Imieniny: Alberta, Janusza, Konrada

Wydarzenia: Światowy Dzień Telewizji

Świadkowie wiary

 fot. YouTube.com

W jednym z najuboższych regionów Indii, niedaleko miasta Raipur, ks. Adam Wiśniewski, kapelan powstańców warszawskich, specjalista medycyny tropikalnej po studiach we Francji, w 1969 r., na kawałku czerwonej ziemi ozdobionej jednym drzewem, postawił trzy szałasy i w ten sposób rozpoczął dzieje dzisiejszego Ośrodka Rehabilitacji Trędowatych Jeevodaya (czyt. Dżiwodaja). To ostatnie słowo oznacza Świt Życia.

 

„Włóczyłem się po Indiach jak Mojżesz po pustyni, szukając ziemi obiecanej – wspominał później. – Chodziło mi o miejsce, gdzie ludzie są najbardziej porażeni przez trąd, samotni i głodni. Miejsc takich jest w Indiach dużo. Chodziło o to, by być przyjętym przez władze kościelne i państwowe. I jesteśmy w Gatpar – Jeevodaya”.

Zielona oaza

Dziś, po 45 latach, ośrodek to zielona oaza wśród czerwonych pól ryżowych. Jest w nim kościół na 450 osób, zapełniający się dwa razy dziennie rozmodlonymi ludźmi niekoniecznie wyznania katolickiego. Następnie przychodnia przyjmująca 10 tys. pacjentów rocznie, choć pracuje w niej tylko jedna lekarka, dr Helena Pyz, ze swymi hinduskimi pomocnikami. Leczy się tam nie tylko trąd (do stu nowych przypadków rocznie), ale w ogóle wszystkie choroby. Jest tu też duża, nowa szkoła (otwarta w 2013 r.). Można się uczyć od przedszkola do matury. Choć szkoła leży w środku Indii i ma tamtejsze uprawnienia państwowe, nosi imię Mikołaja Kopernika i ks. Adama Wiśniewskiego. Uczy się w niej obecnie 1000 dzieci, z których połowa mieszka w miejscowym internacie. Tych dzieci nie przyjęłaby żadna inna szkoła ze strachu przed zarażeniem. W Jeevodaya są kuchnie, obory, ogród warzywny i własne ujęcie wody. Na miejscu są krawiec i szewc. Jest nawet plac zabaw dla młodszych dzieci.

Ks. Adam określił kilka podstawowych zasad, dzięki którym idea Jeevodaya trwa, rozwija się i owocuje tak wielkim dobrem. „W Jeevodaya wszystko daje się za darmo. To jest nasza idea przewodnia. Dajemy, dajemy – prosimy i prosimy o pomoc. I przychodzi tyle, ile potrzeba. Więcej nie. A kiedy nasza idea służenia i zaufanie Bogu jest takie, jak w Piśmie Świętym, zawsze jest coś, co można dać innym”.

By nie czuli się odepchnięci

Dr Helena Pyz, która przyjechała do Jeevodaya już po śmierci ks. Adama i od ponad 25 lat wraz z hinduskimi pallotynami kieruje ośrodkiem, w którym jest jedynym lekarzem i matką wszystkich mieszkańców, przypomina, że gdy głodni zostali nakarmieni, a podstawowe potrzeby zaspokojone, ks. Wiśniewskiemu „chodziło o to, by trędowaci nie czuli się odepchnięci, ale byli traktowani jako integralna część społeczności. Żeby nie było podziałów na chorych [na trąd] i zdrowych. Żeby każdy na miarę swoich sił wnosił coś do wspólnoty”. Wyleczeni trędowaci pracują zatem w Jeevodaya na miarę swoich możliwości: w aptece, przychodni i szkole, przy czyszczeniu ryżu (a potrzeba go co dzień 150 kg), w pracowni krawieckiej, przy obrządku krów czy jako stróże. Nawet dwaj inwalidzi na wózkach pełnią odpowiedzialne funkcje – mają dyżury przy pompie i generatorze. Wszyscy mieszkańcy Jeevodaya czują się potrzebni i wiedzą, że są u siebie, w swoim domu. Ich ludzka godność została ocalona.

Założyciel jeszcze podczas wspomnianych wędrówek po Indiach wiedział, że jego placówka przede wszystkim ma być domem, szkołą i szpitalem dla dzieci trędowatych i kalekich. W ośrodku miały być również dzieci rodziców trędowatych, dzieci bez domu, dzieci bez rodziców, słowem te, dla których zabrakło miejsca w domu i ludzkich sercach. Dzieci, dla których zabrakło środków na leczenie, wychowanie, wyżywienie i ubranie. Jak wspomniałam, jest ich obecnie prawie pięćsetka w internacie, a do szkoły uczęszcza drugie tyle.

Te same pytania

Ks. Adam ciągle pytał o to, gdzie są ludzie cierpiący, czego potrzebują i jak można im to zapewnić, nie czyniąc z nich żebraków na czyjejś łasce. On, jego pomocnicy (s. Barbara Birczyńska, która przywiozła z Polski do Indii nawet traktor i służyła trędowatym kilkadziesiąt lat, a zmarła w 2010 r.) i kontynuatorzy (hinduscy pallotyni: ks. Abraham, ks. Rahul, ks. Vijay oraz dr Helena Pyz, której roli nie da się przecenić, a która po przyjeździe borykała się z wszelkimi możliwymi problemami, także finansowymi) zawsze zadawali sobie te same pytania. Pewnie dlatego wielkie dzieło Jeevodaya trwa. Jak to jest jednak możliwe? Skąd się biorą na to pieniądze?

Ośrodek Rehabilitacji Trędowatych Jeevodaya od początku utrzymuje się z darów. Najpierw jego dobroczyńcy znajdowali się głównie wśród Polonii. Od 2007 r., już w nowej rzeczywistości społecznej kraju, funkcjonuje w Warszawie, przy Instytucie Prymasa Wyszyńskiego, Sekretariat Misyjny Jeevodaya, który koordynuje zbiórkę środków za pośrednictwem akcji Adopcja Serca. Chętni wpłacają na konto Sekretariatu określone przez siebie sumy (nie mniej niż 20 zł miesięcznie) w określonych ratach (miesięcznie, kwartalnie lub rocznie), a w zamian otrzymują dane konkretnego dziecka z Jeevodaya wraz z jego zdjęciami oraz corocznymi informacjami o jego postępach. Jeśli chcą, mogą też korespondować z dziećmi, które obejmują opieką modlitewną i finansową.

Nie sposób w krótkim artykule opisać wszystkich aspektów idei, miejsca, ludzi, pracy i postępów, które dokonały się na indyjskim skrawku czerwonej ziemi w ciągu niemal pół wieku. Jeśli jednak chcieć zrekapitulować historię Jeevodaya, trzeba się odnieść do sylwetki założyciela ośrodka. Użyję w tym celu słów jego współbrata pallotyna, ks. prof. Czesława Parzyszka SAC, który z mocą odpowiedział na pytanie, jak to wszystko było (i jest!) możliwe: – Patrząc na ks. Wiśniewskiego, odnosiło się wrażenie, że jest to człowiek wierny do końca. Wierność jego biła we wszystkim. Wierny był w powołaniu. Wierny ideałom. Wierny temu, co raz postanowił. To nie był jednorazowy zryw. To wszystko było zamierzone i przemyślane. Wierny, gdy było trudno i ciężko. Wierny w radości i powodzeniu. (...) Nie zawsze rozumiano jego idee i pracę. Musiał o nie walczyć i przebijać się sam. Zdobywanie funduszy dla najbiedniejszych kosztowało go wiele trudu i upokorzeń. Znosił je ze spokojem w imię swojej jedynej miłości, której do końca pozostał wierny.

Instytut Prymasa Wyszyńskiego Sekretariat Misyjny Jeevodaya 
ul. Młodnicka 34, 04-239 Warszawa 
tel. (22) 673-02-65 
www.jeevodaya.org 
Numer konta: PKO BP 16 1020 1097 0000 7102 0004 8736

Źródło:
;