Imieniny: Alberta, Janusza, Konrada

Wydarzenia: Światowy Dzień Telewizji

Felietony

 fot. Phil Richards / flickr.com

Dziś w Gnieźnie pod przewodnictwem Prymasa Polski odbywają się uroczystości pogrzebowe śp. ks. Waldemara Radeckiego. Choć go nie znałem, informacja o jego śmierci dotknęła mnie w niezwykły sposób…

 

Ks. dr Waldemar Radecki był wykładowcą gnieźnieńskiego seminarium duchownego i proboszczem parafii pw. św. Michała Archanioła w Gnieźnie. Organizował rowerowe pielgrzymki na Jasną Górę a ze swoimi pielgrzymami pojechał także na dwóch kółkach do grobu św. Jana Pawła II. Był sportowcem-amatorem – lubił biegać i pływać. Miał 44 lata. Zmarł nagle w ostatnią sobotę, podczas poznańskiego triathlonu, w którym uczestniczył jako zawodnik.

Sama śmierć ani jej okoliczności nie wywołały we mnie takich uczuć, jak to, o czym przeczytałem kilka dni później. Przeglądałem wówczas komentarze pod informacją o tragicznym zdarzeniu z poznańskiego triathlonu na jednym z miejskich portali. Praktycznie wszystkie to wyraz żalu po stracie i wdzięczność za dobro człowieka i kapłana. Nie sądzę, żeby to była akurat specyfika czytelników odwiedzających serwis gniezno24.com ani czynienie zadość łacińskiej zasadzie „de mortuis nil nisi bonum” („o umarłych tylko dobrze”) – wiemy przecież jak jest... Musiało być coś wyjątkowego w człowieku, który zasłużył na tak wiele ciepłych słów. A jeden komentarz jest nader poruszający (zauważyła go zresztą Katolicka Agencja Informacyjna).

Użytkownik podpisujący się jako „jarek” zobaczył ks. Waldemara w chwili, gdy był reanimowany na nabrzeżu Malty podczas zawodów. „Modliłem się gorąco podczas reanimacji klęcząc przy barierce o życie dla tego zawodnika. Po odjeździe karetki nie mogłem sobie z tym wszystkim, czego byłem świadkiem, poradzić” – wspomina. Sam nie był uczestnikiem triathlonu – przyjechał do Poznania wraz z żoną z Dolnego Śląska; kibicował synowi i synowej, którzy zawody ukończyli szczęśliwie.

„W niedzielę po przyjeździe postanowiłem – nie wiem dlaczego – dokończyć triathlon dla osoby, która zmarła poprzedniego dnia. Wsiadłem na rower i przejechałem 42 km a potem pobiegłem 10 km. Dopiero dzisiaj w pracy dowiedziałem się kim był człowiek, który zmarł podczas triathlonu i gdzie był proboszczem” – pisze jarek, który nie jest zawodowym sportowcem ale uczestniczył w wielu pielgrzymkach rowerowych do sanktuariów maryjnych w całej Europie a trzy lata temu zaczął biegać. Gdy przeczytał o śp. ks. Waldemarze, to pomyślał, że była to jego bratnia dusza. „Pan Bóg jedynie wie, dlaczego układa takie scenariusze, ale jestem pewien, że to wszystko, co mnie spotkało, ma jakiś głęboki sens – muszę tylko spróbować odgadnąć jaki”.

Też nie rozumiem tego gestu solidarności, ale bardzo mnie poruszył i jestem przekonany, że była to – w jakimś sensie – Boża inspiracja. Zdecydowanie częściej chciałbym o takich ludzkich zachowaniach słyszeć i czytać; ba – sam chciałbym mieć otwarte serce na takie Boże inspiracje.

„Księże Waldemarze – w dobrych zawodach wystąpiłeś, bieg ukończyłeś, wiary ustrzegłeś – spoczywaj w pokoju” – zakończył swój wpis jarek i dodał, że nie jest egzaltowanym człowiekiem, ale musiał o tym napisać. Ja też.

;