Wywiady
Przeznaczeni do głoszenia
Mają już 800 lat ale wciąż nieskończony głód Boga w ludzkich sercach. 7 listopada dominikanie zainaugurowali jubileusz 800-lecia zakonu. Z przeorem krakowskiego klasztoru dominikanów o. Piotrem Ciubą rozmawia Michał Henkel.
M.H.: Co przez 800 lat zmieniło sie w Kościele dzięki zakonowi kaznodziejskiemu?
P.C.: Trzeba by pytać Kościoła (śmiech), ale mam nadzieję, że przez te 800 lat zakon dominikański coś dla Koscioła dobrego zrobił i chyba przede wszystkim za to będziemy Bogu dziękować. Oby ten jubileusz nie był okazją do chełpienia się jak to ważny jest zakon dla Kościoła, oby to była okazja do dzięczynienia, że jednak Bóg posługiwał się nami w historii, posługuje teraz i wierzę, że będzie się nadal posługiwał. Chcemy też wykorzystać ten jubileusz jako okazję do odnowy naszego charyzmatu. Nie koncentrujemy się na zewnętrznych wydarzeniach, choć oczywiście one będą, oby jednak nie były piewszorzędne.
M.H.: O tym chełpieniu się to chyba nieprzypadkowo, niektórzy skrót OP (od łacińskiej nazwy Ordo Praedicatorum – Zakon Kaznodziejów) tłumaczą nieraz złośliwie jako „Ogromnie Pyszni”.
P.C.: Znam wiele innych rozwinięć, niektórzy zwracają się do mnie per. opat, bo myślą, że ten skrót właśnie to oznacza.
M.H.: Podobno zakon powstał z potrzeby nowego duszpasterstwa.
P.C.: Św. Dominik zobaczył, że dotychczasowy sposób głoszenia Ewangelii jest nieskuteczny i postanowił opowiadać o Panu Bogu w zupełnie nowy sposób. Mówiąc dzisiejszym językiem rzeczywiście możemy powiedziec, że to jakaś potrzeba duszpasterska, chciał głosić te same treści w nowy sposób ufając, że będzie skuteczny i ta Ewangelia przekona i przemieni ludzi.
M.H. : W czym przejawiała się ta nowość?
P.C.: Przede wszystkim głosił Dobrą Nowinę w sposób ubogi, po prostu zsiadał z konia, ewangelizował nie z wyżyn hierarchii kościelnej tylko ze spotkania z człowiekiem na jego poziomie. Jest taka legenda o św.Dominiku, który siedzi w karczmie przez całą noc i opowiada o Ewangelii. Chodzi o spotkanie z człowiekiem na jego poziomie, posługiwanie się jego językiem, bo w ten sposób można przyprowadzić człowieka do Boga.
M.H.: Wszystko w myśl dewizy: głosić Słowo Boże wszystkim, wszędzie i na wszystkie sposoby.
P.C.: Można powiedzieć, że nie ma złych sposobów, by opowiadać o Panu Bogu. Trzeba rozpoznać komu głosimy Dobrą Nowinę, czego ten człowiek potrzebuje, jakie sposoby są skuteczne i przekonujące w danej sytuacji i dla danych ludzi. Każdemu będziemy głosić ją inaczej, bo różne są potrzeby, więc ta dewiza zakonu jest nadal aktualna.
M.H.: W Krakowie rodzina dominikańska działa bardzo prężnie, mamy instytut historyczny, liturgiczny, kolegium, studium filozoficzne.
P.C.: Chwała Bogu i oby nas zapał i ewangeliczna gorliwość nie opuściły, obyśmy dobrze rozpoznawali potrzeby ludzi. Cieszę się z tego, że nasze dzieło jest widoczne, oczywiście nie zadajemy sobie pytania: jak wiele robimy tylko jak wiele jest jeszcze do zrobienia? To pierwsze pytanie, które powinniśmy sobie zadawać, zobaczyć jak wielu ludzi jednak u nas nie ma w Kościele i szukać nowych sposobów.
M.H.: Młodych przy ulicy Stolarskiej jednak nie brakuje, wystarczy przyjść na Mszę akademicką.
P.C.: Duszpasterstwo akademickie było i wciąż jest jednym z obszarów, w którym konentrujemy nasze działanie. w Krakowie jest to o tyle łatwiejsze, że jest to miasto akademickie, podobnie jak Wrocław czy Warszawa. Inaczej sytuacja wygląda w małych miastach, gdzie też są nasze klasztory, zgodnie z naszą dewizą staramy się jednak wychodzić z Ewangelią wszędzie, do ludzi z którymi pracujemy. Inaczej ta praca wygląda w klasztorze w Katowicach gdzie jest parafia, inaczej w Krakowie a jeszcze inaczej w Jarosławiu.
M.H.: Niegdyś kaznodzieje podróżowali boso z Pismem Świętym, dziś tych środków jest mnóstwo.
P.C.: Technika dużo nam umożliwia, jest internet, są komunikatory, radio, telewizja, to sposoby, których się imamy, chociaż zauważmy, że żadne środki nie zastąpią osobistego spotkania z drugim człowiekiem. Oczywiście do wykorzystania jest książka czy interet jako narzędzia, które doprowadzą do spotkania sam na sam. Takie spotkania w cztery oczy są nie do przecenienia i jestem głęboko przekonany, że nic ich nie zastąpi.
M.H.: To właśnie przyciąga do dominikanów?
P.C.: Ktoś mi kiedyś powiedział, że to język, którym przemawiamy, sposób mówienia o Bogu, który dla ludzi jest zrozumiały, długo nie chciałem w to uwierzyć. Nie chodzi o to, co mówimy, bo mówimy to samo co inni, ale jak mówimy, a zdaniem mojego rozmówcy mówimy ludzkim językiem. Nie chcę przez to powiedzieć, że inni mówią nieludzkim, to byłoby nieuprawnione.
Pierwszy klasztor dominikański powstał w 1215 roku w Tuluzie, rok później 22 grudnia papież Honoriusz III wydał bullę zatwierdzającą nowy zakon w oparciu o regułę Świętego Augustyna. W roku 1217 druga bulla obdarza braci tytułem kaznodziejów. Do Polski sprowadził ich w 1223 r. z Bolonii Biskup krakowski Iwo Odrowąż, a pierwszym polskim zakonnikiem został jego krewny św. Jacek Odrowąż.