Felietony
Mędrcy pielgrzymujący
„Pielgrzymować oznacza (…) odejść od samego siebie i pójść na spotkanie z Bogiem, tam, gdzie On się objawił, tam, gdzie łaska Boża ukazała się w szczególnym blasku” - mówił papież Benedykt XVI podczas swej pielgrzymki do sanktuarium św. Jakuba w Santiago de Compostela. Słowa te bardzo dobrze pasują do tego, co zrobili Mędrcy ze Wschodu, by spotkać Chrystusa.
Ewangelia mówi o nich mocno powściągliwie. Nie podaje nawet ich liczby - to, że obchodzimy „święto Trzech Króli” jest wynikiem utrwalenia pewnej tradycji (jednej z wielu, dodajmy), a nie historycznego przekazu. Zresztą, nawet co do historyczności mędrców bibliści i badacze starożytności toczą zaciekłe spory. Największą liczbę zwolenników ma stwierdzenie, że byli to prawdopodobnie astrologowie, posiadający wiedzę tajemną.
Uruchomić zmysły
Zostawmy jednak na boku fakty i daty. Spójrzmy na opowieść o mędrcach, udających się na spotkanie Jezusa, jako na pewne przesłanie, które jest skierowane bezpośrednio do nas. Spróbujmy odczytać ten fragment Ewangelii sercem i wyobraźnią. W „Ćwiczeniach Duchownych” św. Ignacy Loyola podpowiada, by do rozważania Ewangelii wykorzystać pięć zmysłów: „Widzieć osoby wzrokiem wyobraźni, (...) słuchać uszami [wyobraźni], co mówią lub co mówić mogą, (...) wąchać i smakować zmysłem węchu i smaku [w wyobraźni] nieskończoną słodycz i łagodność Bóstwa, duszy i jej cnót i innych rzeczy wedle okoliczności osoby, którą się kontempluje; (...) dotykać zmysłem dotyku, tak np. obejmować i całować miejsca, gdzie te osoby [święte] stawiają kroki lub siedzą”. Zawsze jednak na zakończenie „wejść w siebie i jakiś pożytek z tego wyciągnąć”.
Szukać prawdy
Wyobraźnia może podpowiadać nam, że skoro nasi bohaterowie byli Mędrcami - Magami - astrologami, to zapewne cieszyli się szacunkiem otoczenia, może nawet byli otoczeni lękiem i czcią. Nie mieli żadnego osobistego interesu w tym, aby ruszać w nieznane i składać hołdy jakiemuś królowi żydowskiemu. A jednak… Coś skłoniło ich do decyzji o wyruszeniu w nieznane. Coś poruszyło ich serca. Czy był to głód prawdy, pragnienie wierności prawdzie? Ich tajemna wiedza zupełnie nie dawała pogodzić się z Biblią (bo w Starym Testamencie różnego rodzaju wróżby i czary były surowo zakazane). A jednak doprowadziła ich do stwierdzenia, że urodził się Ktoś, kto dysponuje potęgą większą niż ich wiedza. Ktoś, komu należy się cześć. Ktoś, kogo warto spotkać - nawet za cenę trudu i wysiłku. Zaryzykowali. Postawili na szali swoją pozycję, szacunek, wygodne życie. Wybrali drogę w nieznane, trud, walkę z niepewnością i zniechęceniem. Wierność prawdzie wymaga poświęceń. Mogli zostać i nadal prowadzić wygodne i bezpieczne życie. Ale wówczas nie byliby wierni prawdzie… i sobie. Straciliby okazję na coś niepowtarzalnego, na spotkanie Zbawcy, na którego czekał cały starożytny świat.
Wyruszyć w drogę
To musiała być długa podróż. Nie wiemy, skąd dokładnie wyruszyli. Raczej jako ciekawostkę można odnotować zapisek, który uczynił w swym pamiętniku Marco Polo - podróżnik z XIII w. - który wskazywał miasto Saveh (na terenie dzisiejszego Iranu) jako początek wędrówki Mędrców. Tak czy inaczej, musiała być to długa i niebezpieczna droga. Dziś możemy nazwać ją pielgrzymką - bo wyruszyli w drogę, aby „odejść od samego siebie i pójść na spotkanie z Bogiem” (Benedykt XVI). Można też przypomnieć słowa papieża Franciszka, że pielgrzymka „jest ikoną drogi, którą każda osoba przemierza w czasie swojej egzystencji. Życie jest pielgrzymką, a istota ludzka to «viator», pielgrzym, który przemierza drogę, aż do osiągnięcia pożądanego celu” (bulla „Misericordiae vultus”). Co jest tym celem? Jest nim spotkanie… spotkanie z Bogiem, ale też może z drugim człowiekiem? Pielgrzymować - to zaryzykować. To zostawić swoje dotychczasowe, bezpieczne, dobrze znane kąty. To wyruszyć w nieznane. To każdego dnia zmagać się ze zniechęceniem, zmęczeniem, niebezpieczeństwami, trudnymi pytaniami. To może czasem błądzić, czasem zdać się na pomoc innych. Pielgrzymka to podróż, która zmienia człowieka wewnętrznie. Przygotowuje na spotkanie, które jest u celu. Pozwala je przeżyć głęboko i prawdziwie.
Oddać hołd, czyli uznać władzę
Mędrcy nie boją się pytać i prosić innych o pomoc. Początkowo szukają Króla tam, gdzie podpowiada im logika - czyli w królewskim pałacu. Ten trop okazuje się fałszywy, ale Herod - choć zawistny i okrutny - jednak naprowadza ich na właściwą drogę. Znajdują Jezusa. Być może są zdziwieni warunkami, w których żyje (niektórzy twierdzą, że ich hołd miał miejsce kilkanaście miesięcy po narodzeniu Jezusa - tyle trwała ich podróż - a święta rodzina żyła już w wynajętym skromnym domu w Betlejem). Tak czy inaczej, poznają Jezusa i ofiarują Mu symboliczne dary: złoto, kadzidło i mirrę. Tłumaczenie symboliki tych darów jest różne. Najczęściej mówi się, że złoto oznacza godność królewską, kadzidło - uznanie bóstwa albo godność kapłańską, zaś mirra człowieczeństwo lub zapowiedź męki. Jednak sam fakt złożenia darów i hołdu ma znaczenie znacznie głębsze: „według mentalności panującej w owych czasach na Wschodzie, [złożone dary] stanowią uznanie danej osoby za Boga i Króla: są zatem aktem posłuszeństwa. Mówią, że od tego momentu ofiarodawcy należą do władcy i uznają jego władzę” (Benedykt XVI).
Co znaczył ten gest dla Mędrców? Czy oznaczał zerwanie z dotychczasowym życiem? Ewangelia mówi, że wrócili do ojczyzny inną drogą, omijając pałac Heroda - co jednak spotkanie z Jezusem i hołd Mu złożony zmieniły w ich sercach i w ich życiu? Św. Jan Paweł II podpowiada, że „taka zmiana trasy może oznaczać nawrócenie, do jakiego są wezwani ci, którzy spotkają Chrystusa, by stać się prawdziwymi czcicielami, jakich On pragnie (por. J 4,23-24)”. I choć znów nie mamy historycznych świadectw, możemy jednak przypuszczać, że miesiące pielgrzymowania oraz spotkanie z Królem, którego szukali, musiało zostawić ślad w ich duszach. Nic już nie było takie samo…
Bóg się objawia
Oficjalna nazwa uroczystości, którą obchodzimy 6 stycznia, to „Objawienie Pańskie”. Jak będziemy je przeżywać? Czy tylko jako kolejny dzień wolny? A może warto potraktować to święto jako wezwanie do wyruszenia w drogę. To wyruszenie w drogę może mieć wymiar jak najbardziej fizyczny - tego dnia bowiem ulicami wielu miast przejdą Orszaki Trzech Króli. To okazja do wspólnego świętowania, okazania radości z narodzenia Jezusa, ale też przyznania się do Niego. Można w ten sposób wyrazić również swoje duchowe pragnienie szukania w życiu prawdy i podążania za jej światłem - nawet, jeśli to kosztuje. Ale można również wyruszyć w drogę duchowo - podjąć trud szukania prawdy, szukania obecności Jezusa w świecie. Gdzie i jak możemy Go spotkać? Może warto sięgnąć po Pismo Święte, różaniec, poświęcić czas Bogu? A może On przychodzi w drugim człowieku? Czy chcę Go tam spotkać? Czy chcę pozwolić się zaskoczyć? Czy chcę zaryzykować jak Mędrcy, by - tak jak oni - spotkać swego Pana i Króla i powierzyć Mu swoje życie?