Wywiady
Jestem bratem, który się modli
Z o. Andrzejem Dejerem OFMCap z Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, duszpasterzem parafii św. Jana Jałmużnika w Orchówku, rozmawia Joanna Szubstarska.
O. Pio to jeden z najpopularniejszych świętych w Kościele. Był człowiekiem wielkiej modlitwy, popartej cierpieniem. Jakiej modlitwy uczy święty z Pietrelciny?
O. Pio mówił o sobie: „Jestem bratem, który się modli”. Odmawiał 40, a nawet 50 Różańców dziennie. To pokazuje, że był człowiekiem obdarzonym specjalnymi łaskami. Był blisko Boga, można powiedzieć - na wysokiej górze. My natomiast stoimy u podnóża góry i usiłujemy się na nią wspiąć. Ale nie poddajemy się, nie zniechęcamy i nie mówimy, że nie będziemy się wspinać - mimo niedogodności, mimo rozproszeń.
Trzeba zaznaczyć, że święty ma swój własny sposób modlenia się, pozostawania w zjednoczeniu z Bogiem. Tego nie można się nauczyć, a dostąpić można dzięki łasce. Kapucyni praktykują modlitwę myślą; jest to metoda rozpoczynająca się od pracy rozumu. Nasze myśli skupiają się np. wokół Jezusa - lekarza dusz i ciał. Kiedy praktykujemy rozmyślanie na ten konkretny temat z wytrwałością, przychodzą kolejne myśli, nieraz Bóg inicjuje następne obrazy, tematy. Jezus, mówiąc: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie...”, wskazuje, że potrzebna jest wytrwałość, zaparcie się siebie, siła woli. Tak kształtuje się modlitwa.
O. Pio nie tylko modlił się za grzeszników, ale i pokutował za ich grzechy, aby uwolnić ich dusze. Miał dar rozeznawania wnętrza człowieka, dlatego tak wielu przychodziło do niego do spowiedzi. Czy o. Pio jest wzorem dla spowiedników?
Podczas gdy np. Leopold Mandić - kapucyn, chorwacki zakonnik - spowiadał cały dzień, tzn. obecny był w konfesjonale od rana do wieczora, o. Pio miał określone godziny spowiedzi. Kiedy tworzyły się coraz dłuższe kolejki do jego konfesjonału i mówiono, aby przeznaczył więcej godzin na tę posługę, odpowiadał: „Czy oni chcą się wyspowiadać? Oni chcą usłyszeć coś specjalnego. A co ja im powiem, jeśli nie będę się modlił?”. U penitentów nie tolerował pewnych rzeczy i mówił o tym bez ogródek. Rzeczywiście piętnował wady. Wymagał porządnej spowiedzi, określenia, ile razy dany grzech - głównie ciężki - miał zostać popełniony. Jeśli ktoś np. bluźnierstwem obraził Boga i zabił własną duszę dziesięć razy, a wyznał, że raz popełnił ten grzech, pozostałe dziewięć bluźnierstw niejako nadal obciąża sumienie ludzkie. Ze świadectw, które czytałem, wynika, że niektórzy oburzali się na to, że o. Pio jest bardzo wymagający w kwestiach stroju; wymagał odpowiedniego stroju u osoby, która przystępowała do sakramentu spowiedzi. Dał również przykład spowiedzi niezbyt pośpiesznej, a jednocześnie nie bardzo rozwlekłej. Odnośnie spowiedzi udzielał wielu rad, np. takiej: „Jest lek, który rodzi pokorę i uświęca człowieka - spowiedź” czy fakt, że spowiedź to nie tylko wyznanie grzechów, ale egzorcyzm.
Na czym polegało zmaganie się o. Pio z siłami ciemności?
Ataki złego ducha to dopust Boży - tak było, gdy szatan atakował świętego, a nawet bił go tak, że przez kilka dni zakonnik nie mógł pracować. Szatan dręczył o. Pio wielokrotnie, m.in. wtedy, gdy miał do niego przybyć wielki grzesznik lub człowiek opętany przez złego ducha, a nawet ukazywał się w kształcie dręczącym zmysły, w ponurych postaciach, rzucał się w towarzystwie innych duchów piekielnych, aby wzbudzić w nim rozpacz i zwątpienie w Boga. O. Pio donosił swojemu spowiednikowi: „To już dwadzieścia dwa dni, bez przerwy, odkąd Jezus pozwala im wyładowywać swoją złość na mnie”. Znany jest przypadek jednego ze współbraci, który pomagał o. Pio. Kiedy poprosił o. Pio, aby mógł pójść do swojej celi, ten się nie zgodził; potem ponawiał tę prośbę, w końcu wieczorem o. Pio zgodził się, aby zakonnik oddalił się. Zaledwie zrobił kilka kroków i zamknął za sobą drzwi, dał się słyszeć łomot, a gdy o. Pio otworzył celę - na podłodze leżał pobity, zakrwawiony zakonnik, który stał się ofiarą ataków szatana. Jaka stąd nauka? Ludziom dręczonym przez złego ducha trzeba towarzyszyć, nie można ich pozostawiać samych ani ich skreślać z powodu upadków. Jeśli człowiekowi towarzyszy druga osoba, szatan nie zaatakuje, ponieważ jest tchórzem. Częściej, choć nie jest to regułą, atakuje osoby samotne. Takie osoby trzeba odwiedzać.
100 lat temu, 20 września 1918 r., św. o. Pio, modląc się w chórze zakonnym przed krucyfiksem, otrzymał stygmaty - pięć ran, które nosił 50 lat, na rękach, boku i nogach. Cierpienie towarzyszyło świętemu zawsze…
Otrzymał nie tylko stygmaty, ale miał też liczne choroby. Wartość tych „specjalnych” krzyży, które otrzymują święci, jest wielka dla dusz - są one wynagrodzeniem. O. Pio mówił, że na początku zostało mu objawione, że ma doprowadzić ludzi do Boga, nawet znał tych ludzi. Kiedy przed śmiercią rany jego stygmatów zagoiły się, przełożony zakonu stwierdził, że misja o. Pio zakończyła się, że wypełnił swoje ziemskie zadanie doprowadzenia wcześniej mu „powierzonych” ludzi do Boga.
Skorzystał z daru stygmatów, ale i innych darów, które otrzymał od Boga.
Tak, dary te zostały mu przekazane, aby dotrzeć do grzeszników. Na przykład dar bilokacji - stanu, w którym dana osoba znajduje się równocześnie w dwóch różnych miejscach, niekiedy oddalonych od siebie o tysiące kilometrów. Znany jest przykład kobiety, która zbierając gałęzie, przesuwała się tyłem i doszła do przepaści; ocalała dzięki temu, że poczuła zapach o. Pio. W ten sposób dawał znak swojej obecności, że przez jego pośrednictwo Bóg zsyła łaskę, pociesza, ostrzega przed niebezpieczeństwem, pokusą lub grzechem.
Pomagał za życia, pomaga i po śmierci...
Powiedział, że po śmierci jeszcze więcej będzie robił hałasu. Jego obecność widzę w tym, że ludzie się nawracają, a dla niektórych jest on punktem odniesienia. Pokazuje się czasem w snach, jak było to w przypadku pewnej zakonnicy, o której słyszałem, że modliła się w intencji zakonnika, który miał wyjechać na misje. Okazało się, że zakonnik miał chorą nerkę. We śnie o. Pio powiedział modlącej się siostrze zakonnej, że będzie obecny przy operacji i zabieg się udał.
O czym jeszcze warto pamiętać, wspominając postać tego wielkiego świętego?
O. Pio był mistrzem naśladowania św. Franciszka - tego, który wyznaczył kierunek swoim braciom w umiłowania pokory i ubóstwa. O. Pio - może to zabrzmieć banalnie - kochał Boga. Na pytanie pewnej kobiety: od kiedy o. Pio kocha Boga, odpowiedział: od zawsze. Oznacza to, że od czasu, kiedy miał świadomość, nigdy nie zgrzeszył grzechem ciężkim, nigdy nie zerwał więzi z Bogiem. Podobnie było u św. Teresy od Dzieciątka Jezus, której miłość do Boga również nie została zerwana. Są i takie niby mało znaczące sprawy, a jednak nadające sens naszemu życiu, których przestrzegał święty, np. umiłowanie porządku w planie dnia, punktualności, panowania nad zajęciami. Zarzucał nawet swojemu spowiednikowi, że przy nim traci swój czas, ponieważ spowiedzi były zbyt długie i rozwlekłe. Trzeba powiedzieć, że stygmaty czy dar wypędzania złych duchów nie świadczą o jego świętości - były to dary Boże, które służyły doprowadzaniu grzeszników do zbawienia. O jego świętości świadczy heroiczna wiara, nadzieja oraz miłość.
Dziękuję za rozmowę.
Święty na nasze czasy
Urodzony w 1887 r. w Pietrelcinie o. Pio to jeden z najbardziej czczonych świętych. W wieku 20 lat złożył śluby w zakonie kapucynów, następnie trafił do klasztoru w San Giovanni Rotondo, gdzie pozostał do końca życia. Człowiek wielkiej modlitwy, popartej cierpieniem, stał się przewodnikiem duchowym. Zasłynął ze stygmatów; przez krzyż stygmatów brał udział w męce Pana, która była źródłem bólu i cierpienia, ale i objawieniem najwyższej miłości Boga.
Po II wojnie światowej w San Giovanni Rotondo założył szpital pod nazwą Dom Ulgi w Cierpieniu. Z inicjatywy świętego z Pietrelciny powstały grupy modlitwy dziś noszące jego imię.
O. Pio zmarł 23 września 1968 r. Jan Paweł II ogłosił go błogosławionym 2 maja 1999 r., a kanonizował 16 czerwca 2002 r.
Ogólnopolskie obchody 100-lecia otrzymania stygmatów przez św. o. Pio oraz 50-lecia jego śmierci potrwają do 8 grudnia.