Wywiady
Odważnie patrzcie w przyszłość
O Nadzwyczajnym Jubileuszu Miłosierdzia z perspektywy Bazyliki św. Piotra, charyzmacie ostatnich papieży i konieczności patrzenia ponad poziom lęku z kard. Angelo Comastrim rozmawia ks. Jarosław Krzewicki
KS. JAROSŁAW KRZEWICKI: – Przyjmuje Ksiądz Kardynał w imieniu Papieża pielgrzymów, którzy docierają do grobu św. Piotra, przechodząc przez jubileuszowe Drzwi Święte. Co przynosi ten rok? Jak Ksiądz Kardynał patrzy na jego przebieg?
KARD. ANGELO COMASTRI: – Chciałbym podkreślić, że miłosierdzie jest sercem Ewangelii. Jezus zostawił nam trzy przypowieści, niczym fotografie, które koncentrują naszą myśl na miłosierdziu. Najpierw wskazuje nam na pasterza, który szuka zagubionej owcy (por. Łk 15, 1-7). W niej każdy rozpozna siebie. Gdy Bóg nas znajdzie, bierze na ramiona. A potem jest czas na świętowanie – po to jest jubileusz. Jezus mówi, że w niebie świętuje się z powodu choćby jednego tylko grzesznika, który się nawraca. Dalej Ewangelia ukazuje nam obraz kobiety, która zgubiła coś bardzo cennego – monetę (por. tamże, 8-10). W oczach Bożych każdy z nas ma ogromną wartość. I znów gdy zguba się znajdzie, jest moment świętowania. Za obrazem kobiety kryje się Bóg. Żeby wszystko było jasne co do roli Boga i pozycji człowieka, Jezus przytacza trzecią historię: opowiada o ojcu, który ma dwóch synów (por. tamże, 11-32). Obaj nie szczędzą mu zmartwień – podobnie jak my jesteśmy dla Boga powodem utrapienia. Pierwszy syn dostaje majątek i odchodzi, drugi zostaje z ojcem. Obydwaj są źródłem ojcowskiego zatroskania, ale odpowiedzią ojca jest postawa miłosierdzia. To jest narzędzie, którym się posługuje. Syn, który odchodzi, przeżywa różne doświadczenia, także bardzo złe. Pragnie powrócić. Myśli sobie: w domu ojca jest dobrze, byłoby mi lepiej, gdybym wrócił...
– ... jest bardzo interesowny...
– Tak. Nie zastanawia się, ile bólu zadał ojcu. To powinno skłonić go do powrotu, wzbudzić chęć pojednania, prośbę o przebaczenie, tymczasem on myśli raczej o swoim dobru. Ojciec widzi go z daleka. Słowo, którego używa Ewangelista, w języku greckim oznacza, że ojciec wzrusza się niczym matka. Drugi syn natomiast nie potrafi się cieszyć powrotem brata. Ojciec go przekonuje. Jezus nie zamyka tej przypowieści, pozostawia ją otwartą. Jej zamknięcie zawiera się w historii życia każdego z nas. Tak więc temat miłosierdzia jest w centrum Ewangelii.
– Co jest istotą tegorocznego jubileuszu?
– Przypomnijmy, że temat miłosierdzia był w centrum przepowiadania Jana Pawła II. To był Papież miłosierdzia. To on poświęcił temu zagadnieniu znaczną część swojego pontyfikatu: kanonizacja s. Faustyny Kowalskiej, Święto Miłosierdzia, encyklika „Dives in misericordia”. Nawet odejście do domu Ojca dokonało się w wigilię, po pierwszych Nieszporach, Święta Miłosierdzia. Więc i dziś, celebrując Rok Święty Miłosierdzia, jesteśmy mocno zanurzeni w owoce pontyfikatu Jana Pawła II. Papież Franciszek zwraca uwagę na strach, jaki ogarnął dziś świat: na lęk, niepokój, zatracanie się. Rok Święty Miłosierdzia jest lekarstwem przeciw temu stanowi niepokoju. Chodzi o to, by człowiekowi dodać odwagi i nadziei. Stąd wielu ludzi podejmuje to zadanie z wdzięcznością. Choć jest to temat odwieczny, zawsze aktualny, dziś nabiera szczególnego znaczenia. Odgrywa wielką rolę, bo to moment, w którym ludzie czują się zranieni.
– Czyżby więc strach stawiał nas w pozycji starszego brata, który boi się o swoją pozycję w domu Ojca?
– W pewnym sensie tak. Ale nie w tym dostrzegałbym problem. Strach dotyczy ogólnej sytuacji na płaszczyźnie międzynarodowej, zwłaszcza europejskiej. Europa to kontynent – jak to wiele razy podkreślał Jan Paweł II – który dokonuje cichej apostazji, który neguje swe korzenie, historię, zatraca oblicze. To miejsce, gdzie oddycha się strachem, gdzie doświadcza się gwałtu. To wszystko stawia nas w sytuacji, jak to podkreśla Franciszek, która przypomina stan trzeciej wojny światowej w kawałkach. I właśnie to jest kontekst, który sprawia, że wznosimy wzrok ku górze, ponad naszym strachem i obawą, gdzie nad tym wszystkim jest Bóg, który pozostaje dla nas Skałą, Skałą miłosierdzia, wierności w miłosierdziu. Uchwycić się tej Skały to nie znaczy wcale uciec od historii. To wręcz jedyny sposób, by zmierzyć się z nią, zmierzyć się dzięki tej mocy, która pochodzi od Boga.
– Jan Paweł II miał siłę, która wynikała z zakorzenienia w Bogu, ale także w jego historii indywidualnej i społecznej...
– Na pewno korzenie swojej siły miał w historii swojej ojczyzny. Wzrastał w rodzinie głęboko religijnej, w bardzo religijnym narodzie. Pomyślmy choćby o tym, że ten człowiek został postrzelony tu, na Placu św. Piotra, a mimo tego nigdy się nie wycofał. Ktokolwiek inny, jak sądzę, obawiałby się, zawrócił, zmienił kierunek, był bardziej ostrożny. Papież z Polski miał heroiczną wiarę. Dobrze powiedział o nim Benedykt XVI, że miał on wiarę jak skała. Tym na pewno poruszył świat, przekonał go i dał wszystkim lekcję człowieczeństwa zakorzenionego w wierze.
– Ksiądz Kardynał jest gospodarzem Bazyliki Watykańskiej, w której opieramy nasze myśli o solidność skały. Tu jest grób św. Piotra. Czy udaje się to miejsce, chętnie odwiedzane przez turystów, przemieniać w prawdziwe sanktuarium, by bardziej było świątynią, a mniej muzeum?
– Tego pragnął Jan Paweł II. Gdy mianował mnie archiprezbiterem Bazyliki Watykańskiej, powiedział: „Powierzam księdzu to miejsce, gdzie jest grób Piotra. Proszę zrobić z niego sanktuarium. Proszę pracować, jak czynił to ksiądz dotąd w Loreto, by było to miejsce spotkania z tajemnicą obecności Piotra”. Pamiętam, że dodał: „Zadaniem księdza jest sprawić, by kamienie mówiły, aby mogły zaświadczyć, że jeden tu jest kamień wart uwagi, Piotrowy, który jest jak skała. Może słaby, ale to na nim zbudowany jest Kościół ze swoją historią. W ten sposób każdy papież staje się Piotrem, staje się skałą. Oczywiście, nie jest łatwo przemienić to miejsce w sanktuarium, bo Bazylika św. Piotra to także skarbiec sztuki i wielu jest ludzi, również niewierzących czy przedstawicieli innych religii, którzy tu przychodzą. Tym, czego pragniemy i o co się staramy wraz z całym personelem tu zatrudnionym, jest to, by wszystkich należycie przyjąć – zarówno wierzących, jak i niewierzących oraz przedstawicieli innych religii – by wszyscy mogli poczuć blask i ciepło Kościoła katolickiego, odczuć serce Boga w historii. Staramy się, by przemienić turystę w pielgrzyma. Nie zawsze się to udaje, ale ważne, by pozostało dobre wspomnienie.
– Sztuka, która otwiera umysł, przyjęcie, które otwiera serce...
– Na pewno tak. Jeżeli każdy zabierze do domu dobre wspomnienie z wizyty u św. Piotra, to już jest dobrze obiecujące i kiełkujące ziarno, które zostało zasiane. W pewnym sensie to zasługa Jana Pawła II, bo takie było jego pragnienie.
– Nie mógłbym nie zapytać Księdza Kardynała o Maryję. Była ważna w życiu Jana Pawła II, ale szczególnie czczona jest także przez Franciszka. Ksiądz Kardynał jest uwrażliwiony na ten aspekt – jak porównałby maryjność obu tych papieży?
– Pobożność maryjna jest częścią doświadczenia wiary. Nie można być chrześcijaninem, nie mając szczególnego stosunku do Maryi. Tak uważał Paweł VI. Każdy papież powinien więc być maryjny i nie może być inaczej. Oczywiście, każdy przeżywa to według własnej wrażliwości. Maryjność Jana Pawła II opierała się mocno na teologii maryjnej. Papież Polak zdawał sobie doskonale sprawę, że Maryi nie wymyślił Kościół, ale pomyślał Ją Bóg. Ona jest darem Boga, a Kościół ma obowiązek ten dar przyjąć. Weźmy Zwiastowanie. Anioł Gabriel został posłany od Boga. Inne zdarzenie? Wesele w Kanie, inauguracja działalności Jezusa, dokonuje się z Maryją. Cud przemiany dokonuje się za Jej pośrednictwem. Inny decydujący moment – śmierć na krzyżu. Życie Jezusa dopełnia się w obliczu Maryi. Tam też objawia się miłosierdzie: dać życie za przyjaciół, ale także przebaczyć. I Jezus z wysokości krzyża mówi: „Niewiasto, oto syn Twój” (J 18, 26). To nie jest tak, że Jezus oddał Maryję Janowi. Dużo ważniejsze jest, że Jana oddał Maryi. Ty, która jesteś wyniesieniem kobiecości, która reprezentujesz i utożsamiasz Kościół – Tobie powierzam Jana. Pomóż mu. Ty, która najpełniej doświadczyłaś sensu krzyża, opowiedz Janowi, opowiedz Kościołowi, z głębi matczynego serca, jaki jest sens zbawienia.
– No dobrze. A papież Franciszek?
– W tym kontekście odczytujemy pobożność maryjną papieża Franciszka, która wyraża się w pojęciach bardzo prostych, rzekłbym – bardzo bezpośrednich. Jego uczucie do Maryi wyraża się w bukietach kwiatów, które przynosi Matce Bożej. Jest to wyraz wiary ludu, bardzo prostej, szczerej i bezpośredniej. I to sprawia, że jego maryjność jest wdzięczna i sympatyczna, wyrażająca się w małych, lecz znaczących gestach, w znakomitej ciągłości wpisanych w życie i ducha Kościoła.
– Ksiądz Kardynał służy Kościołowi w jego sercu współpracując z trzecim już papieżem jako watykański wikariusz generalny i archiprezbiter Bazyliki św. Piotra. Dostrzega zatem ciągłość, ale także specyfikę każdego z nich...
– Za Piotrem jest Szymon, za każdym papieżem kryje się jego charakter, osobowość. Papieżem mojego kapłaństwa, biskupstwa, był Jan Paweł II. On mnie tu wezwał. Miałem łaskę widzieć się z nim na krótko przed śmiercią. Podczas ostatniego spotkania w pamięci utkwiły mi jego oczy, spokojne, mógłbym powiedzieć – szczęśliwe. Postawiłem sobie wówczas pytanie: dlaczego jest taki spokojny? W duszy dałem odpowiedź: zapewne dlatego, że ma świadomość, iż idzie na spotkanie z Jezusem, który był sensem jego życia. Pewnie też dlatego, że miał poczucie spełnienia, że oddał się i spalił zupełnie dla Boga. Do końca chciał być wierny. Zmarł w sobotę, a jeszcze w środę usiłował spotkać się z wiernymi na placu, by ich nie zawieść, by być dla nich. Kiedy myślę o tej chwili, przychodzi mi na myśl Ewangelia według św. Jana, gdzie czytamy o Chrystusie, że „umiłowawszy swoich, do końca ich umiłował” (por. J 13, 1) – do ostatniej chwili, do ostatniego znaku, do ostatniej okruszyny życia. Dlatego mam w swoim sercu niezapomniany i wciąż żywy obraz Jana Pawła II.
Benedykt XVI był inny. Potwierdził mi moje zaufanie, za co jestem mu wdzięczny. Miał w sobie rys delikatności i dystynkcji. Ale widać w nim także rys teologiczny na wysokim poziomie. Słuchając jego homilii, miało się wrażenie, że są niczym małe encykliki, dopracowane i dojrzałe w każdym szczególe, o niezwykłej głębi.
Papież Franciszek ma osobowość jeszcze inną. Benedykt XVI ma charakter bardzo refleksyjny, Franciszek jest bezpośredni, spontaniczny, otwarty. Oczywiście, jego styl, bardzo prosty, przejmuje ludzi, bo każdy widzi w nim kogoś bliskiego, niemalże członka rodziny. I to otworzyło mu serca wielu ludzi. Każdy więc jest trochę inny, ale każdy oddany jest służbie temu samemu Bogu.
– Tu, w bazylice, styka się Eminencja z pielgrzymami całego świata. Nie da się ukryć, że lubi Ksiądz Kardynał Polaków...
– Zawsze bardzo się cieszę, gdy przybywają Polacy. I zawsze jest ich bardzo wielu. Pewnie nie aż tylu, jak za czasów Jana Pawła II, ale i tak sporo. Polacy mają w sobie coś, co ich charakteryzuje – wierność. Zauważyłem, że są bardzo wierni względem Papieża i względem Kościoła. Wiara Polaków jest silna, wyrazista. Zapewne także ze względu na pełną cierpienia historię. Znaleźliście się w bardzo trudnym sąsiedztwie geopolitycznym – z jednej strony Rosja, z drugiej Niemcy – i musieliście bardzo walczyć o zachowanie swojej tożsamości, opartej na wierze. I tak historia – Jan Paweł II nazwał ją kiedyś: krwawiąca – jest źródłem wiary, wierności, pewności i siły Polaków. Mam wielki szacunek i podziw dla Waszego narodu. Gdy dawałem świadectwo przy okazji procesu kanonizacyjnego Jana Pawła II, pozwoliłem sobie na wyrażenie przekonania, że jest to owoc Waszej wiary, a sama kanonizacja jest w pewnym sensie docenieniem i ukoronowaniem tej wiary i wierności Bogu i Kościołowi świętemu.
– Papież Franciszek wybiera się do Polski na obchody Światowych Dni Młodzieży, a także na uroczystości związane z 1050. rocznicą Chrztu naszej ojczyzny. Czy Ksiądz Kardynał także przyjedzie?
– Oczywiście, mam nadzieję, że tak. Choć moja rola u św. Piotra nie pozwala mi na częste podróże. Czasem żartuję sobie, że nie pracuję w Bazylice św. Piotra w Watykanie, ale u św. Piotra w Okowach (śmiech). Czuję się trochę jak proboszcz, którego nie może zabraknąć w parafii, bo inaczej wszystko się posypie. Jeśli Ojciec Święty mnie ze sobą zabierze, to przyjadę z największą radością, bo kocham Polskę, Wasz naród, jestem zafascynowany Waszą historią, tradycją. Szczególnie czuję się też związany z Częstochową, choć byłem tam, niestety, tylko raz – w sierpniu 1999 r. i byłem zachwycony obecnością pielgrzymów, zwłaszcza ludzi młodych. Byłem przejęty i zdumiony, widząc tak wielkie rzesze. Gdyby tak się dało we Włoszech...
– Księże Kardynale, czekamy! A zanim to nastąpi, Czytelnicy „Niedzieli” poprzez słowo opublikowane na łamach tygodnika będą gościć Księdza Kardynała w swoich domach, za co szczególnie Eminencji dziękujemy.
– To ja dziękuję i życzę każdemu z Was, by był dumny z Waszej wspaniałej historii. Jan Paweł II zawsze o to prosił: nie zaprzeczajcie Waszej historii, nie odcinajcie się od Waszych korzeni. Polska ma wspaniałą przeszłość, ma bardzo zdrowe korzenie. Bądźcie im wierni i odważnie patrzcie w przyszłość.