Imieniny: Adelii, Klemensa, Felicyty

Wydarzenia: Dzień Licealisty

Komentarze

Moc świadectwa spowiadających się kapłanów

 fot. Angela Capitán / flickr.com

Z inicjatywy papieża Franciszka po raz trzeci odbyła się akcja „24 godziny dla Pana” – szczególny czas, kiedy wybrane kościoły otwarte są przez całą dobę a w konfesjonałach zasiadają spowiednicy. Jacek Kądziołka z krakowskiej wspólnoty Szkoły Nowej Ewangelizacji św. Filipa, która włączyła się w organizację wydarzenia powiedział mi, że „24 godziny dla Pana” to „szersze otworzenie drzwi kościoła”. W tym wypadku słowo „kościół” można byłoby napisać zarówno przez małe jak i duże „k”.

 

Po pierwsze świątynie otwarły w rzeczywistości swoje drzwi na dłużej niż to mają w zwyczaju, bo w niektórych adoracja Najświętszego Sakramentu, medytacyjny śpiew, przepowiadanie Słowa Bożego i – co najistotniejsze – sakrament pokuty i pojednania odbywały się przez całą dobę z piątku na sobotę. Drzwi się nie zamykały. Bo nie zrobili tego ani duszpasterze, ani nie pozwolili na to uczestnicy akcji, która cieszyła się wielką popularnością.

Poza spowiednikami w konfesjonałach w kościołach posługiwały także grupy z modlitwą wstawienniczą; poza sakramentem pokuty stworzono też możliwość, aby porozmawiać o trudnościach czy sensie spowiedzi. Drzwi Kościoła zostały otwarte szerzej, bo w ciągu tej doby stworzono wiele ułatwień, żeby człowiek głębiej wszedł w sakrament pokuty i pojednania, albo w ogóle zrobił pierwszy krok i wszedł do świątyni.

Kiedy papież Franciszek mówi o potrzebie wychodzenia Kościoła po ludzi, którzy są na peryferiach, często mam wrażenie, że to bardzo trudne zadanie, zwłaszcza dla duszpasterzy, którzy przyzwyczaili się, że wierni przychodzą do nich po konkretne duchowe „usługi” – a to na Mszę św., a to do spowiedzi. Trudno wyjść i szukać tych, którzy do kościoła w ogóle nie przychodzą. Zdaje się, że akcja „24 godziny dla Pana” może być swoistym pomostem między zastanym tradycyjnym duszpasterstwem a radykalnym poszukiwaniem owcy, która odeszła od stada. Pomostem, bo duszpasterze pozostają na swoim terenie i funkcjonują w dobrze sobie znanych warunkach, a równocześnie stwarzają więcej przestrzeni dla tych, którzy dawno nie mieli okazji być na Eucharystii czy u spowiedzi. Ten metaforyczny pomost, to oczywiście dopiero początek, ale od czegoś trzeba przecież zacząć.

Druga refleksja, która rodzi się pod wpływem akcji „24 godziny dla Pana” to moc świadectwa kapłanów. W pierwszej kolejności świadczą tym, że z wielką determinacją przez wiele godzin, także w nocy, słuchali spowiedzi. Ale o wiele większe wrażenie – jak się okazuje nie tylko na mnie – robi widok spowiadających się kapłanów. Niby wszyscy to wiemy, że ksiądz jest takim samym grzesznikiem, jak każdy z nas. Ale czy kiedykolwiek widzieliśmy kapłana, który stałby koło nas w kolejce do konfesjonału?

Na oczach całego świata, po raz kolejny spowiadał się papież Franciszek. Obecni w kościele Matki Bożej Różańcowej na Piaskach Nowych w Krakowie mogli zobaczyć z kolei bp. Grzegorza Rysia, który najpierw przewodniczył nabożeństwu pokutnemu, po czym zdjął szaty liturgiczne i jako pierwszy przystąpił do sakramentu pokuty i pojednania. Tak postrzega to Jacek Kądziołka z krakowskiej wspólnoty Szkoły Nowej Ewangelizacji św. Filipa:

„Ten widok uderzył mnie dlatego, bo w jednej chwili zniknęły wszelkie „podziały” i nie mam tu na myśli, że księża się w jakiś sposób odgrodzili i patrzą na wiernych z góry, ale raczej ten widok mi mówił: „to też jest człowiek, też potrzebuje usprawiedliwienia Bożego, łaski, też zmaga się ze swoimi trudnościami, za niego też umarł Chrystus biorąc na krzyż jego słabości, grzechy i upokorzenia”.

Było to również niezwykłe pod tym względem, że w jednej chwili widzisz, że skoro ksiądz lub biskup się spowiada, to dociera w końcu do ciebie, że rozgrzeszenia nie dostajesz ze względu na dobry dzień księdza, lub jego humory, ale że naprawdę tam działa już tylko łaska Boża, tam jest obecny Chrystus; tam jest Bóg, który jest większy od księdza, biskupa czy nawet od papieża. Chodzi o to, że jak widzisz księdza, którego znasz z tego, że ma świetne kazania, dużo robi, że to generalnie „Boży człowiek”, a widzisz że klęczy i się spowiada, czyli że właśnie obnaża się ze swoich słabości, grzechów, potknięć, to daje ci to tak bardzo do zrozumienia, że on się tego wszystkiego w pełni sam nie nauczył, tylko że to działa Bóg.

W tym kontekście przypomniała mi się myśl, kiedy podczas jednej z ewangelizacji rozmawiałem z różnymi osobami o słabościach. Tłumaczyłem, że nie mówię o swoich słabościach dlatego, żeby powiedzieć jaki to ja jestem biedny, żeby licytować się kto ma gorzej. Ale mówię o swoich słabościach jednocześnie starając się kochać, by jeszcze bardziej zaświadczyć o potędze i Miłości Boga, która zdołała mnie zmienić. Tak jak pisał św. Paweł, że będzie się chlubił ze swoich słabości, ponieważ Moc w słabości się doskonali.

Kiedy widzisz hierarchę Kościoła, który się spowiada, to masz uczucie jakby jego świadectwo ci mówiło: „Ty myślisz, że ja jestem wielki, dobry i w ogóle wspaniały? To skoro ja potrzebuję miłosierdzia Bożego i sakramentu pokuty i pojednania, to teraz pomyśl, jak wielki jest Bóg”. W każdym razie, kiedy widzisz taką sytuację, to istnieje wysokie ryzyko, że już każda kolejna spowiedź nie będzie taka sama”.

Źródło:
;