Felietony
Niedaleko pada jabłko od jabłoni
Polskim „sportem narodowym” jest narzekanie. „Topowe” miejsce w wartkim strumieniu niekończącego się lamentu zajmuje utyskiwanie na współczesną dziatwę i młodzież. Olaboga! Że są głośni, niekulturalni, pyskaci, zbuntowani! Nie szanują starszych, są wulgarni i dobierają sobie dziwne autorytety. Że nie czytają, a jedyne, co im przychodzi z łatwością, to klikanie esemesów, buszowanie po facebooku, tracenie czasu na durne gry itp.
Jest różnie, to fakt. Statystyki są zatrważające, kolejne doniesienia medialne także nie napawają optymizmem. Podobnie jak relacje nauczycieli i rodziców na temat tego, co dzieje się w niektórych szkołach - i to nie tylko wielkomiejskich, wypełnionych anonimowością molochach, ale też małych wiejskich placówkach, w miejscach, które jeszcze nie tak dawno uchodziły za ostoję tradycji, spokoju. Narastają agresja, hejt, przemoc werbalna i fizyczna. W efekcie od lat priorytetem ministerialnym nadzoru pedagogicznego jest bezpieczeństwo. Nie dziwią już ochroniarze strzegący wejścia do szkół, elektroniczne bramki, monitoring wizyjny, identyfikatory, edukacja nauczycieli w zakresie zdolności rozpoznawania zagrożeń oraz umiejętności prawidłowych zachowań w tych sytuacjach. Ktoś nas zaatakował? Czy mamy aż tak złe, zdemoralizowane dzieci?
Jak gąbka!
Prof. Mariusz Jędrzejko z Centrum Profilaktyki Społecznej, gość tegorocznego Forum Rodziców, Nauczycieli i Wychowawców w Siedlcach, nie ma wątpliwości: „Nie ma złych dzieci. Jest problem rodziców” i ich - o ile tak można powiedzieć - niskich „kwalifikacji wychowawczych”. Radykalnie brzmi? Ktoś się może za takie sformułowanie obrazić? Być może. Ale takie są fakty. Poznawanie świata, szczególnie w pierwszej fazie rozwoju, dokonuje się przez naśladownictwo. „Jeśli dziecko obserwuje coś wiele razy, w jego umyśle powstaje tzw. skrypt poznawczy - tłumaczy prof. Jędrzejko. - Wszystko, co robią dzieci, to jesteśmy my!” Dla przykładu: przejawia się to w tak prozaicznych rzeczach, jak sposób chodzenia, uśmiechania się, akcentowania słów, w mimice twarzy. Potem dochodzi do tego świat zasad, wartości, zachowywania bądź kwestia stawiania granic, tolerancji dla zachowań ryzykownych itd. Dziecko chłonie wszystko, czym żyją rodzice! Nabiera odpowiednich nawyków, formatuje swoje zachowania wedle tego, co widzi w domu. Później to się rozszerza na grupę rówieśniczą, autorytety „odkryte” w szkole, na boisku, podwórku, odnalezione w filmie, w kolorowych magazynach, na facebooku itd. Jeśli będą to ludzie słabi moralnie (a tak często dziś się dzieje), na takich samych wyrośnie kolejna generacja.
Jakoś to będzie…
Nieumiejętność nastolatka w radzeniu sobie z samym sobą (a dokładniej rzecz biorąc - już nawet kilkulatka) jest często efektem zachwiania poczucia bezpieczeństwa w rodzinie. Część rodziców np. obecnych gimnazjalistów przynależy do pokolenia niepamiętającego (albo pamiętającego słabo) szarzyznę PRL. Dla nich świat „od zawsze” był kolorowy, wypełniony reklamami i hasłami, myśleniem, że aby liczyć się w towarzystwie, trzeba „mieć”, być na topie. Spętani kredytami, pracujący ponad siły na spłatę mieszkania, samochodu, pozostawiający w Polsce rodziny i wyjeżdżający na miesiące czy lata do pracy za granicę, odstawiający Pana Boga na daleki plan, nie zauważają, że życie przecieka im przez palce. Zasadniczą rolę w procesie socjalizacji dziecka zaczyna odgrywać tryptyk: ekran telewizora, komputera/tablata i smartfon. Kiedy zwraca się uwagę rodzicom, że coś jest nie tak, gdy zaprasza się ich na konferencje, warsztaty np. organizowane w szkole, odpowiadają: „Aaa... Jakoś to będzie…”. I to nieszczęsne „jakoś to będzie” stanowi dla wielu wystarczające usprawiedliwienie bierności. A natura nie znosi pustki….
Jakiś czas temu byłem ze znajomymi na kameralnym występie flamenco. Zapamiętaliśmy go nie dlatego, że można było posłuchać hiszpańskiej muzyki, rozkoszować się widokiem pięknego tańca, ale stąd, że przed nami - na nasze nieszczęście i, jak mniemam, kilku rzędów ludzi obok - usiadło małżeństwo z dwójką małych dzieci. Żadnych granic. Pełna wolność! Tak jak rodziców, którzy zachowywali się hałaśliwie, niezliczoną ilość razy przywoływali kelnera, głośno dyskutowali kwestie zamówienia. Na wszelkie uwagi reagowali pogardliwym wzruszeniem ramion.
„Niedaleko pada jabłko od jabłoni” - głosi stare porzekadło. A inni dodają: „a czasem to spadnie przy samym korzeniu” (w oryginale jest nieco inaczej, dosadniej…).
Cierpkie jagody
Jeśli młody człowiek słyszy w domu, że nauczyciel to debil, połowa populacji to frajerzy, w życiu liczy się kasa, jeśli absorbuje w siebie pogardę, cynizm, wulgarność, brak szacunku wobec innego człowieka, takim się sam stanie. Jeśli nigdy nie widział rodziców modlących się na kolanach, sam też odrzuci Pana Boga. Jeśli często obserwuje najbliższych szukających okazji, aby wlać w siebie gorzałę, w dorosłym życiu tak samo będzie się zachowywał. Tego się nauczył w domu. Takim go uczynili rodzice. I choćby potem - gdy już trzeba będzie skonsumować cierpkie owoce zaniedbań - zaklinali świat, wylewali morze łez z powodu córki czy syna, którzy nie uszanowali, nawyzywali od najgorszych, rozpili się, zostawili rodzinę, wzgardzili Bogiem - na nic wszystko. Za późno.
Trudno niekiedy oprzeć się zdziwieniu, jak bardzo rodzice są zaślepieni. Prof. M. Jędrzejko zwraca uwagę na dającą się dziś zauważyć nieracjonalną tendencję do traktowania dzieci jak dorosłych. Nastolatkę mama stroi w szpilki, minispódniczkę, nakłada na twarz kompletny makijaż. Dziecko ogląda te same filmy, jakie oglądają dorośli, chodzi na te same imprezy. Zasypia po 23.00, ma pełny dostęp do zasobów internetu, dziesiątek kanałów telewizyjnych. Ma też coraz więcej praw i coraz mniej obowiązków. Wyrasta w przekonaniu, że wszystko można kupić, jak też wszystko można sprzedać. Każdy element rzeczywistości ma być „speed” - nie warto na nic czekać. Może wracać do domu, o której godzinie chce, spotykać się z każdym, sięgać po eksperymenty, robić dosłownie wszystko.
Cyfrowe pokolenie
Poraża ignorancja w tej materii dorosłych. Potwierdzają to statystyki. Coraz mniejsze dzieci zaczynają żyć „cyfrowo”. 63% najmłodszych otrzymało pierwsze urządzenie służące do e-kontaktów w wieku od ośmiu do dziesięciu lat. Wiek „inicjacji” informacyjnej obniżył się do pierwszych klas szkoły podstawowej. Większość rodziców nie kontroluje sieciowej aktywności pociech. Eksperci alarmują: coraz więcej uczniów ma zaburzenia wynikające z surfowania po internecie bez kontroli, a wirtualny świat przesłania im realny. Nie mają też wiedzy o zagrożeniach: 80% nie było o nich informowanych.
Rodzice „wykładają się” na własnej niekonsekwencji. „Kiedy matka mówi do dziecka, ojciec może to tylko potwierdzić. Kiedy mówi ojciec, matka to wzmacnia! Koniec, kropka! - tłumaczy profesor. - Na negocjacje i wspólne wypracowywanie linii wychowawczej jest inny czas i miejsce”. Niewiele rzeczy tak rozkłada rodzinę, jak właśnie walka o dziecko, próby kupowania jego uwagi, przymilania się.
Opowiadał jeden z ojców, który w swoim domu wprowadził dość restrykcyjne - jak na standardy osiedla zamieszkiwanego przez „młodych, wykształconym z dużego miasta” - zasady, o tym, że nieraz usłyszał od swoich dzieci - nastolatków, iż jest okropny, zacofany, że powinien ze swoimi poglądami przenieść się do średniowiecza itp. „Odpowiadam im zawsze tak samo - stwierdził z ciepłym błyskiem w oku: - «Bo was kocham!»”.