Imieniny: Adelii, Klemensa, Felicyty

Wydarzenia: Dzień Licealisty

Jaśniej

Język Kościoła: opisać nieopisane

dwutygodnik droga fot. Droga nr 10/2017

Po jakiemu mówimy w Kościele? Czy to język inny niż ten, którego używamy na co dzień? I czy jest dla nas zrozumiały? Od czasów Soboru Watykańskiego II zamiast łaciny w czasie liturgii słyszymy języki narodowe, czyli w Polsce – polski. Język, jakim przemawia Kościół, ma nas zbliżać do Boga, wprowadzać w Jego rzeczywistość.

 

A jednocześnie ma pomóc Bogu wejść do naszego życia. Jak w innych sferach, tak i tu język jest narzędziem komunikacji. Jednak w tym wypadku jedną z jej stron jest Bóg. A przecież „Boga nikt nigdy nie widział”. Na tym polega specyfika języka religijnego – a jednocześnie trudności, jakie mamy w posługiwaniu się nim.

 

Księgi i księża

Idąc do kościoła, uczestnicząc w liturgii, spotykamy co najmniej dwie twarze kościelnego języka.

Pierwsza: księgi, przede wszystkim Mszał lub Rytuał. Mszał to księga liturgiczna, zawierająca wszystkie modlitwy odczytywane w czasie Mszy św. Rytuał zawiera teksty modlitw odmawianych w czasie liturgii sakramentów bądź sakramentaliów (np. obrzędy błogosławieństw czy pogrzebów). Jeśli w trakcie Mszy św. wsłuchujecie się w modlitwy, wiecie, że są one różne w zależności od okresu liturgicznego lub od wyboru formularza Mszy św. Formularz Mszy św. to coś w rodzaju „Mszy na temat” – część z nich dotyczy konkretnych świętych i uroczystości, inne – „specjalnych potrzeb”, jest tam np. Msza o nową ewangelizację. Samych prefacji, czyli modlitw następujących po dialogu z kapłanem, zaczynającego się od „W górę serca”, mamy w obecnym Mszale 97. W jednym z historycznych Mszałów było ich ponad 200! Wskazuje to na wielkie bogactwo kościelnego języka liturgicznego. Jednocześnie jest on od nas dość wymagający. Przyznajcie się, ile razy odpłynęliście myślami, zamiast wsłuchać się w tekst prefacji. Warto jednak podjąć wysiłek, bo za tymi tekstami kryją się długa tradycja i mądrość Kościoła.

Druga twarz to twarz księdza, który mówi kazanie. Wiadomo, że inaczej będzie mówił młody wikariusz, inaczej siedemdziesięcioletni ksiądz emeryt. Nie wszyscy księża posiadają dar pięknego mówienia. Nie każdy trafi akurat do ciebie. Ale słuchać zawsze warto. Nigdy nie wiesz, czy właśnie z ust tego księdza, na tym kazaniu, nie usłyszysz jednego zdania, które cię poruszy, pozwoli coś zmienić. Bo kaznodziejskiego sukcesu nie wyznacza zadowolenie parafian, tylko liczba osób, które się nawracają.

 

Mowa Pasterzy

Z językiem Kościoła spotykamy się też w jego oficjalnych dokumentach. Wszyscy jesteśmy adresatami listów pasterskich biskupów w Polsce. Oprócz tego szereg różnych dokumentów wydaje Stolica Apostolska. Głos papieży znajdziemy np. w encyklikach. One także, mimo naukowego, teologicznego charakteru, naznaczone są indywidualnym stylem. Próbowaliście kiedyś lektury encyklik św. Jana Pawła II? Może sami to pamiętacie, może taki obraz znacie z mediów, ale Papież z Polski w kontakcie z wiernymi był bardzo żywiołowy, reagował spontanicznie, potrafił szybko nawiązać serdeczną więź. Wydawałoby się, że podpisane przez niego dokumenty też będą lekkostrawne... Tak jednak nie jest. Jest to pełen treści, bardzo gęsty język. Lektura wymaga wysiłku i skupienia. To przypomina, że Papież był filozofem, zajmował się etyką i personalizmem, a o poziomie trudności jego dzieł i wykładów (na KUL-u, jeszcze jako Karol Wojtyła) krążyły anegdoty. Np. ta o prałacie, który na żart Wojtyły, że znajdzie się w czyśćcu, odpowiedział, że jeśli tak, to wie, co tam będzie robił: czytał Osobę i czyn.

Całkiem inne w odbiorze były dla mnie encykliki Benedykta XVI – bardziej klarowne, choć też pełne głębi. Jeśli nie mieliście okazji, zajrzyjcie do wybranych encyklik trzech ostatnich papieży. To może być ciekawe porównanie – jak różni się styl każdego z nich, jak się je czyta, ile wysiłku wymagają. A jednocześnie wyzwanie, by poznać i ten rodzaj kościelnego języka.

 

Ogniu nieugaszony

Wreszcie – język Kościoła to język, jakim mówimy my. Ty i ja. Służy nam do opisu doświadczenia religijnego. Czyli tego, w jaki sposób postrzegamy i odczuwamy działanie Pana Boga w swoim życiu. A nie jest to błaha sprawa. Po pierwsze, każdy z nas odczuwa je na swój sposób – jest to doświadczenie bardzo subiektywne. Trudno przełożyć je na taki język, który będzie zrozumiały dla innych ludzi. Po drugie – jest to doświadczenie mało uchwytne. Chodzi o wewnętrzne poruszenia, odczucia emocjonalne, intelektualne odkrycia, których doświadczamy dzięki relacji z Panem Bogiem. Nie jest łatwo ubrać je w słowa. A jeśli nawet próbujemy, może nam towarzyszyć uczucie naruszenia tajemnicy czy tego, że nasze słowa są ułomne, nieadekwatne, nie potrafią oddać w pełni tego, co przeżyliśmy.

Dlatego wśród mistyków było tak wielu poetów. Język poetyckich porównań i metafor pozwala uchylić rąbka tajemnicy, daje wyobrażenie o tym, co dana osoba mogła przeżywać. Św. Jan od Krzyża duszę tęskniącą za Bogiem opisuje jako ukochaną porzuconą przez wybranka. Św. s. Faustyna, by opisać bezmiar Bożego miłosierdzia, porównuje je do morza. A autorzy pieśni ze Wspólnoty Miłości Ukrzyżowanej zwracają się do Boga: Ogniu nieugaszony.

Co mamy powiedzieć my? Możemy po raz kolejny: „Spotkałem Jezusa”, „Bóg mnie dotknął”, „Mam nowe życie” – tylko co to właściwie znaczy? Gdy szukamy właściwych słów, bywa, że przychodzą nam na myśl utarte zwroty, które właściwie tracą znaczenie. Bądźmy na to uważni. Jeśli nasze doświadczenie jest żywe, szukajmy żywego języka, który mógłby je oddać. Niekoniecznie poetyckiego, wyszukanego. Raczej – konkretnego. Bóg mnie dziś dotknął, naprawdę. Ale jak? Kiedy się modliłam, uderzyły mnie konkretne słowa Ewangelii. Odniosły się do sytuacji w moim życiu. Dzięki temu mogłam przebaczyć bliskiej mi osobie konkretną rzecz. I spojrzeć na nią z miłością.

Pan Bóg bardzo lubi działać w naszym codziennym konkrecie. Spróbujmy to odzwierciedlić przez sposób, w jaki o Nim mówimy. Wtedy nasz język może stać się przestrzenią spotkania z Nim.

 

Co Pan Bóg na to?

Jakim językiem mówić do Pana Boga?

Przede wszystkim mów językiem swojego serca. Mów to, co dotyczy twojego życia, nie baw się w używanie górnolotnych słów. Czym chciałbyś się podzielić ze swoim najlepszym przyjacielem? Pamiętaj też, że mówisz do Pana Boga. To nie byle jaki kumpel, ale Ktoś, kto dał ci życie, bardzo cię kocha, dał Swojego Syna, który za ciebie umarł. Język modlitwy nie ma być językiem wyszukanym, ale ma być wołaniem do Pana Boga jako do przyjaciela. Ma wypływać z serca, z miłości do tego, do którego mówisz. Z przyjacielem też nie rozmawiasz byle jak, tylko zwracasz się z szacunkiem, bo łączy was coś więcej niż kumpelska znajomość. Możesz też wyrażać Panu Bogu swoje emocje. One stanowią część ciebie. Panu Bogu zależy, żebyś stanął przed Nim w prawdzie. Możesz powiedzieć, że coś ci się nie podoba. On nie liczy na twoje listy pochwalne. Nie chce, żebyś przed Nim udawał. Chce, żebyś był przy Nim szczerym sercem. Bo to jest miejsce, w którym Bóg może działać.

ks. Przemysław Kapała, diecezja kaliska

Oceń treść:
Źródło:
;