Wspomnienia
Loluś – błogosławiony od sportu
Loluś, bramkarz podwórkowej ekipy z Kościelnej, „Wujek”, amator kajakowych spływów i górskich wypraw, pierwszy kibic „Pasów” po kres swoich dni – Karol Wojtyła, a już za chwilę błogosławiony Jan Paweł II, sport miał w genach.
W pewnym stopniu zgadza się z tym ks. Henryk Surma, kapelan ukochanej przez papieża Cracovii, od lat zbierający materiały o sportowej stronie życia Jana Pawła II: „W genach miał nie tylko sport, ale i wszystko inne; miał zdolności teatralne, był mądry, znał języki. Tyle dobrego dostał po rodzicach”. – Mały, szczupły, ale niesłychanie ambitny. Często miał zadrapane kolano. Dzielnie fruwał w bramce, bo na tej pozycji czuł się najlepiej. Wojtyłowa nieraz załamywała ręce, widząc go w brudnych, podartych portkach – wspominał ks. Surmie 11 lat temu, nieżyjący już dziś, Franciszek Zatora, kolega papieża z kamienicy przy ul. Kościelnej w Wadowicach. Koledzy nazywali małego Karolka Lolusiem. – Bo tak kiedyś przezwała go jego matka – przypomina sobie słowa Zatory ks. Henryk i ponownie przytacza jego wypowiedź: „Kopało się zwykłą szmacianką. Był to kawałek pończochy, do której wkładano szmaty i gałgany. Mieliśmy ich pod dostatkiem od Cichoniów, krawców z kamienicy. Były nieraz rozróby, kiedy krawiec Cichoń rozpruł piłkę z pończochy. Synowie podkradali mu też kawałki materiałów, których używał do szycia płaszczów. Graliśmy ulica na ulicę. Kościelna, Karmelicka, parę ościennych. U nas byli Cichoniowie, Wojtyłowie, ja i kilku Żydów. Najczęściej graliśmy w klasztorze u ojców karmelitów i na plantach wokół Rynku. Boje trwały do późna”. Bramkarzem młody Wojtyła był także w gimnazjum, gdzie jak odnotowuje historyk wadowicki Andrzej Nowakowski, udzielał się też w pokazach gimnastycznych oraz startował w biegach.
K jak Karol, k jak kajak
Pasją Wojtyły księdza były kajaki i góry. „Wujek”, jak sam kazał nazywać się towarzyszącej mu podczas spływów młodzieży, chętnie zapraszał do swojego czółna, radząc tym, którzy o to prosili, w kwestiach ducha. Odwracał też kajak do góry dnem, a ze związanych wioseł robił prowizoryczny krzyż. W ten sposób „Wujek” odprawiał Msze. Pierwszy spływ ks. Wojtyła odbył po Mazurach w 1953 r. Pewnie nie spodziewał się, że 5 lat później na kolejnym spływie dotrze do niego informacja o nominacji na biskupa pomocniczego. 38-letni wtedy ks. Karol nominację odebrał i… wrócił na spływ, do przyjaciół. Do swojej pasji nawiązał już jako papież podczas pobytu w Elblągu: „Mnie również miasto Elbląg i Kanał Elbląski kojarzy się ze sportem, z doświadczeniem sportowym. Nie wiem, ile lat temu, ale pamiętam, że ostatni raz byłem tutaj, ażeby rozpocząć spływ po Kanale Elbląskim i przez jeziora”.
Kapłan Wojtyła kochał góry. Zszedł je zresztą wzdłuż i wszerz. Jeszcze jako papieża można było go spotkać na górskim szlaku. Jak sam kiedyś wyznał, bo „tutaj łatwiej się modlić”. Z nie mniejszą pasją zjeżdżał na nartach. Ks. Stanisław Tokarski, proboszcz w Racocie, od lat zapalony narciarz, tak wspomina spotkanie z kard. Wojtyłą na Jaszczurówkach: „Kiedy dotarliśmy tam jako młodzi klerycy, mówili, że on zjeżdża z Nosala. My jeździliśmy wtedy po oślich łączkach”. Ks. Tokarski doskonale pamięta też spotkanie kardynała z londyńską Polonią. – Jeden z nas zapytał przyszłego papieża, czy zjedzie z Kasprowego w tym roku, na co on odparł; „Nie jestem jeszcze taki głupi, życie jest mi miłe”. A były wtedy kiepskie warunki, oblodzone stoki – relacjonuje. Przez długie lata, już jako Jan Paweł II, szusował na światowych stokach. Do sierpnia 2002 r. pływał też w basenie, który kazał wybudować rok po wyborze na stolicę Piotrową w letniej rezydencji w Castel Gandolfo. Później pogarszający się stan zdrowia nie pozwolił mu już ani na narty, ani na pływanie.
P jak papież, P jak „Pasy”
Stan zdrowia nie był jednak przeszkodą dla papieża kibica. Podobno, gdy zawiesił narty na kołku, z radością oglądał sukcesy Adama Małysza w skokach. Z pewnością jednak najbardziej i najwierniej kibicował swojej ukochanej Cracovii. – Zobaczył ją po raz pierwszy jako kilkuletni chłopak w Wadowicach, w meczu pokazowym, fascynacją do której całkowicie, po jego przybyciu do Krakowa, zarazili go jego serdeczni przyjaciele, bracia Ciesielscy – mówi ks. Henryk Surma, kapelan „Pasów”. Ks. Wojtyłę widywano zarówno na meczach piłkarskich, jak i hokejowych krakowskiej drużyny. – Gdy został biskupem, obowiązki uniemożliwiły mu częste bywanie na zawodach, jednak gorącą sympatię do Cracovii zachował do końca życia – przekonuje ks. Surma. Dowodem na to były chociażby dwie audiencje „Pasów” w Watykanie. Podczas pierwszej z nich, w 1996 r. Ojciec Święty zapytał ówczesnego prezesa Antoniego Łopatę, czy stadion stoi na dawnym miejscu. – Nie ukrywał swojej sympatii do klubu. Interesował się aktualnymi wynikami Cracovii. Wymienił m.in. nazwiska piłkarzy Jabłońskiego i Rejtana oraz hokeistów Marchewczyka i Kowalskiego – mówi kapelan „Pasów”. Druga audiencja przypadła na kilka miesięcy przed śmiercią papieża w styczniu 2005 r. Tak wspomina ją ks. Surma: „Papież poklepał prezesa Filipiaka po ramieniu i rzekł z uśmiechem: «Cracovia pany!», po czym powiedział: «Miło mi słyszeć, że ostatnie lata przyniosły nowe sukcesy, życzę, aby było ich coraz więcej. Niech Cracovia daje świadectwo, że sport, kształtując charaktery, ucząc szlachetnego współzawodnictwa i solidarności w wysiłku, musi być wyrazem najwyższych wartości ludzkich i społecznych»”.
*
To kształtowanie charakteru przez sport Jan Paweł II podkreślał wielokrotnie. Podczas swojego pontyfikatu na audiencjach przyjmował setki sportowców. W 2004 r. z jego inicjatywy powstał w Watykanie departament sportu dla podkreślenia wagi sportu w obecnym świecie. W październiku 2000 r. na stadionie olimpijskim w Rzymie, w obecności 60 tys. sportowców, powiedział słowa, które były chyba najlepszym podsumowaniem jego stosunku do sportu i uprawiających go zawodników. Były zarazem przestrogą, by nie wykoślawiać idei, jaką sport ze sobą niesie. „Sport ujawnia nie tylko bogate możliwości fizyczne człowieka, ale także jego zdolności intelektualne i duchowe. (…) Potencjał ukryty w sporcie sprawia, że jest on szczególnie ważnym narzędziem integralnego rozwoju człowieka oraz czynnikiem niezwykle przydatnym w procesie budowania społeczeństwa bardziej ludzkiego. Poczucie braterstwa, wielkoduszność, uczciwość i szacunek dla ciała – stanowiące cnoty każdego dobrego sportowca – przyczyniają się do budowy społeczeństwa, gdzie miejsce antagonizmów zajmuje sportowa rywalizacja, gdzie wyżej ceni się spotkanie niż konflikt, uczciwe współzawodnictwo niż zawziętą konfrontację”.