Wywiady
Kustosz sanktuarium św. Jana Pawła II w 40. rocznicę zamachu na papieża: Wolę mówić, że to rocznica ocalenia, a nie zamachu
Rok 1981 to właściwie początek pontyfikatu. Po tym cudownym ocaleniu ojciec święty jeszcze 24 lata mógł służyć Kościołowi i przemieniać świat. Dlatego wolę mówić, że to nie tyle rocznica zamachu, co rocznica ocalenia życia św. Jana Pawła II i okazja do dziękczynienia za to ocalenie – mówi ks. Tomasz Szopa, kustosz papieskiego sanktuarium na Białych Morzach w Krakowie.
W 1978 r., gdy kard. Karol Wojtyła został wybrany na stolicę Piotrową, Ksiądz miał cztery lata, a w dniu zamachu na życie Jana Pawła II w 1981 r. – siedem. Pamięta Ksiądz tamte wydarzenia? Jakieś emocje, który były obecny wówczas w Księdza domu rodzinnym?
Jan Paweł II był dla mnie papieżem od czasów niepamiętnych i w tym sensie myślę o sobie jako członku „pokolenia JP2”. Pierwszym wydarzeniem związanym z Karolem Wojtyłą – Janem Pawłem II obecnym w mojej świadomości jest właśnie zamach, a nie wybór, chociaż i te tragiczne wydarzenia pamiętam, jak przez mgłę. Kojarzę wiadomości w radiu lub telewizji i czas modlitwy związanej z niepewnością czy papież przeżyje. Pamiętam tę atmosferę smutku i troski z domu rodzinnego.
Skoro wspomniał Ksiądz o byciu członkiem „pokolenia JP2”, to czy Jan Paweł II i jego pontyfikat miały wpływ na Księdza wybór drogi kapłańskiej?
Moje świadome życie w Kościele, na czele którego tutaj na ziemi stoi Jan Paweł II było czymś tak naturalnym, że ja swoich pierwszych decyzji o wstąpieniu do seminarium nie wiązałem z nim. Ja po prostu wzrastałem duchowo w Kościele, którego papieżem był Jan Paweł II.
Ale już inaczej było po pierwszym roku seminarium. To był 2002 r. Ostatnia pielgrzymka Jana Pawła II do Polski. Jako klerycy byliśmy m.in. na Mszy św. na Błoniach. W kontekście powołania zapamiętałem taką refleksję papieża po Eucharystii, wygłoszoną właściwie poza przygotowanym tekstem. Została odśpiewana „Barka”, która przypomniała ojcu świętemu o kolejnych decyzjach i różnych etapach powołania, kiedy musiał zostawiać swoją łódź, by iść za Panem Jezusem. Wówczas padły słowa: „dziękuję ci pieśni oazowa”. Papież był już mocno schorowany, cierpiący i słaby, a tak pięknie mówił o wypełnianiu woli Bożej. Ja byłem po pierwszym roku seminarium i właśnie w wakacje pojawiały się różne wątpliwości, czy to jest rzeczywiście moja droga. Ta refleksja na podstawie „Barki” bardzo mi wówczas pomogła. Wzruszyły mnie jego słowa o podążaniu za wolą Bożą. Zawstydziło mnie to, że Jan Paweł II umęczony chorobą i w podeszłym wieku ciągle jest wierny i idzie za Panem Jezusem, a ja młody marudzę, zastanawiam się, zamiast zdecydowanie odpowiedzieć na wezwanie Pana Boga. Te słowa były wówczas umocnieniem na drodze mojego powołania.
A druga refleksja dotyczy ostatniego spotkania z Janem Pawłem II pod „oknem papieskim” na Franciszkańskiej 3. Jako klerycy pomagaliśmy w obsłudze i mogliśmy być bardzo blisko. Jan Paweł II miał świadomość swojej kondycji i snuł refleksję o przemijaniu. Ale bardzo mocna była puenta tego wystąpienia: „Pamiętajcie – młodość zawsze w zmartwychwstałym Panu”. To było bardzo piękne, że papież zachował młodość dzięki bliskości z Panem Jezusem zmartwychwstałym.
Jako młody kapłan został Ksiądz sekretarzem i kapelanem kard. Stanisława Dziwisza – najbliższego świadka życia Jana Pawła II. To była okazja do poznania papieża Polaka z nowej perspektywy?
To była wielka łaska. Dzięki tej posłudze miałem – wprawdzie zapośredniczony – kontakt z Janem Pawłem II. Oczywiście dzięki kard. Stanisławowi Dziwiszowi, ale także dzięki kontaktom i spotkaniom z wieloma osobami, które długi czas pracowały z ojcem świętym. To np. siostry sercanki, które pracowały w Watykanie, a później także na Franciszkańskiej 3 – s. Tobiana, s. Fernanda, s. Matylda, s. Germana, s. Eufrozyna. Miałem okazję poznać watykańskich żandarmów, którzy towarzyszyli papieżowi także w czasie jego prywatnych wyjazdów w góry. To była okazja do odkrywania Jana Pawła II poprzez ich doświadczenie spotkania z nim, ich opowieści, ale najbardziej przez to, jakimi byli ludźmi.
Co ma Ksiądz na myśli?
Mam takie przekonanie, że te osoby są dowodem na prawdziwość i piękno tytułu jednego z poematów Karola Wojtyły – „Promieniowanie ojcostwa”. Te osoby są inne. To się wyczuwa. Jest w nich jakiś szlachetny rys. Myślę, że to wynika z tego, że one były w bliskości Jana Pawła II i to jego ojcostwo mogło na nie promieniować. A dzięki temu później i ja mogłem coś z tego promieniowania odczuć i fascynować się ojcem świętym.
Kard. Stanisław Dziwisz przekazując do sanktuarium na Białych Morzach zakrwawioną sutannę, którą ojciec święty miał na sobie w chwili zamachu powiedział: „Niech ona będzie świadkiem zamachu, ale i wielkości Jana Pawła II”. W jaki sposób w wydarzeniach z 13 maja 1981 r. objawiła się wielkość papieża?
Myślę, że to objawiło się na dwa sposoby. Po pierwsze Jan Paweł II od razu wybaczył swojemu zamachowcy. Ksiądz kardynał wspominał, że ojciec święty zrobił to jeszcze przed utratą świadomości w karetce w drodze do szpitala Gemelli, chociaż wtedy jeszcze nie wiedział kto to był. To przebaczenie było dla Jana Pawła II bardzo naturalne, wydarzyło się spontanicznie, ale później zostało też potwierdzone publicznymi wypowiedziami i spotkaniami z Alim Agcą w więzieniu. Myślę, że ta spontaniczna zdolność do przebaczenia, pojednania, okazania miłosierdzia jest wielkością Jana Pawła II.
Ojca świętego nazywamy „apostołem miłosierdzia”. W tym określeniu nie chodzi tylko o głoszenie Słowa Bożego, promocję kultu miłosierdzia czy doprowadzenia do beatyfikacji i kanonizacji Siostry Faustyny, ale praktykowanie miłosierdzia własnym życiem.
Drugi aspekt wielkości to przeżywanie cierpienia. Zamach kojarzymy z największym cierpieniem ojca świętego. Ale słuchając kiedyś w Watykanie wykładu kard. Dziwisza na ten temat uświadomiłem sobie, że cierpienie było obecne w całym życiu Jana Pawła II. Od śmierci rodziców i rodzeństwa, przez okupację, potrącenie przez samochód, doświadczenie totalitaryzmu, trudny czas posługi biskupiej w kraju komunistycznym, aż po późniejsze choroby. To właśnie dzięki kontaktom z otoczeniem ojca świętego dowiedziałem się, że miał problem z kamieniami nerkowymi, a to nawracające schorzenie wywołujące potworny ból. Cierpienie było zawsze obecne w życiu papieża, a w sposób spektakularny objawiło się w czasie zamachu. Jan Paweł II zawsze przeżywał je w jedności z Jezusem cierpiącym i ofiarowywał je za zbawienie świata, za Kościół. Cierpienie nigdy nie było dla niego czymś niszczącym, ale czymś twórczym.
Św. Paweł w Liście do Kolosan napisał: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1, 24). To jest paradoksalne, ale i bardzo mocne zdanie św. Pawła. Jeśli tworzymy Kościół, który jest ciałem, to cierpienie konkretnych osób jest cierpieniem ciała Chrystusa. Poprzez nasze cierpienie możemy się włączać w zbawczą ofiarę Jezusa. Ojciec święty z pewnością to robił i w tym sensie cierpienie go nie niszczyło. To jest też rys świętości Jana Pawła II, która ostatecznie jest naśladowaniem Jezusa Chrystusa. Nawet na krzyżu w sercu Jezusa nie zrodziła się nienawiść, mimo że cierpiał w sposób niewinny, odpowiedział miłością i miłosierdziem i ze swojego cierpienia uczynił ofiarę. To też objawiło się w postawie Jana Pawła II – odpowiedzią z jego strony nie była nienawiść, ale przebaczenie i ofiarowanie cierpienia za Kościół, za świat, za ludzkość.
Ksiądz od roku jest kustoszem sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie, w którym znajdują się cenne relikwie ojca świętego.
W sposób szczególny ludzi na Białe Morza przyciągają trzy relikwie. To jest oczywiście krew ojca świętego, która jest umieszczona w ołtarzu w dolnym kościele, co jest nawiązaniem do starożytnej tradycji, gdy ołtarze budowano na grobach męczenników i świętych. Codziennie w tym miejscu modlą się wierni powierzając różne swoje intencje przez wstawiennictwo św. Jana Pawła II.
Druga cenna relikwia, która przyciąga tutaj ludzi to płyta z pierwszego grobu ojca świętego w kryptach Bazyliki św. Piotra. Przypomnijmy, że do tego grobu ustawiały się bardzo długie kolejki, a ludzie także na karteczkach zostawiali tam swoje intencje. Po beatyfikacji, kiedy trumna z ciałem Jana Pawła II została przeniesiona do kaplicy św. Sebastiana, to ówczesny archiprezbiter Bazyliki Watykańskiej kard. Angelo Comastri podarował płytę z grobu kard. Stanisławowi Dziwiszowi, który zdecydował, że trafi ona do – budującego się wówczas – papieskiego centrum i sanktuarium w Krakowie. Dziś nadal wiele osób modli się przy tej płycie.
Trzecia relikwia to sutanna, którą Jan Paweł II miał na sobie w momencie zamachu – niemy świadek wydarzeń z 13 maja 1981 r. O przechowanie tej sutanny – i to w stanie nienaruszonym – po zamachu zatroszczyły się siostry sercanki. To jest znamienne, bo siostry już wtedy musiały mieć przeczucie, że to będzie relikwia.
Jakie refleksje budzą dziś w Księdzu ta zakrwawiona sutanna czy wydarzenia z 13 maja 1981 r.? Czego mogą nas uczyć?
Tego o czym już wspominałem – przebaczenia i twórczego przeżywania cierpienia i przyjmowanie go jako ofiary za Kościół i świat. Ale też chrześcijańskiego, czyli bardziej pozytywnego spojrzenia na rzeczywistość w duchu słów św. Pawła: „gdzie wzmógł się grzech, jeszcze obficiej rozlała się łaska (Rz 5, 20). Kiedy przygotowujemy się do obchodów 40-lecia tamtych wydarzeń wolę mówić, że to nie tyle rocznica zamachu, co rocznica ocalenia życia św. Jana Pawła II. Tak te wydarzenia zresztą postrzegał sam ojciec święty. On to cudowne ocalenie wiązał ze wstawiennictwem Matki Bożej Fatimskiej, którą Kościół czci 13 maja. Stąd też w rocznicę tych tragicznych wydarzeń dziękczynna pielgrzymka papieża do Fatimy. Co ciekawe, sam Ali Agca miał podobne przekonanie. Jako profesjonalny zabójca był zszokowany, że nie udało mu się śmiertelnie postrzelić papieża. Przeczuwał jakąś nadprzyrodzoną interwencję. Jan Paweł II mówił, że jedna ręka wystrzeliła kulę, ale inna rękę tę kulę prowadziła. Zatem to jest okazja do dziękczynienia za ocalenie życia i w takim duchu chcemy tę rocznicę przeżywać w sanktuarium św. Jana Pawła II. Dziś wiemy, że rok 1981 to właściwie początek pontyfikatu i po tym ocaleniu jeszcze 24 lata ojciec święty mógł służyć Kościołowi i przemieniać świat.
Ksiądz w innych wypowiedziach medialnych wspomina, że duszpasterze papieskiego sanktuarium czasami się zastanawiają, co w danej sytuacji zrobiłby ks. Karol Wojtyła. Co zrobiłby dziś, w 2021 r., w czasie pandemii, kiedy mierzymy się z różnymi kryzysami społecznymi, politycznymi, kościelnymi?
On był zanurzony w Panu Bogu – był człowiekiem wielkiej modlitwy. Im trudniejsza sytuacja zewnętrzna, tym z pewnością więcej czasu spędzałby na modlitwie i zawierzał te sprawy Panu Bogu. Myślę, że dla niego to byłaby okazja, żeby być jeszcze bliżej Pana Boga i w Nim szukać odpowiedzi. Zanim byłaby akcja, byłaby kontemplacja. Chociaż ludzie go fetowali i fascynowali się nim, to on nigdy nie skupiał uwagi na sobie, a przekierowywał ją na Jezusa. To jest wyzwanie dla nas wszystkich, ale dla każdego to jest możliwe, żeby w ciszy i modlitwie pozwalać na to, żeby Pan Bóg w nas działał i pokazywał drogi wychodzenia z różnych trudności.