Wywiady
Powierzył swoje życie Jezusowi
Z Joanną Bątkiewicz-Brożek, dziennikarką, publicystką, tłumaczką, autorką książki „Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda”, rozmawia Kinga Ochnio.
W jaki sposób w Pani życiu pojawił się neapolitański kapłan ks. Dolindo Ruotolo?
Kilka lat temu tłumaczyłam książkę Antonio Socciego „List do córki”. Tam znalazłam akt zawierzenia - modlitwę znaną jako „Jezu, Ty się tym zajmij”. Zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Zaczęłam się nią modlić. Pewnego dnia, jadąc na kolegium do redakcji „Gościa Niedzielnego”, zastanawiałam się, o czym napisać kolejny tekst. I wymyśliłam, żeby dowiedzieć się, kto jest autorem tej modlitwy. A. Socci w przypisie dał tylko lakoniczną informację, że napisał ją ks. Dolindo Ruotolo - mistyk z Neapolu. W internecie znalazłam informację, że był to kapłan, do którego wiernych wysyłał sam św. o. Pio. Tak zaczęła się moja znajomość z ks. Dolindo. Powstał tekst, po którym była niesamowita liczba listów i telefonów z pytaniem, czy istnieje jakakolwiek książka, cokolwiek więcej o ks. Dolindo. Później pojawił się telefon z wydawnictwa Esprit z pytaniem, czy napiszę biografię neapolitańskiego kapłana. Nie mogłam odmówić. Od tego momentu zaczęłam wchodzić głębiej w jego życie.
Skąd pomysł, aby odbyć wycieczkę śladami mistyka do jego rodzinnego Neapolu?
Dziennikarska uczciwość wymaga tego, żeby zbierać informacje u źródła. Ks. Dolindo związany był z Neapolem od urodzenia aż do samej śmierci, ale, jak się okazało, nie ma o nim żadnej książki. Natrafiłam tylko na autobiografię oraz spis kilkudziesięciu tomów książek i komentarzy do Pisma Świętego jego autorstwa. Nie widziałam innej możliwości, jak wyruszyć do Neapolu i dotrzeć do źródeł. Jestem przekonana, że ks. Dolindo prowadził mnie z nieba od świadka do świadka. Przyznam, że z wielkim zdziwieniem przyjęłam informację, że od czasu jego śmierci w 1970 r. nikt nigdy nie wszedł do archiwów, gdzie znajdowały się jego rękopisy. Okazało się też, że żyje krewna ks. Dolindo, bratanica - Grazia Ruotolo. Niesamowitą radością było dla mnie to, że spotkam świadka jego życia i na dodatek kogoś z rodziny. Ta osoba bardzo mnie prowadziła, podobnie jak siostry franciszkanki Niepokalanej, które w Neapolu opiekują się spuścizną po ks. Dolindo.
Jak kapłana wspominali ludzie, których spotkała Pani na swojej drodze?
Za każdym razem spotkania ze świadkami życia ks. Dolindo były bardzo poruszające. Są to ludzie starsi, mający ok. 80 lat, którzy z wielkim wzruszeniem opowiadali o kapłanie jak o kimś, kto jest nadal częścią ich życia, mimo że jest po drugiej stronie, kogo noszą w sercu. Pamiętam spotkanie z profesor uniwersytetu w Neapolu. W jej domu, w kuchni, przy zdjęciu ks. Dolindo wisiał plik zapisanych kartek. Bardzo mnie to zaciekawiło i zapytałam, co to jest. Pani Anna wytłumaczyła mi, że każdego dnia ktoś z członków jej rodziny albo ona wbija na haczyk karteczkę z jakąś myślą, pytaniem do ks. Dolindo, prośbą o wstawiennictwo, pomoc w chorobie, czyli wszystko, co dotyczy ich życia rodzinnego.
Imię Dolindo w dialekcie neapolitańskim oznacza cierpieć. Cierpienie było znane ks. Ruotolo już od dzieciństwa...
Całe jego życie to było, jakbyśmy powiedzieli po ludzku, pasmo nieszczęść. Był maltretowany przez ojca, cierpiał niesamowity głód, zimno, ubóstwo. W szkole był wyśmiewany, w seminarium - przez swojego przełożonego traktowany jak popychadło. Po procesie przed Świętym Oficjum, który był jednym z najdłuższych i najcięższych w skutkach w historii tej instytucji, kiedy został zawieszony w obowiązkach kapłana, był wytykany na ulicy, odrzucony przez rodzinę. Naprawdę bardzo dużo wycierpiał, ale nigdy nie użalał się nad sobą. Każde cierpienie oddawał Chrystusowi. Nawet św. o. Pio powiedział o ks. Dolindo, że on całe życie był z Chrystusem na krzyżu i że towarzyszyła mu Matka Boża, tak jak Jezusowi na Górze Kalwarii. Przetrwał dzięki temu, że wszystko, co się wydarzało, przyjmował jako wolę Bożą. Być przez 20 lat zawieszonym w czynnościach kapłańskich, nie rzucić sutanny, kochać Kościół i nie pozwolić powiedzieć złego słowa na niego - to heroizm, którego w historii Kościoła nie było.
Neapolitańczyk jest w czołówce najbardziej prześladowanych i nękanych kapłanów w historii byłej Inkwizycji. Przyszły sługa Boży był podejrzewany o herezję. Jakie ciążyły na nim zarzuty?
Sformułowane zostały na podstawie donosów ludzi. Były takie same, jakie usłyszał o. Pio, czyli tworzenie wokół siebie aury świętości, wianuszka adoratorek kobiet, bo wokół ks. Dolindo gromadziło się spore grono tzw. córek duchowych, jego uczennic, które ewangelizowały, tak jak je prosił, na ulicach. Z tych zarzutów Święte Oficjum bardzo szybko go oczyściło, widząc jego postawę, sposób, w jaki się wyrażał i jakim był niesamowicie pokornym człowiekiem. Pomimo tego podtrzymano karę zawieszenia w czynnościach kapłańskich, bo, jak powiedział komisarz prowadzący proces, ks. Dolindo wprowadza do Kościoła nowość, a tej nowości boją się kardynałowie. Ks. Dolindo mówił o prowadzeniu Mszy św. w języku narodowym, o możliwości odprawiania przez księży dwóch nabożeństw w ciągu dnia, o tym, że wierni powinni przystępować do Komunii codziennie, by w domach mogli mieć Pismo Święte, postulował, by jak najwięcej adorować Przenajświętszy Sakrament i wprowadzić nabożeństwa wieczorne. Ks. Dolindo był mistykiem, czego w tamtych czasach w Kościele bano się szczególnie. Miał dar bilokacji, czytał w ludzkich duszach, spisywał tysiące stron przekazów, które otrzymywał od Jezusa i Matki Bożej w czasie tzw. lokucji wewnętrznych. Te zapiski były na tyle mocne i głębokie, że papież zaprosił ks. Dolindo na spotkanie do siebie. Jego misja to było naciskanie na wagę i rolę Mszy św., adoracji, przyjmowania Komunii. W przekazach, które zostawił, jest bardzo dużo mocnych słów pod adresem kapłanów. Bo ks. Dolindo szedł tam, gdzie były najtrudniejsze przypadki księży, którzy byli na tzw. krawędzi - wahali się, przeżywali trudności. Kapłani zmieniali się pod jego wpływem. Po ukazaniu się książki otrzymałam wiele listów od księży. Jeden z nich napisał, że był na drodze załamania i ks. Dolindo podniósł go z tego.
Jedną z konsekwencji prześladowania przez Kościół był zakaz odprawiania Mszy św. Jak ks. Dolindo to przeżył?
Kiedy w czasie przesłuchań usłyszał o tym, zemdlał. Odsunięcie od Eucharystii to była dla niego najgorsza kara i największy cios. Przytulał się do otwartego tabernakulum, płakał i pytał Jezusa z wielką pokorą: „dlaczego?”. Codziennie uczestniczył w Mszy św. i siadał w ostatniej ławce. W czasie jednej z lokucji wewnętrznych Matka Boża powiedziała: „Jezus tak bardzo upodabnia ciebie do siebie... Przyjmij to, bo jest to dla dobra Kościoła”. W czasach, kiedy mamy najwięcej odejść z kapłaństwa, ks. Dolindo mówi: patrzcie, prześladowali mnie, odsunęli mnie, ale ja się nie załamałem, bo Kościół to Jezus, poraniony, który upada pod ciężarem grzechów, ale wytrwajcie. To ważny apostolat i przykład nie tylko dla dzisiejszego Kościoła, ale i świata.
Wokół ks. Dolindo działo się wiele nadprzyrodzonych zjawisk. Czuł fizycznie obecność Jezusa, notował Jego słowa. Efektem jest niezwykła modlitwa zawierzenia: „O Jezu, oddaję Ci się, Ty się tym zajmij!”, która jest porównywana z objawioną św. s. Faustynie modlitwą „Jezu, ufam Tobie”. Dlaczego mówi się o niej, że ma potężną moc?
Sam Pan Jezus powiedział, że tysiąc modlitw nie znaczy tyle, co ten jeden akt oddania „Jezu, Ty się tym zajmij”. Jezus przekazuje obojgu zbieżny przekaz, chociaż jeśli chodzi o ks. Dolindo, jest on jeszcze mocniejszy, bo nie tylko „Jezu, ufam Tobie”, ale oddaje Ci całkowicie każdą sprawę, przyjmę wszystko, co Ty zadecydujesz, Ty mnie prowadź. Jeżeli tę modlitwę odmówi się tak, jak Pan Jezus proponuje w czasie lokucji ks. Dolindo, z zamkniętymi oczami - całkowicie odkładając na bok nasze nawyki i skłonności do kombinacji, przemyśleń, bo zawsze mamy gotowy plan, wiemy, co powinno być - to z bardzo trudnej sytuacji Pan Jezus wyprowadza wszystko na prostą. Ale uwaga - nie jest tak, że On za nas wszystko załatwi i będzie tak, jakbyśmy chcieli. Czasami z naszego ludzkiego punktu widzenia sprawa beznadziejnie się skomplikuje.
Ks. Dolindo kochał Polskę. A skąd czerpał wiedzę o naszym kraju?
O Polsce wiedział sporo od polskich imigrantów. Po obu wojnach światowych bardzo dużo osób uciekało do Włoch. Byli oni obecni w kościołach. Księża w Neapolu wiedzieli, że naród polski jest bardzo religijny i że bardzo kocha Matkę Bożą. Druga rzecz to słynne proroctwo dotyczące pontyfikatu Jana Pawła II. W liście z 1965 r. do mieszkającego w Rzymie polskiego dyplomaty hrabiego Witolda Laskowskiego ks. Dolindo napisał: „Świat chyli się do upadku, ale Polska, dzięki nabożeństwom do Mego Niepokalanego Serca, uwolni świat od straszliwej tyrani komunizmu, tak jak za czasów Sobieskiego z 20 tysiącami rycerzy wybawiła Europę od tyrani tureckiej. Powstanie z niej nowy Jan, który poza jej granicami heroicznym wysiłkiem zerwie kajdany nałożone przez tyranie komunizmu”.
Przyznaje Pani w książce, że grób ks. Dolindo w Neapolu odwiedzają nieliczni, ale ci, którzy tam trafią, mówią o przełomie w życiu. Co takiego dzieje się za jego wstawiennictwem?
Ks. Dolindo w swoim testamencie duchowym napisał m.in. takie zdanie: „kiedy przyjdziesz do mnie, do grobu, zapukaj. Ja nawet zza grobu odpowiem ci: «Ufaj Bogu »”. Przez to zdanie ks. Dolindo obiecuje, że ktokolwiek do niego się zwróci, będzie pod jego opieką. Bardzo często słyszałam w Neapolu, że ks. Dolindo chce się tobą zaopiekować. Na jego grobie jest bardzo dużo wotów dziękczynnych, świadectw o uzdrowieniach fizycznych, o urodzeniu dzieci w sytuacjach stwierdzonej bezpłodności. Ks. Dolindo na pewno jest znakomitym wstawiennikiem - wstawia się przed Bogiem w naszych sprawach.
Dziękuję za rozmowę.
To najpiękniejsza książka jaką ostatnio czytałam. Polecam.