Wspomnienia
Jan Paweł II w mojej pamięci
Po raz pierwszy spotkałem się z Janem Pawłem II w sposób dość nietypowy. Byłem małym chłopcem. Mieszkaliśmy już w Trzebnicy, więc mogłem mieć 8-9 lat.
Babcia pokazała mi pewien zeszyt mojej mamy. To był pękaty notatnik, do którego mama wklejała religijne obrazki – z Panem Jezusem, Matką Bożą i świętymi. Na jednej z pierwszych stron były dwa obrazki Jana Pawła II. Jeden był taki charakterystyczny – młody papież z lekkim uśmiechem, w stroju chórowym – z karmazynowym mucetem. Wiele osób w latach 90. ubiegłego wieku miało ten wizerunek – nieco większego formatu – w swoich domach. Ale nie same obrazki były w tym przypadku najważniejsze. Przy nich był tekst starannie kaligrafowany przez moją mamę: „16 października 1978 r. kard. Karol Wojtyła został wybrany na Stolicę Piotrową i przyjął imię Jan Paweł II”. Cytuję z pamięci, ale na pewno były tam słowa o „Stolicy Piotrowej”, których w ogóle nie mogłem wtedy zrozumieć. Co to jest „Stolica Piotrowa”?
Kilka lat później, w 1997 r., jako członek Eucharystycznego Ruchu Młodych brałem udział w Kongresie Eucharystycznym we Wrocławiu. Papieża widziałem z daleka jako małą postać w bieli stojącą przy ołtarzu. Przed lub po celebracji przejeżdżał papamobilem koło naszego sektora, ale jako jedenastolatek nie dojrzałem zbyt wiele. Z tego czasu pamiętam tylko deszczową pogodę i tłumy, które zdążały na miejsce spotkania z papieżem.
Dwa lata później z siostrami boromeuszkami – byłem ich ministrantem – jechałem do Gliwic, w których miało się odbyć jedno z papieskich spotkań w ramach VII pielgrzymki do Polski. Pamiętam to oczekiwanie na Ojca Świętego. Ale niestety, ze względu na chorobę, nie dotarł wtedy do pielgrzymów. Przyjechał do Gliwic dwa dni później. Z tego spotkania pochodzą pamiętne słowa: „Bóg zapłać za waszą świętą cierpliwość dla papieża. Widać, że Ślązak cierpliwy i twardy. Ja bym już z takim papieżem nie wytrzymał. Ma przyjechać, nie przyjeżdża. Potem znowu ni ma przyjechać, przyjeżdżo”. Mnie już nie było wśród pielgrzymów, którzy wówczas krzyczeli: „Nic nie szkodzi!” na co papież odpowiedział: „No to dobrze. Jak nic nie szkodzi, to jakoś ze spokojnym sumieniem odjadę do Rzymu”.
Mając takie doświadczenie z papieskich spotkań i pewną spontaniczność jego zachowań – także dotyczącą planów wizyt – liczyłem, że kiedyś odwiedzi Trzebnicę. Trzebnicę św. Jadwigi, która była patronką dnia jego wyboru na Stolicę Piotrową. W Trzebnicy przeżywałem też odchodzenie Jana Pawła II. Byłem wtedy w klasie maturalnej Liceum Ogólnokształcącego. Pamiętam spotkania pod pomnikiem papieskim i wypełnioną ludźmi trzebnicką bazylikę, która się rozpłakała po ogłoszeniu przez księdza proboszcza informacji o śmierci Jana Pawła II, a chwilę potem zanurzyła się w modlitwie.
Od 2005 r. mieszkam w papieskim Krakowie. Przyjechałem tu dzięki stypendium Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”, która nazywana jest „żywym pomnikiem” Jana Pawła II. Ciągle napotykam tu na jego ślady. A jako dziennikarz zajmujący się tematyką kościelną często relacjonuję wydarzenia związane z troską o zachowanie dziedzictwa jego nauczania.
Najbliższy jednak stał się dla mnie wtedy, gdy babcia powiedziała mi, że jak wyjeżdżałem do Krakowa, a i później w czasie studiów (mam nadzieję, że teraz także) zawsze prosiła Go, żeby się mną opiekował. Trudno bez wzruszenia o tym opowiadać, bo mam świadomość, że nade mną rozpostarty jest parasol wielkiego orędownika.
[Tekst został przygotowany na prośbę Urzędu Miasta i Gminy Trzebnica na wystawę: „Podziel się wspomnieniem! Trzebniczanie i Jan Paweł II”].