Imieniny: Artura, Brunona

Wydarzenia: Światowy Dzień Mieszkalnictwa

Wspomnienia

 fot. Piotr Sionko / Centrum Jana Pawła II

Modlitwa była szczególnym i wyrazistym rysem świętości Jana Pawła II.

 

Byłem i służyłem u boku tego człowieka przez niemal czterdzieści lat w różnych miejscach i sytuacjach, zarówno przy Franciszkańskiej 3 w Krakowie, jak i w domu papieskim. Tak było zarówno w zaciszu codziennej pracy, podejmowania decyzji, tworzenia tekstów, chwil wypoczynku, jak i podczas prywatnych i publicznych audiencji, międzynarodowych podróży, uroczystych liturgii i spotkań z rzeszami wiernych. Pośród tego wszystkiego Karol Wojtyła – Jan Paweł II utrzymywał stały kontakt z Bogiem. Możemy z całą pewnością powiedzieć, że był on homo orans – był człowiekiem modlitwy. Właśnie modlitwa wyrażała i odsłaniała jego więź z Bogiem. A ponieważ Bóg prowadził go zawsze do człowieka, modlitwa była i jest kluczem do zrozumienia jego służby Kościołowi i światu.

Zresztą, oddajmy mu głos. W homilii na pięćdziesięciolecie śmierci Brata Alberta Chmielowskiego w 1966 roku, arcybiskup Wojtyła powiedział: „Im bardziej Bóg udziela się duszy, im bardziej się do niej przelewa przez dary Ducha Świętego, tym bardziej rzuca ją na kolana. Tak właśnie na kolana rzucona została dusza Adama Chmielowskiego przed niewypowiedzianym majestatem Boga, świętością i miłością Boga. Ale Bóg w przedziwny sposób działa w dziejach człowieka. Oto rzucając go przed sobą na kolana, każe mu równocześnie uklęknąć przed jego braćmi, bliźnimi. Tak właśnie stało się w życiu Brata Alberta: rzucony na kolana przed majestatem Bożym, upadł na kolana przed majestatem człowieka”.

Autor tych słów mówi nam o Bracie Albercie – o człowieku, którego podziwiał, o którym pisał i którego już jako papież wyniósł do chwały ołtarzy. Jednak – być może nieświadomie – Karol Wojtyła równocześnie kreśli w tych słowach swój duchowy autoportret. Nie ulega bowiem wątpliwości, że również on sam został rzucony na kolana przed majestatem Bożym i dlatego przez całe dojrzałe życie jako kapłan, biskup i papież upadał na kolana przed majestatem człowieka. To klucz do zrozumienia jego osobowości, jego duchowości, jego mistyki, a także jego niezmordowanej służby człowiekowi, Kościołowi i światu.

 

Jan Paweł II był zawsze na kolanach przed Bogiem. Miał żywą świadomość wielkości Boga, a zarazem Jego bliskości wobec człowieka. Z tej przenikliwej świadomości i z potrzeby serca rodziła się potrzeba modlitwy. Dodajmy, ze z Bogiem rozmawiał nie tylko na kolanach, ale także leżąc krzyżem. Modlił się w kaplicy domu biskupiego w Krakowie oraz w kaplicy Pałacu Apostolskiego w Watykanie, spędzając tam wczesne godziny poranne, popołudniowe i późne chwile wieczorem. Widzieliśmy, jak zatapiał się na modlitwie w Katedrze wawelskiej, w Bazylice św. Piotra, a także w tylu świątyniach i na tylu placach świata, dokąd prowadziła go posługa pasterska. Pamiętamy, jak sprawował Eucharystię podczas swoich podróży apostolskich do Polski. Sprawował je wobec niezliczonych rzesz wiernych, przemawiał do nich, ale przede wszystkim się modlił, tak jakby stał sam na sam przed Bogiem, jak pasterz, jak Mojżesz.

Jan Paweł II miał szczególną zdolność skupienia się na modlitwie w różnych miejscach i okolicznościach: w czasie podróży samolotem i samochodem, w czasie górskiej wędrówki, przy codziennej pracy.

Umiłowanie modlitwy wyniósł z domu rodzinnego. Urodził się w domu stojącym obok wadowickiego kościoła Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Przez okno widział prezbiterium kościoła. Modlitwy uczyła go matka, a po jej przedwczesnej śmierci ojciec. Budząc się w nocy, młody Karol widział ojca na kolanach, i w takiej postawie widział go zawsze w kościele parafialnym. Z ojcem odbywał pielgrzymki do sanktuarium pasyjnego i maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej.

Modlitwie pozostał wierny jako uczeń gimnazjum wadowickiego i student polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów należał do Sodalicji Mariańskiej, która zapewniała należącym do niej pogłębioną formację duchową. Wchodził w ducha modlitwy w seminarium duchownym, do którego wstąpił potajemnie w czasie II wojnie światowej. Według świadectwa jednego z kolegów, „Karol miał taki zwyczaj, że po przepracowaniu każdego przedmiotu wychodził do drugiego pokoju i stamtąd wracał po kilku minutach. Kiedyś drzwi były niedomknięte i zauważyłem, że Karol modli się na klęczniku” (Kalendarium, s. 34).

Intensywne i głębokie życie modlitwy obejmowało różne formy rozmowy z Bogiem: od najprostszego pacierza dziecka po modlitwę brewiarzową kapłana, a nawet kontemplację. W Krakowie czy na Watykanie był wierny takim praktykom modlitewnym, jak codzienne rozmyślanie, adoracja Najświętszego Sakramentu, różaniec, Anioł Pański, litanie do Serca Pana Jezusa i do Matki Bożej oraz Świętych. Nigdy ich nie skracał ani nie przyspieszał, dając rozmowie z Bogiem pierwszeństwo przed innymi zajęciami. Jako Papież wyznał, że nigdy nie opuścił modlitwy brewiarzowej.

 

Być na kolanach przed Bogiem to przede wszystkim być na kolanach przed Jezusem Chrystusem eucharystycznym. Dlatego Msza święta była dla Jana Pawła II sprawą najważniejszą i najświętszą. Stanowiła centrum jego życia i każdego dnia. Wyznał, że jako kapłan nigdy nie opuścił sprawowania Najświętszej Eucharystii. Do Mszy świętej przygotowywał się przez rozmyślanie, a po jej zakończeniu długo trwał na dziękczynieniu. Dawni klerycy – ceremoniarze, dziś już kapłani, do dziś mają w pamięci, z jakim skupieniem odmawiał modlitwy przed pontyfikalną Mszą świętą w Katedrze wawelskiej.

Jego umiłowanie Eucharystii wyrażało się również w adoracji i trwaniu przy Chrystusie eucharystycznym. Za wielkie szczęście uważał to, że w domu biskupim była kaplica, że mógł mieszkać i pracować w przestrzeni eucharystycznej obecności Chrystusa. Miał jednak świadomość, że bliskość tej kaplicy jest zarazem wielkim zobowiązaniem, żeby – jak sam pisał – „wszystko w życiu biskupa – nauczanie, decyzje, duszpasterstwo – zaczynało się u stóp Chrystusa utajonego w Najświętszym Sakramencie”. Z uwagi na to „wszystko”, w kaplicy nie tylko się modlił, ale także pisał książki, m.in. studium Osoba i czyn. Do dziś zachował się tam „klęcznik – biurko”, przy którym Metropolita Krakowski przygotowywał listy duszpasterskie i inne ważne teksty teologiczne. Kiedy z racji zajęć fizycznie nie mógł przyjść do kaplicy, wówczas w sposób duchowy wchodził „w przestrzeń Najświętszego Sakramentu” (por. Wstańcie, s. 115 n).

Pobożność eucharystyczna w życiu Kardynała niejako organicznie związała się z miłością do Jezusa ukrzyżowanego. Dlatego chętnie chodził do kościoła franciszkanów, by odprawić Drogę Krzyżową przy stacjach malowanych przez Józefa Mehoffera. Tajemnice cierpienia Jezusa i Jego Matki rozważał na kalwaryjskich dróżkach, a w Wielki Piątek dołączał do modlitwy pielgrzymów głosząc kazanie pasyjne na Górze ukrzyżowania. Studenci-klerycy (do których się zaliczałem) budowali się swoim profesorem, który podczas przerw klęczał na posadzce seminaryjnego korytarza przed stacjami Drogi krzyżowej. W czasie Wielkiego Postu jednoczył się z Chrystusem cierpiącym śpiewając w swej kaplicy –  biskupiej a potem papieskiej – pieśni o Jego męce i Gorzkie Żale.

Arcybiskup Krakowski wiedział, że jako kapłan jest wezwany, „by być człowiekiem Słowa Bożego” i że „człowiek współczesny oczekuje […] nie tyle Słowa «głoszonego», ile «poświadczonego życiem»”. Chcąc „żyć Słowem”, trzeba pogłębiać jego znajomość, a temu wysiłkowi powinna „stale towarzyszyć modlitwa, medytacja i prośba o dary Ducha Świętego”. Jan Paweł II wyznał w książce Dar i Tajemnica, że o te dary modlił się od wczesnej młodości i że pozostał wierny tej modlitwie przez całe życie. Tej modlitwy nauczył go ojciec (por. s. 88 n).

 

Bardzo ważne miejsce w życiu modlitwy Jana Pawła II miała jego pobożność maryjna, której tradycyjne formy wyniósł z domu rodzinnego. Modlił się często przed obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy, znajdującym się w bocznej kaplicy kościoła parafialnego. Jako uczeń modlił się rano przed lekcjami i w godzinach popołudniowych, po zakończonych lekcjach. W Wadowicach „na Górce” był klasztor ojców karmelitów, którzy szerzyli kult św. Józefa i karmelitański szkaplerz. Karol Wojtyła mając dziesięć lat zapisał się do szkaplerza, który stale nosił i z którym odszedł do domu Ojca. Dodam, że był to „prawdziwy” szkaplerz – z sukna, a nie medalik na łańcuszku.

Podczas wojny, w okresie dębnickim zapisał się do „Żywego Różańca”. Spotkał człowieka o głębokim życiu wewnętrznym – Jana Tyranowskiego. Dzięki niemu poznał Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny, napisany przez św. Ludwika Marię Grignon de Montfort. Jak wyznał, pod wpływem Jana i lektury Traktatu, jego „sposób pojmowania nabożeństwa do Matki Bożej uległ pewnej przebudowie”. Dotąd bowiem był „przekonany, że Maryja prowadzi nas do Chrystusa”, teraz zaś zaczął „rozumieć, że również i Chrystus prowadzi nas do swojej Matki” (Dar i Tajemnica, s. 29).

Metropolita Krakowski pielgrzymował na Jasną Górę, a najczęściej do Kalwarii Zebrzydowskiej. Towarzyszył i przewodniczył modlitwie różnych grup. Jednakże najczęściej przybywał do Kalwarii sam i wędrował po dróżkach Jesusa i Jego Matki. Wyznał, że „prawie żadna z tych spraw, które czasem niepokoją serce biskupa […] nie dojrzewała inaczej, jak tutaj, przez przemodlenie jej w obliczu wielkiej tajemnicy wiary, jaką Kalwaria kryje w sobie” (Pielgrzymki, s. 147 n).

 

W 1993 roku, z okazji piętnastolecia pontyfikatu, włoski dziennikarz i pisarz Vittorio Messori zadał Janowi Pawłowi serię pytań, a Papież odpowiedział na nie pisemnie, i w ten sposób powstała pierwsza książka „papieska”, zatytułowana: Przekroczyć próg nadziei. Jedno z pytań brzmiało: „Niech mi będzie wolno poprosić Waszą Świątobliwość, by zechciał odsłonić nam przynajmniej część tajemnicy swego serca. […] Jeśli więc można zapytać: jak Wasza Świątobliwość zwraca się do Chrystusa? W jaki sposób prowadzi na modlitwie dialog z Chrystusem? […] Jak i za kogo, a także o co modli się Papież?”

Ojciec Święty odpowiedział na to pytanie na ośmiu stronach, ale przytoczę tylko jeden fragment: „Modlitwa Papieża – pisał Jan Paweł II – ma […] szczególny wymiar. Troska o wszystkie Kościoły każe mu codziennie na modlitwie pielgrzymować myślą i sercem poprzez cały świat. Wyłania się z tego jak gdyby szczególna geografia modlitwy papieskiej. Jest to geografia wspólnot, Kościołów, społeczeństw, a także problemów, którymi ten świat współczesny żyje. W tym sensie więc Papież jest powołany do uniwersalnej modlitwy, w której sollicitudo omnium Ecclesiarum (troska o wszystkie Kościoły, por. 2 Kor 11, 28) pozwala mu otwierać przed Bogiem właśnie wszystkie te radości i nadzieje, a równocześnie troski i obawy, jakimi Kościół żyje pośród współczesnej ludzkości” (s. 38).

Możemy więc powiedzieć, że wszystkie ważne sprawy Kościoła i świata były obecne w sercu Papieża, w rozmowie, jaką prowadził codziennie z Wszechmogącym, Panem ludzkich losów i dziejów. Głębokie zjednoczenie z Bogiem pozwalało mu widzieć rzeczywistość we właściwym świetle i prowadzić spokojnie łódź Kościoła po wzburzonych falach współczesnego, niespokojnego świata. Żył Bogiem i dla Boga, dlatego też mógł służyć Kościołowi i światu. Kto się z nim zetknął, od razu zauważał, że to jest Boży człowiek. Kontakt z nim zbliżał do Boga, bo promieniował dobrem, życzliwością, świętością.

Nie dzielił swego życia na modlitwę i zajęcia. Modlił się wszystkim: pracą, odpoczynkiem w górach, spotkaniem z drugim człowiekiem, sprawując liturgię i podróżując. Możemy powiedzieć, że znajdował Boga we wszystkim i był kontemplatywnym w działaniu. Jego życie było modlitwą. Jego cierpienie było modlitwą. Również swoją błogosławioną śmiercią uwielbił Boga, a jego pogrzeb zjednoczył ludzkie serca i był jeszcze jedną katechezą o przemijalności ziemskiego życia człowieka, ale także o jego powołaniu do życia w Bogu na wieki.

 

Tekst przemównia został wygłoszony podczas sympozjum "Świętość" - głównego wydarzenia X Dni Jana Pawła II.

Źródło:
;