Imieniny: Wiktoryna, Helmuta, Eustachego

Wydarzenia: Dzień Metalowca

Dziedzictwo

 fot. Łukasz Kaczyński

O tym, że szopkarstwo to praca na cały etat, która wymaga wiele cierpliwości rozmawiamy z tegorocznym zwycięzcą 77. Konkursu Szopek Krakowskich w kategorii szopek dużych, Leszkiem Zarzyckim.

Łukasz Kaczyński: Jak to się stało, że zaczął Pan wykonywać szopki i ile to już lat?

Leszek Zarzycki: - Szopki zacząłem przygotowywać prawie 40 lat temu. Pierwszą wykonałem w 1981 r. A wzorcem do naśladowania stał się mój, nieżyjący już, kolega Witold Głuch, również wieloletni szopkarz. Za swoją pierwszą szopkę w kategorii szopek małych otrzymałem 3 miejsce. I to stało się siłą napędową, swego rodzaju mobilizacją, która utrzymała się do dzisiaj. Ale potem nastąpiły lata wyrabiania stylu - bo to nie jest tak, że zrobi się jedną szopkę i już wszystko się wie.

Jakie są więc cechy charakterystyczne Pana stylu?

- Na pewno koloryt szopki. A także architektura, którą prezentuję, gdyż staram się włączyć wszystkie wyjątkowe cechy rozpoznawalnych budynków Krakowa w jedną całość. To nie może być model prezentujący tylko dane miejsce. Szopka musi być w pewien sposób uniwersalna. Poza tym ważna jest proporcjonalność i mechanizacja elementów szopki. I co ciekawe - nie zawsze człowiek jest zadowolony ze swojej pracy. Jak się tak przyglądnie z perspektywy czasu to zapamiętuje na kolejny rok, że może zrobiłby coś inaczej. Na przełomie lat widzę naprawdę wyraźnie, że szopki w kontekście kolorytu, pomysłu i piękna zostały w sposób niezwykły dopracowane przez ręce szopkarzy. One są rzeczywiście niepowtarzalne.

Wspomniał pan o mechanice w szopce – jakich elementów ona dotyczy?

- Na pewno Świętej Rodziny, Trzech Króli czy lajkonika. Ale to naprawdę wymaga precyzyjności i często napotyka się przy tym trudności. Problemy są z silniczkami - na rynku nie ma dużego wyboru. Ja korzystam z silniczków o mocy 230 V. Silniczki ogółem powinny mieć małe obroty i kręcić się w jedną stronę, ale dostępne w sprzedaży kręcą się w obie strony. To wymaga przemyślenia tematu, bo gdy chce się ustawić ruchomych Trzech Króli w szopce, to kiedy nie wiadomo, w którą stronę po włączeniu zadziała silniczek, to trzeba ich ustawić na wprost do Świętej Rodziny, a nie bokiem. Bo może się okazać, że zaczną chodzić do tyłu, a to byłoby niewskazane. Aby pięknie przystroić szopkę, robię również takie makaroniki, jak to się mówi między nami szopkarzami, z folii aluminiowej, jaką znamy z kuchni. Materiał ten tnie się w paski i skręca, tworząc warkoczyki o grubości 1-1,5 mm, które pięknie przystrajają szopkę.

Szopki to chyba praca na cały etat?

- Tak, trzeba liczyć, że żeby zrobić ładną dużą szopkę z mechanizacją i przystrojeniem, potrzeba minimum pół roku. I to nie tylko popołudniami. Mnie codziennie zajmuje to jakieś 12-14 godzin. Cały ten czas jest się schylonym, pracuje w jednym miejscu, aż plecy bolą. I często jeszcze potem przed snem człowiek się zastanawia, co jeszcze zrobić poprawić i mija kolejna godzina…

W swoich pracach odnosi się też Pan na pewno do realiów i aktualnych wydarzeń, a nie tylko architektury?

- Każda szopka jest inna. Nie mam rysunków czy planów. Siadam i zastanawiam się, co aktualnie mam w głowie. Może przypomni mi się jakiś jubileusz czy postać. Kiedyś zobaczyłem członków Bractwa Kurkowego stojącego przed Muzeum Miasta Krakowa. I taką szopkę wykonałem. Nie da się ukryć, że była nietypowa – składała się z budynków, m.in. kościoła Mariackiego czy sukiennic, ponad którymi stały takie wielkie postacie członków tego bractwa podtrzymujące szopkę, którą można było zdjąć z ich rąk i położyć osobno. Dlatego była to szopka dwuczęściowa, dzielona. Miała prawie 2 metry wysokości.

Co Panu pozwala wyrazić praca nad szopką? I jak Pan się czuje widząc następców?

- Trzeba to na pewno lubić, a wręcz pokochać. Człowiek czasem myśli, że to już koniec i już nic więcej się nie da. Ale jednak przychodzi ten czas, kiedy człowiek widzi, że już trzeba zacząć i powstaje kolejna praca. Bardzo mnie cieszy, że młodzi również biorą się za wykonanie szopek. Oczywiście, że często odbiegają one w wielu punktach od wytycznych szopkarskich, ale też są piękne. I to też jest mozolne wypracowywanie stylu. Widzę, że to też wielkie przeżycie. A skąd to wiem? Bo tradycję w rodzinie podtrzymuje mój wnuczek, który już złapał szopkarskiego bakcyla. I trzeba pamiętać, że takie dziecko ktoś bardziej doświadczony musi pokierować. Mnie i wnuczkowi wspólna taka praca daje wiele radości i naprawdę czuję, że mogę mu przekazać istotne elementy naszej tradycji i kultury lokalnej.

Kilka słów na rozpoczynających swoją przygodę z szopkami?

- Trzeba próbować. Ja kilka lat wypracowywałem styl. A pierwszą szopkę robiłem 3 lata i myślałem, że jej nigdy nie skończę. A potem przyszły zaangażowanie i dobry podział pracy. Jeden element tworzę, a myślę o kolejnym. I tego życzę wszystkim – dobrych pomysłów szopkarskich i braku zwątpienia.

……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………..

Do 77. Konkurs Szopek Krakowskich, który odbył się 5 grudnia 2019 roku, zgłoszono 131 szopek – 48 szopek w kategorii seniorów, 11 szopek w kategorii szopek młodzieżowych, 52 szopki dziecięce oraz 20 szopek rodzinnych. Zwycięzcami w kategorii szopek dużych zostali Zbigniew Zyman i Leszek Zarzycki. W kategorii szopek średnich Zbigniew Gillert i Dariusz Czyż. Najlepszą szopkę małą wykonał Maciej Moszew, a miniaturową Zbigniew Madej. Wyróżnienia specjalne Dyrektora Muzeum Historycznego Miasta Krakowa  otrzymali Andrzej Malik (za odwagę w poszukiwaniu nowych form) i Zbigniew Gillert (za nowatorskie połączenie tradycji szopkarstwa krakowskiego z tradycją narodową Orła w koronie). Nagrodę imienia Zofii i Romana Reinfussów otrzymała Katarzyna Racka.

Oceń treść:
Źródło:
;