Wywiady
Prymas ciągle przemawia
Z o. prof. Zdzisławem Kijasem OFM Conv, relatorem procesu beatyfikacyjnego kard. Stefana Wyszyńskiego, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka.
28 maja minęła 35 rocznica śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego. Od 27 lat trwa jego proces beatyfikacyjny. Na jakim etapie obecnie się on znajduje i kiedy możemy spodziewać się zakończenia?
Aktualnie proces sługi Bożego kard. S. Wyszyńskiego jest już na etapie rzymskim, tzn. znajduje się w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Oznacza to, iż został ukończony na terenie diecezji, opracowano positio, czyli dokumentację nt. życia i cnót prymasa, i dlatego można podjąć dalsze prace, których celem jest kanonizacja sługi Bożego. Również w samej kongregacji proces jest zaawansowany. Jakiś czas temu positio poddano ocenie dziewięciu teologów cenzorów. Teraz czeka na opinię kardynałów i biskupów, a następnie dokument zostanie przedstawiony samemu papieżowi. Dopiero gdy dwa ostatnie etapy zostaną zakończone pomyślnie, mogą rozpocząć się prace nad materiałem dotyczącym ewentualnego uzdrowienia, które uznane zostało za nadzwyczajne, czyli niemożliwie do wyjaśnienia przez medycynę. Zatem jeszcze wiele przed nami. Ponieważ beatyfikacja i kanonizacja są przede wszystkim „dla Kościoła”, trzeba modlić się o obfite owoce duchowe tego procesu, czyli przez wstawiennictwo księdza prymasa.
Media wielokrotnie donosiły, że jest to trudny proces. Dlaczego?
Odpowiedź zależy od tego, jak rozumie się ową trudność. Jeżeli wiąże się ją z sytuacją skomplikowaną, wręcz graniczącą z niemożliwością do rozwiązania czy wyjaśnienia, to z pewnością nie można jej odnosić do procesu beatyfikacyjnego kad. Wyszyńskiego. Sprawa rzeczywiście nie była łatwa, ale w tym sensie, że dotyczyła życia i dzieła jednej z najważniejszych osób w historii powojennej Polski. Zresztą sługa Boży związany był nie tylko z historiografią polską, ale także szerzej - z historią Kościoła katolickiego, który w okresie powojennym przechodził bardzo ważne przemiany, a udział w nich kard. Wyszyńskiego był niezwykle istotny. To zatem proces czasowo i tematycznie obszerny, wymagający wnikliwej kwerendy w archiwach państwowych i kościelnych - polskich, zagranicznych, a w szczególności zaś watykańskich. 80 lat życia kard. Wyszyńskiego pokryło się z wielkimi - jeżeli nie najważniejszymi - wydarzeniami, jakie znała historia Europy i Polski na przestrzeni XX w. Ze szczegółowym wyjaśnianiem tych faktów, wnikliwej analizy „sposobu”, w jaki uczestniczył w nich sługa Boży, czyli jego słów i postaw itd., związana była określona trudność procesu. Pełne, a zatem obiektywne wyjaśnienie wszystkich zdarzeń, zachowań ludzi, w tym szczególnie kard. Wyszyńskiego, jego gestów i słów, wymagało zaangażowanie w proces osób wysoko wykształconych, naukowo kompetentnych. Nie chodziło więc tyle o trudność związaną z osobą prymasa, ale o niełatwe czasy, w jakich dane było mu żyć.
W jednym z wywiadów O. Gabriel Bartoszewski, wicepostulator procesu, podkreślił też, iż to nietypowy proces. Na czym ta nietypowość polega?
Nie wiem, co o. Gabriel miał na myśli, kiedy mówił o procesie „nietypowym”. Nie znając jego intencji, nie mogę również powiedzieć, na czym polegała ta nietypowość. Osobiście myślę jednak, że był on nietypowy w tym sensie, że - poprzez postać prymasa - dokonywał etycznej refleksji nad historią Polski XX w. Nie muszę dodawać, iż były to dzieje niezwykle bogate w wydarzenia - piękne, jak odrodzenie się polskiej państwowości, ale też trudne, jak dwie wojny światowe i okres niewoli komunistycznej. Był on natomiast procesem zupełnie normalnym, czyli regularnym od strony prawnej. Postępował według etapów, jakie przewiduje Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych w przypadku osób zmarłych w opinii świętości.
Na co podczas procesu beatyfikacyjnego zwraca się szczególną uwagę u kandydata na ołtarze?
W istocie proces beatyfikacyjny ma za zadanie dowieść, że kandydat na ołtarze praktykował cnoty chrześcijańskie w stopniu heroicznym. Co to oznacza? Że jego wiara, nadzieja i miłość wyrastały ponad przeciętność. Ale nie tylko chodzi o cnoty teologalne. Zebrane dokumenty i składane pod przysięgą zeznania świadków życia sługi Bożego mają potwierdzić, że również cnoty kardynalne czy moralne starał się przeżywać wyjątkowo, czyli heroicznie.
W listopadzie 2015 r. kard. Kazimierz Nycz złożył w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych „Positio super virutibus”, czyli dokumentację o heroiczności cnót kard. Stefana Wyszyńskiego. Jakie cnoty Prymas Tysiąclecia praktykował heroicznie?
Jak już powiedziałem, zadaniem procesu jest dowieść w oparciu o dokumenty obiektywne i zeznania świadków, że prymas zachowywał wszystkie cnoty, a wiele z nich w sposób heroiczny. Bez wątpienia wiarę przeżywał w sposób wyjątkowy! W ciemnych czasach swojej ziemskiej egzystencji kard. Wyszyński wiary nie utracił, ale w niej nieprzerwanie wzrastał. Dlatego właśnie mógł być pasterzem Kościoła w Polsce. Kto bowiem nie wierzy, że znajdzie zielone pastwiska dla swoich owiec, że wilk ich nie pożre, iż mimo zewnętrznych trudności doświadczać one będą pokoju i bezpieczeństwa, nie może być pasterzem. Z wiary wypływała odwaga duchowa, żywiąca się wiarą w Bogu, którego jedynie należy się obawiać, czuć przed Nim respekt i być Mu posłusznym. Prymas szanował każdego człowieka, ale bał się wyłącznie Boga. Respektował prawa stanowione przez ludzi, lecz szukał ich ostatecznego zakorzenienia w prawie Bożym. Myślę, że inną jeszcze cnotą prymasa, przeżywaną z wielką mocą, była nadzieja. Nie tracił jej także wtedy, kiedy kraj i Europę spowiła ciemność nazizmu czy komunizmu. Wierzył mocno Bogu, ufając, iż odniesie On ostateczne zwycięstwo, że dojdzie do głosu Pan i Jego prawo. Jestem przekonany, że prymas praktykował w sposób heroiczny również cnotę posłuszeństwa oraz ubóstwa. Był posłuszny Kościołowi, papieżowi, ale przede wszystkim swoim obowiązkom. To może zabrzmieć nieco dziwnie, ale myślę, że trzeba mówić o posłuszeństwie temu, co wynika z życiowego powołania. Wiąże się z tym postawa obowiązkowości, wiernego wypełniania powierzonych zadań, gorliwego przestrzegania norm, jakie nakłada stan życia. Kard. Wyszyński był także ubogi materialnie.
Jakie, zdaniem Ojca, są najważniejsze rysy świętości prymasa Wyszyńskiego?
Kardynał posiadał cechy i rysy, które są typowe dla osoby pełniącej rolę duchowego przewodnika. W języku codziennym nazwalibyśmy go liderem. Prymas wyróżniał się też wrażliwym sercem zarówno na słowa pochodzące od Boga, jak również na losy i sytuacje ludzi, którzy go otaczali, ale jednocześnie posiadał jasne i dalekosiężne cele. Miał też silną, wręcz żelazną wolę, która pozwalała mu je podejmować. Był ponadto osobą niezwykle uporządkowaną i systematyczną. Wszystko to sprawiało, że, znając cele, wiedział także, jakich środków winien użyć do ich realizacji, a silna wolna dopełniała reszty. Nie bał się trudności, ale, owszem, bywało, iż właśnie w takich sytuacjach jego myśl stawała się jaśniejsza, a wola mocniejsza. Tak było w okresie jego uwięzienia, kiedy przygotowywał plan Wielkiej Nowenny Tysiąclecia.
Współcześni 20-30-latkowie raczej nie pamiętają kard. Wyszyńskiego i jego nauczania, nie wspominając o nastolatkach. Jak prymas może przemówić do dzisiejszej „smartfonowej” młodzieży?
Prymas ciągle przemawia, także do - jak pani pięknie ujęła - „smartfonowej” młodzieży. Problem czasami jest taki, że - zarówno starsi, jak również owa młodzież - nie słyszą tego, co mówi, albo słyszeć nie chce. Święci są niczym prorocy, którzy przepowiadają w porę i nie w porę, ale nie zawsze ich głos chce być usłyszany lub nie zawsze i nie wszyscy dają wiarę temu, co mówią.
Jakie są te najbardziej uniwersalne przymioty ducha i charakteru prymasa, które mogłyby być drogowskazem i dziś?
Piękną cechą w charakterze prymasa była gotowość do dialogu, rozmowy nawet z tymi, którzy byli mu nieżyczliwi. Prymas miał swoje ideały i nie zamierzał bynajmniej z nich rezygnować, ale umiał przy tym rozmawiać i pytać ludzi, w jaki sposób najlepiej je realizować; jak zachęcić innych do wstąpienia na drogę dobra i prawdy; jak pomóc innym, aby nie poddali się zniechęceniu. Ponadto prymas kochał swój kraj, jego historię, ludzi, którzy zamieszkiwali jego ziemię. Powiedziałbym, iż był dobrym obywatelem Polski. Nigdy nie mówił źle o swojej ojczyźnie poza jej granicami, a wiemy, że czasy, w jakich żył, należały do bardzo trudnych i ówczesna władza pozostawiała wiele do życzenia. Kiedy był w Polsce, nie szczędził mocnych słów, ale zagranicą tego nie czynił. Myślę, że jest jeszcze jeden bardzo charakterystyczny rys prymasa. To jego ogromna troska o jedność społeczną, o narodową zgodę, o przezwyciężanie istniejących podziałów lub unikanie nowych. Nie chciał rewolucji i wojny. Doświadczył jej okropnych konsekwencji, dlatego robił wszystko, co możliwe, aby sytuacja nigdy się nie powtórzyła. Wierzył mocno, że Polacy mogą i potrafią ze sobą mądrze rozmawiać. Miał nadzieję, iż nawet ci, którzy repreezntują idee przeciwne, są zdolni szukać zgody i dochodzić do niej.
Jaką rolę w życiu Ojca odegrał kard. Wyszyński? Które wątki z jego spuścizny są najbardziej inspirujące i przydatne Ojcu?
Odpowiedź nie jest prosta. Sytuuje się ona w przestrzeni wdzięczności i pragnień. To wdzięczność Bogu za dar prymasa, który służył Kościołowi, pośrednio zaś Polakom w bardzo trudnym okresie naszej historii narodowej. Lecz jest to również pragnienie, by mieć szlachetne ideały, umieć znajdować wokół siebie współpracowników i mieć wewnętrzną siłę do realizacji celów. Te cechy, mocne i obecne w życiu prymasa, bardzo mnie inspirują. Myślę również, że są one ważne i przydatne w szarości naszej codzienności. Prymas nie przestaje apelować, aby wznosić się ponad przeciętność, nie poddawać się trudnościom, które przychodzą, by nie rezygnować ze szlachetnych ideałów, wierząc, że Bóg udzieli potrzebnej łaski, aby doprowadzić je do pomyślnej realizacji. Kardynał bardzo ufał, że Maryja wstawia się za nami u swojego Syna, abyśmy nie zawiedli i, sami, dochodząc szczęśliwie do celu, pociągali jednocześnie innych. Ten odcień spuścizny kard. Wyszyńskiego inspiruje mnie bardzo!
Dziękuję za rozmowę.