Pod oknem
Dialogi kleryków z Arcybiskupem
- Jesteśmy ze świata, jesteśmy dla świata, ale jesteśmy już inni niż ten świat - mówił abp Marek Jędraszewski w Wyższym Seminarium Duchownym Archidiecezji Krakowskiej, gdzie odbyła się druga już edycja „Dialogów", czyli spotkań metropolity z klerykami, podczas których alumni mogli zadawać swojemu Pasterzowi nurtujące ich pytania.
Witając ordynariusza w seminarium, ksiądz rektor Janusz Mastalski podziękował mu za przybycie i za to, że zgodził się rozmawiać na tematy dotyczące kapłańskiej formacji. Odwołał się do słów papieża Franciszka, w których Ojciec Święty mówił o potrzebie wychowywania księży w duchu samarytańskiej posługi.
Pierwsze pytanie dotyczyło priorytetów w formacji seminaryjnej: co jest ważniejsze - wymagać czy kochać? Arcybiskup odpowiedział, że te dwa pojęcia nie mogą się wykluczać, ponieważ wtedy jedno z nich będzie prokuratorem, a drugie słabością. Wymaganie wpisuje się w miłość. Zobrazowaniem tej pozornej sprzeczności jest postawa matki, która równocześnie kocha i wymaga. - Jedno jest wpisane w drugie - wymaganie w miłość. Miłość jest pierwsza, bo Bóg jest pierwszy. A Bóg jest Miłością.
Formator powinien mieć stale na uwadze treści, jakie chce przekazać i to, kogo reprezentuje, a wychowanek musi mieć świadomość nowej rzeczywistości, w której nie obowiązują reguły tego świata. Metropolita odwołał się do swojego doświadczenia z czasów, kiedy był wychowawcą w seminarium. Usłyszał wtedy, że jako nauczyciel ma być tym, który goni uciekających. Powiedział słuchaczom, że model wychowania oparty na relacji „żandarm - złodziej" nie jest jego metodą. - Miłość Boża do nas jest szalenie wymagająca. Im więcej autentycznej miłości, tym większe wymagania. Ten, który odczuwa, że jest kochany, ma większą świadomość tego, że nie może zawieść, bo to byłaby zdrada.
Kolejne pytanie odnosiło się do formacji naukowej, która wykracza poza ramy teologii. Klerycy chcieli wiedzieć, czy Kościołowi potrzebni są np. księża lekarze, psycholodzy, dziennikarze, etc.
Arcybiskup odpowiedział, że to pytanie kryje w sobie pewien rys podejrzliwości, ponieważ powyższe dziedziny wykraczają poza zwykłe duszpasterskie powinności. Zaznaczył, że tacy księża są potrzebni, ale ich najważniejszym zadaniem i powołaniem powinno być kapłaństwo, a nie realizacja samego siebie. Jako przykład podał benedyktyna - ojca Karola Meissnera, bliskiego współpracownika Wojtyły, lekarza i wybitnego psychologa płciowości.
Padło pytanie o to, czy kapłan musi być katechetą i uczyć w szkole, jeżeli czuje, że to go przerasta. Metropolita zaznaczył, że pomiędzy byciem księdzem a katechetą istnieje istotowa różnica. Święcenia kapłańskie nie są równoznaczne z byciem świetnym katechetą. Do nauczania trzeba mieć talent, który nie wszyscy posiadają. Środowisko szkolne może być trudną przestrzenią, w której religia jest traktowana jako wynikające z ustawy zło konieczne. Arcybiskup odpowiedział, że nie wszyscy księża muszą być katechetami. Nie wolno jednak z góry zakładać, że ktoś się do tego nie nadaje, usprawiedliwiając tym samym swoje lenistwo, brak odwagi i chęci. - Reasumując - nie każdy z definicji nadaje się do szkoły, ale dalej, nie każdy nadaje się do każdej szkoły. To jest kwestia, nieładnie mówiąc, właściwej polityki personalnej wydziału katechetycznego (...) Trzeba znaleźć takie miejsce pracy w szkole, by ona przyniosła jak najlepsze rezultaty.
Klerycy obawiali się, że seminaryjna formacja może być swoistym życiem pod kloszem i odcięciem się od prawdziwych problemów. Zapytali zatem, na co zwrócić uwagę, by lepiej przygotować się do pracy duszpasterskiej w parafialnym środowisku. Arcybiskup zaznaczył, że trzeba stworzyć takie warunki, by młodzi ludzie mogli się do swojej pracy dobrze przygotować. Dlatego Sobór Trydencki, niezależnie od istnienia wydziałów teologicznych, doprowadził do powstania seminariów. Fakt ten sprzyjał pewnej izolacji, ale ułatwiał proces adaptacyjny. Metropolita zauważył, że w obecnych czasach, przez rozwój techniki, nie da się całkowicie odciąć od świata, a rzeczywistość ludzkiego ducha musi się rozwijać w sprzyjających dla siebie warunkach i potrzebuje chwili na milczenie i modlitwę, stąd życie w seminarium podporządkowane jest pewnemu rygorowi. Z drugiej strony, obecni alumni więcej czasu spędzają w przestrzeni parafialnej, a w okresie wakacyjnym nie przebywają w seminarium. - Wraca tutaj to, co Pan Jezus mówił do apostołów w Wieczerniku. Choć są z tego świata, to są jednak z niego wzięci i uformowani w Chrystusowej szkole. Mają pójść do świata z Chrystusową tożsamością. Biada by było, gdyby Chrystusowa tożsamość nie byłaby właściwie ukształtowana, solidna i trwała, a w efekcie spotkania ze światem szybko się rozpłynęła. Nieszczęściem byłoby również to, że ktoś, wychodząc z seminarium i mając już ukształtowaną kapłańską osobowość, chciałby iść w układ z tym światem (...) i nie chciał być, na wzór Chrystusa znakiem sprzeciwu dla tego świata. Jesteśmy ze świata, jesteśmy dla świata, ale jesteśmy już inni niż ten świat.
Dodał, że tożsamość Chrystusowa niesie ze sobą pewne konsekwencje. Kapłan cieszy się szacunkiem, nie boi się mówić prawdy, ale musi być gotowy na możliwość cierpienia.
Klerycy pytali również, czy ktoś, kto dobrze odnajduje się w formacji seminaryjnej może mieć problemy z odnalezieniem się w życiu parafialnym? A także, jak rozeznać, czy ktoś nadaje się bardziej do życia parafialnego czy do życia we wspólnocie zakonnej? Arcybiskup zwrócił uwagę na to, że warunki pracy w diecezji są inne i znacząco różnią się od tych, które obowiązują w zakonach. Ksiądz diecezjalny bardzo często żyje sam, co początkowo może szokować. Inaczej dzieje się w zakonach, gdzie jednostka cały czas przebywa we wspólnocie. Obie sytuacje są trudne i odsłaniają złożone problemy psychologiczne. Można źle się czuć w samotności, ale można równie dobrze odkryć, że życie wspólnotowe jest męczące. Odpowiedź na pytanie dotyczące rozeznania swojej kapłańskiej drogi wymaga pomocy ze strony wychowawcy i ojca duchownego, a także wsparcia ze stron konkretnej wspólnoty, do której kandydat chciałby wstąpić. - Trzeba uczciwie stawiać sobie pytania o powołanie, o to, jakie ono jest i o to, jak najbardziej wiernie, to znaczy zgodnie z wolą Bożą, to powołanie urzeczywistniać.
Ostatnie pytanie skupiło się wokół Matki Kapłanów i Wychowawczyni Powołań Kapłańskich. Alumni chcieli wiedzieć, jaką rolę pełni Maryja w formacji do kapłaństwa i w formacji kapłańskiej. Metropolita wyraźnie zaznaczył, że jest ona fundamentalna i trudno ją przecenić. - W momencie, kiedy rodził się Kościół, Chrystus dał Janowi swoją Matkę. Kościół czci ją od samego początku.
Arcybiskup powrócił do pierwszego pytania, akcentując, że Maryja - Matka Kapłanów kocha i wymaga. Kapłan, który modli się modlitwą różańcową nie będzie nigdy sam. Przypomniał słowa papieża Franciszka, który mówił, że przebywając na Jasnej Górze, doświadczył spojrzenia Matki i spotkania z Nią. Zachęcał kleryków, aby uklękli w częstochowskiej kaplicy, spojrzeli Jej w oczy i poczuli Jej przenikliwe i wymagające spojrzenie. - Trudno żyć jako kapłan bez modlitwy do Niej, bez codziennego uciekania się pod Jej obronę, mając świadomość jednocześnie tego, co napisał Bernard z Clairvaux w swojej modlitwie, że nigdy nie słyszano, by ktoś, kto uciekał się do Matki, został przez Nią opuszczony.
Dodał, że wiele kryzysów kapłańskich bierze się z osłabnięcia więzów synowsko matczynych i zaniedbywania relacji z Matką.
Na zakończenie spotkania, głos ponownie zabrał rektor seminarium. Nazywając arcybiskupa ojcem, podziękował mu za obecność i za wyprowadzanie z kryzysów wątpliwości. - Nie chodziło w tych dialogach tylko o to, żeby księdza arcybiskupa posłuchać. Ale o to, żeby z tego posłuchania przyszła konkretna przemiana. Powinna ona znaleźć się w każdym z serc kleryków, diakonów, a także obecnych tu formatorów.