Wspomnienia
Jan Paweł II w moim życiu
Wspomina ks. dr Mariusz Kuciński, kapłan diecezji bydgoskiej, dyrektor Centrum Studiów Ratzingera w Bydgoszczy
Muszę powiedzieć, że w moim życiu było kilka spotkań z Janem Pawłem II, jednak żadne z nich nie było zwyczajne i kolejne. Każde miało niepowtarzalny charakter i dotyczyło szczególnego momentu w moim życiu. Czułem, że było przede wszystkim ogromnym błogosławieństwem. Nie szedłem spotkać się tylko ze znanym człowiekiem. Szedłem do następcy Chrystusa na ziemi, który również każde spotkanie traktował w wyjątkowy sposób.
Co uderzało? Kiedy miało już dojść do wizyty, to czuło się, że papież nie spotyka się z tłumem czy z kolejnym człowiekiem, który czekał w kolejce. W danej chwili spotkania był tylko dla mnie i uważnie słuchał tego, o czym chciałem mu powiedzieć. To było takim wyjątkowym doświadczeniem. Czułem, że przez niego przemawia do mnie sam Bóg. Czułem, że spotykam się z najwspanialszym ojcem – kimś, kto zna mnie „na wylot”, zna każdą cząstkę mojego życia. Spotykając się z Janem Pawłem II, niejako wiedziałem, że Bóg kocha całą historię mojego życia i chce mnie zbawić. Niczego nie odrzuca, ale wszystko przyjmuje, by tylko przybliżyć do siebie.
W pamięci utkwiły mi dwa szczególne momenty. Kiedy zostałem skierowany przez abp. Henryka Muszyńskiego na studia do Rzymu, przyjechałem na miejsce w poniedziałek rano. W Instytucie Polskim w Rzymie mieszkał wówczas kard. Henryk Gulbinowicz, który powiedział: „Przyjechaliście na studia, to ja was zabiorę w środę na audiencję z Ojcem Świętym i będziecie mogli się z nim spotkać”. Nie prosiliśmy go o to. Ksiądz kardynał sam nam to zaproponował. Czułem się szczęśliwy. Ksiądz kardynał podszedł do służby, która była przy Ojcu Świętym, i powiedział: „To są nowi studenci, którzy mają się spotkać z papieżem”. Rozpoczynaliśmy studia, ja nie znałem języka włoskiego, nie wiedzieliśmy, jak będzie. Myślałem intensywnie, co zrobić, jak zwrócić się do papieża, co mu powiedzieć? Kiedy Jan Paweł II podszedł, powiedziałem: „Ojcze Święty, zostałem skierowany na studia z komunikacji. To bardzo ważny kierunek, ale nie wiem, jak sobie poradzę. Proszę o błogosławieństwo”. Papież się zatrzymał i powiedział: „To jest naprawdę bardzo ważny kierunek. Potrzebujesz szczególnego błogosławieństwa. Będę się za Ciebie modlił i tego błogosławieństwa ci udzielam”. Drugi ciekawy moment, który widać na filmie zarejestrowanym podczas audiencji, to chwila, kiedy dziękowaliśmy Panu Bogu i Ojcu Świętemu za powstanie diecezji bydgoskiej. Na zakończenie Ojciec Święty był prowadzony na tronie w kierunku wyjścia z Auli Pawła VI. Stałem na dole – przy ostatnim stopniu schodów w sali Nervi. Papież się zatrzymał i mi pokiwał. To był jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu, za który bardzo Panu Bogu dziękuję. Ten uśmiech i gest Ojca Świętego napełniły mnie ogromną łaską i wielką radością. Nawet teraz, kiedy to wspominam, wzruszam się.
Bez wątpienia spotkania ze św. Janem Pawłem II w znaczący sposób wpłynęły również na moje kapłaństwo. Kiedy byłem w Rzymie i obchodziłem dziesięć lat kapłaństwa, otrzymałem telefon od ks. Stanisława Dziwisza. Wówczas usłyszałem: „Mariusz, przyjdź do kaplicy papieskiej na Mszę Świętą”. Był 23 kwietnia i mogłem celebrować jubileusz dziesięciolecia razem z Ojcem Świętym w Pałacu Apostolskim. Papież nie wygłaszał wtedy homilii. Powiedział tylko: „Zazwyczaj 23 kwietnia bywałem w Gnieźnie. A teraz z racji tego, że jestem papieżem, nie mogę tam pojechać. Ale cieszę się, że Gniezno przyjechało do mnie”. Byłem wtedy jedynym kapłanem z Gniezna w tej grupie. To pokazało tę papieską wrażliwość – że Ojciec Święty nie jest tylko dla tłumów, ale dostrzega poszczególnego człowieka. Wiele razy pomagałem innym, aby mogli spotkać się z Janem Pawłem II. Nigdy nie zdarzyło się, aby Ojciec Święty kogoś nie przyjął. Nie wiem, jak on to robił. Zawsze jest mi przykro, kiedy ktoś się ze mną kontaktuje, a ja nie mogę znaleźć dla niego czasu. Wtedy czuję, że nie realizuję mojego kapłaństwa.
W 2011 r. otrzymałem dla mojej parafii św. Mateusza Apostoła i Ewangelisty relikwie bł. Jana Pawła II. Dzisiaj widzę tę świętość w konkretny sposób. Widzę dzieci, których nie było przez dziesięć lat w małżeństwie, a dzisiaj są ochrzczone i już biegają. Widzę rzesze ludzi, którzy przychodzą przed te relikwie, aby się modlić. Widzę oblicze parafian, ich radość. W ich modlitwie odzwierciedla się ta prosta, ale głęboka i szczera wiara w Jana Pawła oraz w Boga. Jestem dumny z moich parafian, a zarazem szczęśliwy, że Bóg pozwalał mi się spotykać z kimś, kto dzisiaj jest świętym.
Wysłuchał MJ
Papież mnie inspiruje
Wspomina Maciej Syka, producent filmowy, współtwórca POLONIA EXPERIENCE
Spotkanie z Janem Pawłem II zmieniło moje młodzieńcze myślenie. Utwierdziło mnie w przekonaniu, że muszę żyć tak jak on – papież. Wszystko zaczęło się w 2001 r. w Rzymie. Miałem wtedy dwadzieścia lat. Byłem studentem i pociągały mnie uroki życia studenckiego podzielone między zajęcia na uczelni, spotkania z przyjaciółmi oraz imprezy. Dlatego właśnie ten pamiętny dzień w październiku 2001 r. zmienił moje życie. Zadzwonił dominikanin o. Jan Góra i zaprosił mnie na pielgrzymkę do Rzymu, której głównym elementem miało być spotkanie z Janem Pawłem II. To właśnie tam, w Watykanie, z grupą studentów z Poznania, pod dowództwem o. Góry – na specjalnej prywatnej audiencji – spotkałem Jana Pawła II po raz pierwszy w swoim życiu. Nigdy tego nie zapomnę. Papież siedział na tronie i się uśmiechał. Mimo swojego wieku był bardzo pogodny, a jego wzrok – głęboki i przenikliwy, pełen jednak życzliwości i pokoju. Czuło się wtedy, że Jan Paweł II spoglądał na każdego z nas osobno. Razem z lednickim chórem śpiewaliśmy Ojcu Świętemu pieśń Nie Bój się, wypłyń na głębię. Ja grałem wtedy na bębnie i wydawało mi się, że moje serce biło głośniej i mocniej niż instrument. W pewnym momencie papież pobłogosławił dzieci związane z lednickim duszpasterstwem, które były z nami. To było coś wyjątkowego.
Drugi i ostatni raz miałem okazję spotkać się z papieżem Polakiem w listopadzie 2004 r. w Rzymie. Była to jedna z ostatnich prywatnych audiencji Jana Pawła II. W pewnym momencie papież na mnie spojrzał i zatrzymał swój wzrok. I tego właśnie spojrzenia nie zapomnę do końca życia. Było ono mocne i pewne. Dzisiaj spotyka się coraz mniej ludzi, którzy patrzą nam w oczy i mają takie właśnie zdrowe spojrzenie. Takie, jakim obdarowywał nas Jan Paweł II.
Tamta chwila spowodowała, że zapragnąłem w swoim życiu angażować się na rzecz Kościoła. Zapragnąłem podążać śladami Jana Pawła II. Obecnie bardzo dużo podróżuję po świecie, robiąc filmy. W ciągu ostatnich pięciu lat odwiedziłem dwukrotnie Australię oraz Brazylię. Latam regularnie do USA, gdzie razem z naszym studiem filmowym Grassroots Films pracujemy nad filmami ukazującymi piękno i dar ludzkiego życia. Również w Polsce w Warszawie pracuję z młodzieżą, która skupia się wokół mediów idących pod prąd. W mojej pracy zawsze towarzyszy mi różaniec, który otrzymałem od Jana Pawła II. Jest on w kieszeni mojej kurtki i odmawiam go regularnie. Swoją modlitwę kieruję przez wstawiennictwo bł. Jana Pawła II, a wkrótce przecież już świętego. Co więcej, w tej chwili regularnie pielgrzymujemy z moimi braćmi, a także rodzicami do Rzymu, do grobu Jana Pawła II. Echa tamtych spotkań z nim, a także kult błogosławionego są żywe w naszym domu.
Na koniec dodam jeszcze pewną ciekawostkę... W ciągu ostatnich dwóch lat swoich podróży z filmem The Human Experience spotkałem się z takimi artystami jak Keanu Reeves czy Sharon Stone. Można wierzyć lub nie, ale podczas naszych rozmów wspominaliśmy Jana Pawła II. Nie muszę mówić, jaki byłem dumny jako Polak z faktu, że gwiazdy tego kalibru tak miło wspominają „naszego” papieża.
Wysłuchała KJ
Ojcze Święty: dziękuję!
Wspomina Dariusz Duszeński, absolwent Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie, Sekcja św. Jana Chrzciciela, Studium Teologii. Pracuje jako zakrystian w parafii św. Jana Chrzciciela we Włocławku
Miałem osiem lat. Razem z mamą oglądaliśmy wieczorem ostatni Dziennik Telewizyjny, był 16 października 1978 r., pada wiadomość spikera: „Polak – kardynał Wojtyła – został papieżem”, informacja w Dzienniku była nadzwyczaj skromna. Pamiętam bardzo dokładnie wyraz twarzy mamy. Łzy w jej oczach i wzruszenie, które natychmiast mi się udzieliło. Może wówczas jeszcze nie byłem w pełni świadomy tego, co się stało, ale poczułem ciarki na moim ciele. W następnych dniach pierwszy raz zobaczyłem w naszym domu gazetę – „Trybunę Ludu”, a tam małą czcionką tytuł Kardynał Wojtyła nowym Papieżem. Oglądając telewizję usłyszałem z ust nowego papieża: „Nie lękajcie się”. To oczywiście słowa samego Chrystusa. Ale ja pierwszy raz w życiu – w każdym razie świadomie, skoro pamiętam – usłyszałem je z jego ust. W czasie Mszy inaugurującej pontyfikat. Nie wiedziałem, o co chodzi. Nie chwytałem, dlaczego wszyscy dorośli są tacy poruszeni. Nic nie rozumiałem. Ale te słowa pamiętam. A jeśli słowa Chrystusa po raz pierwszy usłyszałem od niego – to chyba znaczy, że jako pasterz Kościoła przynajmniej wobec mnie wypełnił swoje zadanie?
Doświadczyłem wielokrotnie, jak wielki wpływ na moje życie miał i wciąż ma Ojciec Święty. Mając 21 lat, po raz pierwszy poczułem, jak wielką siłę ma ten człowiek i ile znaczy w moim przyziemnym życiu. Był 7 czerwca 1991 r., wtedy Jan Paweł II odwiedził diecezję włocławską. Z kolegami ministrantami wybraliśmy się na pieszą pielgrzymkę na Mszę św. koncelebrowaną przez naszego – mojego papieża na lotnisku w Kruszynie. Tam oczekiwaliśmy razem z tysiącami innych pielgrzymów na kolejne słowa Ojca Świętego. Było deszczowo, jednak atmosfera była niesamowita i wiem, że nie zapomnę jej do końca życia. Wielkie wrażenie na mnie wywarły słowa zawarte w papieskiej homilii: „Nie dać się też uwikłać całej tej cywilizacji pożądania i użycia, która panoszy się wśród nas, korzystając z różnych środków przekazu i uwodzenia. Czy jest to cywilizacja, czy raczej antycywilizacja? Kultura czy antykultura? Trzeba wrócić do elementarnych wyróżnień. Przecież kulturą jest to, co czyni człowieka bardziej człowiekiem. Nie to, co tylko «zużywa» jego człowieczeństwo”. Nie dane było mi widzieć Jana Pawła II, jednak go słyszałem, mówił do mnie. Czułem, że Bóg jest tak blisko mnie. Chciałem śpiewać, tańczyć ze szczęścia. Wtedy zrozumiałem, czym dla mnie jest wiara. Nie tylko klepaniem pacierzy na pamięć, nie obowiązkiem nałożonym przez rodziców; wiara stała się dla mnie czymś osobistym, czymś, co chciałem dźwigać na swoich ramionach. „Pokolenie Jana Pawła II” – tak nas nazywają na świecie. Pokolenie ludzi, którzy za jego pontyfikatu przeżyli całe swoje życie. Dziś jestem ojcem, mam dwie wspaniałe córki. Dostrzegam, że to właśnie papież uczył mnie ojcostwa. To od niego usłyszałem o ojcostwie, które stanowi dla każdego mężczyzny ogromne wyzwanie, a zarazem szansę na sprawdzenie siebie, swojej odpowiedzialności i współodczuwania z małżonką – matką. Bycie ojcem stać się może prawdziwie głębokim powołaniem, gdyż dzięki niemu mężczyzna rozpoznaje siebie w nowej roli, która stanowi dla niego najwyższe ze wszystkich życiowych osiągnięć. W mojej głowie brzmią słowa Jana Pawła o naszych rodzinach, które według zamysłu Bożego są miejscem świętym i uświęcającym. Na straży tej świętości Kościół stał zawsze i wszędzie, ale w szczególny sposób pragnie być blisko rodziny, gdy ta wspólnota życia i miłości i Arka Przymierza z Bogiem, jest zagrożona czy to od wewnątrz, czy też – jak to dziś niestety bywa – od zewnątrz. Nauka papieża Polaka wydaje u mnie dobry plon, gdyż ukazujemy z żoną naszym córkom papieską naukę o wychowaniu, wierze, światopoglądzie, które to potem powinny wykorzystać w swoim dorosłym życiu. 2 kwietnia 2005 r. o godzinie 21.37 cały świat zamarł. Przekazana została straszna wieść o śmierci papieża Polaka Jana Pawła II. Z rodziną trwaliśmy na modlitwie. Śmierć Jana Pawła II poruszyła ziemię. Nie mam, co do tego wątpliwości. W dniu jego odejścia z tego świata jeszcze bardziej uświadomiłem sobie, kim był Jan Paweł II. Wiedziałem, że muszę podziękować mu za jego katechezę, którą kierował również do mnie. Postanowiłem nawiedzić jego grób, owo postanowienie dopełniłem w Roku Wiary, pochylając się w miejscu jego wiecznego spoczynku. To była chwila, w której to ja mówiłem, on słuchał. W moim pielgrzymowaniu do grobu mojego papieża towarzyszyło mi świadectwo wiary w jego oddziaływanie w ramach obcowania świętych i ich wstawiennictwa. Mam w pamięci słowa z testamentu, które Ojciec Święty napisał, oddając się Maryi: „W tych samych rękach matczynych zostawiam wszystko i Wszystkich, z którymi związało mnie moje życie i moje powołanie. W tych Rękach zostawiam nade wszystko Kościół, a także mój Naród i całą ludzkość. Wszystkim dziękuję. Wszystkich proszę o przebaczenie. Proszę także o modlitwę, aby Miłosierdzie Boże okazało się większe od mojej słabości i niegodności”. Tak kochał nas, że wstawiał się za nami nawet u kresu swoich dni. Janie Pawle, Ojcze Święty, dziękuję.
Pamiętam każdy rok jego pontyfikatu
Wspomina ks. prałat Aleksander Gendera, proboszcz parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Krotoszynie, były rektor Seminarium Duchownego w Kaliszu
W naszej kaplicy trwała modlitwa przed wystawionym Najświętszym Sakramentem w intencji poważnie chorego papieża. Wiedziałem, że muszę z trudną wiadomością o śmierci Ojca Świętego stanąć przed klerykami jako ich rektor. Na środku tej seminaryjnej kaplicy 4 czerwca 1997 r. stał i modlił się Jan Paweł II. Wówczas, przed laty, uczestnicząc w poświęceniu gmachu seminaryjnego, nie mogłem przypuszczać, że stojąc w tym samym miejscu będę łamiącym się ze wzruszenia głosem przekazywał wiadomość o jego śmierci: „Nasz ukochany Ojciec Święty Jan Paweł II odszedł do domu Ojca. Dziękujmy Bogu za jego życie i pontyfikat”. Modlitwa w kaplicy była kontynuowana, teraz już w żałobnym zamyśleniu. W tamtej chwili uświadomiłem sobie, jak duchowo i emocjonalnie bliski stał się dla mnie Jan Paweł II podczas prawie 27 lat pontyfikatu. Zmieniło się w tym czasie moje życie i otoczenie, na co on również miał wpływ. Myśli przeniosły mnie w odległy czas, do mojego parafialnego kościoła w Nowym Tomyślu. Trwało nabożeństwo różańcowe. Wraz z innymi ministrantami klęczałem blisko ołtarza. Pomiędzy dziesiątkami różańca ksiądz podał informację, którą właśnie otrzymał: kardynałowie wybrali kolejnego papieża, jest nim Polak kard. Karol Wojtyła. W kościele rozległy się oklaski. Wtedy nie do końca rozumiałem, co się wydarzyło...
Od pierwszej pielgrzymki do ojczyzny uczestniczyłem w spotkaniach z Ojcem Świętym. W pamięci szczególnie zapadła mi pielgrzymka w 1987 r. Wówczas jako kleryk brałem udział w Szczecinie w Mszy św. i spotkaniu z kapłanami. Papież wchodząc do katedry, nagle zatrzymał się i zwrócił po imieniu do starszego kapłana, obok którego stałem. Przez chwilę rozmawiali, a ja w tym czasie ucałowałem Pierścień Rybaka i dumny ściskałem dłoń Ojca Świętego. Mocno też przeżywałem spotkania z Janem Pawłem II w okresie studiów specjalistycznych w Rzymie na audiencjach prywatnych dla studentów z Polski. Na jedną z nich wraz z dwoma kolegami zabraliśmy autobiografię Ojca Świętego Dar i tajemnica wydaną z okazji 50-lecia kapłaństwa, którą papież każdemu z nas podpisał. Wówczas podziękowałem również za wcześniejszą publikację Karola Wojtyły Promieniowanie Ojcostwa. Papież zapytał: „A pomogło?”. – Tak, Ojcze Święty – odrzekłem. Wtedy z uśmiechem stwierdził: „Mnie też pomogło”. Najczęściej przy okazji takich spotkań dzieliliśmy się z Ojcem Świętym informacjami o studiach czy rodzinach, prosząc także o modlitwę. Papież pytał natomiast zaciekawiony o szczegóły, jakby chciał je zapamiętać, aby później wypełnić prośbę – czego jestem pewien – o modlitwę w konkretnych sprawach.
Z poruszeniem wspominam też wyjątkowe spotkanie na placu Świętego Piotra w Rzymie, po audiencji generalnej w dniu 22 maja 1996 r. bp Stanisław Dziwisz wskazał mi miejsce przy Ojcu Świętym, włożył w moją rękę kilka różańców i polecił: „Niech ksiądz przedstawi swoich bliskich. Najdłużej Ojciec Święty rozmawiał z mamą, dopytywał m.in. o rok urodzenia, po czym stwierdził: „To ja jestem starszy”. Mama opowiadała z kolei o całej rodzinie, moim rodzeństwie i ich dzieciach. Podczas pielgrzymki w 1999 r. na jeden dzień stałem się mieszkańcem „Domu Papieskiego”, wraz z orszakiem papieskim. Było to w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Gdańsku, w dniach 5–6 czerwca. Zamieszkałem nad apartamentem papieskim i przez to mogłem poznać ten etap pielgrzymki niejako „od środka”.
Podczas ostatniej papieskiej pielgrzymki 17 sierpnia 2002 r. w Łagiewnikach byłem członkiem delegacji diecezji kaliskiej. Tuż przed Mszą św. z zawierzeniem świata Bożemu Miłosierdziu, Jan Paweł II poświęcił obraz Jezusa Miłosiernego z sanktuarium księży jezuitów w Kaliszu, tak więc na Eucharystię wchodziliśmy tuż za Ojcem Świętym i asystą liturgiczną. Było to moje ostatnie osobiste spotkanie z nim. Następnego dnia, w Kalwarii Zebrzydowskiej, Jan Paweł II prosił o modlitwę „za życia i po śmierci”. Modlitwa „po śmierci” stała się modlitwą „za przyczyną”. Jest to sytuacja wyjątkowa, prosić o wstawiennictwo Świętego Ojca, któremu za jego ziemskiego życia powierzaliśmy nasze codzienne sprawy.
Zawsze czułem jego wsparcie
Wspomina prof. Zenon Błądek, architekt urbanista z parafii pw. św. Józefa Oblubieńca NMP w Puszczykowie k. Poznania
Jestem przekonany, że w dużej mierze to dzięki wyborowi kard. Karola Wojtyły na Stolicę Apostolską władze komunistyczne w Polsce musiały złagodzić swój wrogi kurs wobec Kościoła. Wyrazem tego była m.in. zgoda udzielona pod koniec 1979 r. na budowę nowego kościoła pw. św. Józefa Oblubieńca NMP w podpoznańskim Puszczykowie, o co starano się bezskutecznie przez przeszło sześć lat. Jednak tamtejszym kapłanom ze Zgromadzenia Misjonarzy Ducha Świętego prace budowlane pozwolono rozpocząć dopiero w 1981 r., a ja jako architekt urbanista i mieszkaniec Puszczykowa włączyłem się w to dzieło. Powstawało ono w niezwykle trudnych czasach stanu wojennego, a było możliwe dzięki wstawiennictwu św. Józefa. Uskrzydlały nas także papieskie słowa wzywające Ducha Świętego, by odnowił oblicze tej ziemi wypowiedziane w 1979 r. w Warszawie. Natomiast na Łęgach Dębińskich w Poznaniu w 1983 r. papież poświęcił przywieziony z Ziemi Świętej kamień węgielny pod nasz kościół. Wówczas na spotkanie z Ojcem Świętym udaliśmy się w pieszej pielgrzymce liczącej ponad pół tysiąca osób. Odtąd podczas budowy czuliśmy też papieskie wsparcie modlitewne, a historia naszej parafii została związana z osobą świętego papieża. W 1988 r. mogłem wziąć udział, razem z moją żoną Hanną i grupą parafian, w pielgrzymce do Rzymu. Złożyliśmy wówczas Ojcu Świętemu sprawozdanie z postępu prac i otrzymaliśmy jego specjalne błogosławieństwo. Szczególnie mocno zapadło mi w serce to spotkanie, bowiem tego dnia obchodziliśmy z żoną
26. rocznicę ślubu. Od 16 października 1994 r. z wieży naszej świątyni rozlega się dźwięk dzwonu o imieniu Jan Paweł II. Natomiast od 2006 r. przy kościele znajduje się nowoczesna, multimedialna Sala im. bł. Jana Pawła II, będąca wotum wdzięczności całej parafii za jego beatyfikację. Jest ona nie tylko papieskim pomnikiem, ale przede wszystkim tętniącym życiem miejscem spotkań czy wystaw, nie tylko papieskich.
Salę poświęcił w pierwszą rocznicę beatyfikacji papieża jego przyjaciel kard. Marian Jaworski, emerytowany metropolita lwowski. To dzięki niemu miałem okazję jeszcze bardziej zbliżyć się do Jana Pawła II. W przywróconej w 1991 r. do istnienia metropolii brakowało wszystkiego, zarówno księży, jak i kościołów oraz wszelkich budynków. Nie można też było liczyć na szybki ich zwrot. Seminarium duchowne i uczelnia miały więc powstać w zdewastowanym posowieckim kompleksie wypoczynkowo-sanatoryjnym w Brzuchowicach k. Lwowa zakupionym przez archidiecezję. W 1994 r. znalazł się zagraniczny sponsor, potrzeba było jednak programu i projektu przebudowy. Czynnie zaangażowałem się w ich tworzenie, co było ogromnym wyzwaniem. Czułem jednak, że biorę udział w realizacji „papieskiego planu” odtwarzania struktur kościelnych na Wschodzie, którego podjął się kard. Jaworski. Dzięki temu miałem też kolejną okazję do spotkania z Janem Pawłem II, od którego za wieloletnią specjalistyczną pomoc dla Kościoła we Lwowie, otrzymałem 16 listopada 1999 r. Order Świętego Grzegorza Wielkiego. To było dla mnie wydarzenie wprost niezwykłe, poprzedzone uczestnictwem we Mszy św. sprawowanej w papieskiej kaplicy. Potem moja żona i ja spotkaliśmy się z Ojcem Świętym jeszcze w Brzuchowicach, podczas jego pielgrzymki na Ukrainę w 2001 r.
Po raz ostatni spotkałem się z Janem Pawłem II twarzą w twarz 21 listopada 2004 r. w Watykanie. Wówczas miałem zaszczyt być członkiem delegacji, która wraz z kard. Marianem Jaworskim dziękowała za wyniesienie na ołtarze lwowskich świętych i relacjonowała sytuację Kościoła we Lwowie.
Ja natomiast mogłem również złożyć sprawozdanie z rozwoju naszej puszczykowskiej parafii, której pobłogosławił u jej początków. Podczas tych wszystkich spotkań towarzyszyło mi wielkie wzruszenie oraz trudne do opisania, wyjątkowe uczucie jakby błogości. Zapamiętałem również życzliwe, pełne wyrozumiałości i miłości spojrzenie Jana Pawła II.
Wysłuchał BT