Małżeństwo
„Największa jest miłość”. Nowożeńcy o małżeństwie
Przed jubileuszową, 30. Pielgrzymką Rodzin do Kalwarii Zebrzydowskiej, rozmawiamy z małżeństwami o tym, co wspólne, a co indywidualne, o modlitwie oraz o tym, co najbardziej cenią w tej relacji. Zaczęliśmy od nowożeńców - Moniki i Alfreda.
Wspólna droga od 2 października 2021 roku.
Wspólnota indywidualności
Monika wskazuje, że sprawy związane z wiarą i posługą w Kościele starają się z Alfredem łączyć. A to sprawia, że nawzajem się ubogacają i budują coś jeszcze piękniejszego niż dotychczas. Wspólne stały się również spotkania. Oczywiście odbywały się one już wcześniej, jednak teraz zapraszanie i goszczenie rodziny, przyjaciół oraz znajomych w ich domu mają swój nowy wymiar. Razem nawiązują relacje, jak również razem dbają o te, które były bliższe jednej lub drugiej stronie.
Praca, zainteresowania i czas dla siebie – to sfery, które zostały indywidualne, ale są tematem rozmów. – Każdy ma swoje pasje i wiadomo, że sobie o nich chętnie opowiadamy, ale jednak są to rzeczy, w których sami stawiamy sobie cele i je realizujemy. Najwięcej mam takich rzeczy związanych z rozwijaniem swoich umiejętności dydaktycznych. Bardzo interesuję się dydaktyką, neurodydaktyką, więc dużo o tym czytam i szukam różnych form rozwoju w tym kierunku – wyjaśnia Monika. Alfred wspomina o czasie dla siebie, kiedy może zamknąć się w swojej „izdebce” i odpocząć. Ostatnio gra w szachy online lub czyta książki i artykuły historyczne, a później opowiada żonie poznane anegdoty.
Wspólna modlitwa
Już przed ślubem para chciała, by we wspólnym mieszkaniu znalazło się miejsce przeznaczone na modlitwę. I udało się. A z modlitwą jest różnie – bywa z tym kiepsko i bywa naprawdę dobrze. – Dużo więcej modlimy się wspólnie niż kiedyś. Jest to dla nas istotne i, co więcej, bardzo często doświadczamy tego, że jeśli coś nam nie wychodzi w naszej relacji, to w końcu któreś z nas ma taką myśl – „Kiedy my się ostatnio razem modliliśmy…” – i staramy się naprawić ten błąd. Przez dłuższy czas naszą praktyką była wspólna Godzina czytań w niedziele, choć ostatnio znowu nam nie idzie. Mamy też więcej przestrzeni na ubogacanie się swoją duchowością, np. ja przyjąłem od Moniki koronkę do Ducha Świętego – dzieli się Alfred.
– To jest fajne w byciu nowożeńcami, że tworzy się pewne rzeczy. Przy różnych okazjach, uroczystościach czy ważniejszych momentach roku liturgicznego możemy zadecydować, jak my chcemy je przeżywać w naszym domu. Czasem trzeba się trochę pomęczyć, żeby znaleźć coś, co trafia do każdego z nas. Ale właśnie to jest takie konstruktywne, że dochodzimy do czegoś jeszcze piękniejszego niż to, co wymyśliliśmy na początku – wyznaje Monika. Para dodaje także, że czasem odmienna wizja modlitwy bywa tematem kłótni, ale coraz częściej towarzyszy im myśl, że powinna być ona bardziej wspólna.
Wyzwania
Według nowożeńców jednym z nich jest po prostu codzienność, która stanowi dużą treść małżeństwa. Dodatkowa trudność to zmieniające się okoliczności. – Nawet jak ustalimy sobie plan, co kto robi w domu, to wiadomo, że zawsze przyjdzie taki moment, kiedy ktoś ma więcej pracy, zostaje w niej dłużej, czy jest bardziej zmęczony i trzeba zweryfikować ten podział. To jest ciągła weryfikacja i ciągłe ustawianie od nowa – mówi Monika.
Alfred zwraca uwagę na różnice między wyjątkowymi spotkaniami przed ślubem, a ciągłym przebywaniem razem już po nim. – Z rzeczywistości, w której widywało się kilka razy w tygodniu, przeskakuje się do rzeczywistości niemal ciągłego przebywania wspólnie. Każdy czas, który nie jest pracą, wiąże się mniej lub bardziej z tym, że jest się razem. Zawsze wraca się do jednego domu. I to jest ten punkt, w którym bywają problemy, żeby wykroić tę przestrzeń dla siebie, by nie doprowadzić do sytuacji, kiedy będziemy się irytować swoimi przyzwyczajeniami, tylko to stanie się czymś podstawowym, wyjściowym. Trzeba stworzyć coś nowego – podkreśla. – Kiedyś spotkania były wyjątkowe, bo były rzadziej. Teraz trzeba strać się, by nie zatracić poczucia tej wyjątkowości. Wbrew niektórym stereotypom, jest to problem już na tym etapie, bo czasem tak mamy, że łatwo wejść w takie „My się mamy już cały czas, więc nie trzeba się bardzo starać o coś wyjątkowego, bo przecież wystarczy, że w miarę regularnie ze sobą pogadamy”. A z drugiej strony, żeby nie zamęczyć się nawzajem „Tylko my, tylko my”, bo to nie jest dobre. Czasem też bywały momenty, że za mało szukaliśmy czegoś poza i byliśmy sfrustrowani – dzieli się małżonek.
I to, co cieszy
– Bardzo głęboka świadomość, że w tym momencie ma się już kogoś, kto będzie z tobą niezależnie od tego, co się wydarzy, że ma się bezwarunkową miłość daną całkowicie świadomie, całkowicie dobrowolnie, w którą można się rzucić jak w objęcia. Zawsze będzie to wsparcie i poczucie, że ja zostałem przyjęty z całym zestawem wad, które mam – wymienia. – Strasznie mocno do nas trafia to, że po ślubie już wszelkie wydarzenia, aktywności, w których bierzemy udział wspólnie, poza domem, nie kończą się rozejściem się, tylko wspólnym powrotem do własnego domu, do własnego pokoju, gdzie można jeszcze o tym porozmawiać i razem zakończyć ten dzień. To przenosi relację na kompletnie inny wymiar i odbiera jej ten aspekt pośpiechu, że musimy się nacieszyć sobą, bo i tak się nie rozstajemy – wyjaśnia z uśmiechem mąż.
Monika wspomina o poczuciu bezpieczeństwa oraz o roli małżonków w Kościele. – Jest taki ważny element życia, który jest tak mega stały, taki na zawsze. To jest niesamowicie uspokajające w wielu kwestiach. A druga kwestia mocno trafiła do mnie na naszym ślubie. To doświadczenie, że to, że jesteśmy małżeństwem, jest ważną sprawą w Kościele. To nie jest tylko takie nasze, ale jest ważne dla wspólnoty i też może komuś coś dać. To jest niesamowicie otwierające, że nie jesteśmy tylko dla siebie – stwierdziła żona.
Z doświadczenia
Jakimi radami dla małżonków i zakochanych mogą podzielić się nowożeńcy?
Wspólna modlitwa i rozmowa o niej. I o wszystkim. – O tym, jakie formy do nas trafiają, co jest dla nas w tej modlitwie ważne, co jest trudne. Rozmawiać o wszystkim – to jest dla mnie absolutna podstawa – żeby nie było przemilczanych, niedopowiedzianych trudnych rzeczy. To jest dla mnie początek bezsensownych kłótni, i my staramy się tego unikać – dzieli się Monika.
Czas na regularną rozmowę. – Znaleźć czas na rozmowę, co u nas, co w naszym życiu, bo to jest kwestia, którą już na etapie przejścia z widywania się do bycia ze sobą łatwo zagubić. Też czujemy, że to wisi nad nami, że ileś razy w życiu przy dużych zmianach, czyli np. narodziny dziecka, będzie pojawiała taka tendencja, że to może znowu zaniknąć. Skoro się żyje ze sobą cały czas, to mimo tego nie można odpuszczać – to musi być żyjąca relacja, a nie tylko bycie ze sobą w jednym miejscu – wskazuje Alfred.
To nie koniec rozwoju. – Obserwując niektóre małżeństwa, miałam wrażenie, że jest taki moment, w którym przestajesz być tym, kim byłaś do tej pory, stajesz się żoną i nie do końca jesteś w stanie być w tym sobą. Dla mnie jest bardzo uwalniające odkrycie, że małżeństwo daje mnóstwo dobra: łaski sakramentalnej, duże wsparcie i jeszcze więcej przestrzeni, ale wcale nie zabiera drogi do rozwijania siebie, do spełniania swoich marzeń i do bycia sobą – wyjaśnia Monika.
– Małżeństwo to jest to samo, co było wcześniej, tylko bardziej i mocniej, więc to będzie ta sama relacja, co zawsze tylko przeniesiona na inny poziom. Małżeństwo będzie tak silne, jak silna jest ta relacja. Według mnie, cały proces odkrywania powołania nie sprowadza się do pytania, czy moja droga to małżeństwo, tylko czy moja droga to życie z tą osobą. Jeżeli tak, to to z kolei prowadzi do decyzji o małżeństwie. To jest przeniesienie na permanentny etap, a próba dopasowania drugiej osoby do swoich wizji, bo moją drogą jest małżeństwo. To jest kwestia relacji, tylko coraz bardziej uświęconej – tłumaczy Alfred.
Zapraszamy na 30. Pielgrzymkę Rodzin Archidiecezji Krakowskiej do Kalwarii Zebrzydowskiej, która odbędzie się 11 września. Będzie przebiegać pod hasłem „Największa jest miłość” 1 Kor 13,13.