Imieniny: Marianny, Marcelina, Piotra

Wydarzenia: Dzień Bez Krawata

Świadkowie wiary

Licealiści przeszli 175 km z Wawelu na Giewont. Powód? Rok Jubileuszowy 2025

młodzież fot. Archiwum Ani, Karoliny, Ani, Julii, Roberta, Karola, Jakuba i Jędrzeja

8 licealistów przeszło południowym Szlakiem Jubileuszowym spod katedry na Wawelu pod krzyż na Giewoncie. To jedna z form przeżywania Roku Świętego 2025 zaproponowanych przez Archidiecezję Krakowską. - Każdy powinien spróbować czegoś takiego – podkreślają młodzi pielgrzymi. 

 

„W majówkę możemy pojechać razem w góry”

Maj 2025 roku. 8 licealistów. 8 dni. 175 kilometrów. Trasa? Południowy Szlak Jubileuszowy, a więc spod krzyży św. Jadwigi na Wawelu i Jubileuszowego aż pod krzyż na szczycie Giewontu.

Ania, Karolina, Ania, Julia, Robert, Karol, Jakub i Jędrzej to w większości uczniowie I Liceum Ogólnokształcącego im. Bartłomieja Nowodworskiego w Krakowie. Część z nich należy do wspólnoty oazowej, formującej się przy kolegiacie św. Anny. Nie wszyscy z nich są jednak wierzący.

Mimo to postanowili wspólnie wyruszyć na szlak, wykorzystując majówkę i przerwę w nauce, spowodowaną egzaminami maturalnymi ich starszych kolegów. – Pomysł pojawił się właściwie w październiku. Byliśmy na górskiej zielonej szkole i stwierdziliśmy, że w majówkę możemy pojechać razem w góry – wyjaśnia Karolina Kozik. Czemu wybór padł akurat na Szlak Jubileuszowy? – Bardzo nas zainspirowała idea Roku Jubileuszowego i było to dla nas ważne. Na oazie, dzięki ks. Jackowi, zostało nam to mocno przybliżone i trochę nas zapaliło, że może to właśnie jest wyzwanie, którego chcielibyśmy się podjąć, aby spróbować żyć tą ideą Jubileuszu tak bardzo praktycznie, bardzo konkretnie w wymiarze pielgrzymki – odpowiada Ania Michalik.

„Pielgrzymi nadziei” w praktyce

Wyruszyli 5 maja z wawelskiego wzgórza, ale ich przygotowania – zarówno te organizacyjne, jak i te kondycyjne – rozpoczęły się wcześniej. W marcu trwały już w pełni. Organizowali noclegi, dogrywali trasę i dzielili się zadaniami. Każdy był za coś odpowiedzialny. Ważna była dla nich też integracja. Nie wszyscy chodzą do jednej klasy, więc chcieli poznać się nieco lepiej, zanim wspólnie wybiorą się w drogę.

Wybrali najtrudniejszą część Szlaku Jubileuszowego, wiodącą nie tylko przez ośrodki miejskie, ale także górskie pasma. Wyzwanie stanowił też dystans. – Na miesiąc czy 2 tygodnie przed każdy rozpoczął jakieś bieganie, jeżdżenie na rowerze, żeby nie było kontuzji. Całe szczęście udało nam się tego uniknąć – mówi Ania Kuciel. – Każdy dzień przynosił nową przygodę i był trochę inny. Każdego dnia było coś nowego i pięknego – dodaje.

Spotykali się z życzliwością i zaciekawieniem. W końcu stali się „pielgrzymami nadziei”. – Trochę o tym gadaliśmy. Utożsamialiśmy się z tym i budowało nas to, że byliśmy trochę świadectwem. Mieliśmy poczucie, że wywołujemy uśmiech na twarzach – dzieli się Karolina.

„Myślę, że wróciłabym trzeciego dnia do Krakowa”

Nie obyło się jednak bez wyzwań. Zapytani o najtrudniejsze momenty na trasie, wskazują na różne chwile i aspekty pielgrzymki. Obtarcia, bolące stopy, trudniejsze fizycznie czy technicznie odcinki, jak przejścia Percią Borkowskiego – to tylko niektóre z nich. Każdy zmagał się ze swoimi wyzwaniami, ale radzili sobie z nimi wspólnie. – Czuliśmy wspólnotę. Nie dałabym rady tego przejść, gdyby nie taka ekipa, gdyby nie taka wspólnota. Myślę, że wróciłabym trzeciego dnia do Krakowa – przyznaje Ania Michalik.

Robert Michalczyk wspomina dzień, gdy zmagali się z odcinkiem z Tenczyna, prowadzącym na szlak na Luboń Wielki. Podejście było strome, grunt mokry, a ze względu na gęstą roślinność nie było widać końca trasy. Podzielili się, aby w swoim tempie wejść na szczyt, ale nikt nie został sam. – Staraliśmy się iść dwójkami, żeby zawsze był ktoś obok – podkreśla. Dziewczęta przywołują z kolei sytuację spod szczytu Turbacza, gdy ich koledzy przyspieszyli, zostawiając ich daleko w tyle. – Byłyśmy na nich złe – przyznają. Okazało się jednak, że chłopcy chcieli być wcześniej w schronisku, żeby następnie dołączyć do koleżanek i wziąć ich plecaki. Mogli na siebie liczyć. Wspólnie gotowali, modlili się i oglądali relację z konklawe. – Bardzo to przeżywaliśmy. Oglądaliśmy na żywo na postojach – zdradza Ania Michalik.

„Mieliśmy naprawdę bardzo dużą pomoc Pana Boga”

Liczyć mogli także na wsparcie swoich najbliższych i przyjaciół. Dopingowali ich, modlili się za nich i przesyłali intencje z prośbą o omodlenie ich na pielgrzymim szlaku.

Mogli też – jak podkreślają – liczyć na Pana Boga. – Mam bardzo mocne poczucie wysłuchania modlitw. Wcześniej przed pielgrzymką też modliłyśmy się codziennie różańcem o dobre warunki pogodowe, o wzajemną życzliwość na trasie, czy o nawrócenie dla każdego z nas na tej drodze i muszę powiedzieć, że te wszystkie rzeczy, o które się modliłyśmy, zrealizowały się. Mieliśmy naprawdę bardzo dużą pomoc Pana Boga – dzieli się Karolina.

„Jesteśmy bardzo blisko, a jednak bardzo daleko”

W opowieściach młodych pielgrzymów powtarza się jednak szczególnie jedno słowo: Giewont. Trudno się dziwić – szczyt był przecież celem ich wędrówki, ale do ostatnich chwil nie byli pewni, czy uda im się go zdobyć. – Kiedy szliśmy z Maruszyny do Zakopanego, towarzyszyła nam bardzo duża ekscytacja, ale też zaniepokojenie, bo okazało się, że Giewont jest w śniegu, a całe Tatry jeszcze bardziej. Szliśmy pagórkami, zbliżaliśmy się do Zakopanego i cały czas widzieliśmy ten szczyt w oddali i wiadomo, to było nasze marzenie, nasz cel, ale towarzyszył nam niepokój: co jeżeli nie damy rady tam wejść, bo będą np. złe warunki pogodowe? To było poczucie, że jesteśmy bardzo blisko, a jednak bardzo daleko – dzieli się Ania Michalik.

12 maja znaleźli się jednak na żółtym szlaku, prowadzącym przez Dolinę Małej Łąki. Przepełniała ich ekscytacja. Dziewczyna przywołuje moment, w którym po raz pierwszy tego dnia zobaczyła szczyt z krzyżem. Pamięta to doskonale. I ze wzruszeniem. Był cały oświetlony słonecznymi promieniami. – To był moment, kiedy Pan Bóg mówił do mnie: „Ania, patrz! Ja Ci daję koniec tej pielgrzymki”. To było oddanie chwały Panu Bogu – wspomina.

Radość, satysfakcja, wdzięczność i „Te Deum”

Pod krzyż – ze względu na ośnieżenie szczytu – weszły 3 dziewczyny: obie Anie i Karolina. – To było poczucie spełnienia. To było poczucie, że ta cała droga była po coś i w końcu znaleźliśmy się u celu. I poczucie daru, bo długo zastanawialiśmy się, czy uda nam się wejść na szczyt, ale udało się i miałam takie poczucie, że to jest dar, że my tam jesteśmy – dzieli się Ania Kuciel. – Myślę, że emocje, które towarzyszyły mi po stanięciu na szczycie Giewontu to po prostu gigantyczna radość, satysfakcja i wdzięczność – o tym momencie mówi Karolina.

Po zejściu z wierzchołka odśpiewały dziękczynne „Te Deum”. – To było takie bardzo piękne i to jest wydarzenie, które stale mnie buduje, które sprawia, że mogę czuć tę nadzieję i radość cały czas – dzieli się natomiast Ania Michalik.

„Każdy powinien spróbować”

Czy było warto? – Warto zdecydowanie i warto z wielu powodów. Warto, jeśli ktoś lubi takie aktywności. Krajoznawczo jest to bardzo fajne, ale to nie jest tak ważne, jak strona – można by powiedzieć – społeczna. Spędzanie czasu z rówieśnikami jest bardzo zdrowe. Może nawet zdrowsze niż samo chodzenie, bo człowiek ma okazję wchodzić ciągle w interakcję. To pokazuje go z innej perspektywy niż na co dzień. To jest bardzo wzbogacające wydarzenie. Dla mnie było z pewnością. Uczymy się też odpowiedzialności i ta droga pokazała, że jesteśmy zdolni nie tylko do zadbania o siebie, ale i innych – odpowiada Robert.

Ania Kuciel podkreśla, że ten czas wiele dał jej w kontekście nadziei. – To była moja pierwsza taka dłuższa pielgrzymka piesza i zobaczyłam, że warto, że to nie jest po prostu wycieczka, że dużo dzieje się po drodze ważnych rzeczy. Okazało się, że warto mieć nadzieję do końca, że to się zawsze jakoś ułoży – dzieli się licealistka. – Każdy powinien spróbować czegoś takiego, bo to jest doświadczenie bardzo wspomagające i potrzebne – dodaje jej kolega.

Jeszcze jedno marzenie

Giewont był symbolicznym końcem ich pielgrzymki. Przynajmniej tej południowym Szlakiem Jubileuszowym, bo kolejne są już w planach. – Po tym Giewoncie rozpaliliśmy wyobraźnie i nabraliśmy odwagi – wyjaśnia Karolina. We wrześniu wraz z członkami swojej wspólnoty oazowej wybierają się na Camino de Santiago, ale mają też jeszcze jedno marzenie. – Przejść wszystkie etapy Szlaku Jubileuszowego, więc zostały nam szlaki północny, wschodni i zachodni, ale już najtrudniejszy za nami. Chcemy je przejść z różnymi grupami – rodzinnie, harcersko, ale też z oazowiczami i przyjaciółmi. Bardzo wierzymy, że na tym szlaku mogą się wydarzyć bardzo dobre rzeczy, więc chcemy jeszcze skorzystać, póki jeszcze zostało ponad pół roku – dzieli się Ania Michalik.

Szlak Jubileuszowy to wyjątkowa droga pielgrzymowania przygotowana specjalnie na obchody Roku Jubileuszowego w Archidiecezji Krakowskiej. Można przebyć ją we wspólnocie lub w ramach indywidualnej wędrówki. Poszczególne szlaki (północny, południowy, wschodni i zachodni) rozpoczynają się (lub kończą) w katedrze na Wawelu, tworząc krzyż o sercu na wzgórzu wawelskim, mający podstawę na Giewoncie, a wierzchołkiem i ramionami sięgającymi do granic archidiecezji, o łącznej długości ok. 300 km. Każdy ze szlaków przechodzi obok wybranych Kościołów Jubileuszowych oraz zawiera fragment drogi Camino św. Jakuba.

Więcej o Szlaku Jubileuszowym na oficjalnej stronie diecezjalnych obchodów Roku Świętego 2025.

Źródło:
;