Imieniny: Piotra, Walerii, Witalisa

Wydarzenia: Dzień Ziemi

Komentarze

 fot. Przemysław Radzyński

Kiedy słucham papieża Franciszka, który ma wizję Kościoła aktywnego, wychodzącego po zagubionych pozostających na peryferiach, to często nie widzę w nim miejsca dla siebie, bo okopałem się w dobrze mi znanych miejscach i brakuje mi odwagi, żeby się z nich wychylić.

 

Papież Franciszek używa często metafory, wg której Kościół ma być szpitalem polowym. Na to, że Kościół ma pomagać w leczeniu, wielu jest się w stanie zgodzić, ale przecież papież nie mówi o szpitalu, ale o szpitalu polowym. To znaczy, że ma na myśli pomoc nie tyle ludziom chorym, co pokiereszowanym wojenną pożogą, którzy nie dość, że krwawią, to intensywnie myślą, jak uchronić się przed kolejną bombą, albo rozpaczają po stracie najbliższych. Nie przeżyłem wojny, ale nie trudno sobie wyobrazić strachu, lęku, poczucia beznadziei i kompletnego zagubienia tych, którzy doświadczają jej także w przenośnym sensie.

To do takich ludzi ma wychodzić Kościół. Do takich, na widok których naturalnie odwraca się wzrok. A Kościół nie tylko nie może odwrócić oczu, ale powinien z miłością zakasać rękawy i ruszyć do opatrywania ran.

Tak właśnie postrzegam wiele charytatywnych kościelnych instytucji, a zwłaszcza te, które pomagają najbiedniejszym. Czyli tym, którzy w swym życiu przeżyli niejedną wojnę. A może nawet aktualnie toczą jakąś z bitew w obronie swojego życia.

Z dużą radością przyjąłem inicjatywę sióstr Felicjanek, które od dziesiątek lat prowadzą społeczną Kuchnię im. s. Samueli przy ul. Smoleńsk w Krakowie. Nie dość, że siostry karmią głodnych, to jeszcze stwarzają okazję innym, by mogli być miłosierni.

Siostry wpadły na pomysł, by przygotować talony na zupę i drugie danie, które można u nich kupić a później obdarować nimi potrzebujących, którzy wymienią je na ciepłe posiłki w Kuchni im. s. Samueli. Inicjatywa cieszy się powodzeniem w wielu krakowskich parafiach, bo pomysł spodobał się proboszczom. Ci ostatni zaproponowali wiernym, żeby w zakrystii zaopatrywali się w talony i wręczali żebrzącym. Wierni chętnie podjęli inicjatywę, bo dzięki takiemu rozwiązaniu mają pewność, że ich datki zostaną dobrze spożytkowane.

Co więcej, np. z parafii św. Floriana talony bardzo szybko zniknęły z zakrystii. Pracujący tam ks. Piotr Studnicki mówi, że w ludziach jest nie tylko potrzeba, ale nawet nawyk dawania, cnota dobroczynności. Wiele osób chce pomagać, ale często nie wie jak, a równocześnie ma przekonanie, że dawanie pieniędzy nie tylko nie rozwiązuje problemu a wręcz może szkodzić obdarowanym.

Propozycja sióstr Felicjanek może pomóc odważyć się wyjść – także tym mocno okopanym w tym, co dla nich znane i bezpieczne – do tych, do których Kościół z natury jest posłany.

Źródło:
;