Życie
Nie masz prawa do dziecka
Albo uznamy, że dziecko chronimy jak pełnoprawnego człowieka we wszystkich wymiarach jego życia od momentu poczęcia, albo wciąż pojawiać się będą sytuacje, których prawodawca nie przewidział.
Nie minął miesiąc od podpisania przez prezydenta Bronisława Komorowskiego ustawy o leczeniu niepłodności, regulującej między innymi kwestię zapłodnienia in vitro, kiedy przez Polskę przetoczyła się dyskusja na temat 60-latki, która urodziła bliźnięta. Mniej więcej w tym samym czasie pojawiła się szokująca informacja o pijanej kobiecie, która urodziła pijane dziecko. Te pozornie różne sprawy mają swoją część wspólną.
Nie wiadomo, w jaki sposób 60-latka zaszła w ciążę. Ona twierdzi, że bliźnięta poczęte zostały w sposób naturalny. Lekarze zaprzeczają i uważają, że to nieprawdopodobne nawet przy prowadzeniu zastępczej terapii hormonalnej w trakcie menopauzy. Inni podają nawet kwotę, jaką kosztował zabieg in vitro. Zbyt wiele jest tu znaków zapytania, żeby sprawę roztrząsać w poważnym tygodniku.
Wiadomo za to, jak sprawa wyglądała w przypadku pijanej matki. Kobieta z Gdyni najpierw piła, później urodziła córkę, które we krwi miała półtora promila alkoholu. Z wielkim trudem lekarzom udało się utrzymać dziewczynkę przy życiu, choć pierwsze badania wskazują na nieodwracalne zmiany w jej mózgu.
Prawo do dziecka a prawo dziecka
Spór o status prawny dziecka nienarodzonego toczył się już rok temu. Wówczas to rzecznik praw pacjenta uzależniała kontrolę przestrzegania praw dziecka od tego, czy już się urodziło.
Powoływała się przy tym na Kodeks cywilny, stwierdzający, iż „każdy człowiek od chwili urodzenia ma zdolność prawną” (art. 8). W odpowiedzi Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris wydał opinię, w myśl której człowiek w każdej fazie rozwoju ma takie same prawa, gwarantowane przez konstytucję. Wszystko to jednak dotyczy procedur medycznych i praw pacjenta. Inaczej rzecz ma się, gdy chodzi o sprawy, które rozstrzygają się poza salami operacyjnymi. I w tym właśnie punkcie spotykają się te dwie historie: 60-letniej matki oraz pijanej matki. Punkt ten nazywa się: wolność dziecka.
Rodzic – co oczywiste – ponosi za dziecko odpowiedzialność i ma obowiązek zapewnić mu maksymalnie dobre warunki do rozwoju. Jednocześnie jednak zbyt często obserwujemy łamanie wolności człowieka, który jest dzieckiem; dużą i nieodwracalną ingerencję w jego autonomię. Objawia się ono choćby w przekłuwaniu uszu niemowlętom, robieniu kilkulatkom trwałych tatuaży, ograniczaniu pasji dzieci do pasji rodziców. W skrajnych przypadkach dziecko może zostać pozbawione godności i podmiotowości już na początku, kiedy tylko dochodzi do jego poczęcia. Dzieje się tak wówczas, gdy kobieta tak bardzo ulega instynktom macierzyńskim, że zachodzi w ciążę z kimkolwiek. Bo tak chce. „Sama wychowam”, „chcę mieć dziecko”, „chcę się spełnić”. Dziecko w takim przypadku służy – świadomie używam tego słowa – do zaspokajania emocjonalnych potrzeb dorosłego, który chce mieć w domu kogoś małego, kogoś podobnego do siebie, kogoś, kogo będzie można ukształtować i kto zaopiekuje się nim na starość.
Tymczasem dziecko nie jest prawem człowieka: dziecko jest człowiekiem. Jest odrębnym, wolnym bytem ze swoją własną godnością. My służmy jemu i Bogu, by mogło przyjść na świat. Drugi człowiek – rodzice, rodzina, społeczeństwo – mają za zadanie doprowadzić je do dorosłości, przygotować do brania odpowiedzialności za własne życie i za świat. Tylko tyle – i aż tyle.
Albo – albo
Pijana kobieta opuściła szpital na własne żądanie, ale zarzutów prawdopodobnie nie usłyszy, gdyż przepisy Kodeksu karnego dotyczą uszkodzeń spowodowanych u człowieka, a nie u płodu. Wprawdzie art. 157a. par. 1. Kodeksu karnego mówi, że „kto powoduje uszkodzenie ciała dziecka poczętego lub rozstrój jego zdrowia zagrażający jego życiu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności” – co dawałoby podstawy do ewentualnego postawienia pijanej matce zarzutów – to już par. 3 tegoż artykułu stwierdza, iż „nie podlega karze matka dziecka poczętego, która dopuszcza się tego czynu”. Picie alkoholu nie jest w Polsce karalne, nawet jeśli pijącą jest kobieta w ciąży. Pijącą, nawet tuż przez samym rozpoczęciem akcji porodowej, można w najgorszym przypadku pozbawić władzy rodzicielskiej. Nie poniesie ona jednak odpowiedzialności karnej takiej, jaką poniosłaby za skrzywdzenie, a być może nawet uśmiercenie, innego człowieka.
Czy zmiana jednego punktu ustawy zmieni sytuację? Nie zmieni, bo całe prawo jest w tej kwestii niespójne. Albo uznamy, że Kościół ma rację, albo zgubimy się w gąszczu wykluczających się przepisów, zarówno w prawie, jak i w medycynie. Albo uznamy, że dziecko chronimy jak pełnoprawnego człowieka we wszystkich wymiarach jego życia i godności od momentu poczęcia, albo wciąż pojawiać się będą sytuacje, których prawodawca nie przewidział. Zabiegając o wolność i prawo do podejmowania decyzji przez matki, nadal pozwalać będziemy na krzywdzenie tych, którzy są najsłabsi, czyli dzieci.
Prawo i dyskryminacja
Podpisana niedawno przez prezydenta ustawa o leczeniu niepłodności – podobnie jak Kodeks cywilny i karny – skupia się głównie na prawach dorosłych. Przyznaje kobietom i mężczyznom „prawo do dziecka”, choćby za cenę zapłodnienia pozaustrojowego. Na dodatek niespecjalnie owo „prawo” ogranicza. Wprawdzie Naczelna Rada Lekarska postulowała ustanowienie górnej dopuszczalnej granicy wieku, zapis taki jednak w ustawie się nie znalazł. Zauważmy, że w przypadku adopcji wiek rodziców jest ograniczony!
W Polsce zabiegi zapłodnienia pozaustrojowego u kobiet po pięćdziesiątce nie należą do rzadkości. Ufam, że w teoretycznej sytuacji, gdy do lekarza zgłosi się 80-latka prosząca o in vitro, zdecydowana większość odmówi wykonania zabiegu, kierując jednocześnie kobietę do zaprzyjaźnionego psychiatry. Teoretycznie jest jednak możliwe, że owa kobieta oskarży lekarza o odmowę wykonania procedury, której wszak prawo jej nie zabrania! A ona chce, pragnie, jej największym życiowym celem niezbędnym do spełnienia jest mieć dziecko! Już teraz Magdalena Środa pytana o tę kwestię tłumaczyła, że choć można to nazwać szaleństwem, to zabronienie starszym kobietom rodzenia dzieci można by uznać za dyskryminację ze względu na wiek. Jak daleko posuniemy się w tym szaleństwie? I kto wreszcie odważy się powiedzieć głośno: nie masz prawa do swojego dziecka? Owszem, masz prawo i obowiązek służyć swojemu dziecku, ale ono nie jest i nigdy nie będzie twoją własnością?
Gorzki sukces wolności
Podpisanie ustawy o in vitro nazwano sukcesem polskiej wolności. Chciałoby się zapytać: o czyją wolność chodzi? O wolność dzieci, urodzonych z sześćdziesięciolatki – bo jeśli nie teraz, to prędzej czy później takowe się urodzą? Dzieci, za którymi mama nie pobiegnie do piaskownicy, którym mama nie pokaże świata, bo sama już za nim nie nadąża, która umrze, zanim one pójdą do Pierwszej Komunii? A one wylądują w domu dziecka, bo ojciec nieznany, a ona same już za duże, żeby ktoś je adoptował? A może o wolność ciężarnej kobiety, która ma prawo napić się wtedy, kiedy chce, choćby zapiła siebie i dziecko na śmierć?
Owszem, wszyscy w każdej chwili możemy umrzeć. Znamy przykłady młodych matek, które zostawiały swoje dzieci sierotami. Jest jednak różnica między tym, jeśli coś złego po prostu się wydarza, a między tym złem, które świadomie wybieramy. Wybór swojego dobra bez myślenia o dobru dziecka trudno nazwać inaczej, jak skrajnym egoizmem, zaspokajanym za pomocą drugiego człowieka i w majestacie prawa, które chroni wszystkich, poza tymi, którzy sami nie mają jak się obronić.
Nie ty masz dziecko – to ono ciebie ma. Nie ty masz do niego prawo – to ono ma prawo do ciebie. Ta pozornie mała różnica zmienia wszystko: i w prawie, i w medycynie, i w życiu.