Jaśniej
Pożyteczne szkodniki
Rozproszenia na modlitwie - chcemy z nimi walczyć, ale nie bardzo wiemy jak. Najczęściej traktujemy je jak szkodniki, a przecież jeśli je mądrze wykorzystamy, mogą pomóc.
Niezapowiedziany gość?
Rozproszenia podczas modlitwy nie przychodzą bez powodu. One tak czy inaczej w tobie „siedzą”. Modlitwa je uaktywnia, ponieważ często jest jedyną przestrzenią ciszy, którą fundujesz sobie w ciągu dnia. W ten sposób pozwalasz dojść do głosu twojemu wnętrzu. I dobrze, że czynisz to przed Bogiem. „Proszę księdza, ledwie zaczynam modlitwę, a już moje myśli biegną w innym kierunku”. To oczywiste. Nasze myśli krążą wokół rzeczy, które w danej chwili najbardziej nas absorbują. Dlatego nie wolno zwalczać ich „przemocą” i wyrzekać się ich z poczuciem winy. Rozproszenie to nie grzech. To raczej narzędzie, wskaźnik tego, co pochłania cię najbardziej. Warto uczynić to przedmiotem modlitwy. Czym innym jest świadoma wewnętrzna ucieczka w świat fantazji (np. podczas Mszy świętej), a czym innym pokorne przyznanie się przed Bogiem do tego, że jest coś, co mocno mnie angażuje a nawet obciąża.
Pozytywne rozproszenie
Dobrze wykorzystane rozproszenie podczas modlitwy jest w stanie przysporzyć wiele dobrego. Po pierwsze – wyzwala z egoizmu: przestaję „kontrolować” moją modlitwę i napawać się jej „doskonałością”, jakby była moim dziełem. Twoja modlitwa nie jest tylko twoją własnością! To spotkanie z Osobą, która kocha cię takim, jaki przed Nią stajesz! Nieumiejętność zaakceptowania rozproszeń na modlitwie często obnaża naszą pychę. Chcielibyśmy być perfekcyjni we wszystkim, czego się podejmiemy. Tyle, że Bóg wcale tego od nas nie oczekuje. Wśród rozproszeń ginie moje „ego”, ponieważ objawia się prawda o mojej słabości. Modlitwa to nie jest jakieś ezoteryczne spełnianie siebie. Ezoterycy czasem mawiają: „Ależ wysoki stopień własnej doskonałości już osiągnąłem: potrafię trwać godzinę w milczeniu i nic mnie nie rozprasza!”. Tylko… czy warto „siedzieć w nierozproszonej ciszy”, żeby rosnąć w pychę? Bądź „malutki” przed Bogiem i nie bój się mówić Mu o tym, co cię rozprasza. Pamiętaj, że modlitwa jest działaniem łaski Boga w tobie. A najbardziej tej łaski potrzebują te sprawy, które akurat teraz martwią cię najmocniej.
Wypuść ster
Modlitwa wśród rozproszeń potrafi pociągnąć duszę na głębsze stopnie modlitwy. Czemu? Bo uczy puszczać ster i przyjmować siebie takim, jaki jestem. Dodatkowo leczy patrzenie na Boga: zaczynasz rozumieć, że Bóg nie jest z ciebie „zadowolony” tylko wtedy, gdy potrafisz przed Nim skontrolować swój umysł.
Aby odróżnić „dobre” rozproszenie od dobrowolnej ucieczki w świat marzeń, warto wypróbować kilka kroków. Gdy zaczynasz modlitwę, wycisz się. Posiedź chwilę w ciszy i wolno oddychaj. Uświadom sobie, że chcesz spotkać się z Bogiem. Później pozwól swoim myślom, by poinformowały cię o wszystkich troskach, sprawach, a może upadkach, które cię obarczają. Następnie świadomie, silnym aktem wiary oddaj je Bogu, mówiąc: „Boże, oddaję Ci to i to”. A teraz wejdź w modlitwę. Na pewno część spraw oddanych Bogu „przed” modlitwą i tak „zamelduje się” w jej trakcie. Nie bój się tego. Nie walcz z tym. Uwierz, że dana sprawa już jest „bezpieczna”. Teraz (dopiero teraz!) możesz ją zignorować, odwrócić od niej uwagę. Powtarzaj: „Boże, moją wolą jestem przy Tobie”. Bądź pewien, że Bóg pobłogosławi twoją szczerość i na pewno podsunie ci rozwiązanie problemów. Daj Mu tylko dojść do głosu…