Lubimy proste historie. Propozycja na rodzinny seans filmowy
Czy życie alkoholiczki może się zmienić od przypadkowej wizyty na… pogrzebie? Życie pokazuje, że tak, a i o tym m.in. opowiada film „Aniołowie są wśród nas. Ktoś powie, że to ckliwa, momentami „cukierkowata” historia.
Ale potrzebujemy takich obrazów, które pokażą, że można mimo wszystko zrobić coś dobrego; że wobec kolejnych przeciwności trzeba mieć nadzieję, która nadaje sens naszym dramatom czy cierpieniom. To film o jedności, której dziś tak nam potrzeba, codziennych, zwykłych i niezwykłych cudach, a jednocześnie pytaniach o wiarę, przebaczenie czy sens choroby.
Za reżyserię filmu z początku 2024 r. odpowiada Jon Gunn. Twórca znany z takich tytułów filmowych jak: „Czy naprawdę wierzysz?” oraz „Sprawa Chrystusa”. Czyli klasyków z kategorii christian movies. Ale mam wrażenie, że ten film zdecydowanie wychodzi poza tę kategorię.
Na pierwszy plan wybija się główna rola Hilary Swank, która wciela się w postać Sharon Stevens – fryzjerki z małej miejscowości, ostro imprezującej alkoholiczki. I rola Swank – znanej m.in. z „Za wszelką cenę”, „Wolność słowa”, „Eskorta”, „Sylwester w Nowym Jorku” – powinna nas skłonić do zatrzymania się przy tym tytule.
„Aniołowie są wśród nas” to historia oparta na faktach. A my lubimy przecież takie historie. Opowieści, które są tak podobne, do tych z naszego sąsiedztwa. Oto Sharon, po kolejnej imprezie, przypadkowo trafia na informację o trudnej sytuacji Eda Schmitta (w tej roli Alan Ritchson). Tak jak wspomniałem na początku – poznaje go na pogrzebie jego żony. Młody wdowiec próbuje zapewnić byt dwóm córkom, z których młodsza czeka na przeszczep wątroby. Sharon, jednocząc lokalną społeczność, próbuje im pomóc, a sama zaczyna walkę o zmianę swego życia. Ten niezwykły „wyścig z czasem” pomoże kilku bohaterom tej opowieści.