Wspomnienia
Kard. Deskur o związkach z Janem Pawłem II
O narodzinach i pielęgnowaniu powołania kapłańskiego, o swej posłudze kapłańskiej i biskupiej oraz o wieloletnich bliskich kontaktach z księdzem, biskupem, kardynałem Karolem Wojtyłą, a wreszcie z papieżem Janem Pawłem II, mówił przed 10 laty zmarły 3 września w Rzymie kard. Andrzej Maria Deskur. Poniżej zamieszczamy obszerne fragmenty tego wywiadu, który przeprowadzili w 1999 r. ze swoim dalekim krewnym Edward i ks. Paweł Deskurowie.
– Opowiadałeś mi kiedyś, że bardzo wcześnie odczytałeś swoje powołanie kapłańskie. Czy mógłbyś opowiedzieć, w jakich okolicznościach to się stało?
Ks. Kardynał: Wiem z opowiadań, że moja Matka modliła się zawsze o powołanie kapłańskie w naszej rodzinie. W 1935 roku, jako jedenastoletni chłopiec, uczestniczyłem w uroczystości święceń kapłańskich i Mszy św. prymicyjnej młodego księdza pochodzącego ze wsi Wolica. Bardzo przeżyłem tę uroczystość. We wrześniu następnego roku (1936) spędziłem całą noc na modlitwie i wtedy po raz pierwszy usłyszałem głos Boży, wzywający mnie do kapłaństwa. (...) Rozpocząłem naukę w gimnazjum, a moim prefektem był ks. Łapot. W 1943 roku, po ukończeniu gimnazjum, rozpocząłem studia prawnicze w ramach tajnych kompletów na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Każdy mój dzień rozpoczynał się na Zwierzyńcu w klasztorze sióstr norbertanek gdzie służyłem do Mszy św., którą odprawiał ks. Długosz. Potem jedliśmy razem śniadanie.
Działałem także, najpierw w podziemiu a potem już jawnie, jako sekretarz w Zarządzie "Bratniaka" – studenckiej organizacji na UJ, której prezesem był Karol Wojtyła. To on umówił mnie na spotkanie z ówczesnym rektorem Seminarium Duchownego w Krakowie. I tak po zdobyciu dyplomu magistra prawa, w listopadzie 1945 roku wstąpiłem do Seminarium. Wśród 12 przyjętych na ten sam kurs był także [późniejszy] kardynał Franciszek Macharski. Wykłady odbywały się na Uniwersytecie Jagiellońskim. W seminarium natomiast otrzymywaliśmy formację duchową pod kierunkiem ojca duchownego, którym był ks. Biskup Stanisław Smoleński. W 1946 roku otrzymałem tonsurę podczas tej samej Mszy św., na której święcenia kapłańskie przyjął ks. Karol Wojtyła.
W tym też czasie przyjechał do Krakowa ks. Alfred Abramowicz z Chicago [1919-99; późniejszy biskup pomocniczy archidiecezji chicagoskiej – KAI], przywożąc środki finansowe na stypendium naukowe. Kardynał Adam S. Sapieha zaproponował mi wyjazd na Uniwersytet w Lovanium w Belgii lub do Fryburga. Ponieważ w Szwajcarii mieliśmy krewnych, wybrałem Fryburg. W 1950 r. otrzymałem tytuł doktora Świętej Teologii i przyjąłem święcenia kapłańskie we Francji. W 1952 na Uniwersytecie we Fryburgu uzyskałem kolejny tytuł – doktora nauk społecznych. Praca (nie opublikowana z braku środków finansowych) nosiła tytuł "Rozwój ekonomiczny i doskonałość chrześcijańska" i była napisana po francusku pod kierunkiem dwóch wybitnych specjalistów nauk społecznych profesorów De Mana i Utza.
W 1952 roku Pius XII powołał mnie do pracy w Kurii Rzymskiej na stanowisku podsekretarza Komisji Papieskiej ds. Rozpowszechniania Myśli w Sekretariacie Stanu. Stamtąd Ojciec Święty przeniósł mnie do powstającej Papieskiej Komisji ds. Kinematografii i Radia, przekształconej w 1954 roku w Papieską Komisję Środków Społecznego Przekazu. W 1973 roku zostałem jej przewodniczącym. 19 czerwca 1974 roku Paweł VI mianował mnie biskupem. W 1980 roku Jan Paweł II podniósł mnie do godności arcybiskupiej, a 29 czerwca 1985 roku do godności kardynalskiej.
– Jak rozpoczął się Twój kontakt z francuską linią rodziny Descours/Deskur i czy miał on jakiś szczególny wpływ na Twoje życie?
– Jeszcze przed II wojną światową dokonywała się wymiana studentów między Polską a Francją. Pan Godlewski, mieszkający wówczas we Francji, przysłał do moich rodziców studenta z Saint-Etienne, który znał rodzinę francuską noszącą nazwisko Descours. Skontaktował on mojego ojca z Henri Descours z Cottance, który był wielkim znawcą historii naszego rodu (posiadał np. dokumenty o Deskurach francuskich, którzy wyemigrowali do Polski). Kiedy więc znalazłem się we Fryburgu, bez możliwości powrotu do kraju, zaczęły się moje wyjazdy do rodziny francuskiej. Urlop spędzałem w rodzinnej posiadłości w Saint-Bonnet-les-Oules. Tam też w miejscowym kościele przyjąłem w sierpniu 1950 roku z rąk kardynała Pierre’a Gerliera [1880-1965] święcenia kapłańskie. Niestety, nikt z Polski nie mógł w nich uczestniczyć. Była za to licznie zebrana rodzina francuska. Dzięki tym kontaktom odkryłem nasze francuskie korzenie, potem w Watykanie bardzo przydała mi się dobra znajomość języka francuskiego.
– W książce Tada Szulca "Pope John Paul II. The Biography", na stronie 283 autor pisze: "Po południu – 17 października 1978 roku – (papież) pojechał swą papieska limuzyną do Polikliniki Gemellego z wizytą do swego sparaliżowanego przyjaciela biskupa Deskura. «On uczył mnie, jak być papieżem» - powiedział Jan Paweł II, wchodząc do pokoju, w którym leżał biskup Deskur”. Czy możesz opowiedzieć nam, jak się zaczęła Twoja przyjaźń z Ojcem Świętym i jak się potem rozwijała?
– Karola Wojtyłę poznałem podczas II wojny światowej na tajnych kompletach. Działaliśmy razem w podziemnym "Bratniaku". Wojtyła jednocześnie chodził na wykłady (był już wówczas klerykiem) i pracował w Fabryce Chemicznej "Solvay". Już wówczas zauważyłem u niego niespotykany dar modlitwy wlanej (podczas modlitwy sprawiał wrażenie zupełnie nieobecnego wśród nas). Gdy w 1945 roku wstępowałem do Seminarium, Karol Wojtyła był już na IV roku. Często chodziliśmy razem przez Planty na wykłady w Uniwersytecie Jagiellońskim. Jak już wspominałem, tonsurę otrzymałem na tej samej Mszy św., podczas której święcenia kapłańskie przyjął ks. Karol Wojtyła (1 listopada 1946 roku).
Potem nasze drogi rozeszły się: ks. Wojtyła wyjechał na studia do Paryża a ja do Fryburga. W 1950 roku spotkaliśmy się w Rzymie i razem z kardynałem Adamem Sapiehą, metropolitą krakowskim, byliśmy na audiencji u Piusa XII. Później przeniesiono mnie do pracy w Kurii Rzymskiej. Ks. Wojtyła już jako biskup-sufragan krakowski przyjechał do Rzymu dopiero na Sobór Watykański II. Poprosił mnie o pomoc w przygotowaniu prac komisji, która opracowywała tekst konstytucji „Gaudium et spes”. Wszystkie jej spotkania odbywały się w Watykanie w Domu św. Marty, gdzie wówczas mieszkałem. Gdy po Soborze Paweł VI zastanawiał się, czy wręczenie godności kardynalskiej biskupowi Wojtyle nie spowoduje podziału między nim a kardynałem Wyszyńskim, przekonywałem Ojca Świętego, że brak nominacji będzie odczytany jako ciche negatywne działanie Księdza Prymasa.
Od czasu, gdy sam zostałem biskupem i otrzymałem mieszkanie w Palazzo San Carlo w Watykanie, kardynał Wojtyła podczas pobytu w Rzymie zawsze korzystał z mojej gościny. Ja z kolei odwiedzałem Pałac Arcybiskupów Krakowskich, gdy w latach siedemdziesiątych towarzyszyłem arcybiskupowi Casarolemu, przewodniczącemu Zespołu ds. Stałych Kontaktów Roboczych Stolicy Apostolskiej z Rządem PRL w jego oficjalnych podróżach do Polski. Podczas jednej z takich wizyt, 15 sierpnia 1974 r. mogłem odprawić wreszcie swą Mszę św. prymicyjną w Kościele Mariackim w Krakowie.
W 1976 kardynał Wojtyła został zaproszony do Watykanu z cyklem rekolekcji wielkopostnych, zatytułowanych "Znak, któremu sprzeciwiać się będą" dla Pawła VI i pracowników Kurii Rzymskiej. Ojciec Święty poprosił wówczas, żeby ks. kardynał zamieszkał u mnie. Nauki rekolekcyjne powstawały w moim domu. Tutaj także odbywały się spotkania podczas obiadów i kolacji. Częstymi gośćmi byli na nich bp [późniejszy kardynał – KAI] Władysław Rubin i ks. prałat [późniejszy kardynał] Luigi Poggi, następca abp. Casarolego.
W przeddzień konklawe, które wybrało Jana Pawła II, odbyliśmy wspólnie wycieczkę do Lago di Vico. Gdy wracaliśmy do Rzymu, kard. Wojtyła poprosił, byśmy zatrzymali się w jakimś kościele, w którym odbywała się adoracja Najświętszego Sakramentu. Była to kaplica ku czci Św. Ignacego. Nad obrazem Świętego znajdował się tam napis „Romae vobis propicius ero” (W Rzymie będę ci przychylny). Kardynał zapytał mnie, co miałoby to znaczyć. Odpowiedziałem, że jest to przepowiednia co do jego życia. Jestem przekonany, że podczas adoracji w tej kaplicy kard. Wojtyła przeżył widzenie duchowe.
W dniu 17 października 1978 r., gdy Ojciec Święty przybył – nazajutrz po swym wyborze – do kliniki im. Gemellego, byłem nieprzytomny. W pokoju oprócz niego był jeszcze mój brat Józef z Krakowa. Potem podczas mojej rekonwalescencji w Szwajcarii dwukrotnie pisałem do Ojca Świętego. Najpierw prosiłem o mianowanie mojego następcy, za drugim razem – o zmianę statusu prawnego Opus Dei z instytutu na prałaturę personalną.
Po moim powrocie do Rzymu utarł się zwyczaj, że papież zaprasza mnie do siebie na niedzielny obiad. A dwa razy w roku: na św. Andrzeja (30 listopada) i na kolędę (w okolicy 6 stycznia) Jan Paweł II składa wizytę w moim domu.
– Wielu ludzi traktuje dzisiaj szlachectwo jedynie w wymiarze historycznym. Ty z kolei zawsze przypominasz nam obowiązek kultywowania szlacheckiej tradycji rodu Descours/Deskur. Jaką wartość dla dzisiejszej i przyszłych pokoleń dostrzegasz w szlachectwie?
– Francuzi mówią: „noblesse oblige” [szlachectwo zobowiązuje – KAI]. Tak więc szlachectwo to zobowiązanie do szlachetności. Rozumiem przez to obronę wiary, ojczyzny, słabszych. Szlachetność jest czymś bardziej ogólnym od pobożności, a także czymś więcej niż dobre obyczaje. Jest postawą, która wymaga miłości Boga, szacunku dla starszych, wierności żonie i poświęcenia dzieciom. W wymiarze narodowym jest to szacunek dla historii ojczyzny, gotowość do walki w jej obronie, sumienna praca dla jej dobra w czasie pokoju.
– Wielu członków rodu Descours/Deskur w przeszłości osiągnęło wysoką pozycję społeczną i zdobyło niezwykłe doświadczenie. Ale my znamy głównie Andrzeja „Sybiraka” i Bronisława „Powstańca z 1863 roku”, autora pamiętnika „Dla moich wnuków”. Czy jest jakieś specjalne przesłanie, które chciałbyś przekazać członkom rodu Descours/Deskur, którzy będą żyli w XXI wieku?
– Nad drzwiami mojego domu rodzinnego w Sancygniowie znajdowało się hasło: „Fais ce que dois, advienne que pourra” (Uczyń to, co możesz uczynić [dobrego], a reszta dokona się sama). Jest to wezwanie do dobrego działania. Najpierw do zdobycia wykształcenia a potem do utrzymania się na najwyższym poziomie w swoim stanie i zawodzie. Rozumiem przez to także utrzymanie się na najwyższym poziomie moralnym, co jest możliwe tylko przez współdziałanie z łaską Bożą.
------------
Stowarzyszenie Rodziny Deskurów powołano do życia 13 listopada 1994 roku, gdy trwał Międzynarodowy Rok Rodziny. Głównym celem SRD jest integracja członków rodziny przez organizowanie zjazdów, badanie i opracowywanie jej historii, opiekę nad grobami i innymi przedmiotami historycznymi oraz zarządzanie stroną internetową.