwa stał się także pretekstem, by spotkać się w gronie absolwentów.
Msze święte, domowy kościół, pantomimy
Natalia Tokarczyk przyszła na niedzielną Mszę do kolegiaty, a następnie na kolację. Przyjechała na studia z Nowego Sącza i nie znała zbyt wielu ludzi z roku, dlatego szukała wspólnoty akademickiej. Już na kolacji poczuła się zaakceptowana i jak u siebie.
Dołączyła wtedy do komórki numer osiem. Natalia zwraca uwagę na formę modlitwy, którą praktykowali – modlitwę dziękczynienia i uwielbienia. Wspomina również nagrane na kasety rozważania ks. Iwanka i późniejsze rozmowy na dany temat oraz dzielenie się, co Bożego zadziało się w ich życiu. Po pewnym czasie do mini-wspólnoty dołączyło małżeństwo. Cotygodniowe spotkania, imprezy urodzinowe i wieczorki, którym towarzyszyła zawsze gitara i śpiew, zostały przeniesione do ich mieszkania. – Bardzo zaprzyjaźniliśmy się w naszej komórce. Ogarnialiśmy wypady na imprezy, chodziliśmy w góry, jeździliśmy autostopem – wspomina.
Natalia udzielała się również w grupach charytatywnej oraz teatralnej, w której szczególnie się spełniała. Tworzyła do muzyki ewangelizacyjne pantomimy, brała udział w przygotowywaniu jasełek. Pomocny był w tym również kurs tańca, który odbywał się w ramach duszpasterstwa. – To były wymagające akcje, wkładaliśmy w nie mnóstwo pracy i czasu, ale bardzo lubiłam i lubię taką formę przekazu. Zawsze w centrum pantomimy był Jezus – opowiada absolwentka.
Wspomnienia
Natalia wraca myślami do wspólnych Eucharystii, które były dla niej ważne. Choć nie śpiewała w scholi, bardzo lubiła tę formę modlitwy. Do dziś pamięta melodie, które wybrzmiewały podczas uwielbień.
Wspomina również Kurs Filipa, w którym brała udział od strony organizacyjnej – wraz z koleżanką przygotowywała posiłki dla 50 osób. Było to dla niej nie lada wyzwanie, gdyż nie umiała gotować. Finalnie wszyscy byli zadowoleni i najedzeni.
Co dało mi duszpasterstwo?
– Doświadczenie wspólnoty tak na mnie wpłynęło, że zawsze szukałam grupy ludzi wierzących – dzieli się Natalia. – Będąc na studiach, miałam już syna, więc przestałam chodzić na duszpasterstwo. Wtedy trudno było mi znaleźć wspólnotę. Teraz w Szwajcarii jestem w kolejnej, jeszcze raczkującej, powstałej po Kursie Alpha – wyznaje. Dodaje także, że w kościele spotyka w większości starszych ludzi, ale cieszy się, że ma dostęp do sakramentów. Gdy wraca do Krakowa, zawsze idzie do kolegiaty. Jest to dla niej domowy kościół.
Do wspólnego świętowania jubileuszu zaproszeni są absolwenci i studenci, którzy tworzyli i tworzą historię Duszpasterstwa Akademickiego św. Anny w Krakowie.