Jaśniej
Sakrament pokuty i pojednania nie może być szybką akcją
Spowiedź przed Świętami Bożego Narodzenia jest niezwykle ważna. O tym, jak się do niej dobrze przygotować rozmawiamy z o. Piotrem Jordanem Śliwińskim OFMCamp., inicjatorem kapucyńskiej Szkoły dla Spowiedników.
Łukasz Kaczyński: Jaką rolę odgrywa spowiedź przed Bożym Narodzeniem?
O. Piotr Jordan Śliwiński: - Wiele osób idzie do spowiedzi na początku Adwentu lub w jego trakcie. Radziłbym rozpoczynać i kończyć Adwent spowiedzią. W ten sposób będzie nam łatwiej postawić zadania na ten okres akcentujący oczekiwanie i następnie z nich się przed Bogiem i sobą rozliczyć
A jak dobrze rozumieć istotę sakramentu pokuty i pojednania?
- Trzeba przestać skupiać się na sobie, na swoich grzechach, na wstydzie przed ich wyznaniem czy często lękach, że Bóg nam ich nie odpuści. Trzeba zobaczyć, że to właśnie Bóg przygarnia nas do siebie i że […] że dał nam swojego syna Jezusa Chrystusa, udziela przebaczenia grzechów i zachęca, byśmy szli już od teraz ścieżkami życia w Jego miłości. Kiedy klękam w konfesjonale to spotykam za jego kratkami nie przede wszystkim człowieka - kapłana, ale Boga i to który w dodatku nie oskarża czy wytyka mi moje przewiny, ale naprawdę chce podnieść mnie z moich upadków.
Nie da się ukryć, że wielkim problemem w okresie świątecznym są duże kolejki penitentów w kościołach i brak czasu…
- Tak, to prawda. Ale trzeba zaznaczyć, że dobra spowiedź to nie tylko długa spowiedź, ale dobrze przygotowana i dobrze w duchu wiary przeżyta. Świadomość tego, że przychodzi się do Boga wyznać grzechy i prosić Go o Jego miłosierdzie otwiera. Ale najpełniej dzieje się to wtedy, gdy człowiek dobrze się nad swoim życiem zastanowi i nie robi tego w biegu. Warto więc się zatrzymać, poświęcić choćby te 15-20 minut i wtedy ze spokojnym sercem przystąpić do samego wyznania grzechów. Myślę, że pomocna w dobrym przeżyciu rachunku sumienia jest tzw. reguła trzech palców. Symbolizują one trzy relacje – do Boga, do drugiego człowieka i ostatnią, do siebie samego. I takie trzy wymiary rozważone w rachunku sumienia w świetle Ewangelii na pewno są gwarantem tego, że zostanie on należycie wypełniony.
A jak w takim razie ojciec podchodzi do spowiedzi organizowanej w formie last-minute czy jako Nocy Konfesjonałów?
- Nie da się ukryć, że na pewno dla wielu osób to szansa, by w ogóle przystąpić do sakramentu pokuty w tym czasie, w którym często zabieganie osiąga poziom maksymalny. Jednak trzeba być świadomym, że im więcej spokoju i czasu, tym lepiej. Bo sakrament to nie ma być szybka akcja, coś na zasadzie wizyty u duchowego fryzjera. Żeby wpaść na moment, „ostrzyc się” i tylko dobrze wyglądać przed Świętami i w ich trakcie. To jest spotkanie, które ma zmienić moje życie. Ono ma być później bardziej Boże, oddane Mu, zawierzone w nadziei, zwłaszcza tej płynącej z narodzin Jego Syna.
A co z pokutą - jak nie pomyśleć, że „znów trzeba odklepać trzy zdrowaśki”?
- Często lekceważy się proste modlitwy zadawane przez spowiedników jako pokutę. Tymczasem trzeba pamiętać, że one mają nas naprowadzić na właściwą hierarchię w życiu. Postawić w naszym życiu Boga w centrum. Tak, jak wcześniej nasz grzech to nas postawił w centrum. A modlitwa to naprawia. I trzeba pamiętać, że ta zadana pokuta ma wymiar symboliczny. Bo kiedy mamy po sakramencie pokuty i pojednania czytać słowo Boże przez 3 dni - to, co stoi na przeszkodzie, by to robić przez tydzień? Tę pokutę można zawsze rozwinąć, a jeśli na przykład widzę, że nie poświęcałem czasu rodzinie, to przecież do modlitwy wskazanej przez spowiednika mogę przecież dodać staranie o większe zainteresowanie rodziną czy też przyjaciółmi.
Adwent to czas radosnego oczekiwania – jak przeżyć tak samo w tym czasie spowiedź?
- Mieć w sercu głęboko przekonanie, że spowiedź nie jest czymś smutnym. To eksplozja radości, bo przecież doświadczamy tego, że Bóg przebacza nam nasze grzechy. Nikt na świecie nie może mi tego wybaczyć - tylko Bóg. Gdy przychodzę do konfesjonału z czymś, co mnie zasmuca, ze złem, które popełniłem, doświadczam tam uzdrawiającego […] dotyku łaski Bożej, która mnie podnosi i która mi mówi: “Ty jesteś moim synem, ciebie dzisiaj zrodziłem i ciebie chcę”. To największa eksplozja radości i najmocniejsze przygotowanie na narodziny Jezusa Chrystusa w betlejemskim żłobie.