Imieniny: Flory, Emmy, Chryzogona

Wydarzenia: Katarzynki

Wywiady

organista fot. pixabay.com

O tym, że w muzyce liturgicznej nie ma miejsca na bylejakość opowiada ks. prof. Robert Tyrała, Przewodniczący Komisji Muzyki Kościelnej Archidiecezji Krakowskiej.

 

Paulina Smoroń: Po niemal tygodniu koncertów i wykładów, przeplatanych Konkursem Młodych Organistów, XIII Dni Muzyki Kościelnej dobiegły końca. Jaki był cel tego wydarzenia?

Ks. Robert Tyrała: Cel jest niezmienny od 13 lat - to uświadomienie sobie, że dbałość o muzykę kościelną ma sens, że jest ona integralna i na swój sposób jest „szatą" dla liturgii. Temu właśnie służyły koncerty, konkurs i międzynarodowa konferencja, która była klamrą wydarzenia. Rozmawialiśmy podczas niej o instrukcji „Musicam Sacram", która 50 lat temu ukazała się po Soborze Watykańskim II. Ona precyzowała wszystko, co ojcowie soborowi określili w 6 rozdziale konstytucji o liturgii. My zatrzymaliśmy się nad podstawowymi sprawami, ponieważ chodziło nam o to, by zastanowić się nad perspektywami na przyszłość. Dlatego zaprosiliśmy rektora Instytutu Muzyki Kościelnej z Rzymu, który wygłosił wykład wprowadzający. Potem dr hab. Michał Sławecki z Warszawy omawiał Chorał gregoriański. Następnie o posłudze organów i organisty w liturgii mówił don Gilberto Sessantini z Włoch, a ks. dr Marius Linnerborn z Niemiec opowiadał o zadaniu chórów. O śpiewie wiernych mówił natomiast ks. dr Wojciech Kałamarz. Dni Muzyki Kościelnej zakończyły się Nieszporami ku czci św. Cecylii. Niektórzy mówili, że było jak u benedyktynów w wielkim, starym klasztorze, bo przy każdym „Chwała Ojcu" zasypywane kadzidło podkreślało niesamowitą atmosferę wspólnej modlitwy. To było wspaniałe, że nie tylko możemy rozmawiać o muzyce kościelnej, ale również uczestniczyć w liturgii.


Wspomniał Ksiądz o konferencji - jakie było główne przesłanie wygłoszonych wykładów?

Podstawową rzeczą, którą każdy przypominał była integralność muzyki. Chodzi o to, że muzyka nie może być przypadkowa. Liturgia ma swoje prawa i wymaga od muzyki jakości, piękna i tego, by była z nią związana, czyli właśnie integralna. Wszystko to, co czynimy w liturgii musi wynikać z czytań, z formularza mszalnego i musi być piękne, bo jeśli tak jest, to pozostawia w sercu pragnienie poszukiwania czegoś więcej. Uczestnikami tej konferencji nie byli tylko pedagodzy czy studenci naszego instytutu i szkoły dla organistów. Byli tam też organiści z naszej diecezji, siostry zakonne i klerycy, czyli - można powiedzieć - przyszłość. Dzisiaj wiele zależy od tych, którzy posługują obecnie, ale wkrótce wiele będzie zależało od tych, którzy przyjdą po nas. Papież Benedykt XVI genialnie nazwał to „hermeneutyką ciągłości". Chodzi o to, że nie od nas się zaczęło i nie na nas się skończy. Liturgia i muzyka w niej przez wieki były piękne i to się nie zmieniło. Wciąż trzeba o nie dbać.


Wykładów słuchali studenci, pedagodzy, organiści i osoby duchowne. A jakie było zainteresowanie pozostałymi punktami Dni Muzyki Kościelnej?

Byłem na dwóch koncertach, na których wszystkie miejsca były zajęte. Myślę, że dla ludzi to było ważne wydarzenie. Bp Jan Zając kilka tygodni temu poświęcił organy w kościele na Ugorku i teraz ten instrument wyraźnie zabrzmiał. Na liturgii końcowej również było wiele osób.


Wróćmy jeszcze na moment do Konkursu Młodych Organistów. Jaki był jego cel? Chodziło o to, by wyróżnić organistów, czy raczej zaprezentować nowe, młode talenty?

Wzięli w nim udział młode osoby - uczniowie szkół i studiów organistowskich z całej Polski. Celem za każdym razem jest wyłonienie tych, którzy są najlepsi. Może tam nie ma aż tak wielkiej różnicy między nimi, a o wygranej decydują detale. Myślę jednak, że to ma pokazać młodym, że w muzyce kościelnej jest dla nich miejsce, że mogą być fantastycznymi organistami i animatorami życia muzycznego. Otwieramy wtedy drzwi zarówno w Akademii Muzycznej, jak i na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II, zachęcając do kształcenia właśnie tam. To z drugiej strony jest docenienie młodych ludzi, którzy fantastycznie grają.


Ostatni punkt Dni Muzyki Kościelnej, czyli wspomniane już Nieszpory, pozwoliły doświadczyć uczestnikom tej sfery sacrum. Czy w takim razie muzyka liturgiczna jest w stanie trafić do współczesnego odbiorcy?

Jestem przekonany, że tak, jeśli ci, którzy przygotowują liturgię przejmą się sprawą jakości. To nie może być przypadek. Liturgia to najważniejsze dzieło Kościoła! Z niej wynikają wszystkie dzieła dobroczynne i całe nauczanie. Podczas niej celebrujemy żywego Boga, który jest pośród nas. Jeśli w to wierzymy, liturgia musi być najlepsza! A jeśli jest najlepsza, to możemy powiedzieć, że trafia do wszystkich - także do młodych. W tym kontekście możemy wspomnieć Światowe Dni Młodzieży w Krakowie, kiedy wielu powtarzało, że musi być młodzieżowo, a my zastanawialiśmy się czy to znaczy, że ma być byle jak. Utwory, które zostały wybrane, były proste, ale wiedzieliśmy, że młodzi nie chcą bylejakości. To się sprawdziło w czasie ŚDM Kraków 2016 i to właśnie robimy w Instytucie Muzyki Kościelnej i w Szkole Organistowskiej. Tam są młodzi. To znaczy, że nie można traktować ich infantylnie czy niepoważnie, ale trzeba postawić na jakość, bo to do nich to dociera. O tym też mówi Benedykt XVI w książce „Nowa pieśń dla Pana". Pisze tam, że nie wolno być w liturgii i w muzyce byle jak, bo nie chodzi o to, żeby nam było miło, ale o to, by oddać chwałę Panu Bogu.


Co zrobić, żeby muzyka nie była jedynie dodatkiem do Mszy św., ale żeby stała się prawdziwą modlitwą?

Nie wolno jej traktować instrumentalnie. Zdarza się, że uważa się ją za dopełnienie, ale muzyka musi wynikać z treści biblijnych. Jeśli będzie stała „obok", to będzie źle. Należy dopasować utwory do konkretnej uroczystości, bo jeśli muzyka zmieni się w „zapchajdziurę", to stanie się to dla wszystkich śmieszne. Muzyka ma się być językiem modlitwy i głosicielem słowa Bożego. W innym wypadku będzie pusto brzmiącym dźwiękiem. Ona nie jest służebnicą. Sobór Watykański II wyniósł ją bardzo wysoko.


Czy w tę integralność muzyki włącza się też śpiew ludzi?

Oczywiście! Zdarza się tak, że czynne uczestnictwo jest po prostu słuchaniem. Kiedy na ekranach wyświetla się tytuł utworu organowego, wierni mogą to zrozumieć i poprzez taką muzykę - modlić się, zwłaszcza jeśli jakiś utwór organowy, pasuje na dziękczynienie i pozwala na refleksję. Będąc na liturgii nigdzie się nam nie spieszy. Jest też miejsce na śpiew ludzi i śpiew kapłana, który ma dialogować. On przewodniczy liturgii i od niego wymaga się tego śpiewu. Dla każdego jednak jest miejsce, bo wszyscy współtworzymy liturgię. Nie można wiernych od śpiewu odepchnąć.


A co z kapłanami, którzy z wiernymi śpiewają tylko kilka pierwszych wersów i po nich milkną? 

Pieśni należą do wszystkich wiernych, a jednym z nich jest także ksiądz. To od niego zależy, czy zna daną pieśń na pamięć. Mnie podoba się to, jak jest w Kościele niemieckim, gdzie wszyscy - łącznie z księdzem - mają śpiewniki i razem śpiewają. Wszyscy jesteśmy tak samo wiernymi na liturgii. Ubolewam tylko nad tym, że często śpiewa się wyłącznie jedną zwrotkę, ponieważ cały utwór mógłby lepiej wprowadzić w kolejną część nabożeństwa.


Jak w takim razie ocenia Ksiądz muzykę liturgiczną w Archidiecezji Krakowskiej?

Trudno wystawić ocenę. Wszystko zależy od konkretnego człowieka, bo nie można tu myśleć jedynie o Katedrze Wawelskiej czy Bazylice Mariackiej. Mamy prawie 500 ośrodków duszpasterskich i w każdym z nich wszystko zależy od porozumienia między księdzem i organistą, dyrygentem chóru czy prowadzącym scholę. Duże znaczenie ma też to, czy ludzie chcą pokazać siebie, czy oddać chwałę Panu Bogu. Jeśli organista rozumie, że od niego zależy jakość modlitwy wiernych, to nie będzie wrzeszczał do mikrofonu, ale po prostu ich w tej modlitwie poprowadzi. Ufam, że wszyscy się o to troszczą.

Oceń treść:
Źródło:
;