Imieniny: Alberta, Janusza, Konrada

Wydarzenia: Światowy Dzień Telewizji

Poradnik

 fot. Fotolia.com

Jeśli pozwolisz, aby rzeczy zaczęły rządzić twoim życiem – zrobią to. Konsekwentnie będą się mnożyć, żeby w końcu całkowicie zająć twoje myśli.

 

Otwierasz drzwi swojego pokoju i potykasz się o porzucony na podłodze plecak. Siadasz przed biurkiem, żeby zająć się kreatywną pracą, ale twoje prywatne królestwo twórczości umysłowej przypomina raczej zatłoczony parking albo biuro rzeczy znalezionych. Kiedy już je odgruzujesz, nie możesz skupić się na myśleniu, bo plakat idola wiszący na ścianie ciągle cię rozprasza. Rankiem szukasz skarpetek, ale znajdujesz tylko samotne i smutne sztuki bez pary. W autobusie nerwowo szukasz portfela, w którym schowałeś bilet, ale drogę do niego zagradzają: telefon, dwie pary kluczy, gumka do mazania, trzy długopisy, siedem papierków po cukierkach, paragon, dwa opakowania gumy do żucia, ulotka z dyskontu, kalkulator, pudełko zapałek, breloczek… Kiedy otwierasz szafkę, żeby wyjąć z niej kubek na herbatę, spada ci na głowę jakaś wyszczerbiona paskuda, której nigdy nie lubiłeś - ale jakoś żal wyrzucić...

 

Brzmi znajomo?

Przyznaj, ile masz rzeczy, które od dawna nie nadają się do niczego, a wciąż je trzymasz, bo „kiedyś się przydadzą”? Nazywam takie „cuda” mianem „przydasiów”. „Przydasie” są zdradliwe. Powoli i niepostrzeżenie zajmują twoje szafki, biurko, łóżko i teren pod nim, szuflady, parapety, torby, plecaki, łazienkę, kuchnię, przedpokój – wszystko po to, żeby na koniec dobrać się do twej głowy. „Przydasie” dostajesz od kolegi, cioci, mamy, wujka, babci, Pierwszej Wielkiej Miłości, pani z przedszkola, którą lubiłeś, współlokatora z kolonii. Należy do nich również kilka niekoniecznie trafionych prezentów bożonarodzeniowych, sweter, w który dawno już się nie mieścisz i poplamione woskiem jeansy.

 

Potrzebna przestrzeń

Bałagan zaczyna się na biurku i przenosi się na życie. Co zrobić, żeby mieć w głowie porządek i przestrzeń? Czy zawsze „więcej” oznacza „lepiej”? Bardzo podoba mi się nurt zwany minimalizmem i chociaż ma wiele definicji – wszystkie sprowadzają się do jednej: posiadaj tylko to, co konieczne a zyskasz wolność, niezależność i kreatywność.

Jeśli posiadasz wiele przedmiotów, o każdy z nich musisz się troszczyć – czyścić, odkurzać, naprawiać. Pożera to ogromne ilości czasu, pracy, energii. A przecież możesz ten czas poświęcić dla przyjaciół, rodziny, hobby, rozwoju osobistego. Kiedyś mój pokój przypominał krajobraz po tornado – wszystkiego było w nim pełno. Trudno mi było funkcjonować. Zmęczona tym stanem, natknęłam się na książkę Sztuka minimalizmu autorstwa D. Loreau. Zaczęło się stopniowe odgruzowywanie, sprzątanie, oddawanie innym tego, co mi niepotrzebne, wyrzucanie śmieci i „przydasiów”. Ufff... odetchnęłam. Na moich ścianach nie ma ani jednego obrazka – nic, prócz ikony Świętej Trójcy Rublowa. Nagle mogę myśleć, tworzyć, odpoczywać. Wystarcza mi jeden regał na książki, pianino, średniej wielkości szafa, skrzynka na różności, łóżko i pudełko z pamiątkami. Tyle. W jednym pokoju mieszczę niemal wszystko, co posiadam. Czasem kupuję coś, co nie jest mi potrzebne (żeby zaspokoić zmysł estetyczny), ale zachowuję tylko naprawdę ważne pamiątki. I... jestem szczęśliwa!

Nie zrozum mnie źle, nie każę ci pozbywać się nagle wszystkiego i żyć jak pustelnik. Może jednak warto zatrzymać się chwilę nad bałaganem w głowie i zastanowić się, czy nie bierze się on z bałaganu na biurku?

Oceń treść:
Źródło:
;