Imieniny: Adelii, Klemensa, Felicyty

Wydarzenia: Dzień Licealisty

Wywiady

 fot. wikipedia.org

Rozmowa z dr. Romanem Zającem, biblistą i demonologiem, absolwentem Instytutu Nauk Biblijnych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

 

 

Pismo Święte tak naprawdę przekazuje nam niewiele faktów o życiu Maryi, zwłaszcza o Jej dzieciństwie i losach po śmierci Jezusa. Mimo to są pisma, czyli apokryfy, dzięki którym możemy dowiedzieć się czegoś o życiu Matki Bożej. Co zawierają i czy mogą być wiarygodnym źródłem informacji?

Na wstępie trzeba powiedzieć, że apokryfy to różne utwory przypominające treściowo i stylistycznie księgi biblijne, które nie zostały włączone do kanonu Pisma Świętego, a więc nie są i nigdy nie były częścią Biblii. Zazwyczaj utwory te powstały znacznie później niż pisma chociażby Nowego Testamentu, choć niektóre z nich sięgają czasów bliskich I w. Kościół, ustalając kanon Pisma Świętego, orzekł, że utwory te nie zostały napisane pod natchnieniem Ducha Świętego, a więc są owocem wyłącznie ludzkich dociekań, wyobrażeń i fantazji. Cieszyły się one co prawda dużą pobożnością, ale była to taka fantastyka religijna, próba wypełnienia białych plam Biblii, która nie o wszystkim mówi, np. o dzieciństwie Jezusa. Ciekawość stworzyła zapotrzebowanie na takie utwory. Zresztą do dziś powstają różne literackie i filmowe wersje wydarzeń biblijnych, w których wyobraźnia reżysera uzupełnia to, czego nie wiemy. Najlepszym przykładem może być film „Młody Mesjasz” wyświetlany właśnie na ekranach kin i oparty na literackiej fantazji Anne Rice pt. „Chrystus Pan. Wyjście z Egiptu”. Apokryfy nie są więc wiarygodnym źródłem informacji, co nie wyklucza, że - ze względu na starożytne pochodzenie - mogło się w nich znaleźć coś, co było elementem przekazywanej ustnie tradycji Kościoła. W apokryfach są nim prawdopodobnie imiona rodziców Maryi - Joachim i Anna. Dlatego też w liturgii czcimy św. Annę jako babcię Jezusa, choć nie została ona wspomniana w żadnej księdze Nowego Testamentu.

 

Co jeszcze apokryfy mówią o rodzicach Maryi?

Najwięcej szczegółów na ich temat zawiera tzw. Protoewangelia Jakuba. Według niej Anna przyszła ponoć na świat w Betlejem ok. 70 lat przed narodzeniem Chrystusa i wywodziła się z królewskiego rodu Dawida. Gdy miała 24 lata (a więc bardzo późno, jak na ówczesne standardy), poślubiła Joachima, Galilejczyka, stosunkowo zamożnego pasterza owiec. Zamieszkali razem w Nazarecie. Niestety przez prawie 20 lat nie mieli żadnego potomstwa. A trzeba pamiętać, że posiadanie dzieci było uważane za wyraz Bożego błogosławieństwa, bezpłodność traktowano zaś niczym ciążącą na kobiecie klątwę. Joachim i Anna przeprowadzili się w pewnym momencie z Galilei do Jerozolimy i zamieszkali w miejscu, gdzie dziś wznosi się kościół św. Anny. Joachim udał się na pustynię, aby tam przez 40 dni pościć i modlić się o potomstwo. Wówczas we śnie ukazał mu się archanioł Gabriel i powiedział, aby udał się do czekającej na niego w Jerozolimie Anny, a Bóg obdarzy ich upragnionym dzieckiem. W tym samym czasie anioł powiedział Annie, że urodzi córkę, o której będzie mówił cały świat i polecił, aby wyszła na spotkanie męża. Małżonkowie spotkali się przy bramie miasta, a potem wrócili natychmiast do domu i poczęli przecudnej urody dziewczynkę, której nadano imię Mariam. W średniowiecznej „Złotej legendzie” Matka Boska została poczęta już podczas pocałunku Jej rodziców przy bramie jerozolimskiej. Teraz nas to może trochę śmieszyć, ale w ten sposób ludowa pobożność starała się ukazać, że Maryja była wolna od grzechu pierworodnego.

 

Protoewangelia Jakuba opisuje także, że Joachim i Anna przeznaczyli swą córkę do życia w świątyni. Co to znaczy?

W ten sposób starano się pokazać, że słowa Maryi do anioła „Nie znam męża”, oznaczały, iż ślubowała Ona Bogu zachowanie dziewictwa do końca życia. Według Protoewangelii Jakuba jako trzyletnie dziecko Maryja podjęła służbę w świątyni, gdzie tkała zasłonę przybytku. Kiedy kapłani w Jerozolimie postanowili uczynić nową zasłonę dla świątyni, wybrali siedem dziewcząt bez skazy przed Bogiem, z pokolenia Dawida, wśród których znalazła się także Maryja. Dziewczynki ciągnęły losy, jakim kolorem nici będą tkać. Maryi przypadł szkarłat i purpura, co według autora apokryfu symbolizować miało późniejsze poczęcie Chrystusa i Jego królewską godność. Protoewangelia Jakuba wspomina też, że kiedy Maryja ukończyła 12 lat, arcykapłani na polecenie anioła w cudowny sposób wybrali dla Niej męża, aby był opiekunem i stróżem dziewictwa dziewczynki opuszczającej świątynię.

 

I do roli tej wybrany został właśnie Józef?

Tak. Apokryf ukazuje go zresztą jako owdowiałego starca, posiadającego przed małżeństwem z Maryją już czworo dzieci. Miała go wskazać gołębica, która usiadła mu na głowie.

 

Czemu akurat on?

Bo był bardzo sprawiedliwy, dobry i szlachetny, a poza tym „stareńki”, jak to śpiewamy w kolędzie. Widocznie autor apokryfu uznał, że uczynienie z Józefa staruszka doskonale tu pasuje, bo starość jest lepszym opiekunem dziewictwa niż młodość. Osobiście uważam jednak, iż ukazywanie Józefa jako starca z siwą brodą jest dla niego wielce krzywdzące. Znacznie bardziej opowiada mi wizja młodego człowieka, mężczyzny, który był naprawdę zakochany w Maryi i podjął nieziemsko trudne wyzwanie wychowywania nieswojego dziecka. Dlatego bardzo mi się podoba, jak zostało to ukazane w filmie „Narodzenie” („The Nativity Story”). Józef jest tam młodym mężczyzną w pełni sił witalnych.

 

Protoewangelia mówi też o cudownych okolicznościach narodzin Jezusa. Bez bólu i cierpienia...

Według wielu apokryficznych opowieści Maryja urodziła Jezusa tak łatwo, lekko i przyjemnie, że właściwie nic nie poczuła. Wynikało to z poglądu, iż skoro według Księgi Rodzaju (3,16) bóle porodowe były konsekwencją grzechu pierworodnego, to Maryja (Niepokalanie Poczęta, a więc wolna od grzechu pierworodnego) nie doświadczyła tych konsekwencji. Powoływano się też na słowa proroka Izajasza. „Zanim odczuła skurcze porodu, powiła dziecię, zanim nadeszły jej bóle, urodziła chłopca. Kto słyszał coś podobnego?” (Iz 66,7), choć oczywiście nie odnoszą się one do Maryi, ale symbolicznie do Syjonu. W rzeczywistości poród Maryi pewnie nie odbiegał od innych porodów.

 

Wszystkie przebił jednak chyba apokryf „Wniebowstąpienie Izajasza”, według którego Jezus narodził się zaledwie po dwóch miesiącach ciąży w sposób nadprzyrodzony, nie tylko bez bólu, ale i bez tradycyjnych narodzin...

Tak. Miał On jakoby przeniknąć przez ciało Maryi i nagle pojawić się u Jej boku. No cóż... Możemy w tym dostrzec jakieś wpływy herezji zwanej doketyzmem, która negowała realność wcielenia i wszystkie związane z tym konsekwencje. Niektóre apokryfy lubowały się w takich niedorzecznych cudownościach, niebezpiecznie ocierając się o herezję, albo wprost głosząc poglądy heretyków.

 

Niewiele też wiemy o tym, jaką mamą była Maryja. Tzn. znamy ją z obrazów, na których tuli małego Jezusa. Czy apokryfy lub Biblia mówią jednak coś więcej na ten temat?

Z pewnością Maryja była dobrą mamą. Ostatecznie na swoją ziemską matkę wybrał Ją sam Bóg. Spróbujmy to sobie uświadomić, że Syn Boży przez dziewięć miesięcy przebywał w Jej łonie, a Ona była wtedy dla Niego całym światem. To do Niej tulił się jako niemowlę. To Jej bicie serca Go uspokajało.

 

A czy mały Jezus stwarzał problemy wychowawcze?

Myślę, że wychowanie wiąże się z różnymi problemami, a nawet najbardziej kochane maluchy potrafią wyprowadzić z równowagi. Jezus jako dziecko rozwijał się i uczył świata, w którym żył. Być może zdarzało mu się także spsocić albo popsuć coś w zabawie. Ludzka rzecz. A Syn Boży stał się przecież człowiekiem. Co ciekawe, istnieje pewien bardzo dziwny apokryf, który szczegółowo opisuje rzekome szokujące fanaberie małego Jezusa. W „Ewangelii Dzieciństwa Tomasza” czytamy, jak Jezus rzuca klątwę na syna Annasza, który drażni go w trakcie zabawy, w konsekwencji czego chłopiec usycha. Inne dziecko pada martwe po tym, jak niechcący trąca Jezusa w ramię. Jezus popisuje się własną wiedzą i zawstydza swego nauczyciela, zadając mu liczne pytania o naturze liter. Kiedy inny nauczyciel, rozgniewany impertynencją Jezusa, uderza go, natychmiast pada martwy. Jezus, oskarżony zostaje o zepchnięcie kolegi z dachu (bo nie miał dobrej reputacji) i wskrzesza go tylko po to, aby chłopiec potwierdził, że sam spadł. W „Ewangelii Dzieciństwa Tomasza” jest jeszcze dużo więcej podobnych, dziwacznych i szokujących historii. Pewnie autor uważał, iż w ten sposób ukaże boskość Jezusa objawiającą się już w dzieciństwie, ale w konsekwencji wyszło mu coś groteskowego i budzącego śmiech. Teraz „Ewangelię Dzieciństwa Tomasza” przywołuje się, aby dowieść, na jakie bezdroża absurdu może zboczyć ludzka fantazja. To pokazuje też, dlaczego takie pisma nie zostały uznane za natchnione.

 

Według Ewangelii św. Jana po śmierci Jezusa Maryją zaopiekował się umiłowany uczeń.

Tak. Św. Jan, który był najmłodszy z grona apostołów, miał odwagę podejść pod sam krzyż i widzieć wyraźnie straszliwą agonię i cierpienie Jezusa. Nawet gdy wszyscy uczniowie opuścili Go w godzinie męki, on jeden, razem z Maryją i innymi kobietami, stał pod krzyżem. I to do Jana Jezus ostatecznie skierował słowa, aby zaopiekował się Jego Matką, oddając zarazem umiłowanego ucznia pod Jej opiekę. W ten sposób stał się on symbolem każdego ucznia Jezusa, a nowa więź pomiędzy nim i Matką Pana posłużyła autorowi czwartej Ewangelii jako obraz miłości Kościoła i jego dzieci.

 

A czy wiadomo, co działo się z Maryją po śmierci Jezusa i Jego zmartwychwstaniu? Ewangelia nie wspomina na przykład nic o ich spotkaniu.

To prawda. Mamy w Piśmie Świętym opisane spotkanie Zmartwychwstałego z Marią Magdaleną czy z uczniami podążającymi do Emaus oraz różne chrystofanie, których doświadczyli apostołowie. Brak natomiast nawet najmniejszej wzmianki o spotkaniu Jezusa z Maryją. Także św. Paweł, który w 1 Liście do Koryntian podał listę świadków zmartwychwstania, nie wspomniał wśród nich Maryi (1 Kor 15, 4-8). Brak takiej wzmianki tak bardzo zaskoczył niektórych chrześcijan, że na własną rękę wprowadzali korektę. Na przykład diakon Efrem z Mezopotamii (zm. 373) zmienił spotkanie Jezusa z Marią Magdaleną przy pustym grobie (J 20, 15-16) w dialog Jezusa ze swoją Matką. W apokryficznych „Aktach Tadeusza” znajduje się zaś zdanie, że Jezus ukazał się najpierw swojej Matce, a dopiero potem innym kobietom. Ewangeliści postanowili być tu dyskretni. Może przez szacunek dla intymności tego wydarzenia.

Dziękuję za rozmowę.

Źródło:
;