Imieniny: Adolfa, Tymona, Leona

Wydarzenia: Dzień Czosnku

Małopolska

 fot. Łukasz Kaczyński IX Marsz Nadziei i Życia.

W sobotę, 24 września ulicami Krakowa przeszedł IX Marsz Nadziei i Życia Fundacji Urszuli Smok Podaruj Życie - Ośrodek Pomocy Osobom z Chorobami Krwi i Nowotworami. Uczestnicy marszu nieśli zielone balony, do których były przywiązane karteczki z wypisanymi marzeniami chorych na raka.

 

Jak podkreśliła Urszula Smok, założycielka fundacji organizującej marsz, osoby zdrowe, które dowiadują się o chorobie bliskich, są przerażone i zagubione. "A osoba chora potrzebuje od njabliższych przede wszystkim wsparcia i motywacji do tego, żeby dalej walczyć" - stwierdziła. "Wiem to z własnego doświadczenia - to, że ja chciałam walczyć i żyć było dzięki mojej rodzinie, która nigdy nie okazywała jakiegokolwiek zwątpienia" - dodała. Wspomniała także o rzeszy osób nieznanych, która wpłacała pieniądze na jej leczenie, co także dodawało jej sił do walki.

"Celem akcji jest przybliżenie sytuacji chorych onkologicznie i pokazanie, że w ich świecie jest miejsce na radość i zwykłą codzienność. Dodatkowo rozpowszechaniamy ideę dawstwa szpiku kostnego, która jest bardzo ważna, zwłaszcza dla osób chorych na białaczkę" - wyjaśniła.

Marsz przeszedł od siedziby Rady Miasta w Krakowa do Wieży Ratuszowej na krakowskim rynku. "To bardzo ważna idea. Nikt z nas nie wie kiedy może nas osobiście coś takiego spotkać. Więc ważne jest przypominanie, że wsparcie i pamięć niewiele kosztują, a tak wiele przecież mogą dać" - przyznała jedna z jego uczestniczek, pani Joanna z Krakowa.

W marszu uczestniczyły także znane osoby m.in. aktorzy Tomasz Schimscheiner i Anna Cieślak. "My zdrowi jesteśmy czasem egoistami. Jednak kiedy zdarza sie choroba - nagle czujemy, że potrzebujemy pomocy. Taka akcja ma pobudzić do refleksji, że potrzeba zawsze empatii do człowieka chorego i nie traktowania go protekcjonalnie, ale w taki sposób, by czuł, że jest blisko ktoś obok" - powiedział o akcji Tomasz Schimscheiner.

Na scenie na Rynku Głównym, do której dotarł marsz, odczytano listu z marzeniami osób chorych na raka. "Mam na imię Paulinka, mam 3 lata i jestem chora. Marzę o własach takich jak ma mama" - brzmiał jeden z nich. Po zakończeniu listy przyczepione do specjalnych balonów poszybowały w niebo. Jednak ze względów bezpieczeństwa nie uczyniono tego naraz - każdy uczestnik marszu zabrał balon ze sobą i wypuścił go w swoim miejscu zamieszkania.

Źródło:
;