Solidarność
Na czym polega wyobraźnia miłosierdzia?
Co to znaczy pomagać kierując się wyobraźnią miłosierdzia? Takie pytanie postawił red. Marek Zając panelistom w czasie pierwszej części Międzynarodowej Konferencji Nagrody im. Jana Pawła II Veritatis Splendor, która odbyła się w Krakowie 14 września w ramach Targów Dobroczynności.
„Nie znoszę słowa „dobroczynność”. Wprawdzie pochodzi ono od „czynić dobrze”, to jednak często polega na zrzucenie czegoś co nam zbywa. Dobroczynność dobrze rozumiana jest spotkaniem z drugim człowiekiem, który jest prorokiem” – mówiła s. Małgorzata Chmielewska.
„To, że ja mam dwie ręce, dwie nogi, mówię dwoma językami, to nie jest moja zasługa. To, że urodziłam się w Polsce a nie w Ugandzie czy Somalii, gdzie musiałabym uciekać przed terrorystami, to nie jest moja zasługa. To jest dług, który muszę spłacić. To jest zadanie, które mam do wykonania. Postawa wyobraźni miłosierdzia to przede wszystkim nieunikanie spotkań z tym człowiekiem, którego Pan Bóg nam posyła. To spotkanie niewątpliwie wciąga, tworzy relacje” – dodawała przełożona wspólnoty Chleb Życia.
Anna Dymna, aktorka z 50 letnim stażem zwróciła uwagę, że gdyby nie jej zawód nie ośmieliłaby się zbliżyć do osób, którymi się zajmuje w ramach Fundacji Mimo Wszystko. „Żeby zagrać jakąś postać, ja muszę pochylić się nad tym człowiekiem, wejść w jego sytuację. I to właśnie dzięki temu, że jestem aktorką, gdy stanęłam wśród osób upośledzonych intelektualnie, to bardzo szybko znalazłam z nimi porozumienie – wiedziałam dokładnie czego oni potrzebują, że potrzebują obecności drugiego człowieka” – mówiła Anna Dymna.
Aktorka podkreśliła, że ona nie lubi i nie umie mówić o pomaganiu czy miłosierdziu, bo są one dla niej bardzo naturalne, co wyniosła z domu, czego nauczyła się od matki. „Pomaganie jest jak oddychanie”.
Dymna jest wolontariuszką swojej fundacji i jak mówi, o wiele więcej dostaje niż daje swoim podopiecznym, dzięki którym jej życie się zmieniło. Życzyła wszystkim – odwołując się do słów papieża Franciszka – żeby chęć pomagania stała się pozytywnym wirusem, który będzie zarażał wiele osób. „Zobaczycie jak się super żyje, jak chce się rano wstawać, bo ktoś cię potrzebuje, bo możesz zrobić coś dobrego.
Zwracając się do s. Teresy Pawlak Marek Zając zacytował fragment jednego z wywiadów z albertynką, w którym powiedziała, że „należy mieć szacunek do wyborów drugiego człowieka”. „Wolność to jest coś w nas, co uszanował również Pan Bóg. Każdy z nas ma prawo do tego, żeby podejmować decyzje. Czasem te decyzje mogą być głupie albo złe, mogą sprawić, że nasze życie się złamie. Bez względu na to, co człowiek wybierze, ma swoją wartość i godność. Nie mam prawa tego zmieniać” – mówiła s. Teresa Pawlak. Albertynka zauważyła, że to jest trudne, bo człowiek staje bezradny wobec ludzkiej wolności, ale musi się na to zgodzić, bo na tym polega miłość. Pomoc polega wówczas na pokazywaniu możliwości dobrych wyborów, ale nie decydowania za kogoś.
S. Teresa podkreśliła, że w pomaganiu ważne jest aby obie strony stanęły najlepiej twarzą w twarz i w prawdzie – o sobie samym i tej drugiej osobie. „My nie jesteśmy po to, żeby spełniać oczekiwania osób, które do nas przychodzą, ale chcemy poznać ich głód i jego starać się zaspokoić” – dodawała.
Ks. Rafał Cyfka ze stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie zwrócił uwagę, że w czasach komunistycznych to Polska korzystała ze wsparcia PKwP, a dziś to Polacy pomagają potrzebującym. „Zarażeni dobrocią, którą otrzymaliśmy z Zachodu niesiemy ją dalej” – mówił ks. Cyfka. Kapłan podał też kilka przykładów jak pomoc potrafi zataczać kręgi, gdy np. chrześcijanie w Syrii prześladowani przez terrorystów islamskich pomagali muzułmanom, którzy stracili wszystko w czasie bombardowań Homs. „Dobroć, która jest przekazywana zaraża innych. Pomoc potęguje dobro. Ziarno dobroci wzrasta do potężnego drzewa i dalej się rozsiewa”.
„Dobroczynność nie zaczyna się na konferencjach, nie przed mikrofonami, ale zaczyna się na Plantach, kiedy pomaganie nie jest takie fajne i kolorowe” – mówił Jan Mela z Fundacji Poza Horyzonty. Zwrócił uwagę, że trudne jest pomaganie bezinteresowne, w którym obdarowywanym trzeba dać przestrzeń, w której z naszą pomocą zrobią co będą chcieli. „Jeśli chcemy pomagać naprawdę, z miłością, z sercem, to musimy dawać nie oczekując nic w zamian” – mówił Mela.
Zaznaczył też, że spotkania z potrzebującymi uczą go, jak bardzo jest bogaty, jak wiele ma, za co powinien być wdzięczny. Dlatego zachęcał, żeby spotkania z ludźmi potrzebującymi stały się dla każdego inspirujące.
Ks. Jacek Stryczek przywołał kilka faktów z życia Karola Wojtyły, bo postanowił sprawdzić, co robił mały Karol Wojtyła, zanim stał się wielki. „Był raczej ubogi. Jego ojciec cerował mu ubrania, bo nie było go stać na nowe. Ale byli biedniejsi, którzy do wadowickiej szkoły dojeżdżali z okolicznych wiosek. Karol był na tyle bogaty, że miał piłkę. Gdy wracali ze szkoły, czekali na pociąg i nie mieli co ze sobą zrobić, to Karol wpadł na pomysł, że przychodził do nich z piłką i grali razem. Gdy Karol był jeszcze mały, to robił za słupek w bramce. A jak podrósł, to był bramkarzem, czyli nie spieszył do tego, co dla chłopców jest najfajniejsze, czyli strzelanie goli”. Ks. Stryczek przypomniał także, że 9-letni Karol Wojtyła jako jedyny ministrant odwiedził swojego chorego proboszcza w szpitalu. „To są bardzo proste rzeczy, które mogą przydarzyć się każdemu z nas” – mówił ks. Stryczek.
Dyskusję podsumowała s. Rosemary Nyirumbe z Ugandy. „Wszyscy, którzy zaangażowani jesteśmy w działalność dobroczynną jesteśmy szczęściarzami i mamy przekazywać to szczęście tym, którzy mają go mniej” – mówiła s. Rosemary i dodawała, że jedyna Ewangelia, której należy nauczać to Ewangelia obecności - „bycie obecnym w czyimś życiu, przyjmowanie takimi, jakim jest, zapominanie historii złodzieja, prostytutki, mordercy, ale poznawanie takim, jakim jest”.
Zakonnica zwróciła uwagę, że kiedy myślimy o ludziach biednych musimy patrzyć na nich jak na tych, którzy mają wszystko. „Musimy to tylko z nich wydobyć (…) Moje życie jest mała ofiarą, żeby wydobyć z innych iskierkę nadziei, żeby przestali być wyalienowanie, żeby mogli poczuć, że mimo trudnej przeszłości jest przed nimi przyszłość, że utraconą godność można odzyskać” – mówiła s. Rosemary. Przypomniała, że z pierwszego zawodu jest położną. Dziś tej pracy nie wykonuje, ale jest położną w sensie metaforycznym. „Każdy może być położną, bo może wydobywać dobro z innych ludzi”.
Drugą część Międzynarodowej Konferencji Nagrody im. Jana Pawła II Veritatis Splendor w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie poprowadził Szymon Hołownia. W dyskusji wzięli udział przedstawiciele najważniejszych organizacji dobroczynnych, które wystawiają się na Targach Dobroczynności, które trwają na krakowskich Plantach. Paneliści prezentowali swoje organizacje oraz odpowiedzieli na jedno pytanie moderatora o największe trudności, które towarzyszą ich działalności. Zasadniczo żadna z organizacji nie skarżyła się na brak środków finansowych, najczęściej wymienianą przeszkodę działania stanowi brak zrozumienia dla podejmowanych przez nie przedsięwzięć wśród opinii publicznej. Jako przykład podawano pomoc uchodźcom, bezdomnym czy więźniom.
Poza globalnymi instytucjami jak UNICEF paneliści reprezentowali wiele lokalnie działających organizacji w Europie, Azji czy Afryce. Ich największą zaletą jest fakt, że pomagają bardzo konkretnym osobom – nie zmieniają systemów, nie zbawiają świata, ale ratują jedno, pięć, albo dziesięć ludzkich żyć od fizyczniej śmierci albo przywracając godność pomagają rozpocząć nowe życie.