Wywiady
Jan Paweł II: „Tak, wiem. Pamiętam. I bardzo serdecznie wam za to dziękuję…”. 40 lat od Białego Marszu w Krakowie
17 maja mija 40 lat od słynnego na całym świecie Białego Marszu w Krakowie, który był wyrazem niezwykłej solidarności ze św. Janem Pawłem II po zamachu dokonanym na jego życie 13 maja 1981 r. O wyjątkowości Białego Marszu rozmawiamy z jednym z jego organizatorów, Andrzejem Bacem.
Łukasz Kaczyński: Jak wspomina Pan moment, w którym dowiedział się o zamachu na papieża Polaka?
Andrzej Bac: - To był wielki szok. Byliśmy wtedy na Akademii Górniczo-Hutniczej i planowaliśmy organizację juwenaliów studenckich. Rok 1981 był wyjątkowy - to były początki „Solidarności” i mieliśmy nadzieję, że oznacza to duże zmiany, stąd emocje były bardzo pozytywne. Oczywiście nie spodziewaliśmy się, że zostaną one drastycznie przerwane przez wprowadzenie stanu wojennego. Przygotowywaliśmy juwenalia jako Rada Duszpasterstw Akademickich Krakowa, której byłem szefem, wspólnie z innymi organizacjami żakowskimi. Miało to być bardzo ciekawe wydarzenie i uzgadnialiśmy w zasadzie tego feralnego dnia ostatnie szczegóły, gdy po południu dotarła do nas wiadomość, że dokonano zamachu na papieża Polaka. Wstrząs – takie odczucie pamiętam najmocniej. Potem od razu stwierdzenie, że w tak trudnej sytuacji nie możemy się bawić i nasz cały plan trzeba odwołać.
Jakie uczucia towarzyszyły wtedy ludziom?
- Trudno w tej chwili to opisać. To był ogromny szok. Polacy wtedy wierzyli, że wybór ich rodaka na Ojca Świętego to pierwsza wielka zmiana. Głową Kościoła katolickiego został człowiek z komunistycznego bloku wschodniego, który był w ogromnej izolacji od świata. To dawało wielką nadzieję, a łącznie ze strajkami i powstaniem „Solidarności” w sercach Polaków obudziła się wiara w lepszą przyszłość. Św. Jan Paweł II wspierał te wysiłki, tak swoją pierwszą pielgrzymką do kraju ojczystego, jak i nauczaniem, które wszyscy mocno przeżywali, zwłaszcza młodzież. Dlatego wieść o zamachu na papieża Polaka była szokiem. I to nie tylko dla Polaków, ale całego świata. Że ktoś odważył się podnieść rękę na Ojca Świętego.
Baliście się wtedy najgorszego? Wtedy informacje były przekazywane wolniej i w dużo bardziej ograniczony sposób…
- Na pewno czekaliśmy na każdą nową informację. Baliśmy się najgorszego, więc pierwszą reakcją było podjęcie modlitwy. I to nie tylko przez młodych, bo ta chęć była w zasadzie widoczna na ulicach Krakowa. Także metropolita krakowski, kard. Franciszek Macharski od razu udał się do kościoła i odprawił Eucharystię o uratowanie życia św. Jana Pawła II. Dzień czy dwa dni później dowiedzieliśmy się, że zamach nie stanowi już bezpośredniego zagrożenia dla papieża Polaka - odetchnęliśmy, ale wciąż modliliśmy się o jego szybki powrót do zdrowia.
Jak w takim razie z tej modlitwy przeszliście do chęci organizacji Białego Marszu?
- Pomysł powstał całkiem spontanicznie, ale inspirowany był wcześniejszymi planami. Podczas tych przygotowywanych juwenaliów miała się odbyć piękna inicjatywa - Marsz Wolnych Ludzi. Mieli w nim wziąć udział wszyscy i głosić hasła, które uważali za słuszne, pod warunkiem, że nie krzywdziły one innych osób. Kiedy odwołaliśmy juwenalia, stwierdziliśmy jednak, że pomysł dalej może się powieść, tylko już przy innym haśle przewodnim i intencji. Zadedykowaliśmy go papieżowi Polakowi i chcieliśmy, żeby było to przejście z Błoń na Rynek Główny w ciszy, bieli i okazaniu solidarności z cierpiącym św. Janem Pawłem II. Ten pomysł mocno wsparł kard. Macharski i od razu zadeklarował, że będzie on przewodził Mszy św., która zwieńczy ten wyjątkowy przemarsz. Pragnęliśmy, by było to wydarzenie ponad wszelkimi podziałami i dlatego wybraliśmy taką właśnie formę. Miała być ona naszym znakiem sprzeciwu wobec zła, które się wydarzyło i zarazem mocnym przesłaniem w stronę Rzymu, by Jan Paweł II przebywający w szpitalu czuł, że jesteśmy z nim. Dodatkowo w tym samym czasie w ciężkim stanie w Warszawie był też kard. Stefan Wyszyński, prymas Polski, który był zawsze wsparciem i ostoją dla papieża Polaka. Stąd podczas marszu chcieliśmy podjąć także modlitwę w jego intencji.
Czy trudno było zorganizować tak wielkie publiczne wydarzenie w realiach komunistycznych? Zwłaszcza, że wiązało się ono z pokazaniem swojej religijności, co przecież często było piętnowane przez władze komunistyczne.
- Myślę, że tym, co nam to ułatwiło, była wielka ponadpolityczna akceptacja tej inicjatywy. Gdziekolwiek jako grupa młodzieży i studentów się nie udawaliśmy, otrzymywaliśmy ogromne wsparcie i zrozumienie, w tym władz miasta z prezydentem Józefem Gajewiczem, a także służb mundurowych i pogotowia. Wtedy też nie było tak ścisłych rygorystycznych wymogów co to organizacji imprez masowych. Widać to na zdjęciach z Białego Marszu - nigdy więcej w późniejszej historii tylu ludzi nie zgromadziło się na krakowskim Rynku. Było nas około 300-500 tysięcy, tak, że wszystkie uliczki dochodzące do Rynku Głównego były wypełnione. Owszem było to wydarzenie religijne, bo wieńczyła go Msza św., ale nie manifestowaliśmy wtedy wiary - chcieliśmy przede wszystkim pokazać naszą jedność z papieżem Polakiem, który był już wtedy wielkim człowiekiem dla rodaków tak wierzących w Boga, jak i w Niego niewierzących. I to było widać na miejscu - przyszły osoby z każdej grupy społecznej, byli tak hippisi, jak i członkowie Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej czy studenci zgromadzeni w duszpasterstwach akademickich. Ten wymiar był bardziej społeczny i pokazał, że Polacy potrafią się jednoczyć w trudnych chwilach, co widać przecież także w czasach współczesnych.
Marszowi towarzyszyła rewolucja - jaki był jej przekaz?
- Bardzo uniwersalny. Miała się ona odwoływać do wartości, które bez względu na aktualne trendy mody, światopoglądu czy technologii, powinny zawsze obowiązywać. Jej fragment brzmiał: „Pragniemy, aby wymowa otaczającej nas ciszy była wyraźna. Chcemy dostrzec i zwalczyć zło zalewające świat, zanim zniszczy jego najcenniejsze wartości. Zjednoczymy się na Rynku krakowskim z całym społeczeństwem pragnącym zwycięstwa cywilizacji miłości, pokoju i dobra...”. Protestowaliśmy przeciwko bólowi i przemocy, które bardzo mocno objawiły się w zamachu na papieża. Chcieliśmy pokazać, że są pewne wartości, których naruszać pod żadnym pozorem nie wolno, gdyż stanowią fundamenty dla odpowiedniego środowiska, w którym może prawidłowo dany człowiek mieszkać, żyć i się rozwijać.
Co jako współorganizator zapamiętał Pan najbardziej z tamtego dnia?
- Ciszę. Przede wszystkim przeszywającą ciszę. Towarzyszyła ona temu wydarzeniu w bardzo przejmujący sposób. Dopełnieniem była muzyka Chopina, która zaczęła grać w momencie wejścia na Rynek. I ogromny upał, który sprawiał, że ciężko było wytrzymać, a mimo to ludzie chcieli w ten sposób się solidaryzować z papieżem. No i oczywiście słowa Ojca Świętego, które wypowiedział po zamachu, i które odtworzyliśmy pod koniec Eucharystii, a których tłumaczenia przeczytał Jerzy Radziwiłowicz. Słyszałem potem jak rozchodzący się ludzie przyznawali, że głos św. Jana Pawła II wlał w nich uspokojenie, że zło jednak nie zwyciężyło. Poruszające były także słowa kard. Macharskiego, który podziękował młodzieży i całemu Krakowowi za ten niezwykły gest skierowany w stronę Rzymu. Bardzo dotknęły mnie zwłaszcza jego ówczesne spostrzeżenia o tym, że Polska to matka obudzonych sumień i myśli, które znalazły prawdę oraz to, że znaczenie tego wydarzenia tak naprawdę przerasta nas wszystkich.
Czy podczas swoich późniejszych spotkań ze św. Janem Pawłem II usłyszał Pan słowa wdzięczności za Biały Marsz?
- Papież za zorganizowane przez nas wydarzenie oficjalnie podziękował po wyjściu z kliniki Gemelli. Natomiast w mojej pamięci mocno pozostały jego słowa wypowiedziane na Rynku Głównym podczas beatyfikacji Anieli Salawy, 10 lat później. W trakcie Mszy św. składaliśmy mu w darze album na temat Białego Marszu. Podszedł do nas wtedy kard. Macharski, który bez słowa uklęknął obok nas. Nic nie mówiliśmy. A św. Jan Paweł II uśmiechnął się i powiedział: „Tak, wiem. Pamiętam. I bardzo serdecznie wam za to dziękuję…”.
Pokłosiem Białego Marszu stała się Piesza Pielgrzymka Krakowska na Jasną Górę, która trwa już dziesięciolecia. Myśleliście wtedy o tym, że z Białego Marszu powstanie jeszcze coś więcej?
- Wtedy nikt się nad tym chyba nie zastanawiał, bo to były spontaniczne decyzje. Później z takim pomysłem wyszedł kard. Macharski, gdyż krakowscy pątnicy do Częstochowy często szli z Warszawy. Wskazał, że można byłoby wykorzystać ideę Białego Marszu i podjąć trud pielgrzymowania sierpniowego w intencji Ojca Świętego i ojczyzny. I ten pomysł trafił na podatny grunt. Widać, że Piesza Pielgrzymka Krakowska to dzieło Kościoła krakowskiego, tak duchownych, jak i świeckich i że pomimo różnych zawirowań coraz to młodsze pokolenia wstępują na pątnicze szlaki, by powierzać intencję główną, jak i swoje osobiste sprawy Częstochowskiej Pani. Dlatego nie mam wątpliwości, że jest to wyjątkowe pokłosie Białego Marszu, które na pewne przyniesie owoce jeszcze wielu pokoleniom w przyszłości.
Odwołanie juwenaliów i zorganizowanie zamiast nich Białego Marszu w 1981 r. to bardzo mocne świadectwo młodego pokolenia. Czy myśli Pan, że współcześni młodzi także byliby zdolni do takich gestów?
- Nie wiem, czy odpowiedzieliby tak licznie. Ale na pewno nie są dla nich obce takie wyrazy solidarności. Przywołać tutaj choćby trzeba Biały Marsz Wdzięczności, który odbył się po śmierci św. Jana Pawła II. Piękny wyraz podziękowania za wieloletnią służbę papieża Polaka. Zawsze wierzę w młodzież i myślę, że i teraz, po 40 latach od naszego przemarszu, również wybrałaby te najbardziej ludzkie odruchy i postawy.
Co czuje człowiek, który 40 lat temu doświadczył wyjątkowego zjednoczenia na ulicach Krakowa, widząc manifestacje ostatnich miesięcy, często bardzo wulgarne i nawet atakujące osobę św. Jana Pawła II?
- Ogarnia mnie smutek, że nie potrafimy jako społeczeństwo, zwłaszcza młodsze pokolenia, podnieść się i zobaczyć tego, co jest najbardziej wartościowe w życiu. W zamian za to ulegamy modzie i trendom, które nie prowadzą do prawdziwej dojrzałości czy spełnienia w życiu. Widać niestety po niektórych, że nie zadają sobie trudu, by zaczerpnąć głębiej, ale pozostają na poziomie medialnych spekulacji czy nawet manipulacji. Sądzę, że wiele ataków na św. Jana Pawła II wiąże się z brakiem wiedzy na temat jego nauczania czy życia. Myślę, że gdyby ludzie sięgnęli z chęcią poznania prawdy po to, co papież Polak pozostawił po sobie, to odpowiedzi na niektóre pytania i palące aktualnie problemy znalazłby się same. Wiadomo, że domeną każdego pokolenia jest poszukiwanie i często negowanie wartości najcenniejszych i stałych. Każdy jednak, kto się nad tym spokojnie zastanowi, dojdzie po krótszym czy dłuższym czasie do tego, że wartości głoszone przez Jana Pawła II i wcielane przez niego w życie każdego dnia wciąż mają naprawdę rację bytu. Dla mnie jego nauczanie ma niezwykłą moc i kształtuje moje życie, choć jego wdrażanie w codzienności wychodzi mi raz lepiej, raz gorzej. Modlę się do niego i nieustannie proszę go o wsparcie i mam nadzieję, że coraz więcej ludzi odkryje jak wielkim jest on orędownikiem naszych spraw w niebie.