Imieniny: Adelii, Klemensa, Felicyty

Wydarzenia: Dzień Licealisty

Wywiady

Dzień bez modlitwy za zmarłych jest w dużym stopniu stracony

 fot. Fotolia.com

Z ks. Mariuszem Bernysiem, kapelanem Centralnego Szpitala Klinicznego przy ul. Stefana Banacha w Warszawie, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler.

 

Czym jest moment śmierci? Każdy człowiek wie, że on musi nastąpić, ale nie każdy do niego świadomie się przygotowuje. Czy powinniśmy myśleć o nim stale, czy tylko pod koniec życia?

Ludzie na ogół nie myślą o śmierci. Wypierają ten temat ze świadomości. A przecież dotyczy on każdego. Dopiero, gdy spotykają się z problemem cierpienia, gdy śmierć zbliża się, zaczynają o niej myśleć. W największym szpitalu klinicznym w Polsce: szpitalu Banacha w Warszawie, w którym posługuję jako kapelan, spotykam się z tym problemem niemal codziennie. Niemal każdego dnia „odprowadzam ludzi” na tamtą stronę. Zdumiewa mnie ogromna różnica, jaka się często rzuca w oczy, między ludźmi, którzy mają głęboką wiarę i niewierzącymi. Choć każdy odczuwa lęk przed śmiercią, to dla ludzi niewierzących jej bliska perspektywa jest często ostateczną katastrofą. Często „zapadają się w głąb siebie” i jest to wielki dramat. Natomiast ludzie głębokiej wiary przyjmują często konieczność odejścia z nadprzyrodzoną nadzieją, że to nie koniec. Niektórzy, choć przykuci do łóżka, zachowują się tak, jakby wybierali się w najważniejszą drogę. Nie tracą nadziei, uśmiechu. Są piękni. Czasem to oni właśnie podtrzymują swoich bliskich na duchu. Pamiętajmy, że człowiek, który odchodzi, potrzebuje bardzo obecności przy nim kogoś bliskiego, potrzebuje też naszej modlitwy.

 

Czym ona jest dla niego?

Siła modlitwy jest nie do przecenienia. Kiedyś, wezwany na oddział intensywnej terapii do pewnego pacjenta, zauważyłem mężczyznę, który intensywnie patrzył na mnie. Podszedłem do niego i zapytałem, czy chce przyjąć sakrament namaszczenia chorych. Nie mógł już mówić, tylko skinął potwierdzająco głową. Mogłem go tylko zapytać, czy żałuje za wszystkie swoje grzechy. Wkrótce potem umarł. Na drugi dzień przyszedł do mnie jego brat. Powiedział mi, że zmarły nie chciał, aby do niego przyszedł ksiądz. Jednak rodzina nie traciła nadziei, gdyż ten pacjent odprawił kiedyś dziewięć pierwszych piątków miesiąca, z którymi jest związana obietnica zbawienia. Brat tego zmarłego wierzył, że to dzięki modlitwie i tamtym odprawionym pierwszym piątkom miesiąca ów pacjent dostąpił w ostatniej chwili pojednania z Bogiem. Dla mnie to był budujący przykład, jak Bóg do ostatniej chwili troszczy się o nasze zbawienie. Przykład potężnej siły modlitwy, która nas ocala. 

 

Towarzyszy ksiądz często umierającym. Jak w oczach księdza wygląda moment śmierci?

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jest to bardzo uroczysty i podniosły moment w wędrówce ziemskiej człowieka. W ten sposób przeżywam każde spotkanie z odchodzącym pacjentem. Każda śmierć jest w moich oczach inna. Zawierzam każdego Bożemu miłosierdziu. Wiem, że przez ten sakrament człowiek staje się dzieckiem Najwyższego Króla. Pamiętam, jak świat wstrzymał oddech, gdy odchodził św. Jan Paweł II. Ta śmierć była dobrodziejstwem dla nas. Zanikły spory, kłótnie, nienawiść. Ludzie przystępowali do sakramentu pojednania. To była wielka lekcja wiary w niezgłębione miłosierdzie Boga nad nami. Przy udzielaniu sakramentu namaszczenia chorych odmawiam zawsze akt strzelisty do Bożego miłosierdzia: „O krwi i wodo, któraś wytrysnęła z najświętszego Serca Jezusowego, jako zdrój miłosierdzia dla nas, ufamy Tobie”. Wierzę, że w tym momencie miłosierdzie Boże ma moc przemienienia wszelkiego zła, jakie nas w życiu niszczyło. Jest to moment triumfu miłosierdzia. 

 

Wielu ludzi doświadczyło śmierci klinicznej. Ci, którzy opowiadali o swoich przeżyciach, mówili o świetle, które ich przyciągało, wyjściu duszy z ciała, spotkaniu ze „świetlistą postacią” – Jezusem. Jaką naukę powinniśmy z tego wyciągać?

Kiedyś pewien młody ojciec dwojga dzieci, który przechodził operację serca, bardzo bał się, że nie przeżyje i że więcej nie zobaczy dzieci. Operacja była wyjątkowa, przy częściowym znieczuleniu, gdyż wymagała współpracy z pacjentem. W pewnej chwili usłyszał, że lekarze wpadli w panikę, bo coś poszło nie tak. Zaczął „odpływać” i rzeczywiście przeżył śmierć kliniczną. Opowiadał mi potem, że znalazł się w pięknym żółto-złocistym świetle i Pan Bóg pokazał mu, ile razy ratował mu życie i ile razy już powinien nie żyć. Odczuł wielką miłość. Potem usłyszał, jak lekarze go reanimują, i wrócił do żywych. To doświadczenie uzdrowiło go z lęku przed śmiercią. Zatęsknił za tą Miłością, którą spotkał w chwili śmierci klinicznej. W tym kontekście przypomina mi się powiedzenie Ojca Pio, że cierpienie prowadzi nas do bram raju, ale tam już nie wejdzie, tam wejdzie tylko miłość. Po tym zdarzeniu sam uczyniłem medytację na temat własnego życia i uświadomiłem sobie, jak wiele razy Pan Bóg ratował mi życie.

 

A co mówi Kościół o tym, co czeka nas po śmierci? Czy możemy pomóc bliskim zmarłym w osiągnięciu nieba?

Całe Objawienie jest o tym, że Bóg stworzył nas po to, abyśmy mieli życie. Dlatego po śmierci tych, którzy za życia wybrali życie, czeka życie wieczne. Niestety, tych, którzy wybrali śmierć, czyli grzech – czeka śmierć wieczna. Katechizm Kościoła Katolickiego uczy, że od razu po śmierci następuje sąd szczegółowy: „Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym”. Sąd szczegółowy albo dokonuje się przez oczyszczenie (czyściec), albo otwiera bezpośrednio wejście do szczęścia nieba, albo stanowi bezpośrednio potępienie na wieki” (KKK, 393). Na końcu czasów, kiedy Chrystus powróci, nastąpi Sąd Ostateczny. „Królestwo Boże osiągnie swoją pełnię. Po sądzie powszechnym sprawiedliwi, uwielbieni w ciele i duszy będą królować na zawsze z Chrystusem, a sam wszechświat będzie odnowiony” (KKK, 769).

Oczywiście, liczymy na wielkie miłosierdzie Boga i wypraszamy je nie tylko dla siebie, lecz także dla wszystkich ludzi. Dlatego jest jeszcze dla wielu ta wielka szansa czasu oczyszczenia w czyśćcu. Czyściec daje pewność wiecznego zbawienia, w nim daje nam świętość konieczną do wejścia do radości nieba. Ale przecież dotyka nas w życiu tak dużo cierpienia, na które nie mamy wpływu, że warto w pokorze ofiarować je Bogu za swoje grzechy i za grzechy swoich bliskich. W ten sposób też stajemy się apostołami miłosierdzia Bożego. Nasi bliscy zmarli najbardziej potrzebują naszej modlitwy. Dlatego dzień bez modlitwy za zmarłych jest w dużym stopniu stracony. Ludzie pytają, co mogę zrobić dla bliskiej osoby, która już odeszła. Tylko modlitwa, msza święta, odpusty, uczynki miłosierdzia mogą pomóc naszym bliskim zmarłym. Wielu ludzi dzisiaj odchodzi od wiary, nie modli się też za swoich bliskich zmarłych. W tej walce duchowej, jaka toczy się we współczesnym świecie, jest to wielki dramat. Teraz w okresie Wszystkich Świętych w mediach lansuje się Halloween. Takie odchodzenie od tradycji chrześcijańskiej jest bardzo bolesne. Podobał mi się przykład jednego z kapłanów, który ostrzegał rodziców nieprzekazujących wiary dzieciom, że kiedyś, gdy będą po śmierci potrzebowali modlitwy bliskich za swoje zbawienie, oni mogą tylko przynieść na ich grób dynię. W tym groteskowym obrazie jest jednak ostrzeżenie dla nas...

 

Czy powinniśmy się bać momentu przejścia do życia wiecznego?

Wszyscy lękamy się tego momentu. Jest to przecież kres naszego ziemskiego życia. Sam Jezus przeżywał trwogę konania w Ogrójcu. Lęku nie da się uniknąć. Ale obserwuję przy ludziach chorych ogromną różnicę między podejściem do śmierci ich samych, a podejściem rodziny. Człowiek chory żyje już w innym świecie, ktoś nawet to określił „na innej planecie”. Dlatego zupełnie inaczej przyjmuje niektóre zdarzenia, np. rodzina bardzo boi się poprosić kapłana, gdyż jest przekonana, że chory pomyśli, iż to koniec. Tymczasem nie spotkałem jeszcze takiej reakcji chorego, żeby się przestraszył księdza. Chory jest raczej bardzo wdzięczny, że kapłan modli się o jego umocnienie i potrzebne łaski. Mam też wrażenie, że u ludzi, którzy od dłuższego czasu zmagają się z chorobą, ten lęk przed śmiercią jest mniejszy. Nie umiem tego nazwać, ale czasami mam wrażenie, że jest przy nich duch, który odbiera ten paniczny lęk, daje pokój, że jest Chrystus, który pomaga im nieść krzyż. 

 

Dziękuję za rozmowę.

Oceń treść:
Źródło:
  1. Przykład umierania dał nam Jezus. Przebacz tobie winnym, nie martw się o dobra materialne,ale uporządkuj swoje sprawy, powierz opiekę nad bliską ci osobą żyjącym. Blask krzyża przekonuje o grzechu nawet sprawiedliwych.Wieczny odpoczynek racz zmarłym dać Panie.

  2. Wspaniałe modlitwy Sylwia

;