Imieniny: Flory, Emmy, Chryzogona

Wydarzenia: Katarzynki

Wspomnienia

Nie wszyscy wiedzą, że po raz pierwszy i jedyny spotkali się osobiście w San Giovanni Rotondo w 1948 roku. Spotkanie to owiewa aura tajemnicy. Relacja z niego nie pojawia się we wspomnieniu żadnego z nich. Nie wiadomo, o czym rozmawiali i czy – jak głosi plotka – Ojciec Pio przepowiedział wtedy pontyfikat Karolowi Wojtyle. Tak nawiązana została niezwykła znajomość.

 

To było w kwietniu 1948 roku. Choć niektórzy piszą, że rok wcześniej. Młody, dwudziestoośmioletni ksiądz z Polski, Karol Wojtyła odwiedza słynnego już od lat Ojca Pio z Pietrelciny. Jedzie pociągiem z Rzymu do Foggii, a potem autobusem do oddalonego o czterdzieści kilometrów San Giovanni Rotondo. W wyprawie towarzyszy mu ksiądz Stanisław Starowieyski i to on po latach omyłkowo napisze, że wizyta miała miejsce rok wcześniej „zaraz po Wielkanocy, chyba w 1947 roku”. Podobny błąd popełni sam Jan Paweł II, gdy już jako papież przyjedzie do grobu Ojca Pio. Jednak później, w 2002 roku, gdy zostanie poproszony o napisanie wspomnienia z tamtego pierwszego spotkania, sprostuje omyłkę: „Pamiętam ten dzień w 1948 roku, gdy w kwietniowy wieczór jako student Angelicum przyjechałem do San Giovanni Rotondo, żeby zobaczyć Ojca Pio i uczestniczyć w jego mszy świętej i, jeśli to możliwe, żeby się u Niego wyspowiadać”. Także kilka innych, drobnych faktów potwierdza tę właśnie wersję. Choćby słowa papieża, że widział, podczas swej pierwszej wizyty w San Giovanni Rotondo, jak powstaje szpital założony przez stygmatyka, zwany Domem Ulgi w  Cierpieniu. Wiemy, że pierwsze prace przy budowie – drobne i ledwie przygotowawcze – rozpoczęto dopiero pod koniec maja 1947 roku.

A więc rok 1948, tuż po Wielkanocy, która wypadała 28 marca. Mogły to być zatem pierwsze dni kwietnia, jeszcze przed pierwszą niedzielą po świętach, zwaną białą, która kończyła oktawę wielkanocną i wiosenne ferie na uczelni. Ale może i nieco później, bo wyjątkowo tamtego roku wszyscy studenci – także klerycy – mieli długie, miesięczne ferie z powodu zbliżających się wyborów do włoskiego parlamentu (18 kwietnia). Polscy księża z Krakowa – Wojtyła i Starowieyski – często wykorzystywali wolne od nauki dni na wycieczki po Włoszech. […]

 

Tuż po przyjeździe mieli okazję po raz pierwszy zobaczyć Ojca Pio na wieczornym nabożeństwie. „I wtedy mogłem zamienić z nim kilka słów” – napisze Wojtyła. Nie wiemy, o czym rozmawiali. Być może było to ledwie kilka słów przywitania. Czy stygmatyk zapytał o sytuację w ich ojczystym kraju? Nie można i tego wykluczyć. Gdy kilka lat później przyjedzie do Ojca Pio inny Polak – poeta Aleksander Wat – zakonnik już przy przywitaniu go zapyta: „No i jakżeście się tam, w Polsce, pozbyli tych Rosjan?”. Sprawy tego świata wcale nie były mu obce, spotykając się z ludźmi, interesował się ich problemami. Ale jak w tym wypadku było naprawdę i czego dotyczyła rozmowa z młodym księdzem Wojtyłą, nigdy się już nie dowiemy.

Z całą pewnością natomiast wiemy, że polscy księża znaleźli nocleg naprzeciw kapucyńskiego kościoła, w domu Marii Basilio, duchowej córki Ojca Pio, która wynajmowała pielgrzymom pokoje gościnne. Mogli z okien patrzeć na nieodległy plac budowy – rozpoczętej nieledwie rok wcześniej – wielkiego szpitala, o którym od lat marzył Ojciec Pio. Widzieli to, co się dzieje na kościelnym placu, mogli poczuć atmosferę tego miejsca, w którym po latach wojny odradzał się ruch pielgrzymkowy z wszystkimi jego zaletami i wadami. Obserwowali tłum wiernych, który wielką falą wypłynął z kościoła i kłębił się wśród straganów z dewocjonaliami i zdjęciami stygmatyka. Patrzyli na setki jego czcicieli koczujących całą noc przed klasztorem. Słyszeli ich śpiewy i okrzyki, widzieli, jak wpatrują się w okno na piętrze z nadzieją, że jeszcze raz, choćby na chwilę, pojawi się w nim „ich święty”. Trwało to długo, do późnych godzin, póki Ojciec Pio nie ukazał się wreszcie w oknie, nie pobłogosławił pielgrzymów i nie powiedział im przez megafon „Buona notte”...

Następnego dnia wczesnym rankiem księża Wojtyła i Starowieyski znów pojawili się w kościele, by uczestniczyć w odprawianej przez stygmatyka przy bocznym ołtarzu mszy, która – jak napisał we wspomnieniu Jan Paweł II – „trwała długo i w czasie której widziało się na Jego twarzy, że On głęboko cierpi. Widziałem Jego ręce sprawujące Eucharystię – miejsca stygmatów były przesłonięte czarną przepaską, to pozostało dla mnie jako niezapomniane przeżycie”. Pozostało na zawsze. Po ponad pół wieku schorowany, cierpiący papież, z wysiłkiem przyklękający przy ołtarzu, z trudem utrzymujący w ręku hostię, miał jeszcze przed oczami tamtą mszę. „To pierwsze spotkanie uważam za najważniejsze i za nie w szczególny sposób dziękuję Opatrzności” – napisał w 2002 roku.

Po każdej mszy świętej Ojciec Pio spowiadał w zakrystii mężczyzn. Również ksiądz Wojtyła uklęknął przed nim, by wyznać grzechy. Ten fakt przywołał w kazaniu podczas kanonizacji stygmatyka: „Ojciec Pio był szczodrym rozdawcą Bożego miłosierdzia, gotowym służyć wszystkim rozmową, kierownictwem duchowym, a w szczególności udzielać sakramentu pokuty. Mnie także w latach młodzieńczych spotkał przywilej skorzystania z tej jego dyspozycyjności dla penitentów”. A w przekazanym kapucynom wspomnieniu wyznał: „Przy spowiedzi Ojciec Pio okazał się spowiednikiem mającym proste, jasne rozeznanie i do penitenta odnosił się z wielką miłością”.

 

Spowiedź przyszłego papieża u mistyka, który czytał w myślach, jak i całe ich spotkanie z 1948 roku, rozpalały wyobraźnię wielu i były pożywką dla przeróżnych domysłów. W kilka dni po pamiętnym 13 maja 1981 roku prasę włoską obiegła plotka, jakoby podczas tej rozmowy Ojciec Pio przepowiedział Karolowi Wojtyle pontyfikat i męczeństwo. Informację taką podał nawet oficjalny biuletyn włoskich kapucynów. Na pierwszych stronach gazet pojawiły się tytuły: „Będziesz papieżem we krwi – powiedział mu Ojciec Pio”, „Przepowiednia Ojca Pio na temat zamachu na Wojtyłę”, „Ojciec Pio do Wojtyły: będziesz papieżem, lecz przez krótki czas”. Jednak, jak to często bywa przy sensacyjnych doniesieniach, tak i teraz okazało się, że nikt nie potrafi wskazać wiarygodnego źródła tych rewelacji, a wszyscy powołują się na kogoś, kto „sam nie widział, ale słyszał od innych”. Najlepiej więc było zapytać samego zainteresowanego.

Jan Paweł II kilkakrotnie i przy różnych okazjach odniósł się do tych pogłosek i za każdym razem je dementował – czy to z uśmiechem, czy całkiem na poważnie. Wieloletni przyjaciel Wojtyły, bp Andrzej Deskur był świadkiem jednego z takich dementi. Na pytanie, czy Ojciec Pio przepowiedział mu męczeństwo i pontyfikat, Jan Paweł II zdecydowanie odparł: „Nie, to absolutnie nie jest prawda. Z Ojcem Pio rozmawiałem tylko o jego stygmatach. Zapytałem go, który ze stygmatów sprawia mu największy ból. Byłem przekonany, że to ten w sercu. Ojciec Pio bardzo mnie zaskoczył, mówiąc: «Nie, najbardziej boli mnie ten na ramieniu, o którym nikt nie wie i który nawet nie jest opatrywany»”.

Zaskakujące wyznanie. Nie wiemy, czy ta rozmowa odbyła się już pierwszego dnia, tuż po przyjeździe Polaków do San Giovanni Rotondo, czy nazajutrz po spowiedzi. O wiele ciekawsza byłaby odpowiedź na pytanie, dlaczego Ojciec Pio uznał za właściwe wyznać tę tajemnicę nieznanemu, przypadkowo spotkanemu, młodemu księdzu z Polski? O ranie ramienia nie mówił nikomu: ani przełożonym, ani lekarzom, ani nawet swym najbliższym córkom duchowym. O istnieniu tego „stygmatu” dowiedziano się dopiero w 1971 roku podczas inwentaryzacji osobistych rzeczy po zmarłym przed trzema laty stygmatyku. Wtedy to brat Modestino Fucci zauważył na jednym z podkoszulków „widoczny, okrągły ślad krwawej wybroczyny, o średnicy około dziesięciu centymetrów, na prawym ramieniu, blisko obojczyka”. „Ukryty stygmat” Ojca Pio okazał się zgodny z rozkładem plam na Całunie Turyńskim oraz starodawną modlitwą św. Bernarda z Clairvaux do „rany na ramieniu Chrystusa, zadanej Mu przez najtwardsze drzewo krzyża”. Karol Wojtyła poznał ten sekret już w 1948 roku.

 

Fragment książki: E. Augustyn, Jan Paweł II i Ojciec Pio. Historia niezwykłej znajomości, Serafin 2011.

Źródło:
;