Imieniny: Wiktoryna, Helmuta, Eustachego

Wydarzenia: Dzień Metalowca

Jaśniej

 fot. Rembrandt / wikipedia.org

Jezus żyje! - słyszymy dokoła. Jakże zazdrościmy tym, którzy mogli widzieć Go na własne oczy; którzy - jak apostołowie - mogli dotknąć Jego ran i spożywać z Nim posiłek. Snując marzenia, nie zauważamy Jezusa, który towarzyszy nam w drodze, wyjaśnia Pisma i łamie dla nas chleb. Bo Eucharystia to przecież nasze spotkanie z Jezusem Zmartwychwstałym. To nasza droga do Emaus.

 

Przybici, smutni, z pochylonymi głowami… Obraz uczniów idących do Emaus nie napawa optymizmem. Zresztą - czy może podnosić na duchu widok człowieka, którego życiowe nadzieje właśnie legły w gruzach? Ten, któremu zaufali i w którego uwierzyli - w ich odczuciu okazał się tylko zwykłym człowiekiem. Nie wytrzymał konfrontacji ze zorganizowaną machiną zła, ze spiskiem Sanhedrynu. Widzieli, jak cierpiał, jak dźwigał krzyż, jak umierał w męce… jak wołał na krzyżu: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. A Bóg milczał… Nie wydarzył się cud, aniołowie nie zstąpili z nieba, piorun nie uderzył w prześladowców - zaś wołanie Jezusa na krzyżu uczniowie odebrali jako bezradny krzyk samotnego i opuszczonego człowieka. Owszem - mądrego, wrażliwego, wartościowego, ale jednak tylko człowieka.

A teraz oni sami uciekają.

 

Podróż z bagażem rozczarowań

Nie wiemy dokładnie, po co uczniowie szli do Emaus. Czy uznali, że wszystko skończone, trzeba wracać do swego domu i codziennych zajęć; do życia, które wiedli przedtem? A może tylko na jakiś czas chcieli schronić się gdzieś na uboczu, by ustrzec się przed zemstą Sanhedrynu? Pozostanie to ich zagadką. Jednak idąc, nie mogą nie myśleć o tym wszystkim, co się stało. Próbują to sobie jakoś po ludzku wyjaśnić i poukładać… Rozmawiają. W pewnym momencie zdają sobie jednak sprawę, że nie idą sami - mają jeszcze jednego Towarzysza podróży, który nawiązuje z nimi dialog. Zadaje pytanie i pozwala, by uczniowie wypowiedzieli wobec Niego cały swój ból: rozczarowanie, poczucie straty, porażki czy wręcz życiowej klęski. Pozwala im skonfrontować ich własne wizje i oczekiwania z rzeczywistością, która tak bardzo od nich odbiegła. „A myśmy się spodziewali…” - jeden z uczniów wypowiada słowa pełne rozgoryczenia. Powiększa je fakt, że za śmierć Jezusa odpowiadają ludzie, którym dotąd uczniowie w jakiś sposób ufali, a przynajmniej powinni zaufać: arcykapłani i przywódcy ludu. Tymczasem to właśnie oni stali się przyczyną rozwiania nadziei, wydając niewinnego Człowieka na śmierć i oficjalnie, w imieniu narodu mówiąc: „Poza Cezarem nie mamy króla”. A zatem wydanie Jezusa Piłatowi było jednocześnie symbolicznym gestem poddaństwa wobec okupanta. Uczniowie mają prawo czuć się zawiedzeni i oszukani nie tylko jako wyznawcy religii oczekujący Mesjasza, ale także jako Żydzi - członkowie narodu żyjącego nadzieją na niepodległość. Ich rozczarowanie jest więc głębsze, niż początkowo można by sądzić: przenika niemal wszystkie płaszczyzny ich życia, sięgając wręcz jego fundamentów, najtrwalszych wartości i autorytetów. Po tak wielkim trzęsieniu ziemi pozostaje jedynie morze ruin, pustka i popiół…

 

Powiedz Mi o tym!

Przychodząc na Eucharystię, niesiemy ze sobą cały bagaż różnych życiowych doświadczeń. Jakże często stajemy przed Jezusem rozczarowani i smutni. Jak często zadajemy sobie pytanie, czy to w ogóle ma sens, po co chodzić na Mszę św. Podczas Eucharystii nasze myśli niezmiennie krążą wokół spraw, którymi żyjemy na co dzień. Czasem nawet nie zauważamy, że w pewnym momencie przestaliśmy być sami…

Nieprzypadkowo na samym początku Eucharystii słyszymy pozdrowienie kapłana: „Pan z wami!”. Jest ono pobudką, uświadamia nam, do Kogo przyszliśmy i Kto jest wśród nas obecny. Z kolei wezwanie do uznania swej grzeszności i akt pokuty są skierowaną do nas prośbą Jezusa: Pokaż mi to, czym żyjesz, co wypełnia twe serce! Przyznaj się do swych niepowodzeń, porażek, słabości, wypowiedz przede mną swe rozczarowanie, ból, smutek, lęk… i wołaj: Panie, zmiłuj się nade mną! Zmiłuj się nad nami!

 

Bóg mówi bez znieczulenia

W pewnym momencie role się odwracają. Ten, który dotychczas słuchał, sam zaczyna przemawiać. Jego słowa są mocne i zdecydowane. Nie ma w nich nic z politycznej poprawności ani lęku, by nie urazić słuchaczy. „O nierozumni, jakże nieskore są wasze serca do wierzenia!”. Uczniowie mieli prawo poczuć się trochę urażeni… Jednak nie obrażają się. Z zapartym tchem słuchają przemowy współtowarzysza podróży, ukazującego im zupełnie nową perspektywę wydarzeń, w których uczestniczyli. Co więcej, wiąże je ze słowem Bożym, ukazując związek cierpienia Jezusa ze spełnieniem wszystkich obietnic, które Bóg dał swojemu ludowi. Obietnic, którymi uczniowie żyli i których spełnienie przez jakiś czas widzieli w Jezusie. Teraz odkrywają tę prawdę na nowo. Słowo Jezusa przenika i rozpala ich serca. Coś tajemniczego zaczyna się dziać w ich umysłach. Jeszcze nie umieją tego pojąć, jeszcze nie potrafią tego ogarnąć - ale już wiedzą: To wszystko ma sens! Nawet wołanie Jezusa na krzyżu przestaje być bezradnym krzykiem - staje się modlitwą, zanoszoną słowami Psalmu 22, gdzie nagle odnajdują opis i zapowiedź wydarzeń, które miały miejsce na Golgocie…

Liturgia słowa w czasie każdej Mszy św.… Czytania ze Starego i Nowego Testamentu, Psalm, Ewangelia… Mówi do mnie Bóg! To nie zbiór baśni, opowiastek, pobożnych, a nierealnych wezwań do dobrego życia… to słowo żyjącego Jezusa! Czasem gorzkie i przykre do zniesienia, drażniące sumienie i powodujące niepokój w sercu, czasem pokrzepiające i dające siłę, zmieniające życiowe perspektywy… Mówi do mnie Bóg - a ja jestem słuchaczem. Czy w tym słowie widzę i szukam odpowiedzi na moje pytania, wątpliwości, problemy? Czy to słowo traktuję jako drogowskaz i światło mojego życia?

 

Zostań z nami!

Tajemniczy Nieznajomy podbił serca uczniów. Chcieli nadal Go słuchać, rozmawiać z Nim - ale podróż dobiegła kresu! On chce iść dalej; nie pozwalają Mu, zapraszają do domu. Ofiarują gościnę i posiłek, dzielą się tym, co mają.

W czasie Eucharystii między liturgią słowa a liturgią eucharystyczną następuje moment przygotowania darów. Czasem są one niesione do ołtarza procesyjnie, czasem - trochę niepostrzeżenie - przynoszą je ministranci. Przeważnie w tym czasie wszyscy obecni śpiewają lub też przygotowują sobie ofiarę „na tacę”. Dla wielu ten moment jest po prostu „wypełniaczem” czasu, który jakoś trzeba zagospodarować.

Tymczasem właśnie wtedy mamy niepowtarzalną okazję, by do składanych na ołtarzu darów dołączyć wszystko, co wypełnia nasze serca, całe nasze życie, naszą pracę, nadzieje, lęki… To wyraz naszej wiary w obecność Jezusa wśród nas, jakiejś wdzięczności za słowo, które do nas skierował, za to, że jest wraz z nami… To zaproszenie w gościnę do swego serca i oddanie Mu wszystkiego: siebie samych i tego, co posiadamy… Znajdzie to swój wyraz także w uroczystym śpiewie „Święty, Święty, Święty”, poprzedzonym prefacją - czyli radosnym podziękowaniem Bogu.

 

Gdy zajął z nimi miejsce u stołu…

I znów odwracają się role… Gość staje się Gospodarzem. To On bierze w swe ręce chleb, łamie go i daje uczniom… a wtedy otwierają się im oczy. Już wiedzą. Gest łamania chleba - tak charakterystyczny - rozjaśnia ich ostatnie wątpliwości. Dotąd wiedzieli tylko, dlaczego Jezus musiał umrzeć… teraz - ponad wszelką wątpliwość wiedzą także, że zmartwychwstał! I choć zniknął z oczu, pozostał obecny w Chlebie, który dawał im do spożycia… a ta Obecność nie skończy się nigdy.

Liturgia Eucharystyczna… Proste, tak dobrze nam znane słowa, gesty, znaki… Unoszony przez kapłana chleb - Ciało Chrystusa… Kielich z winem, które właśnie stało się Krwią… Później zdumiony okrzyk celebransa: „Oto wielka tajemnica wiary!”. I rozpaczliwy wysiłek zmysłów, które próbują przebić się przez barierę znaku. Tu tylko wiara pozostaje, by uwierzyć, że Bóg z miłości do mnie stał się Chlebem, że dał mi swoje Ciało i Krew za pożywienie… I Komunia św. - uczta, na której sam Gospodarz stał się Pokarmem… Ten sam, żywy, prawdziwy, zmartwychwstały. Tak jak w Wieczerniku, tak jak w Emaus zasiada z nami przy stole, bo chce z nami być…

 

Opowiadali, co ich spotkało w drodze

Tak niezwykłego przeżycia uczniowie nie mogli zatrzymać dla siebie. Pełni radosnego zdumienia, dzielą się ową radością najpierw ze sobą nawzajem - ale to zbyt mało. To im nie wystarcza. Wiedzą przecież, że tam, w Jerozolimie, pozostało Jedenastu - równie smutnych i przerażonych, jak jeszcze niedawno oni. Nie czują już zmęczenia, nieważny jest zapadający zmrok - „w tej samej godzinie wybrali się i wrócili”. Pełni radości i przejęcia dali świadectwo - ku ich wielkiemu zdziwieniu usłyszeli, że nie są pierwsi, że Pan ukazał się także Szymonowi! Ten sam, którego widzieli idącego do Emaus, przyszedł także do apostoła, którego ustanowił Skałą i Opoką…

Podróż do Emaus całkowicie odmieniła uczniów. Spotkanie z Jezusem, słuchanie Jego słów i wspólny posiłek nadały nowy sens ich życiu. Sprawiło, że zobaczyli zupełnie nową, dotąd nieznaną jego perspektywę: perspektywę wpisaną w odwieczny plan Boga, który jest Miłością. Tą radością trzeba się dzielić, trzeba wychodzić z nią na zewnątrz. Tak wielkiego daru nie można zamknąć w czterech ścianach, nawet jeśli są to ściany Wieczernika. Jesteśmy posłani… by opowiadać wszystkim, co widzieliśmy i słyszeli, i czego doświadczyliśmy. Jesteśmy posłani, by głosić całemu światu, że Jezus żyje - a Eucharystia jest miejscem radosnego i przemieniającego spotkania z Nim. Trzeba tylko przyjść i pozwolić, by sam mówił do nas i działał w naszych sercach.

Źródło:
;