Pod oknem
„Nasz” kardynał Franciszek
Swoje listy podpisywał zwykle po prostu „Wasz Franciszek”. Gdy w 2005 r. umierał Jan Paweł II, ubrany w czarną sutannę, klęczał wraz ze swoimi wiernymi przed Oknem Papieskim. Być może to właśnie dlatego, kiedy 2 sierpnia 2016 roku o godz. 9.37 sam odszedł do Domu Ojca, Kraków i cała Archidiecezja żegnały go ze łzami w oczach. Dokładnie pięć lat temu zmarł „nasz” kard. Franciszek Macharski.
„W blasku a nie w cieniu”
Kard. Franciszek Macharski został ogłoszony metropolitą krakowskim w grudniu 1978 roku, kilka miesięcy po wyborze swojego poprzednika, kard. Karola Wojtyły na papieża. Decyzja Jana Pawła II wywołała radość kapłanów i wiernych archidiecezji krakowskiej, ale nie była zaskoczeniem.
– Ks. Kardynał był kandydatem na arcybiskupa krakowskiego. Tak się mówiło. Jest nawet taki żart. Nasz profesor, ks. inf. Florkowski mówił „Będzie na pewno Macharski, bo on chodzi do św. Józefa na ul. Poselską i on wymodli to, że zostanie biskupem krakowskim – wspomina dziś z uśmiechem ks. inf. Bronisław Fidelus, archiprezbiter senior bazyliki Mariackiej w Krakowie i wieloletni współpracownik kard. Franciszka Macharskiego.
Nowy metropolita krakowski zawsze stał dwa kroki za Papieżem Polakiem, ale jak sam mówił, „nie był w cieniu, ale w blasku” Ojca Świętego.
– To była naturalna kontynuacja, ale kard. Macharski zawsze był sobą i nigdy nie chciał dorównywać Ojcu Świętemu. Czuł tą odpowiedzialność, żeby tę misję duszpasterską, którą rozpoczął w archidiecezji kard. Wojtyła, dobrze prowadzić. Na tym mu zależało – tłumaczy inf. Fidelus.
Bratanek kard. Franciszka Macharskiego, Piotr Macharski, podkreśla także, że choć jego wujek przez wiele lat przyjaźnił się z Janem Pawłem II, zawsze mówił o nim z zachowaniem ogromnego szacunku.
– Dopiero jak był na emeryturze parę razy mu się wymsknęło „Karol” i ja byłem wtedy w szoku – mówi dzisiaj Macharski.
Pasterz Kościoła krakowskiego
Kard. Franciszek przewodził archidiecezji krakowskiej przez prawie trzydzieści lat. Jego pontyfikat przypadł na bardzo trudny okres historii Polski.
– Jego posługa duszpasterska była bardzo ważna z wielu powodów. W tym czasie nastąpiła bardzo duża zmiana w życiu ludzi, ale też w życiu Kościoła. Rozpoczął się nowy ustrój. Ks. Kardynał w tym trudnym czasie musiał przewodzić Kościołowi krakowskiemu. Niewątpliwie to było bardzo trudne i można powiedzieć, że „zdał egzamin”. Przeprowadził Kościół krakowski, ale nie tylko krakowski, bo przecież także polski – ocenia ks. dr Wojciech Olszowski, autor pracy doktorskiej poświęconej osobie kard. Macharskiego.
Metropolita krakowski był zawsze otwarty na pomoc drugiemu człowiekowi. Tak było również w czasie stanu wojennego.
– Starał się wszystkim pomóc. Zorganizował Wigilię i Mszę świętą w Wiśniczu, gdzie byli internowani. To było coś wielkiego i dla nich i dla nas. To samo stworzenie Komitetu Ochrony Robotników. Tam, gdzie była bieda, cierpienie on pomagał, choć czynił to zawsze w sposób cichy, bez rozgłosu. Zawsze był otwarty na ludzi, zawsze chciał pomoc. Zawsze był do dyspozycji – mówi ks. inf. Bronisław Fidelus, dodając, że niejednokrotnie sam był posyłany przez Kardynała, aby w jego imieniu wspierać potrzebujących.
Był to charakterystyczny rys jego osoby, który trwa przez wszystkie lata jego pontyfikatu. Ks. dr Wojciech Olszowski, który przez lata współpracował z kard. Macharskim w reaktywowanej „Caritas”, podkreśla, że to właśnie ta „postawa miłosierdzia” metropolity krakowskiego, najbardziej zapisała się w jego pamięci.
– Tworzyliśmy wiele ośrodków pomocowych, a wszystkie otwierał osobiście ks. Kardynał. Sam osobiście przyjeżdżał, nigdy nie wysyłał zastępcy – podkreśla. Kapłan wspomina również „powódź tysiąclecia” i postawę kard. Macharskiego, który był żywo zainteresowany sytuacją pokrzywdzonych, pytając swoich współpracowników codziennie, jakie nastąpiły zmiany, czego najbardziej potrzebują ludzie i jak on może im pomóc. – Myślę, że to jest bardzo charakterystyczny rys jego działalności. Troska o najuboższych – wskazuje ks. dr Olszowski.
Jezu, ufam Tobie
Mówiąc o kard. Franciszku Macharskim, nie można nie wspomnieć o jego zaangażowaniu w szerzenie kultu Miłosierdzia Bożego. Jego zawołaniem biskupim stały się przecież słowa „Jezu, ufam Tobie”.
– W sensie duszpasterskim jego zaangażowanie w szerzenie kultu Bożego miłosierdzia jest ogromne. Ks. Kardynał opowiadał, jak został biskupem krakowskim i spotkał się w Rzymie z Ojcem Świętym. Chciał na swojej mitrze umieścić napis „Jezu Ufam Tobie”. Wtedy ten kult Bożego miłosierdzia był jeszcze mało znany. Dopiero się wtedy rozszerzał. Papież miał odpowiedzieć „A ja na swojej umieściłem „Totus Tuus”. Ks. Kardynałowi to wystarczyło za odpowiedź – wspomina ks. dr Wojciech Olszowski, podkreślając, że to właśnie kard. Macharski w 1985 roku wpisał Świętego Miłosierdzia Bożego do kalendarza liturgicznego archidiecezji krakowskiej.
Łagiewniki zawsze były mu bliskie. Sam podkreślał, że zaczął odwiedzać je już w latach 60., zanim jeszcze pielgrzymował na dróżki kalwaryjskie. Często modlił się przed obrazem Jezusa Miłosiernego.
– Msza św. transmitowana z Łagiewnik to także jest jego zasługa. On pierwszy podjął starania, żeby ta transmisja była i to przetrwało do dzisiaj – zauważa ks. dr Olszowski.
Człowiek dialogu
Do dziś często wspominana jest również otwartość kard. Franciszka. Wielu spotykało go w czasie jego słynnych samotnych spacerów po Plantach. Nigdy nie stwarzał dystansu i dla każdego zawsze potrafił znaleźć czas.
– Potrafił z każdym porozmawiać. Poczynając od głów koronowanych do „normalnych” ludzi – mówi Piotr Macharski, choć zaznacza również, że rozmowy z jego wujkiem nie należały do najprostszych. Mimo to, wszyscy lgnęli do kard. Macharskiego, także ci najmłodsi. Od razu zjednywał sobie zaufanie dzieci.
– W drugiej połowie domu, gdzie mieszka siostrzenica z piątką dzieci, dokazywał z nimi bardzo (śmiech). Potrafił się bawić z dziećmi, włazić pod stół, bawić się w chowanego i to już jako kardynał (śmiech) – wspomina bratanek metropolity krakowskiego.
O humorze kard. Franciszka krążą legendy. Jego najbliżsi współpracownicy podkreślają, że zawsze tworzył wokół siebie atmosferę radości i bardzo lubił żartować.
– Zawsze lubił humor. Była atmosfera życzliwości, bardzo pogodna i przyjacielska – mówi z uśmiechem ks. inf. Bronisław Fidelus.
Oddany ludziom
Kiedy w kwietniu 2005 roku umierał Jan Paweł II kard. Franciszek Macharski klęczał wraz z wiernymi przed Oknem Papieskim na Franciszkańskiej 3. Modlił się i pocieszał Kraków, który pogrążył się w żałobie po śmierci Ojca Świętego. Gdy w przeddzień pogrzebu krakowianie zebrali się na Błoniach, kardynał nie mógł im towarzyszyć, przebywając już w Watykanie. Wysłał jednak SMS, w którym napisał: „Jestem z wami u św. Piotra. Tu i tam – zawsze wasz”. Pokazał, że jest pasterzem, który zawsze jest ze swoim Kościołem. Wierni docenili to. Kiedy kard. Franciszek wrócił do Krakowa, mimo deszczu pod budynkiem Kurii Metropolitalnej zgromadził się tłum, który skandował: „Dziękujemy! Kochamy! Witamy!”. – Takich rekolekcji jeszcze w życiu nie miałem – wyznał wtedy metropolita krakowski.
– Przede wszystkim był oddany ludziom. Zawsze najpierw podchodził do ludzi, a dopiero potem do nas, do księży. Tak pokazywał, że „do nich przede wszystkim jestem posłany”. Ludzie to czyli i bardzo go szanowali. Jeśli miałbym podsumować ten pontyfikat to było to byłoby to właśnie oddanie drugiemu człowiekowi – mówi ks. dr Wojciech Olszowski.
„Franiu, nie umieraj”
Odejście kard. Franciszka Macharskiego przypadło na czas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Choć stan zdrowia emerytowanego metropolity krakowskiego był już bardzo zły, on kurczowo „złapał się” życia. W szpitalu zdążył odwiedzić go jeszcze papież Franciszek.
– – Dzień przed wizytą Ojca Świętego był taki dość ostry kryzys. Był tam też kard. Dziwisz, który go odwiedzał w tych ostatnich dniach, i mówił wtedy do wujka: „Franiu, nie umieraj”. Wujek wytrzymał, żeby nie zepsuć tych Światowych Dni Młodzieży – wspomina dzisiaj Piotr Macharski.
Odszedł do Pana kilka dni później, 2 sierpnia w uroczystość Matki Bożej Anielskiej. Szczególna była także godzina jego śmierci – 9.37.
– Chciał być podobny do Ojca Świętego – ocenia wzruszony bratanek kard. Franciszka Macharskiego.
Mimo wakacji i euforii związanej ze Światowymi Dniami Młodzieży, Kraków i archidiecezja krakowska pogrążyły się w żałobie, a tłumy stały w kolejce do bazyliki oo. Franciszkanów, aby oddać hołd wieloletniemu metropolicie krakowskiemu.
– Mnie nie zdziwiło to, bo kardynał cieszył się wielkim szacunkiem krakowian, a przede wszystkim zasłużył na to, żeby oddać mu po śmierci hołd w ten sposób, właśnie uroczystym pogrzebem – wyznaje ks. inf. Bronisław Fidelus, który był jednym z współorganizatorów uroczystości pogrzebowych kard. Macharskiego.
Jak powinniśmy go pamiętać?
W dniu piątej rocznicy śmierci kardynała, nasuwa się pytanie: co zostało z jego nauczania? Jak Kościół krakowski pamięta kard. Franciszka Macharskiego?
– Powinniśmy go pamiętać go bardzo pogodnie. Patrząc na jego postawę, trzeba być życzliwym. On zawsze był otwarty i każdy do niego mógł podejść, porozmawiać. Zawsze miał pozytywny stosunek do drugiego człowieka – podkreśla ks. inf. Fidelus. – Jako naśladowcę św. Franciszka, biedaczyny z Asyżu – dodaje Piotr Macharski.
– Ks. Kardynał na pewno przejdzie do historii, jako ten biskup krakowski, który przeprowadzał Kościół krakowski, który przeprowadzał go przez bardzo trudny czas i taki zostanie zapamiętany – ocenia ks. dr Wojciech Olszowski.
Dla wiernych archidiecezji krakowskiej i krakowian z pewnością pozostanie po prostu „naszym” kard. Franciszkiem.